uwaga spoiler
ciekawe zakończenie połowy sezonu..
no i ...
Moloch ....nie żyje...
to z kim teraz będą walczyć ?:P zostało jeszcze trochę odcinków 2 sezonu ;d
No ja oglądałem z przerwami na złapanie oddechu.
Niewątpliwie mamy zamknięty rozdział historii, gdzie główny antagonista został pokonany.
I można wnioskować, że koniec świata mamy chwilowo zażegnany. Nie wiem czy to dobra decyzja, by w mid-seasonie kończyć główny wątek i resetować historię, no ale odniesmy się do tego, co sę stało.
Najpierw PLUSY:
+ Irving! Ciągnął w górę ten odcinek i zagarnął większość emocji. Od momentu przejęcia miecza pewny siebie i zdolny do poświęcenia. Gotowy zabić Abrahama, ryzykując utratę duszy. No i pojedynek z Zbroją Jeźdźca Wojny (czy jako to nazwać) - może nie to co Hektor vs. Achilles w Troji, ale jak na ten serial jeden z lepszych i dość powiedzmy epicki.
Zbroja się mało wyeksplatowała niestety, bo wcześniej powalczyła tylko z Pobratymcem (swoją drogą gdzie on k...a jest, popruł się od 200-letnich szwów?)
+ Henry - popis J.Noble, który potrafi grać na zmianę dobrą i złą postać (jak to w Fringe)
+ Rytuał wiażący - prawie prawie, no ale Katrina znowu zachowała głowę. Ścięty topór i Jeździec w opałach - miecz wymiata, żeby wcześniej taki mieli, wszyscy Fleciarze, płaczki czy inne wilkołaki spiepszali by z Sleepy Hollow jeszcze przed czołówką
+ atmosfera - noc, pioruny, krwawy deszcz, płonące drzwna. zabrakło trzęsienia ziemi tylko i szarańczy.
I Minusy:
- Armia Molocha - sory, ale tą garstką powolnych zombiaków on chciał zawładnąć światem? powodzenia...
- Eskorta więźniów - 1) jeździec nagle w masońskiej celi i dał sie skuć. 2) zapraszamy, Moloch czeka - ciekawe jak związani sobie przeszli z kościoła do czterech drzew (tą odległość pamiętam Jenny pokonywała samochodem)
- Ichabod vs. Katrina i pier*olenie 10 raz o zaufaniu - no ręce opadają
- Hawley - spoko, popilnuje Jeźdźca, ciekawe po co. A jakby zwiał to podłoży mu nogę, w końcu całą supernaturalną broń rozdał na bitwę, choć wystarczyłoby parę shotgunów.
No ale + przeważają i oglądało się bardzo dobrze.
Narzekam jednak na całościową historię i kierunek, w jakim poszedł serial.
bardzo słaby finał zimowy. zero napięcia. zakończenie bardzo przewidywalne. śmierć kapitana też do przewidzenia. kogoś musieli w końcu w tej wojnie stracić, a kapitan przez cały drugi sezon był tak naprawdę tylko zapchaj dziurą. nie mieli pomysłu na kontynuację jego wątku, więc pozbyli się go.
Nie no jeśli spodziewałeś się w tym odcinku śmierci Molocha i Irvinga to podaj najbliższe numery w totka...
już po pierwszych kilku minutach odcinka było wiadomo, jak to się skończy. zbyt wiele seriali w swoim życiu oglądałem, żebym nie umiał sobie wyobrazić, co się stanie na końcu odcinka.
Moloch nie umarł, tylko został odesłany do czyśćca. zresztą to była oczywista oczywistość, że nie zabawi wśród żywych zbyt długo. mogliby przywrócić mu biały kolor. według mnie w bieli był bardziej przerażający.
ale nawet nie chodzi tak bardzo o przewidywalność wydarzeń, co przedstawienie ich w taki sposób, że po pierwsze ani przez chwilę nie czułem, że główna czwórka bohaterów jest zagrożona. jakoś tak trochę nieudolnie przedstawiono grozę tamtych chwil. po drugie nie czułem emocjonalnego przywiązania do kapitana, więc jego śmierć zupełnie mnie nie dotknęła. jak już wspomniałem wcześniej, w drugim sezonie nie miał nic do roboty. siedział sobie w tym psychiatryku i tyle. poza tym ktoś musiał zginąć, żeby pojawiła się mowa motywująca do działania.
oczywiście jest to tylko moja osobista opinia, z którą nie trzeba się zgadzać.