To cytat z serialu i, klne sie, ten wlasnie powinien zostac zaaplikowany scenarzyscie i szefowi obsady rzeczonego serialu.
Nie oczekujcie Daredevila, nie oczekujcia Luke'a Cage'a, nie oczekujcie nawet J.Jones, ktora to pannica do tej pory byla najmniej ciekawa bohaterka serialowego uniwersum Marvela. Oczekujcie, ze ktoś tu popełnił karygodna pomyłke.
Formula scenariuszowa i jezyk wizualny "Iron Fist" jest podobny do reszty wspomnianych seriali. Inaczej rozlozone sa akcenty: jest mniej mrocznie, zwlaszcza jesli porownac go do "Daredevile'a", inne rozterki targaja glownym protagonista, ale ogolnie jest to podobna sprawdzona formula. Gdzie wiec lezy przyczyna porazki? Odpowiedz jest prosta - jest to najbardziej lamerski, wpieniajacy bohater jakiego stworzono w tym i kazdym innym wymiarze, wlaczajac Kunlun.
Ktos kto zdecydowal sie na obsadzenie Finna Jonesa w roli tytulowej powinien uzyc mocy Reki i pacnac sie mocno w glowe. Finn jest bowiem nieslychanym leszczem, ktory nie dosc ze nie posiada zwyczajnej muskulatury (o 15 latach morderczych treninngow nie ma co wspominac) to nie ma takze zadnych umiejetnosci walki. Malo tego - najwyrazniej niespecjalnie przylozyl sie do zajec z kaskaderami, o ile w ogole takie mial przed rozpoczeciem zdjec. Poziom znajomosci tai-chi, kung-fu i dowolnej innej sztuki walki -1.
Dzielnie partneruje mu "szefowa" dojo - Jessica Henwick. Kata w jej wykonaniu oraz pojedynki wrecz to po prostu tragedia. Oboje graja pierwsze skrzypce w koncercie żenady, ktorym staja sie sceny fizycznej konfrontacji w tym serialu. A to, niestety, odbiera serialowi cala wiarygodnosc. Polecam kazdemu scene w ktorej oboje popisuja sie przed soba znajomoscia nunchaku. Łzy kapały mi ciurkiem ze smiechu i zgrozy, na przemian.
Utracona w ten sposob wiarygodność nijak nie daje sie juz odbudowac. Co wiecej, wszystkie zapewnienia bohatera o tym, jak to cwiczyl ciezko, jakie trudy znosil przez lat wiele, aby stac sie Zywa Bronia w tej sytuacji tylko poglebiaja niezamierzony efekt komiczny. Facepalm. Zywy Pazdzierz - no chyba.
Do tego doklada sie fatalny wprost portret psychologiczny glownego bohatera. Dziecieciem bedac stracil oboje rodzicow, przezyl horror katastrofy lotniczej, bliskosc smierci, osamotnienie, morderczy trening w klasztorze, transfer do innej rzeczywistosci, niezliczone walki i turnieje, rany i meczarnie - doliczcie co chcecie. Efekt ? Smętny laluś. Naiwny, słaby, nieprzygotowany, miękki, pierdoła,z tleniona grzywka. Nie dziwota wiec, ze w jednej ze scen buddyjscy mnisi okladaja go kijami. Sam bym chetnie wzial jeden i sie przylozyl, bo goscia nijak nie da sie scierpiec.
Tego, co uczyniono Iron Fistowi nie da sie przelknac, nawet zawieszajac sceptycyzm dnia codziennego - wiadomo, ogladamy w koncu komiks. Nikt przy zdrowych zmyslach nie kupi tego psychologicznego nieprawdopodobienstwa. Das ist too much. Nie da sie tego usprawiedliwic.
Dlatego: jesli chcecie wypełnic czyms swoje samotne wieczory i naprawde kochacie komiks oraz Marvela a nie zostalo nic innego do roboty - mozecie rzucic okiem na to dzielo. Jesli natomiast szanujecie prawdziwego Iron Fist'a, swoj czas i zdrowy rozsadek - odejdzcie w pokoju. Reka na razie nie ma sie czego bac. Przynajmniej z jego strony.