Świetny odcinek, ciekawe zakończenie, ale scena kiedy Crane gra w sieci jest bezcenna. Dawno się tak nie uśmiałem:D
Tak, ta scena była dobra. Pozytywny był również wątek z Corbinem Jr., który przy okazji dał trochę osobistych scen Abbie. Ale poza tym coraz mniej mi się to podoba. Nick się kręci w pobliżu nie wiadomo po co, tę samą funkcję spełniała z powodzeniem Jenny w ostatnim sezonie. Czyżby producenci stwierdzili, że serial cierpi na niedobór białych facetów? Szeryf zniknęła na trzy odcinki. Irving otrzymał trochę scen (ufff!) i były one dobre, ale mogłyby wrócić choć na chwilę Macey i Cynthia. Do tego każdy sezon musi co najmniej raz wstawić stereotypową kliszę z Rdzennymi Amerykanami.
Crane za to stępiał do reszty i nie dość że najpierw deklaruje "możemy ufać tylko sobie" i "ciężko zaufać Katrinie", by na koniec walić "Katrina wierzy w Henry'ego", to jeszcze strzela gadki, za które Abbie powinna mu nakopać centralnie między nogi. Cukiereczku, jest różnica pomiędzy biednym chłopakiem, którego twój własny synalek zamienił w kanibalistycznego potwora, a rzeczonym synalkiem, który ciągle tylko knuje i doprowadza do śmierci kolejnych osób. Do tego szykuje się wątek Katrina w opałach nr 666. Nawet jej mikroskopijnie (heh) współczuję, bo to już jest regularny trolling ze strony scenarzystów. Z drugiej strony ten trolling produkuje czarną dziurę, która wsysa przyjemność, jaką jeszcze odczuwam z rzeczy, których nie skopali do reszty.
Różne były w serialu głupotki, ale kiedy ważni bohaterowie zaczynają mnie permanentnie wnerwiać (tutaj: Ichabod), to zaczynam poważnie zastanawiać się nad dalszym oglądaniem.
Nawet nawet, chociaż bez rewelacji.
Mamy kolejnego jednoodcinkowego potworka, tym razem coś w stylu wilkołaka (oczywiście z demonopodobnym łbem).
O tyle dobrze że to Henry jest odpowiedzialny za większości złego dziadostwa do SH, i chociaż robiona na siłe ale jest jakaś ciagłośc pomiędzy odcinkami.
Fajnie że pojawił się Clancy Brown, na chwile w retrospekcjach, ale zawsze. Chociaż ten jego syn jakiś taki... wyrośnięty ? Ile mógł mieć lat, z 26-29. znaczy że 20 lat temu Abbie wyglądała tak samo... No nie wiem, czepiam się może. Tak jak tego, że Joe ogólnie był zły na Abbie, że jego ojciec zginął na służbie razem z nią, ale jakoś w ogóle nie był ciekawy, jak do tego doszło - czy był to przypadek, złapali zabójcę, jeśli nie to czemu nie trwa śledztwo itp.
A tym bardziej gdy już co nieco poznał się złych siłach które tam krąża, nadal nie byłtego ciekaw. Ale co tam, najważniejszy transfer do FBI.
Sprzeczne nastroje na linii Henry-Ichabod-Katrina jakoś też mnie nie przekonują. Ale będzie z pewnością lepiej.
I gdzie, do licha, jest Pobratymiec. Rozpadł się ?
Joe miał mniej niż 26 lat, ale ile dokładnie to nie wiem, zresztą nie ma co sugerować się w dokładnych obliczeniach serialem, bo ciągle coś retkonują.
Mój headcanon: Joe dowiedział się poza kulisami co i jak z jego ojcem oraz całą resztą i stwierdził, że nic tu po nim. Mądry chłopak, w Sleepy Hollow możesz albo zostać ofiarą Henry'ego albo akcesorium dla Crane'ów, a bonusowo nawet jednym i drugim (yay!). Po co miał zostać w mieście, w którym grasuje dwustuletni Jeździec Wojny, a którego jego papa chce nawracać?
skoro inny "żołnierz" zabił mu ojca, może jako żołnierz chciałby pomóc w pokonaniu go.
ale wątpię że usłyszał całą historię, jakos postacie mało ciekawskie tam są.
Tam walka z Jeźdźcami nie ma żadnego sensu, wystarczy, że Abrahamek wezwie Henia, ten go osłoni własną piersią, a Ichabod i jego luba ze łzami w oczach będą go błagać, żeby wrócił do tatusia i mamusi.
na szczęście te relacje się komplikują i możę nawet ktoś zmieni strony konfliktu.
chociaż w sumie staje się to irytujące trochę.
bo albo "to jest wojna", jak już kilkukrotnie świadkowie się nawzajem zapewniali, albo pierdu pierdu sentymenty.