Przedstawiam Wam kolejne moje opko, które zostało zainspirowane tekstem Erica Emmeanuella Schmidta "Oskar i Pani Róża", mam nadzieję, ze się Wam spodoba:)
Przed Wami pierwsza część. Z dedykacją dla Marysi, Kai i Beaty oczywiście i tych, którzy są ze mną i mają ochotę czytać wymysły mojej wyobraźni:)
Buziaczki:*:*:*
A no i oczywiście nie mogę pominąć w dedykacji naszego ukochanego Hinrika. Hinriku- całusy!!!:):):):*
1.
„Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do ciebie wysyłam, bo jak dotąd z powodu nauki nie miałem czasu. No więc, równie dobrze mógłbym napisać: Nazywają mnie Jajogłowym, wyglądam na siedem lat, mieszkam w szpitalu z powodu mojego raka i nigdy się do Ciebie nie odzywałem, bo nawet nie wierzę, ze istniejesz”
Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Dr Temperance Brennan została zaproszona przez władze hospicjum w DC. Dzieci bardzo chciały poznać słynną autorkę i antropolog sądową. Bones nie wiedziała, czy powinna tam pójść, w końcu jej kontakty z dziećmi nie były najlepsze, tak myślała, ale przecież to nieprawda. Jest mnóstwo dzieci, które uwielbiają jej towarzystwo, Parker- syn jej partnera i przyjaciela, a ostatnio już kogoś więcej, dzieci Amy…
Ale, wracając do powyższego zdania… Tak, Seeley Booth już od jakiegoś czasu nie był tylko partnerem Bones. Ich przyjaźń przerodziła się już w coś więcej. Po ostatniej sprawie, kiedy oboje o mały włos nie zginęli, odważyli się wreszcie wyznać sobie swoje uczucia. Stojąc w swoich objęciach z przystawionymi lufami pistoletów do skroni, byli przekonani, że już nikt ich nie uratuje i powiedzieli te dwa magiczne słowa „Kocham cię”. W tamtym momencie do pomieszczenia, w którym się znajdowali wpadła grupa FBI. Ocaleli. Nie żałowali tego, co powiedzieli. Cieszyli się, że w końcu się do tego przyznali. Teraz są szczęśliwą parą i nie muszą się więcej ukrywać przed przyjaciółmi. O ślubie i dziecku na razie nie myślą. Wszystko przyjdzie z czasem, kiedy naprawdę będą na to gotowi. Nie było sensu niczego przyspieszać. Po co niszczyć to co już mają. A mają więcej niż niejeden człowiek na świecie. Siebie. I tylko to się liczyło. Miłość i szczęście.
Kilka nocy po cudownym ocaleniu odważyli się na kolejny krok. Po kolacji przyrządzonej przez Bootha razem udali się do sypialni. To była ich wspólna decyzja. Byli na to gotowi. Dwa spragnione bliskości ciała w końcu połączyły się w jedno. W chłodną zimową noc w mieszkaniu Tempe wydarzył się cud.
Cztery i pół miesiąca później przyszło zaproszenie z Hospicjum. Po rozmowach z Boothem, Angelą i Cam, Tempe zdecydowała się je przyjąć. Nie wiedziała, że ta decyzja zmieni całe jej życie. Ma przyjechać za dwa tygodnie. Spotka się z dziećmi, pogada z nimi, pobawi się, może zechce im przeczytać jakąś bajkę.
Dwa tygodnie minęły bardzo szybko. Nie było żadnych nowych spraw, więc Bones skupiała się przez ten czas na identyfikacji szczątek z Limbo. Nadszedł w końcu ten dzień.
Spotkanie z dziećmi było bardzo udane. Wszystkie były zachwycone panią antropolog. Obawy Tempe okazały się niesłuszne. Po spotkaniu, kiedy rodzice zabrali wszystkie dzieci z świetlicy, Tempe zaczęła się pakować i poczuła na swoich plecach czyjś wzrok… Odwróciła się i jej oczom ukazał się mały chłopczyk, może ośmioletni, siedzący na krzesełku w rogu sali. Wpatrywał się w Bones tymi swoimi małymi zielonymi oczkami z ogromnym zaciekawieniem. Wyglądał na przestraszonego, rączki trzymał ściśnięte na kolanach. Wyglądał jakby chciał uciec, ale bał się poruszyć. Tempe ostrożnie do niego podeszła i usiadła na krześle obok.
