Serial naprawdę mi się podobał – obejrzałam wszystkie 55 odcinków praktyczne bez pomijania niczego, co nieczęsto mi się zdarza.
Dobrze dobrana para głównych bohaterów, fajna chemia między nimi i dużo interakcji. Na duży plus to, że zostali napisani tak, że się wzajemnie uzupełniali i pomagali sobie, a nie, że to on bez przerwy ratuje ją, a ona sama niczego nie potrafi. Heroina sympatyczna (na początku ciut irytująca, ale szybko można ją polubić), zaradna, do końca zachowująca swoje pogodne usposobienie. Bohater zdystansowany do innych, ale z ciepłem w środku, przy czym nie arogancki, ani nie pyszałkowaty. Bardzo łatwy do polubienia ;) Główny złol wiarygodny, dobrze zagrany – momentami przyprawiał o ciarki. Podobała mi się też postać cesarza – ciekawie pomyślana.
Dużym plusem całego serialu jest zresztą to, że scenariusz pozwolił pograć aktorom odtwarzającym postaci drugo- i trzecioplanowe, dzięki czemu mogły on nabrać głębi i nie być tylko migającymi cieniami, jak często się zdarza. Na plus też to, że bohaterki z dalszych planów również były w stanie coś osiągnąć (jak żona generała Qi czy Shangguan Xi), a nie że dane jet to tylko głównej heroinie. Kolejny plus całego serialu to to, że część postaci i wątków wraca po kilku/kilkunastu odcinkach i okazuje się, że mają jeszcze jakąś role do odegrania – lubię tak skonstruowane scenariusze. Małym minusem, jest natomiast to, że niektóre wydarzenie, które wydawałyby się ważne, nie zostały pokazane na ekranie, tylko pokrótce opisane przez którąś z postaci (tak jakby scenarzysta miał więcej pomysłów niż można było ich nakręcić).
Tym, co mnie zaskoczyło, to obecność brutalnych wydarzeń, takich jak gwałt, torturowanie/ścięcie kogoś czy morderstwo dziecka – nie do końca pasowały mi do całości. Na szczęście nie mnie ich zbyt dużo.
Tym, co naprawdę irytowało oraz wybijało z oglądania (ale też i bawiło), była w niektórych scenach wyjątkowo niedorobiona scenografia (sztuczna trawa z rolki, sztuczny bluszcz czy styropianowe (?) ściany – brr! Taka scenografia to do teatru, gdzie wszystko jest umowne, ale nie do filmu). Trzeba jednak oddać, że aktorzy grali w tej scenografii tak samo na serio, jak w tej wyglądające prawdziwie, i można było im uwierzyć. Czasami też szwankowały rekwizyty – np. kamienny stół, który kiwał się po tym, jak się bohater na nim oparł. Najwidoczniej budżet serialu był przykrótki. Dziwną manierą były też zbliżenia na same oczy bohaterów. (W ogóle momentami miałam wrażenie, że operator nie był zbyt wprawny i jeszcze się uczył, bo było trochę niedociągnięć/dziwnych zabiegów kamery). Niemniej dało się na to wszystko przymknąć oko, dzięki innym zaletom serialu :)