Z pewnością każdy z fanów miał momenty, kiedy myślał sobie, że przecież to nie może tak się skończyć, albo ogólnie miał ściśnięte ze wzruszenia gardło. Jak dla mnie to były te momenty:
1) śmierć detektywa Shepparda na pustyni pod Las Vegas
2) chory McKay wyznaje Keller, że ją kocha
3) major Sheppard mówi Weir, że weźmie skoczka z atomówką i rozwali Rój na orbicie w samobójczym ataku, ona protestuje, ale potem z bólem w oczach kiwa głową, że się zgadza, rozumiejąc że samopoświęcenie jednostki może uratować resztę ekspedycji
no, ja też miałam kilka takich sytuacji:
1) śmierć Carsona (myślałam, ze mi serce pęknie podczas uroczystości)
2) Atlantyda ląduje na Ziemi ( to było bardziej wywołane świadomością, że to koniec)
3) w piątym sezonie chwilowy powrót Elizabeth, lubiłam ją, szkoda, że jej już nie ma
Pozdrawiam wszystkich fanów Atlantisa :)
1) śmierć Carsona Becketta (o mało nie rozpukłem się z żalu podczas ostatniej rozmowy z McKay'em)
2) gdy McKay i Keller na dobre mają się ku sobie (bo od początku dobrze życzyłem McKay'owi)
3) ostatni odcinek Atlantis :( (bo był ostatni)
4) gdy pokonują replikatorów (poprzez zapadnięcie się planety)
5) gdy dowiadujemy się, że nie wszyscy Asgardzi zginęli (bo dobrze wspominam ich z SG-1)
Bezwględny TOP5 z mojego punktu widzenia:
1) Śmierć Becketta
2) z odcinka "Before I Sleep" - "I'm you Elizabeth" i cała historia pierwszego wejścia na Atlantis
3) z odcinka "First Strike" - "Atlantis is leaving this planet" wraz z całą sekwencją lotu Atlantydy
4) "Sateda" - wspomnienia Ronona i jego żony oraz dziecka
5) "Vegas" - śmierć Shepparda
Ronon nie miał żony, w odcinku 03x17 Sunday mówi Johnowi, że była jego dziewczyną :))
Doczytałem na SG Wiki, przyznaję się do błędu. :-) Chociaż różnie można interpretować Rononowskie "(...) close enough.", może na Satedzie nie mieli instytucji prawnej małżeństwa?
A wiesz, że to jest ciekawe? Zawsze mnie intrygowały wypowiedzi Ronona i ogólnie Sateda , chyba będę musiała sobie powtórzyć co nieco:))
Biorąc pod uwagę jego brak okazywania uczuć, niechęć do mówienia o przeszłości i ogromną nienawiść do Wraith - Ronon jest jedną z najciekawszych postaci w SG:A (tak bardzo mnie zainspirował, że posiadam tatuaż "Specialist" na biodrze).
Wspominając o sytuacji między nim a Meleną zacytuję fragment:
"While the full extent of Ronon's relationship with Melena is never revealed, when Dr. Jennifer Keller asks him if he was ever married, he says "close enough" indicating they were probably at least engaged or were very close."
Jedna z wypowiedzi fanów SG:A bardzo przykuła moją uwagę:
" Its just something about his anger problems that just wouldnt work right in a marriage."
Z drugiej strony:
"Ronon listened to Sheppard stammer his way through explaining something he called "Don't Ask, Don't Tell".
Like so many other Earth-born things, it made no sense. On Sateda it was expected that before a person married that they would have had lovers of both sexes to be sure that the person they ultimately choose to marry would truly meet all their lifelong needs. "
Jak i Ciebie - mnie bardzo ciekawi sytuacja na Satedzie, historia Ronona i jego życie pomiędzy "zostaniem Uciekinierem" a odnalezieniem przez Shepparda i ekipę. Wygląda na to, że na Satedzie była pełna instytucja małżeństwa, jednakże Ronon z pewnych względów _mimo_ posiadania wybranki serca nie zgodził się na to. Czemu? Być może zbliżające się Żniwa powstrzymały Ronona (jakby nie patrzeć wojskowego) od wzięcia Ślubu. Tragiczna historia, co udowadnia "Sateda".
