Może moja ocena jest zawyżona. Nie potrafię ocenić Iron Fista jak każdego innego serialu, bo jako fan Marvela i komiksowej postaci Danny'ego, cieszę się zarówno z każdego nawiązania do komiksu, jak i z nowych elementów, wprowadzonych przez twórców. W końcu komiksy już czytałem, po co miałbym oglądać drugi raz to samo? Dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem - nową adaptację znanej historii.
Co do ciapowatości głównego bohatera - cóż, to jest jedna z jego cech. W komiksach też był dosyć łatwowierny i pierwszy leciał w zasadzkę, a potem Luke musiał go ratować. Nie twierdzę, że to nie było czasem trochę męczące, ale do tego nie potrafię się przyczepić.
A postać Warda szczególnie mnie ujęła. Jak widać - nie tylko mnie.
Problem w tym, że Danny komiksowy owszem często pakował się w zasadzkę, ale miał przy tym urok Star Lorda, do tego był zabawny i miał masę charyzmy. Serialowy Danny chce być mroczny i poważny, co byłoby ok... gdyby zostało dobrze zrobione. No i komiksowy Danny potrafił walczyć, a serialowy tego za cholere nie potrafi.