"Jak Poznałem Robin, ale niestety mnie nie chciała, dlatego poznałem waszą matkę, ale na
szczęście kopnęła w kalendarz i mogłem z wywieszonym jęzorem wrócić do Robin".
Przykre jest to że po 9 latach serial kończy się w ten sposób. I już nie chodzi mi nawet o to że
twórcy zawiedli większość fanów(co widać na oficjalnym profilu na facebooku). Smutniejsze jest
to że załadowali konkretnego kopniaka w tyłek swoim bohaterom. Cały 9 sezon prowadził do
sytuacji którą przekreślono w 5 minut 23 odcinka. Barney po głębokiej metamorfozie wraca do
poprzedniego trybu życia i nikt nie ma mu tego za złe. Ted z wywalonym jęzorem wraca do Robin,
tylko wątek Lilly i Marshall został fajnie zakończony. Twórcy powinni się zastanowić czy nie byłoby
lepszym rozwiązaniem zakończyć to inaczej:
- Barney jest szczęśliwy z Robin, w końcu udaje im się nawet począć dziecko
- Ted żyje długo i szczęśliwie ze swoją żoną (dzieci dostają pozytywny przekaz że na miłość
zawsze warto czekać)
- Twórcy dodają jakieś wspomnienia z najważniejszych momentów serialu okraszone jakaś
fajną muzyką (wszyscy się śmiejemy, wspominamy, wzruszamy).
Jakieś inne pomysły?
"How i Bang Your Sthepmother before She Dumped me and i end up whit Your mother and HOW luckly was she pass and i can be whit your New-Mother"
Końcówka żenuła brak mi słów
Moim zdaniem serial powinien się skończyć słowami "And that's how i met your mother", przebitką na uśmiech Teda i napisy końcowe.
Oczywiście wcześniejsze futurospekcje odnośnie ich życia również mile widziane. Naprawdę powinni być szczęśliwi, a matka nie umiera. Co to w ogóle było?
Barney i Robin mogliby się nawet rozwieść, jak już chcieli to słodko-gorzkie zakończenie, ale powrót Barneya do starych nawyków był już żałosny. Zamiast tego mógł się z klasą zachowywać.
Jedyne co podobało mi się w odcinku to faktyczne spotkanie Teda z Matką. Było urocze.
nie wiem na jaką cholerę podkreślali jaką to Robin jest egoistką. W tym odcinku aż się roiło od takich wstawek, dzięki temu wyszło, że Robin to w sumie najgorsza dziewczyna Teda pod tym względem. A tu oczywiście ona jest wybranką. Przełknęłabym takie zakończenie gdyby Robin w końcu dojrzała, dorosła, nauczyła się myśleć o kimś innym niż tylko o sobie...
Nie wiem, szkoda mi matki. Uwielbiałam ten serial za jego romantyzm i wiarę w przeznaczenie (bo sama wierzę) dziś zostało mi to zabrane, na korzyść happy endu dla najmniej wiarygodnej pary ever (ciepły, romantyczny Ted + chłodna, egoistyczna Robin)
Oj dziewczynko tak jest w życiu.
Przeważnie ciepły romantyczny mężczyzna trafia na chłodną i egoistyczną kobietę i na odwrót.
Zakończenie mi się akurat podobało i widać że było zrobione już na piąty sezon tylko sukces serialu sprawił, że na sile go przedłużali.
Dla romantyków pewnie jest szokiem taki rozwój wypadków, ale było całkiem logiczne, że małżeństwo Robin z Barney nie wytrzyma, że Ted nie mógłby być z Robin od początku bo nie miałby z nią dzieci i że w życiu nie wszystko kończy się słowami bajki i żyli długo i szczęśliwie. Życie bywa skomplikowane.
A co do Robin to myślę, że dojrzała i dorosła, już przy weselu widać było ta przemianę gdy się wahała czy dobrze wybiera.
Robin nie była wybranką Teda, wybranką była matka dzieci Teda, Robin była na pocieszenie, prawie 20 lat później. Kobieta, która przez tyle lat była właściwe sam, nawet jeśli robiła karierę w zamian, potrafi docenić i dojrzeć do miłości kogoś takiego jak Ted. Szczególnie, że mają wspólną historię :)
wiecie co ???
jednocześnie ten finał ma sens i nie ma sensu ...
sensowne wytłumaczenie to, to,że życie jest nieprzewidywalne,że mimo,że wszystko może być już przesądzone- może zmienić się w ułamku sekundy.... ślub Barneya z Robin nie oznaczał końca wątku Teda plus Robin...
a bezsens ? to po kiego grzyba poznawaliśmy tą matkę? od początku (gdy Ted był narratorem) opowiadał dzieciom takie fajne sentencje o przeznaczeniu, ogólnie cała idea tego wszystkiego prowadziła,że matka była KIMŚ WYJĄTKOWYM...
a tu okazało się,że taki zapychacz jak te wszystkie jego laseczki z tym,że z nią miał dzieci. ...
Robin zrobili na taką wykorzystywaczkę- a ze wszystkich postaci najbardziej wykorzystany jest Ted a matka została ofiarą losu....
Czuję taki DYSONANS, czegoś tu brak, niby wielka historia o przeznaczeniu -Ted i Robin,że i tak mimo wszystko wylądowali razem, ale myślę,że to większość przyzwyczaiła się do Teda i matki.
pobeczałam się i tak, bo jestem zawiedziona, z drugiej strony to też trochę taka nauka dla mnie,że nic w życiu nie jest tylko ani czarne ani białe.