Przed oficjalną premierą otrzymywaliśmy informacje od krytyków, że serial jest nieudany i to może być najgorsza ekranizacja przy współpracy Netflixa z Marvelem.
Gdy włączyłem Netflixa i zauważyłem, że serial jest już dostępny to miałem wątpliwości. Schowałem jednak opinie innych do szuflady i stwierdziłem, że muszę ocenić samemu.
Po raz kolejny przekonałem się, że recenzje krytyków należy brać z dystansem i to bardzo mocnym. Gdybym brał pod uwagę to co myślą o serialu to.. przegapiłbym świetnie widowisko.
Główny bohater Danny Rand pojawia się na ulice Nowego York’u.
Zagubiony i ubrany bardzo nieschludnie, bez butów, z plecakiem. Szukając odpowiedzi Danny stara się skontaktować ze wspólnikiem jego ojca - Haroldem. Niestety jedynie dowiaduje się, że nie żyje, a jego przyjaciele z dzieciństwa nie wierzą mu, że jest tym kim jest. Twierdzą, że Danny zginął, razem z rodzicami w katastrofie lotniczej.
Dalsze przygody bohatera zmieniają się diametralnie z odcinka na odcinek.
Otrzymujemy mega dawkę świetnie realizowanych scen walk. Na początku może nie ma ich za dużo, jednakże od połowy sezonu jest ich coraz więcej i to z coraz większym rozmachem. W ruch idą bronie, miecze, i oczywiście - pięść.
Danny walczy nie tylko z wrogami takimi jak: „Ręka”. Tak jak w prawdziwym życiu, przyjaciele z którymi bawiło się w czasie dzieciństwa, a także z którymi się dorastało, stają się tymi o których chciałoby się myśleć tylko pozytywnie. Z czasem jednak również oni potrafią wbić nóż w plecy.
Każdy z aktorów zagrał na wysokim poziomie.
Joy Meachum (Jessica Stroup) - od mało wiedzącej kobiety co się dzieje wokół niej, aż do momentu gdy… [tutaj dowiecie się oglądając]
Ward Meachum (Tom Pelphrey) - uparty, dążący do swego, od bycia wrednym aż do momentu gdy… [tutaj dowiecie się oglądając]
Colleen Wing (Jessica Henwick) - sexowna i znająca świetnie sztuki walk, skrywa wiele tajemnic na temat.. [tutaj dowiecie się oglądając]
Harold Meachum (David Wenham) - bogaty, wszystkowiedzący, postać o wielu twarzach… [tutaj dowiecie się oglądając]
Claire Temple (Rosario Dawson) - postać szukająca wrażeń i chętna do pomocy…[tutaj dowiecie się oglądając]
Intrygi, kłamstwa, krew i manipulacja - to wszystko i wiele więcej otrzymamy oglądając serial.
a ja powiem, ze o trzymujemy nude i tandete oraz jakis smieszne wyobrazenia amerykanow o sztukach walki i filozofii wschodu, jak zwykle. Naprawde producenci powinni sie powaznie zastanowic i przestac ekranizowac komiksy z lat 80, a najlepiej w ogole komiksy i zaczac wymyslac jakies snesowne fabuly, nie o mutantach i superwojownikach. Jacy dorosli ogladaja takich bohaterow? W takiego Batmana czy IM jeszcze moge uwierzyc, bo oni osiagaja te swoje "moce" treningiem i kasa, ale to? Zeby jeszcze faktycznie to jakos naprostowali i dostsowali do realiow wspolczesnych bogaczy, finasiery i walk wrecz... ale im sie nie chcialo nawet jakos szparko fabuly prowadzic i wieje nuuuuda.
Naprawde wiecej realizmu i ciekawsze jest w Strazniku Teksasu czy w tym serialu Carradinem, a zalozenia fabularne wlasiwie te same - wyszkolony wojownik co rozprawia sie z bandziorami. A najfajnieszy to byl serial z Sammo Martial Law, gdzie aktor nie tylko umial to gong fu, ale pokazywal to w sposob zabawny i faktycznie z wylaczeniem agresji tak typowej dla bialych walczacych.
No z tej recenzji wynika, że chyba oglądaliśmy dwa różne seriale, ponieważ nie ma w nim żadnej dobrej walki. Aktor nigdy nie miał nic wspólnego ze sztukami walki. Widać wyraźnie, że pierwsze odcinki słabo mu wychodziły pod tym względem, choć muszę przyznać, że im dalej historia biegnie tym lepiej, ale to nie jest główny problem.
Główny problem to sam montaż, który kuleje i dogorywa. To on sprawia, że walki są dynamiczne i ciekawe, a w Iron Fiście tego nie niestety nie ma. Szczególnie ucierpiały na tym pierwsze odcinki, gdzie walka wygląda jak teatralny taniec. Przy tym to już bardziej wrestling wydaje się bardziej prawdziwy. Oprócz tego pełno jest baboli, gdzie na jednej scenie ktoś coś trzyma, a w następnej już tego nie ma, albo robi coś kompletnie innego. Takie podstawowe rzeczy, które powinny zostać poprawione zanim się wypuści produkcje w świat, a nie zostały. Także widać, że nie było żadnej kontroli jakości. Nie staram się tu przyczepić do jakichś błahostek, ale jeśli już ja zwracam co chwila uwagę na jakieś nieprawidłowości na ekranie oglądając to pierwszy raz to już coś musi być na rzeczy.
Postacie są płytkie, bo i historia została dla nich napisana na kolanie. Dialogi także nie pomagały, będąc na poziomie klasy szkoły podstawowej, pozbawione logicznego sensu. Do tego dorzucone powtarzające się kilkukrotnie sceny do znudzenia, jakby serial sugerował, że jego odbiorca ma alzheimera i musi mu przypominać co się wydarzyło 3 minuty temu i tak 10 razy. Autentycznie - w tym serialu co chwile jest puszczana w kółko ta sama scena.
Serial jest jak lepka papka o nijakiej konsystencji, nijakim smaku i bez zapachu. Nie jest on zabawny, ani straszny, nie ma ciekawej historii, ani postaci. Nie jest w stanie zaoferować nic dla odbiorcy. I pisze to fan tego typu gatunków serialów/filmów.
Równia pochyła, po której staczają się kolejne serialowe produkcje Marvela wciąż jest aktualna.