Jest tu trochę Guya Ritchie, trochę Tarantino, trochę Patryka Vegi. Jest trochę kiczu, jest szczypta artyzmu. Są dobre pojedyncze scenki, ujęcia, jest niezły Giancarlo, zaskakująco dobry Jai Courtney, jest fajna Hiszpaneczka i niezawodny Rufus Sewell.
Na początku wciąga, potem troszkę męczy, na koniec rozczarowuje. Najsłabszą stroną tego serialu jest fabuła a ściślej intryga. Nie domyka się jakoś. Nawet zdumiewa. Postępowanie córeczki zrozumiałe tylko pod warunkiem, że uznamy, że wyrosła na wyrachowaną, bezwzględną sukę. Chyba nawet trochę socjopatyczną. Inaczej tego się wytłumaczyć nie da, ten brak ludzkiej troski o własnego papę.
Ale technicznie to nie jest złe. Niektóre scenki są niemal wysmakowane, bo ktoś kto je akurat reżyserował zadbał o detale. A wiadomo, że czort właśnie w detalach tkwi. Każdy kto chce zrobić dobry film, to poza konspektem musi w pierwszej kolejności zadbać o detale. Zabawna walka obsesyjnej agentki przypadkowo przez nią wygrana jest przykładem dobrej reżyserii, w której zawarto "nieoczywistości". Cóż z tego, skoro to głównej linii fabularnej nie uratowało. Żaden detal ładnie przedstawiony nie mógł tego uczynić. Detale szlifują diamenty, które dzięki detalom jeszcze piękniej połyskują. Tutaj detale upiększały jabłonex, a to ździebko za mało. Jeśli ktoś powie, że ten serial to kolejna wydmuszka, to przez grzeczność nie zaprzeczę.
"Postępowanie córeczki zrozumiałe tylko pod warunkiem, że uznamy, że wyrosła na wyrachowaną, bezwzględną sukę. Chyba nawet trochę socjopatyczną. Inaczej tego się wytłumaczyć nie da, ten brak ludzkiej troski o własnego papę". Ależ właśnie ona to zrobiła w trosce o "własnego papę". Przyznając się do swojego udziału, wyjaśniła mu to tym, że robi to dlatego, bo wie, że "trojaczki" wcześniej czy później namierzą go i zabiją. A tak, to odda im obligacje, które mają ubezpieczone (zyskają podwójnie), a w zamian za to oszczędzą sobie zemsty na jej ojcu