Obejrzałam ostatnio po raz trzeci i jestem absolutnie zauroczona tą wersją - pan Rochester w wykonaniu Toby'ego Stevensona jest genialny (nie wiem, jak można twierdzić, że nie jest przystojny ;)), a Ruth Wilson w niczym mu nie ustępuje. Książkę czytałam już dawno, ale ekranizacja bardziej mi się podobała - nie ma w niej tej drażniącej egzaltacji, co w powieść Bronte.
Oglądałam też sceny wycięte. Jest ich ok. dziesięciu i są krótkie, rzadko trwają dłużej niż minutę. Całkiem ich sporo opowiada o Lowood. W jednej ze scen w epizodzie pojawia się Charity Wakefield, garjąca Mariannę w najnowszej ekranizacji BBC powieści Jane Austen. W sumie dobrze, że nie umieszczono tych scen w serialu. Niektóre są zbyt dosłowne (np. scena jak Blanche Ingram z matka i siostrą oglądają dzikiego chłopca w klatce), a w większości nie wnoszą wiele.
Zastanawiają mnie tylko dwie rzeczy: czy pan Rochester naprawdę zamierzał poślubić Blanche Ingram, czy całe to przedstawienie (wróżka, kupno powozu itp.) zorganizował tylko po to, by się zorientować, co czuje Jane. Jeśli tylko w tym celu, to kosztowne to to było.
Drugi, co mnie zastanawia, to kwestia choroby Berthy. W prawie koscioła katolickiego jest tak, że jeśli współmałżonek nie wiedział np. o chorobie psychicznej żony, bo ta została przed zatajona, jak było w przypadku pana Rochestera, może wystąpić o unieważnienie małżeństwa. W filmie taka możliwość nawet nie jest wspomniana. Zastanawiam się, czy to dlatego, że czegoś takiego nie przewiduje prawo kościoła protestanckiego, choć to wydaje się dziwne, czy dlatego, że przy takim rozwiązaniu nie byłoby dramatu, a więc i powieści ;)
Ciekawe! Może potraktowali to w ten sposób, że w czasie zawarcia małżeństwa Berta nie była chora? Miała już wtedy złe geny, ok, ale ten obłęd jeszcze się nie ujawnił :)
A co do Blanche ( czy do Blanki, jak było w mojej książce) - Pan Rochester wcale o nią nie dbał- chciał, żeby Jane była zazdrosna ;)
Świetna książka, filmu niestety jeszcze nie widziałam, ale się szykuję :)
Pozdrawiam serdecznie.
Była chora, jak zawierała małżeństwo - szaleństwo odziedziczyła po matce, a nie się go nabawiła, że tak to ujmę. Aż włączyłam film, żeby sprawdzić :)
To pan Rochester naprawdę musiał być nieźle zakochany, skoro aż tyle przedsięwziął, żeby, bądź co bądź, zrobić wrażenie na Jane.
Książka, jak czytałam ją w ósmej klasie, podobała mi się, ale jak sięgnęłam po nią kilka lat później, to styl narracji i fakt, że była pierwszo-osobowa strasznie mnie wkurzał. Chociaż historie na linii guwernantka-pan domu lubię :)
Również pozdrawiam i zdecydowanie polecam tę wersję "Dziwnych losów" :)
W książce jest napisane, że Pan Rochester zakochał się w Jane jak tylko ją poznał i chciał rozpalić w niej równie silne uczucie co jego. Stwierdził, że najlepszą metodą na to będzie wzbudzanie w Jane zazdrości.
Pan Rochester jest wierny swojej przysiędze, danej bratu nieszczęsnej Berty: że będzie się nią opiekował do końca jej życia, bez względu na wstręt, jaki w nim szalona żona budziła.
Nie zapominajmy, że Rochester jako młodszy syn musiał szukać dla siebie miejsca na ziemi - i pojechał na Jamajkę, gdzie rodzina Masonów podstępnie wmanewrowała go w małżeństwo z Bertą (zresztą nie bez usilnej namowy tatusia pana Rochestera, łasego na pieniądze). Oni wiedzieli, że w rodzinie zdarzają się wypadki szaleństwa, przed nim to przemilczano.
Hej, jak było tak było, fabuła wciąga, prawda? A Ch. Bronte chyba nie wiedziała o niuansach zasad kościoła, siostry żyły przecież z dala od tzw. cywilizacji, choć wiem też, że były na bieżąco z wiadomosciami ze swiata. Odsyłam zresztą do świetnej biografii sióstr Bronte autorstwa E. Kraskowskiej pt. Siostry Bronte - czyta się to jak powieść, a ma podbudowę naukową (autorka jest profesorem). Polecam
Ze wszystkim absolutnie się zgadzam, ale zmuszona jestem poprawić błąd w nazwisku aktora, grającego pana Rochestera - jest to Toby Stephens, a nie Stevenson. A pod stwierdzeniem, że jest przystojny podpisuję się obiema rękami!! :D