stacja CBS ma trochę pecha z serialami mam nadzieje, że tego nie zdejmą z anteny po kilku odcinkach. Seriale science- fiction mają ciężko, dwa lata temu stacja emitowała "Threshold" był to świetny serial, ale nie spodobał sie publiczności oby z tym było inaczej. Fox ma "Fringe" który zapowiada się rewelacyjnie. Zobaczymy jak z tym będzie w trakcie.
obawiam się jednak, że całego serialu nie wyemitują, no, chyba, że następne odcinki będą lepsze. Na razie, po pierwszym odcinku, mam mieszane uczucia, przede wszystkim chodzi mi o bardzo denerwującą grę głównych bohaterów - są bardzo pretensjonalni i nawiedzeni. Sam pomysł na scenariusz też mocno odgrzewany. Na razie bez oceny - zobaczymy, co będzie dalej.
pierwszy odcinek z tymi klonami taki mało ciekawy niby poruszyli etyczny aspekt klonowania, ale jakoś to do mnie nie przemawia Fringe jest jednak lepszym serialem, ale zobaczymy co będzie w następnych odcinkach tego serialu.
nie przesadzajmy Fringe nie jest jakimś cudem świata wśród seriali , ja powiem tak nie nudziłam sie oglądając Eleventh Hour , to nie jest nic wybitnego ale dobrze sie to ogląda , czekam na następny odcinek . Niestety serial faktycznie ma niezłego konkurenta w postaci Fringe .
Jak dla mnie 11 godzina jest lepsza od fringe pod każdym niemalże względem... Obydwu seriali obejrzałem po 8 odcinków i jak dla mnie ten wypada zdecydowanie lepiej. Oczywiście nie jest to najlepszy z seriali i duzo mu brakuje do np House'a, Dextera czy Heroes które głownie śledze ale jest świetnym sposobem na miłe spędzenie 40 minut. I to jest właśnie piękne - nie ma jakiejś zagmatwanej fabuły (na razie przynajmniej) ciągnącej się przez milion odcinków i sztucznie utrzymywanej przy życiu przez żałosne zabiegi scenarzystów (jak w Prison Break, który powinien był sie skończyć na 1 serii, a na drugiej to juz koniecznie gdyż w 3 sezonie sięgnął dna a obecnie przebija się przez podłoże i leci jeszcze niżej). Każdy odcinek o czymś innym, żadnych w zasadzie drugo czy trzecioplanowych zabiegów łączących to w cos większego. Wspólna jest tylko para głównych bohaterów i nic pozatym. Tak było w Xfiles na początku i to się sprawdza. Gra aktorów troche infantylna ale nie wychodzi źle.
A pomówmy teraz o Fringe - głowna bohaterka jest hmm w sumie żadna... nie jest ani dowcipna ani przebiegła ani inteligentna ani nawet urocza... jest tak bezosobowa jak tylko może być... z głownym bohaterem należy sympatyzować ale jesli chodzi o Fringe to już łatwiej mi sympatyzować z kawałkiem cegły niż z tą blondyną (jakkolwiek sie zwie), bo ma w sobie więcej wigoru. Dalej mamy Waltera Bishopa, który zgrywa szalonego, ekscentrycznego naukowca po praniu mózgu... pomysł dobry ale jak dla mnie troche sie za bardzo starają i przesadzili. Jedyną znośna postacią jest Joshua Jackson grający Bishopa młodszego. Fabularnie pomysł dobry ale odnosze wrażenie, że nikt tam się nie może na nic zdecydować. Szef blondynce raz pomaga jak sie stara a raz opieprza bo za bardzo sie stara, potem znowu ukrywa informacje i znowu opieprza za brak wyników. Podobnie jest z tą więlką korporacją która zdaje się stać za wszystkim. I czy tylko ja zauważyłem pewną dziwną rzecz: mianowicie we Fringe kazdy odcinek jest o innym fascynującym niemożliwym praktycznie do zrealizowania zjawisku i za każdym razem okazuje sie, że stary Bishop nad tym pracował ale nie skończył. Cóż wygląda na 50 lat z hakiem, z tego kilkanaście spędził w szpitalu + pewnie ze 20-25 na kształceniu się, więc albo serial okaże się bardzo krótki albo imć Walter co 2 tygodnie zaczynał prace nad nowym niemozliwym do wykonania pomysłem po czym w rekordowym tempie prawie mu sie udawało i przerywał bo... hmm... zupa była za słona? Badania naukowe trwają po kilka lat (co najmniej) więc albo powini już sobie odpuścic pomysł "o, pracowałem nad tym" i wymyślić coś innego albo z Waltera jest pizda nie naukowiec.
