Przykro się patrzy na serial który jest w pewnym sensie kontynuacją jednego z moich ukochanych seriali... Od razu zaznaczę, że wcale nie przeszkadza mi wygląd aktorek. Uważam, że wyglądają bardzo dobrze mimo upływu czasu.Natomiast brak spójności, autentyczności w postawach bohaterek jest zniechęcającą do dalszego oglądania.
Niezrozumiałe dla mnie jest to, co Carrie powiedziała o Bigu, że jest możliwe, że dokonała złego wyboru... Rozumiem, że produkcja mogła się odciąć od aktora z uwagi na pozwy kobiet itp. i usunąć wcześniej zaplanowane sceny z nim w pierwszym sezonie. Natomiast tu chodzi o o wieloletnie, prawdziwe, niepowtarzalne, niezmiernie wielkie uczucie Carrie do niego, dlatego trudno zrozumieć jej obecne spostrzeżenia. Przecież nie rozstała się wcześniej z Aidanem dla Biga. Wiele innych rzeczy ich poróżniło - choćby różnice w kwestiach sformalizowania związku oraz założenia rodziny. Nie sądzę, aby Carrie chciała mieć dzieci, co było ważne dla Aidana. W dodatku wątek Mirandy. Rozumiem i szanuję, że aktorka jest w rzeczywistości lesbijką, ale czemu wykreowali Mirandę na lesbijkę. Zepsuło mi to spójny obraz postaci. Nie jest dla mnie już auntentyczna. Oczywiście ludzie się zmieniają z wiekiem i w wyniku rozmaitych doświadczeń, ale do postaci Mirandy zupełnie nie pasuje rola lesbijki. ( nie mówię tu o aktorce i jej życiu) No i brak Samanty...wątki nowych postaci są mało dla mnie interesujące, nie rekompensują mi braku barwnej postaci Samanty. Te postacie nie są już dla mnie tak charyzmatyczne, wyróżniające może oprócz Che, która ma faktycznie ciekawą osobowość. Jest ich generalnie za dużo..
Podsumowując bardzo żałuję, że obejrzałam I tak po prostu, ponieważ zepsuło to mi pozytywny obraz, wspomnienie Seksu w Wielkim Mieście.