Serial skazany był na klęskę przez postać głównej bohaterki. Tylko ona spośród wszystkich innych postaci nie przechodzi choćby minimalnej metamorfozy. Ma wokół siebie ludzi, którym na niej zależy i którym warto zaufać. A co robi? Nałogowo wchodzi w nowe relacje z toksykami (jak nie gość, który chce ją wywieźć do Szwecji, to samobójca, który nagle znika bez słowa, pomijam już recepcjonistkę, która zostawiła ją w płonącym samochodzie i konsjerża, który był zakochanym w sobie dupkiem). Wszyscy wokół niej nie stoją w miejscu - Artur uporał się z traumą z dzieciństwa , wrócił na studia i awansował, Lucy rzuciła alkohol, Kuba i Marta odkryli prawdziwą miłość, Iwona otworzyła się na relacje z drugim człowiekiem i weszła w rolę matki i babci. Jedynie Natalia pozostaje nieodpowiedzialną i rozkapryszoną dziewczynką, która leci tak, jak zawieje wiatr. Tu sobie pośpiewa, tu sobie potańczy, tu coś namaluje. Niczego nie robi na 100%. Sprawy hotelu obchodzą ją tyle, ile muszą. Liczyłam szczerze na coś więcej, na głęboką przemianę biednej zagubionej dziewczyny, która nagle traci ojca i dostaje dość kłopotliwy spadek w postaci hotelu (przecież totalnie się nie zna na tym, jak go poprowadzić), ale ona ani nic nie robi, by wyspecjalizować się jako hotelarz i zadbać o spuściznę ojca (potrafi tylko deklarować, jak jej na tym zależy, co nie przekłada się w żaden sposób na rzeczywistość), ani nie wyciąga wniosków z chybionych relacji z innymi ludźmi, przed którymi wszyscy ją ostrzegali (Artur przed przyjaźnią z tą dziewczyną z recepcji, Iwona przed związkiem z dyplomatą itd.). Nie dziwne, że na pewnym etapie serial stał się niesmaczny dla widza i zszedł z anteny.