Cóż, SG:A skończyło się dawno temu, miło jednak pogawędzić o 'side-stories'. :)
Myślisz, że będzie nam dane jeszcze obejżeć Ronona i resztę w filmie kończącym serial? Bardzo bym chciała, ale chyba ten pomysł umrze śmiercią naturalną, przeglądałam kiedyś neta w poszukiwaniu jakiś informacji na ten temat, ale wyszło na to, że chyba fani bedą musieli jeszcze długo czekać :(
nie no, to już byłoby przegięcie... w Drodze Mlecznej nie walają się "tu i ówdzie" ZPM :P tak jak to było w Pegazie,
Atlantyda nie mogłaby wykorzystać swojego potencjału siedząc cicho koło San Francisco
Napisałem tutaj z okazji, że ostatnio ponownie zakończyłem przygodę z Atlantydą. Radek mówił do Woolsey'a, że ta teoria wymaga olbrzymich ilości energii, a przecież żaden z reaktorów naquadah nie zapewniał porównywalnych ilości energii. Natomiast to, że skorzystali z tego napędu to wynik usterki napędu nadświetlnego, a nie ZPM. :) ZPM zużyli na tarcze walcząc na orbicie Ziemi.
dzięki, obejrzałam jeszcze raz i faktycznie masz rację.
Czyli raczej się nie zapowiada, żebym jeszcze raz zobaczyła jak kopią Wraith tyłki :(
W sumie to nie musiał być koniec. Przecież jeszcze powinni odwieźć do Pegaza co najmniej Teylę i ewentualnie Todda. W czasie kilkutygodniowej podróży mogliby mieć jakieś przygody. :) Wydaje mi się, że twórcy nawet zostawili sobie uchyloną furtkę w stosunku do ilości zgromadzonych ZPM, bo nie podano ich prawdziwej liczby. Choć naciągane było, że Todd zostawił sobie je na boku.
To raczej naciągane nie było, bo Todd nie do końca im ufał, też bym wolała zostawić sobię jakąś drogę ucieczki w razie czego.
Ucieczkę przed kim? Miałem na myśli ukryć część przed Wraith. :) Jak by nie było, to przecież pracowali za wspólną sprawę.
Chodziło mi tutaj o ograniczone zaufanie z obydwu stron, przeciez bądź co bądź Todd jest jednym z Wraith.
PS. Zrobił się mały off -top :)
Dla mnie tym najsmutniejszym odcinkiem była śmierć Michaela Kenmore. :(
Generalnie ten wątek z Michaelem należy do moich ulubionych.
Michael WidmoNieWidmo był naprawdę świetny (a jak się aktorsko rozwinął od czasów kmdr por. Tuckera z STE), aż szkoda, że tak niegodnie go zabito.
Tak był świetny, i prawdę mówiąc to nie rozumiem dlaczego to akurat Todd miał takie względy... Zdecydowanie wolałabym aby zakończenie tej historii z Michaelem było takie, jak przedstawiono to w odcinku kiedy to Sheppard przeniósł się w czasie. :)
Bo Todd był czasami, mimo swej widmowatości, dość sympatycznym jajcarzem, którego kochamy nienawidzieć - jak kiedyś Brunnera. Michael zaś był zawsze do bólu pragmatyczny, właśnie kandydat na galaktycznego Imperatora. Niestety zbyt wyrachowany dla publiczności, choć paradoksalnie to najprędzej z nim poszłoby się dogadać Atlantydzie. Tylko ten pościg za brzuchem Teyli mógłby być cokolwiek drażliwą kwestią w negocjacjach.
Prawdę mówiąc to trudno mu się dziwić... Ofiara eksperymentu, zdradzony i odrzucony przez Widma... nic dziwnego, że pragnął zemsty... Ludzie oszukali go dwukrotnie, nie ufali mu, mimo że im pomógł, dla Widm był mieszańcem, odrzucono go, stracił wszystko, dodatkowo został sam, co skłoniło go do tworzenia własnej rasy... :) Na dobrą sprawę to robił dokładnie to co zrobił mu Carson, tylko w tym wypadku zupełnie inaczej było to postrzegane...