nigdy nie byłem fanem ennisa, jak dla mnie na siłe kontrowersyjny, choć po chłopakach zwracam honor. Sam serial ujął mnie swoim klimatem ( o dziwo podszedł mi bardzo sezon nowoorleański), realizacją: zwłaszcza montażem (dzielony ekran, nawalanka jak z oldboya) dużo fajnych absurdalnych konceptów (animowa ośka w piekelnym autobusie, pościg na pustyni małymi samochodzikami rozbijających 3 scianę). 3 sezon świetny, w 4 wdarł sie chaos, poczułem zmęczenie nieustajacymi odjechanymi kulminacjami (jezus bboy naparzający się hitlerem).
sam koniec..no właśnie .. neguje cały porządek i strukturę przedstawionego świata.
SPOILER
W sumie niby główne zagrożenie powstrzymane , ale co z tego.
kowboj morderca siedzący na niebieskim tronie, na tej zasadzie to mogłaby tam siedzieć kaczka (nie mylić z jarkiem)
koniec spoilera
Gdyby ktoś mi streścił fabułe , to bym pomyslał ale to jest zarąbiście porąbane, po oglądnięciu całości mam: no i c!@j, no to cześć
Ja to interpretuję tak, że serial zaczął się od Jessiego, który wierzył w Boga, jako byt nadrzędny wobec człowieka - idealny, mistyczny twór, który chce dla swoich dzieci jak najlepiej (archetypiczny ojciec) i który zawsze ma plan aby osiągnąć swoje mądre, założone cele. Koniec serialu to Jessie, który nie wierzy już w boskość Boga. Okazuje się bowiem, że serialowy Bóg ma przywary narcyza i nie ma w nim tej głębi czy mądrości jakiej wcześniej doszukiwał się w nim Jessie. Czyli innymi słowy serial zaczął się od poszukiwania Boga, aby uratować świat, a skończył się na stwierdzeniu, że to Bóg jest prowodyrem upadku tego świata a ludzie doskonale radzą sobie sami. Więc ja widzę w tym jakąś spójność.