-Cześć, jak masz na imię?- spytała, ale chłopiec nie odpowiedział, tylko patrzył.- Ja jestem Temperance. A ty?
- Michael…- odpowiedział nieśmiało.
-Bardzo ładne imię.
-Pani też ma bardzo ładne imię.
-Mów mi Temperance.
-Dobrze.
-Czemu siedzisz tutaj sam? Gdzie są twoi rodzice?
-Moi rodzice się mnie boją…
-Jak to?
-Boją się mojej choroby. Cały czas płaczą… przychodzą dwa razy w tygodniu… i zawsze są smutni. Pan doktor powiedział, że ja umrę…- Bones nie wiedziała, co powiedzieć. Nie spodziewała się takiej otwartej rozmowy. Co prawda ze śmiercią obcowała na co dzień, ale przecież to tylko małe dziecko…- Ty też się boisz ze mną rozmawiać?
-Nie.
-Czemu nic nie mówisz? Powiedziałem ci, ze umrę, a ty nic nie mówisz… Tak jak oni…
-Michael… Nie boję się ciebie. Gdyby tak było, nie siedziałaby tutaj teraz z tobą. Widzisz, tak to już jest na tym świecie, ze ludzie umierają…
-Tak, ale ja mam tylko osiem lat…
-Tak. Ale życie nie wybiera, Michael.
-Jesteś fajna.
-Dzięki- uśmiechnęła się do chłopca.
-Nie jesteś taka jak oni. Nikt nie chce ze mną rozmawiać, bo wiedzą, ze umieram. Tylko kilku kolegów i jedna dziewczynka bawią się ze mną…
-Chcesz to ja też mogę się z tobą pobawić?
-Chcę- na twarzy chłopca pojawił się uśmiech i iskierki radości w oczach.
-Jak chcesz mogę jutro do ciebie przyjść. Dzisiaj muszę iść do lekarza…
-Też jesteś chora?
-Nie, nie chora. Lekarz musi zobaczyć, czy z moim dzidziusiem jest wszystko w porządku.
-Dzidziusiem?
-Tak- Tempe położyła rękę na swoim zaokrąglonym brzuszku, już dość widocznym, w końcu to piąty miesiąc.- Tutaj jest mój dzidziuś.
-Naprawdę?- spytał niedowierzając. Cała ta sprawa z ciążą była dla niego bardzo fascynująca.- Tutaj?
-Tak.
-Cześć, maluszku- powiedział Michael nachylając się nad brzuszkiem Bones- Masz bardzo fajną mamę, wiesz?- Tempe się uśmiechnęła- I bardzo ładną.
-O, dziękuję ci Michael.
-To prawda, Temperance…- zarumienił się lekko.- Przyjdziesz mnie jutro odwiedzić?
-Tak, jak obiecałam.
-Super! To do jutra!- mały wstał i z uśmiechem wyszedł z sali.
-To niesprawiedliwe…- pomyślała Bones, jak mały zniknął za drzwiami- Taki mały… Przecież to jeszcze dziecko…
Zebrała swoje rzeczy i poszła zapytać lekarza, co takiego dzieje się z Michaelem. To co usłyszała, było przerażające. Chłopiec ma raka i już nic nie da się zrobić. Operacje, terapie.. nic nie pomaga… Został mu najwyżej tydzień, może dwa tygodnie życia…
Z tą smutną wiadomością Tempe wyszła z Hospicjum… „Nie powinno być takich miejsc- mówiła do siebie idąc do swojego lekarza- Dzieci nie powinny chorować. Nie powinny tak cierpieć… Nie powinny umierać…
Hejo Dziewczyny... :)
Ja również się niezmiernie cieszę, że Nasz skład jest w komplecie z wszystkimi członkami Naszego Teamu ;)
Kasiu tak już lepiej z tym palcem, ale jeszcze boli i nie mogę go zginać, bo przyprawia mnie to o ból... A najśmieszniejsze było w tym to, że jak miałam go zawiniętego to mogłam bezkarnie pokazywać komuś fakera i ten ktoś się nawet nie zorientował (mam tu na myśli nauczycieli), ale znajomi itp często na mnie "krzyczeli" że im brzydko pokazuje... xD heh...
