Tak z nudów z okazji niedzieli chcę się podzielić moimi przemyśleniami. Najgorszym elementem serialu był scenariusz. Dziecinne dialogi o niczym i miejscami bez sensu pozbawione jakiejkolwiek argumentacji, na poziomie szóstej klasy podstawówki, pisane na kolanie. Dodatkowo uderzył mnie koszmarny montaż. W jednej scenie Danny ma ręce w górze, by w kolejnym ujęciu mieć je opuszczone. Colleen trzyma szklankę przy ustach, by w następnym ujęciu szklanka zniknęła. Było tego znacznie więcej. Na szczęście wszystko to rekompensuje bardzo dobre, moim zdaniem, aktorstwo. David Wenham, chociaż zagrał bardzo, bardzo złego pana i to nie pierwszy raz, zawsze bedzie moim ukochanym Faramirem z Władcy Pierścieni. Rosario jest genialna w każdej serii Netflixa. Świetnie ożywiła tę postać i nadała jej charakteru. Carrie-Anne Moss to klasa sama w sobie, nawet w epizodzie. Finn Jones jako Danny też się świetnie spisał. Chociaż to na pewno nie było 100% jego aktorskich możliwości.
Co do samej postaci Danny'ego, to chociaż był moim ulubionym, obok Warda bohaterem, to jednak jego naiwność i ciapowatość były strasznie irytujące. Mogłam mu wybaczyć to w pierwszych kilku epizodach, ale być frajerem prawie cały sezon? Mam nadzieję, że to tylko takie wprowadzenie do postaci i w The Defenders pokaże trochę charakteru i przestanie się mazgaić. Nie dziwota, że połowa bohaterów mówiła mu co kawałek, że jest fatalnym Iron Fistem. Dziwiło mnie też, że Iron Fist w ogóle nie ma pojęcia o swoich mocach...? Na szczęście zostało to wyjaśnione w serialu. Finn, chociaż wierzę, że trenował długo i cieżko, ma jeszcze spore zaległości w choreografii. Bo nie wmawiajmy sobie, że zna kung-fu. Do finezyjnych ruchów Jeta Li czy Marca Dacascosa jeszcze mu bardzo dużo brakuje. Liczę jednak, że z czasem się wyrobi. Ale tak właściwie to był więcej niż ok. Brakowało mi też odpowiedniej dawki mistycyzmu. Te zawirowania korporacyjne były zupełnie niepotrzebne. Było trochę dziur scenariuszowych i brakowało logiki, więc przy kolejnym sezonie powinni zdecydowanie zmienić scenarzystę. Co do scen walki, to chociaż nie były tak spektakularne, jak oczekiwałam, to jednak ich ilość mnie usatysfakcjonowała.
Co do zarzutów, że serial jest nudny: jest w takim samym stopniu momentami nudny jak Daredevil czy JJ.
Nawiązania do reszty universum przyjemne, ale trochę było ich za dużo. Nie zliczę ile razy wspomniano o Cage'u czy Murdock'u ('sweet christmas', list z więzienia, diabeł, pani detektyw, kuloodporny) ... Wspomniano też o inwazji obcych i Hulk'u. Za to ani razu nie dostrzegłam budynku Starka z gigantycznym A.
Wiem, że w mojej wypowiedzi jest więcej negatywnych opinii, ale mimo wszystko serial mi sie bardzo podobał. Oglądało się go naprawdę dobrze i teraz jeszcze bardziej czekam na The Defenders.
A te wszystkie negatywne recenzje i niskie noty krytyków są w większości wyssane z palca. Widać, że recenzenci nie mają bladego pojęcia o komiksowym Iron Fiscie.
Aha, wielki plus za scenę z falą uderzeniową w ostatnich scenach 13 odcinka. Na to czekałam! Oby wiecej w przyszłości! I odrobinę większy budżet, by móc zobaczyć smoka :D