Końcówka naprawdę świetna!
Owszem nie zakończył się tak radośnie jak inne historię naszych bohaterów, ale to naprawdę dobry
pomysł żeby końcówka była życiowa. Serial przez tyle lat dostarczał nam budujących i motywujących
refleksji. Podobnie było w ostatnim odcinku: Robin i Barney kochali się, aczkolwiek 3 lata wystarczyły, aby
ich poróżnić. Marshall i Lily jak zwykle bohaterowie najbardziej pozytywni. Fajnie, że wszyscy spełnili swoje
zawodowe marzenia. Motyw z Tedem i Tracy też jestem w stanie zrozumieć. Uśmiercają matkę, mija 6 lat,
pogodził się z utratą miłości swojego życia i powraca do starej można powiedzieć młodzieńczej miłości.
Scena, gdy Ted podchodzi pod dom Robin z niebieskim rogiem - genialna. SPOKO WSZYSTKO
ROZUMIEM I TO JEST NAPRAWDĘ DOBRE.
Ale do ciężkiej... (naprawdę jest mi ciężko żeby nie użyć teraz paru wulgaryzmów) niemożna, po prostu
NIEMOŻNA wątku śmierci matki (MATKI NA KTÓRĄ KAŻDY FAN CZEKAŁ 9 SEZONÓW I IDEALIZOWAŁ JĄ)
przedstawić w ciągu 3 scen=30 sekund z czego jedna jest domysłem:
1) Ted płacze, gdy mówi, coś o braku matki na weselu córki
2) W scenie, gdy pokazane jest jak siedzą w szpitalu, a Ted mówi coś w stylu 'gdy mama chorowała'
3) Jak córka podsumowała, że minęło już 6 lat od śmierci mamy i tak właściwie to niech się bierze za
Robin...
Czekamy na rozwiązanie od tylu lat! Pomyślcie o ile lepszy stałby się serial gdyby końcowa scena to
właśnie ostatnia rozmowa pomiędzy Tedem a Tracy. Owszem bardzo smutne, ale nikt nie miał prawa by
powiedzieć, że to było słabe. Wtedy każdy by zrozumiał słowa dzieci Teda - ooo minęło już tyle czasu, wróć
do Robin. Natomiast żalu u widza wcale nie wzbudza śmierć matki. Wzbudza go to, że Ted wrócił do
Robin. A dlaczego? Bo w 15 min ze wspaniałej Robin scenarzyści zrobili z niej sukę, w kolejne 15
rozwalają 9 sezonową przyjaźń, w końcówce za to w 10 sekund dowiadujemy się, że Tracy umarła, w
kolejnej scenie córka mówi że spoko jak wróci do Robin, no więc w 20 sekund Ted wraca do Robin.
Zmiana komediowej treści w dość poważny życiowy przekaz jak i zmiana całego 9 sezonowego dorobku w
zaledwie 40 min - ok jakoś jestem w stanie to przeboleć, może to nawet dobre pomysły. Ale sposób
wykonania był jeszcze bardziej fatalny niż Ojciec Chrzestny 3... Tyle w temacie
Zgadzam się w pełni. Nie nakręca się pięknej atmosfery robiąc CAŁY SEZON o weselu Barneya i Robim, żeby potem w 5 minut cały ten wątek zniszczyć, a już z pewnością nie robi się 9 SEZONÓW o tym jak Ted poznał matkę swoich dzieci (co w sumie nie było sensem serialu ostatecznie, bo ostatecznie pół serialu w mojej opinii jest właśnie o tym jak Barney i Robin się ostatecznie połączyli) aby potem tę matkę "zabić" w 2 zdaniach. Całość ostatniego odcinka wygląda tak, jakby nagle się zorientowali, że nie o to im chodziło i nagle chcieli wszystko szybko na siłę wykręcić. Tak się po prostu nie robi.
Tak czy siak jeden z lepszych seriali i z pewnością na długo zostanie zapamiętany :)
AMEN !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! TYLE LAT streściłaś dokładnie tak jak ja to odczułem. Minute temu obejrzałem koniec... jestem wzburzony i rozczarowany....