I wracając do 11 godziny - prosty, niekomplikowany serial, dzięki czemu pozbawiony jest wszystkich wad Fringe, daje 40 minut rozrywki i nie stara się być czymś więcej. Jak dla mnie dobry, byłby bardzo dobry gdyby mieli lepszego reżysera i lepszą obsadę postaci drugoplanowych (bo głowni bohaterowie mogą być, nie są to przyszli zdobywcy oskarów ale doktorek Hood mi sie podoba nawet taki wyobcowany, zdystansowany, a Rachel dość bystra i urocza).
I taka jest moja opinia, nikomu jej nie narzucam bo każdy może (i powinien) mieć własne zdanie.
Opinia co jest lepsze rzeczywiście niech pozostanie NASZYM OSOBISTYM GUSTEM, natomiast chciałbym odnieść się do kilku ocen, jakie postawiłeś serialowi Fringe.
Bardzo mi się podoba, że wreszcie ktoś zauważył wiele wad tej produkcji, przede wszystkim tą jedną w postaci Olivii Dunham. Kobiety w rolach agentek FBI i innych tego typu nigdy nie zdobyły uznania w moich oczach i tym razem nie jest inaczej. Aktorka jest nudna, wokół niej skupia się akcja a jest najzwyklejszym człowiekiem, jakiego można sobie wyobrazić. Z drugiej strony, w sytuacji zagrożenia potrafi się bić i biec sprintem w butach na obcasach. Absurdalność Fringe'a jest momentami wręcz irytująca. Charakterystyczne było też rzeczywiście, że co chwilę Dr Bishop rozpoznawał swoje stare przedmioty badań w kolejnych atakach chemiczno biologicznych. Tu jednak proponuję pozostawić jeszcze pole do popisu scenarzystom, bo może się okazać, że ludzie odpowiadający za ataki po prostu przechwycili zapiski Bishopa z czasów jego badań i teraz to wykorzystują, a sam doktor wygląda na jakieś 70 lat, a nie na "50 z hakiem", jak mówi kolega wyżej.
Z kolei mocno nie zgodzić się muszę z oceną aktorstwa doktora. Świetnie wpasowuje się w rysy pociesznego dziadzia, któremu pokiełbasiło się w głowie jakiś czas temu. Co do jego syna zgoda - rola faceta, który mógłby być nijaki, jak Olivia Dunham nabrała trochę kolorytu w jego wydaniu. Tu powstaje pytanie, czy to rzeczywiście agentka FBI jest główną bohaterką, bo mi się wydaje, że choć to jej najwięcej jest na ekranie, to jest tylko dodatkiem do barwnego ojca i syna. To oczywiście nie zmienia faktu, że taka postać powinna coś sobą reprezentować, a gra fatalnie.
Generalnie jednak Fringe jest przerysowany. To zdecydowanie odświeżone Archiwum X dla nowego pokolenia, nie ogląda mi się go źle, ale nic mnie w nim nie porywa. Może jestem już za stary na teorie spiskowe o wielkiej korporacji, która zawładnie światem. A Fringe oglądam, bo podobają mi się pomysły na kolejne ataki. No i lubię humor Bishopów. Zdecydowanie są jednak lepsze seriale. I to wiele.
"Badania naukowe trwają po kilka lat (co najmniej) więc albo powini już sobie odpuścic pomysł "o, pracowałem nad tym" i wymyślić coś innego albo z Waltera jest pizda nie naukowiec." Bongo, podoba mi się Twoje podsumowanie Fringe, Serial jest coraz bardziej "tandetny" intelektualnie, zwyczajnie kiepski, irytujący, bohaterowie - zwłaszcza Olivia - niezbyt zachwycający.. Teraz udało mi się wpaść na 11th hour, ciężko powiedzieć jak jest na samym początku, wydaje mi się że atut jeden jest taki - postać głównego bohatera jest bardziej żywa. Pomijając drugą blondynę:P. Z oceną się wstrzymuję.
Szczerze powiem że denerwuje mnie porównywanie wszystkich seriali, w których choć pojawi się wątek teorii spiskowej/niewyjaśnionych zjawisk/zmowy rządzących/agentów FBI (wybrać właściwe)do niedoścignionego "Archiwum X". Dla mnie ten serial jest genialny, a te porównania trochę mu uwłaczają.