Liczyłem na serial o dzikim zachodzie, brutalny, brudny, męski. Otrzymałem (co już w tych czasach mnie absolutnie nie dziwi) infantylną, ideologiczno - moralizatorską lewoskrętną papkę.
Kobieta z łatwością pokonuje doświadczonego w boju indiańskiego wojownika (w walce wręcz!), jest oczywiście zły kapitalista (jawnie wyśmiewana jest ta idea jak i to że "do wszystkiego doszedł sam", no wiadomo socjalistów w sztuce filmowej może to bawić bo pasą się na rządowych dotacjach produkując takie gnioty), oczywiście dobrzy murzyni i indianie i źli agresywni biali kolonizatorzy. Niedobrze się robi od natłoku takiej propagandy.
Porównywanie tego serialu do genialnego (i ponadczasowego w swoim moralizatorstwie) braking bad to mało śmieszny żart. Nie wiem czy przebrnę dalej niż 1 sezon.