książek to jak również tłumaczą imiona bohaterek: Jane - Żanetka albo z "Dumy i uprzedzenia" Elizabeth - Elżunia, aż mnie zęby bolą.
Tłumaczyli. Kiedyś była taka tendencja tłumaczenia wszystkiego, dziś jest inaczej. W "Jane Eyre" czy "Dumie" też by mnie to denerwowało, ale np. przy Lucy Maud Montgomery nieswojo by mi się czytało bez ich tłumaczenia. ;]
Czemu? Zawsze mi się to podobało. Szczególnie jeśli chodzi o XIX-wieczną i starszą literaturę.
Inna rzecz, że stare tłumaczenia powstawały jeszcze wtedy, kiedy popularność angielskiego nie była tak powszechna i po prostu ułatwiano czytanie tam, gdzie to było możliwe.
Na przykład, wolę klasyczne tłumaczenie "Wichrowych Wzgórz" Janiny Sujkowskiej, gdzie jest Katarzyna Earnshaw i Drozdowe Gniazdo niż nową wersję z Thrushcross Grange.
A Żanetka pojawiło się tam przecież zaledwie parę razy i tylko jako zdrobnienie.
Poza tym wyobrażasz sobie, żeby w polskiej wersji Rochester zwracał się do Jane, powiedzmy "moja mała Jane"? Żanetka brzmi znacznie bardziej naturalnie.
Tak, tak to sobie właśnie wyobrażam. Więcej, w naszych teatrach jest odgrywanych mnóstwo sztuk czy też spektakli teatralnych na podstawie tych zagranicznych. Ostatnio widziałam "Wieczór kawalerski" i tam nikt nie przetłumaczył imion. Jest tam Judy, Julie, Rachel, Daphne, Dupont, Tom i Bill. Mnie to razi. Kiedy czytam "Jane" w myślach słysząc imię Żanetka naprawdę bolą mnie zęby. I uważam również, że mimo wszystko imię Jane jest o wiele ładniejsze od Żanetki. W sumie jeśli w treści jest przetłumaczone na Żanetka, to dlaczego nie poszli dalej i tytuł nie brzmi "Dziwne losy Żanetki" czy choćby "Żaneta", eeeeechchchchchch.
No przecież Żanetka nie jest w tytule, ani nikt tego ciągle nie powtarza. Pojawia się może 5 razy w ciągu całej powieści, a "moja mała Jane" to kalka z angielskiego "my little Jane" - my operujemy zdrobnieniami, oni nie (przynajmkniej nie w takim sensie, bo oczywiście Jake to jest zdrobnienie od Jacob - ale nie stosuje się go po to, żeby podkreśłić stosunek emocjonalny). Po polsku Żanetka brzmi i ładniej i naturalniej, i bardziej po polsku:D Chyba, żebyś wolała "Dziwne losy Janiny", bo taki jest właściwy polski odpowiednik:) A Żanetka fonetycznie przecież pasuje.
"Ostatnio widziałam "Wieczór kawalerski" i tam nikt nie przetłumaczył imion. Jest tam Judy, Julie, Rachel, Daphne, Dupont, Tom i Bill. Mnie to razi."
Widziałaś? W sensie w kinie, w teatrze - gdzie?:D
Oczywiście, teraz jest tendencja nietłumaczenia imion, ale mnie osobiście znacznie bardziej się podobają polskie wersje. Tak jak napisała milkaway - dziwnie by mi się czytało o Matthew Cuthbert na przykład:)
Mnie osobiście polskie imiona w ogóle nie rażą. Wolę Melanię niż Melanie Wilkes, Zuelę niż Sue Ellen, Karinę niż Careen (obie, oczywiście, O'Hara), Katarzynę Earnshaw zamiast Catherine i Drozdowe Gniazdo od Thrushcross Grange:) I definitywnie - Wichrowe Wzgórza od Wuthering Heights.
Pozdrawiam :D
Btw, zapomniałam dodać, że na przykład w XIX wieku panowała jeszcze tendencja nie tylko do tłumaczenia każdego imienia, ale też do ich "spolszczania" - dlatego ukochana Giaura to Lejla, a Mickiewicz w przypisach do "Dziadów cz. II" stwierdza "z Getego".
Kapituluję pod naciskiem, jeśli większość tak woli. Jednak ja swojego zdania nie zmienię - wolę Jane niż Żanetkę! A "Wieczór kawalerski" to spektakl - widziałam w Teatrze Bałtyckim. Pozdrawiam.
Ja Cie całkowicie popieram. Nie wiem czy tak naturalnie brzmi polskie imię połączone z angielskim nazwiskiem. Nie czytałam co prawda Jane Eyre, ale jestem pewna, że "Żanetka" by mnie oburzyła ;) Po pierwsze: Według mnie imię "Żaneta" zupełnie nie oddaje subtelnego "Jane" (Wolałabym już Janinę). Po drugie: skoro w oryginale nie ma zdrobnień jako takich, to po co to zmieniać?
Ooooooo! W końcu ktoś mnie popiera! Dokładnie, Jane jest o wiele subtelniejsze i ładniej brzmi!
A u mnie zależnie od przekładu;) Krystyna córka Lavransa brzmi znakomicie, Ania Shirley również. Po prostu, jakoś tak zgrabnie zostały przełożone. Z kolei Żanetka... nie, po prostu nie, fuj xD to nie to imię:P Tak samo jak kiedy Ania S. mówiła że nie znosi zdrobnienia Andzia, to zupełnie nie brzmiało tak jak oryginalne "nie nazywajcie mnie Nancy".
I całe szczęście że żaden tłumacz nie łamał sobie zębów nad Polyanną;)