I-beu
powrót do forum 1 sezonu

Motyw zemsty jest mocno eksploatowany w k-dramie, a ten serial nie wnosi nic odkrywczego, jest mocno przewidywalny. Zaczęłam oglądać ze względu na Seo Ye-ji, którą cenię za znakomitą rolę w "It's OK to not be OK", ale z każdym kolejnym odcinkiem jestem bardziej rozczarowana. Aktorka gra jak zombie, cały czas ta sama spięta mina i sztuczny uśmiech, jej postać jest jednowymiarowa. Skoro clou akcji do miłość do wroga, pomimo żądzy zemsty, mogłaby czasami zagrać też kobietę zakochaną; ogólnie chemia między dwójką głównych bohaterów jest słaba, trudno uwierzyć w namiętność, o której oboje głównie mówią z kamiennymi twarzami. Po pierwszym odcinku, w którym była, bardzo odważna jak na standardy koreańskie, scena seksu, ciekawie wpleciona w fabułę, spodziewałam się rozwinięcia wątku femme fatale w tym kierunku, niestety nic z tego - szaleni z miłości kochankowie głównie trzymają się za ręce. Amant (pan Kang) ma przy tym fizjonomię krasnala Gapcia, co odbiera mu sporo seksapilu. Z postaci drugoplanowych jedyna ciekawa to So-ra (żona Kanga), która jako czarny charakter powinna budzić antypatię, a jednak w większości scen kradnie show głównej bohaterce, ponieważ okazuje jakieś emocje i robi to przekonująco. Cała reszta postaci jest nijakim tłem, nawet tatuś sadysta (też ciekawie się zapowiadał w pierwszych odcinkach, w kolejnych jest bezradnym dziadkiem, siedzącym w fotelu ze zdumioną miną). Wątek dramatyczny się ślimaczy, jest zbyt wątły na 16 odcinków, 6 by wystarczyło. Mam 3 odcinki do końca i pokusę, żeby obejrzeć ostatni tylko po to, żeby się dowiedzieć, którego faceta ostatecznie wybrała. Szkoda, sam pomysł można było naprawdę ciekawie rozwinąć.

Katarzyna_Kier

Absolutnie się zgadzam Casting slaby. Zero chemii miedzy głównymi bohaterami. Aktorka grająca główną rolę powtarza rolę z It' s Ok not to be Ok tylko gorzej. Biega w przesadzonych kreacjach z białym podkładem jak wenecka maska. Aktor grajacy Kanga chodzi ze stężałą miną. Role drygoplanowe - małżonkowie znacznie lepsi. Mimo wszystko film ciekawszy niż amerykańskie produkcje. O tym czego się nie kupi za pieniadze