mimo masy absurdów w scenariuszu i słabej mimiki Rowoona ( jak już ktoś zauważył- aktorem jest mocno średnim ) dramę ogląda się milo, taki relaks z przymrużeniem oka :)
Chyba oglądałyśmy inne seriale. Albo może ja się nie znam kompletnie, bo od początku zachwycilo mnie, jak drobne gesty, mikro zmiany w mimice twarzy Rowoona pokazywały, co dzieje się w głowie i sercu głównego bohatera. No i oczy. Sin-Yu z założenia był facetem raczej niewzruszonym, może nawet zblazowanym, znudzonym życiem, pracą i związkiem z wyrachowaną zimną rybą do momentu poznania Hong-Jo. Serio nie wychwyciłaś emocji z jego mimiki? Mnie chwilami bolało aż serce, patrząc na to, jak cierpiał bohater. Scena jego płaczu w szpitalu, gdy myślał, że ona umrze z powodu otrucia mnie przeorała emocjonalnie. Albo ta, gdy zmuszony jest zasztyletować swoją ukochaną. A z drugiej strony niesamowicie podobał mi się jego komediowy rys, z jakiegoś powodu jego vibe kojarzy mi się z polskimi przedwojennymi amantami kinowymi, jak Aleksander Żabczyński czy Eugeniusz Bodo.