któryś w kolei temat, ale też chcę od siebie coś napisać.
całe mnóstwo tematów o zakończeniu, wypowiedzi, które czytałam, niektóre bezsensowne,
niektóre warte uwagi...
jednych satysfakcjonuje zakończenie, drugich nie ale taka jest prawda,że twórcy zrobili TAKI ten
finał ,żeby każdy zinterpretował to na swój sposób.
ale jaka była myśl przewodnia twórców to już się chyba nie dowiemy.
z perspektywy czasu to myślę sobie,że to zakończenie nie jest jednak takie złe, po prostu żle to
było rozwinięte w czasie (przykład : cały sezon 9 poświęcony weselu- mnóstwo zapychaczy,
mało matki- by w ostatni końcowy wepchać Tracy na pare sekund i to jeszcze i tak Robin
zgarnęła Teda, lub poświęcenie np. kilku odcinków na związek Teda z Victorią lub Stellą a z
Tracy ? o sory, chyba by się uzbierało z 1 cały odcinek ? może 2 ?
źle też nam podsunęli ideę na początku tego serialu, myśleliśmy,że to będzie głównie o matce na
końcu, bla bla bla choć i tak Robin odgrywała rzeczywiście znaczącą rolę jak to powiedziała
Victoria, dopiero dzięki Tracy mógł stworzyć prawdziwy związek, bo każde jego
dotychczasowe psuła Robin, z teraz zniszczyła związek śmierć, niestety...
boże, boże interpretacji jest całe mnóstwo, myślę, że non stop będę się czegoś nowego
doszukiwać, nie pomyślałam,że tak znaczącą rolę odgrywały piosenki, które nam serwowali do
poszczególnych scen- jak ta piosenka Funeral, kiedy matka była na peronie, kto by pomyślał,że to
może zwiastować przyszły funeral....
a ostatnia piosenka? spójrzcie na tekst, też interpretuje na 100 różnych sposobów,
"Nasze dzieci zawsze będą słuchać
Romantycznych opowieści z zamierzchłych lat
Nasz przewiniony wiek może pojawić się i zniknąć
Nasze koślawe marzenia zawsze będą jaśnieć
Trzymaj się mnie, oh, jesteś moim najlepszym przyjacielem
Całym moim życiem, zawsze byłaś "
o Robin ? o Tracy ? o całej paczce ? niebo ? zastanawiające...
ale za piosenki to chyba najbardziej dziękuję, ma ich całe mnóstwo ściągniętych i zawsze kojarzą
mi się z how i metem, z różnymi scenami przeplatanymi fajnymi mądrościami zyciowymi , ot cały
how i met- humor i zastanawiające momenty.
nie wiem jak wy, ale odkąd pamiętam, zawsze oglądałam ich na poprawę humoru i wątpię żeby
się to skończyło, będę przezywać to na nowo- śmiejcie się ale uwielbiam i tak ten serial, mimo
mieszanych uczuć i takiego niedosytu.
szkoda,że już koniec ;/
wpociny moje - sory ale musiałam ;)
Zakończenie można odbierać różnie, zależnie od sympatii do postaci. Odebrałem ten koniec jako tragiczny, Ted traci miłość życia, i on i dzieci po śmierci matki z pewnością przeżywają traumę. Po kilku latach decyduje się na kolejną próbę z Robin. Właśnie to jest najbardziej tragiczne, Robin to antybohaterka, jest uosobieniem wszystkich najgorszych możliwych cech. Jest na wskroś samolubna, od początku bawiła się Tedem, robiąc mu nadzieje, a później mieszając go z błotem. Do Teda dołączyła także Barneya, z którym robiła to samo, gdy tylko któryś z nich znalazł się w związku, ona je niszczyła. Nie raz próbowała związku z tymi bohaterami ale zawsze były to związki jednostronne, oni robili dla niej wszystko, poświęcali się, a ona albo wolała karierę, lub zwyczajnie się nimi nudziła. Zachowywała się jak pies ogrodnika gdy tylko, któryś z nich był w związku. Była najgorszą osobą w paczce, nielojalna i egocentryczna, aż dziw bierze że po tym wszystkim reszta grupy darzyła ją jakimikolwiek pozytywnymi uczuciami.
Mimo to Ted dał szanse Robin, w ten sposób zło zwyciężyło dobro. Otwarte zakończenie daje nam możliwość domyślenia się jak ich związek potoczył się dalej. Patrząc na wcześniejsza postępowanie Robin dla mnie pewne jest że po kilku miesiącach znowu zostawiła Teda dla kariery, lub innego powodu, łamiąc mu po raz kolejny miękkie serce. Gdy Ted znów znajdzie partnerkę ona z zazdrości zniszczy kolejny związek, i tak w kółko.
Dla mnie zakończenie HIMYM to zwycięstwo złego nad dobrym, z którego wynika morał : jeśli jesteś samolubną s*ką z ładną buźką i tak dostaniesz to czego chcesz. Oczywiście każdy może to interpretować w inny sposób
ciekawa odpowiedz ;) nie myślałam w ten sposób choć co do Robin to na każdy kroku pokazywano jaką jest egoistką i że nie umie być z kimś.
wymagała nie wiadomo czego a sama z siebie nic nie dawała, np. scena z takim kolesiem przebranym za piotrusia pana, co jedli razem lody a gdy kazała mu popatrzeć w inną stronę to wyjadła wszystko :D
szczerze mówiąc utożsamiałam się z tą postacią, też nie chcę mieć dzieci, ślubu, chcę zarabiać, faceci to dla mnie czarna magia...ale teraz ? o nie, nie :D
co do zakończenia to daje nam tylko do namysłu, nic nie zostało dosłownie wypowiedziane...ale wkurza mnie,że Robin dostawała wszystko na tacy, tak jak to Ted powiedział : ciotka robin nigdy nie została sama ''.