Iron fist to najsłabsza produkcja Netflixa o superbohaterze , Nie widziałem jeszcze całości tylko pierwsze 3 odcinki ale szczerze powiedziawszy to nawet nie mam ochoty oglądać dalej . oto powody :)
1 . główny bohater nie mam pojęcia dla czego wybrali blondyna z gry o tron , może jest podobny do komiksowej wersji Iron fista nie znam się ale to chyba nie wystarczający powód , mogli wybrać kogoś kto naprawdę ma osiągnięcia w sztukach walki , to widać od razu ,
2 , pierwsza walka jaką dostajemy na wstępie z ochroniarzami to chyba kpina albo poziom walk z Arrow 4 sezon , wyglądało to na 5 sekundową walkę w stylu unik , kopnięcie strzał z piąstki w wątrobę i cała ochrona leży , dalej wcale walki się nie poprawiają ( mówię do 3 odcinka dalej jeszcze nie widziałem :)
3, aktorka która gra Colleen od razu widać że trenuje sztuki walki i jest od głównego bohatera lepsza ale to on ją uczy . I wszystko było poprawie do 3 odcinka czyli walki w klubie , Normalnie jakbym zobaczył Thea w 4 sezonie Arrow , wychodzi na ring i dają jej gościa 3 razy większego i cięższego do walki , nie miał bym nic przeciwko temu jakby była to walka na miecze lub jakąś broń , : oczywiście musi być na pięści , OMG scenarzysto czemu w realnym życiu nie biją się 60 kg zawodnicy z ludzi 110 kg na zawodowym ringu , A dla tego że kur,,, jeden strzał tego 2 może rozwalić tego 1 . bez względu na to jaki ten pierwszy jest dobry , I co najlepsze te uderzenia w klatę i grymas bólu na king kongu bezcenne ,
3 , Fabuła się dłuży jak flaki z olejem , czasem zastanawiasz się czy nie przewinąć dalej ,
4 . Brak przeciwnika , serio walki z ochroniarzami Warda ,
Na razie dam mu jeszcze szansę ale Jak na Netflixa bardzo słabo , nie dopracowali tego serialu .