Ale już wolałabym, żeby się "uzdrowił"... Mam nadzieje, że Nasza Wróżka Calli coś na to zdziała ;)
A co do części to bardzo mi się podobała rozmowa B&B... Genialna !!!! Ja chcę więcej.. ;)
Bardzo jestem również ciekawa co dalej... Z niecierpliwością czekam na cd :)
Nie no Kasiu to Ty masz co robić... Ale jaką przyjemność z tego czerpiesz... :P:P :):) Aż Ci zazdroszczę.... Hmmm... Na pewno jesteś z siebie dumna ;)
Pozdrowionka dla Najwspanialszego Teamu na świecie ;) Hinriusia i Wróżki Calli :) Uściski i Gorące Buziaczki :*:*:*:*:*:*:*:*:*
Kisses :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Hej Kochane:)!!!
Wybaczcie, ale dziś się nie rozpiszę. Padam ze zmęczenia, a chciałam Wam dodać cedeka. Nie mam siły nic innego pisać:(
Kisses Kochane:*:*:* i Pozdrawiam Was bardzo serdecznie:)
A cedek z małym oznaczeniem M:)
37.
… pierwsze, co zrobili, to zaatakowali swoje usta. Cała namiętność nagromadzona w Instytucie i w drodze do domu, teraz znalazła ujście. Bones wplotła swoje ręce we włosy Seeley’a i przyciągnęła go, jak najbliżej siebie, tak by nawet na moment nie mógł jej się wymknąć. Seeley ochoczo do niej przywarł i z jeszcze większą mocą napierał na jej usta. Ich wargi tańczyły wokół siebie, muskały się, drażniły, przygryzały… Szaleństwo jakiemu się poddali o mało nie spowodowało wylądowania na szafce stojącej w korytarzu prowadzącym do salonu. Seeley podparł się jedną ręką, złapali równowagę i jego ręka z powrotem wylądowała na plecach antropolog. Tańczyła na materiale i dziwne było to, że pod wpływem tego tańca, bluzka jeszcze się nie podarła. Coraz mocniej na siebie napierali, jeżeli jeszcze było to możliwe. Ich usta coraz zachłanniej domagały się o kolejny kontakt, kolejne muśnięcie, kolejną walkę, w którą po krótkiej chwili włączyły się również ich języki. Szukały drogi do wnętrza przeciwnika i robiły wszystko, by się tam dostać. Żadne z nich się przed tym nie broniło, ochoczo otwierali usta, tak by język drugiej osoby mógł się tam, jak najszybciej znaleźć, potem zamykali pocałunek, by nie pozwolić na jego wydostanie się. Chcieli zatrzymać język drugiej osoby, jak najdłużej się dało. W środku, we wnętrzu, gdzie nikt inny nie ma dostępu. Języki tańczyły w górę, w dół, ganiały się, krążyły wkoło, jakby się nawzajem badały, jakby chciały chłonąć każdy jeden milimetr i poznać wszystko to, co dotąd jeszcze było nieznane. Co prawda nie raz już się spotykały, ale za każdym razem było inaczej. I teraz również. Słodki smak pożądania, przenoszony przez język i wargi, rozprzestrzeniał się na całe ciało. Przyjemne dreszcze wstrząsały obojgiem. Kiedy języki już poznały swój obecny smak, przeniosły się na inne części twarzy partnera. Seeley z rozkoszą pieścił policzki, oczy i szyję tuż za uchem partnerki. Bones nie była mu dłużna, zaatakowała jego policzki, przygryzała ucho i wędrowała w dół, ku jego szyi. Oddech powoli zanikał i coraz trudniej było im łapać powietrze. Booth przyparł Brenn do ściany, zamknął ją w ramie swoich rąk i kontynuował pocałunki. Bones próbowała się wyrwać i przejąć inicjatywę, ale nie pozwolił jej na to. Zdominował całkowicie jej drobne ciało, nie była w stanie się poruszyć, a kiedy nawet jej się udawało, umiejętnie zamykał jej usta długim pocałunkiem, pozbawiającym oddechu i od razu się poddawała. Oboje ciężko oddychali, kiedy skończyli swój „pocałunek”. Brenn ułożyła głowę na jego ramieniu i próbowała odzyskać oddech. Chciała się również uratować przed upadkiem, nie była w stanie normalnie stać.
-Booth…- z ledwością szepnęła- Kocham cię, wiesz?
-Wiem- wydyszał- Ja ciebie też kocham…
-Wiesz może… darujmy sobie tą kolację, co? Mam ochotę na tą kąpiel, o której wspominałeś. Powiedziałeś, że pomoże mi ona się zrelaksować i odpocząć… Chyba potrzebuję tego teraz, po takim pocałunku…
-Zmęczona?
-I szczęśliwa. Masz nieziemski smak ust, mogłabym je całować cały czas, chłonąć każdy jeden milimetr ich powierzchni i poznawać każdego dnia na nowo. A twój język…- westchnęła- potrafi cuda.
-To samo miałem powiedzieć tobie. Wspaniale smakujesz. Twój język jest idealnym towarzyszem.
-Zgrały się, co?
-Zdecydowanie się zgrały. Lepiej trafić nie mogły.
-Są tylko dla siebie.
-Tylko dla siebie.
-I… co z tą kąpielą?- spytała wpatrując się w jego oczy. Widziała w nich pożądanie i bezgraniczne zaufanie.
-Napuszczę ciepłej wody i już możesz przychodzić
-Mam ochotę od razu tam z tobą pójść…
-Nie będę się sprzeciwiał… weź tylko ręcznik i chodź do mnie.
-Tak zrobię- pocałowała go jeszcze raz i podbiegła do szafy. Seeley w tym czasie poszedł do łazienki. Zdążył tylko odkręcić kran, kiedy poczuł na swoim brzuchu drobne dłonie partnerki, które go otoczyły. Po sekundzie czuł już jej całe ciało, przylegające do jego pleców
-Nie pomagasz mi w ten sposób, kochanie- powiedział ledwo się powstrzymując przed rzuceniem się na nią.
-Dlatego to robię…
-Nie chcesz kąpieli?
-Chcę… ale lubię się z tobą w ten sposób drażnić.
-Też cię kocham.
-Zrób tak, żeby woda była gorąca…
-Nie jest ci już wystarczająco ciepło?
-Jest, ale mam ochotę na gorącą kąpiel…
-Już jesteś gorąca.
-Miałeś pomóc mi się zrelaksować.
-I to zrobię. Poczekaj cierpliwie- minęło kilka minut i wanna była już pełna wody. Seeley podszedł do szafki, wyjął z niej olejki- O tak, ten jest twoim ulubionym- i nalał do wody. Dodał również trochę płynu do kąpieli, dzięki któremu wodę pokryła piana. Leśny zapach rozprzestrzenił się po całej łazience. Para z gorącej wody otuliła wszystkie lustra w pomieszczeniu, zrobiła się lekka mgła.
-Jak w bajce- powiedziała cicho Brenn- Czuję się, jakbym była w lesie, z dala od cywilizacji, jakbym była w zupełnie innym świecie.
-A to jeszcze nie koniec
-Co jeszcze może być piękniejszego?
-Przekonasz się, jak już się zanurzysz w tej cieplutkiej wodzie.
-Pomożesz mi?- zdjęła żakiet i stanęła naprzeciwko Seeleya.
-Masz na myśli pozbawienie cię tej koszuleczki?
-Tak.
-Z ogromną przyjemnością- ich gra zaczynała nabierać tempa i wcale nie chodziło tutaj o szybkość. Nakręcała się i kto wie, co może stać się potem. Seeley zrobił jeszcze jeden krok do przodu i znalazł się zaledwie kilka centymetrów od, teraz ciepłego, ciała partnerki. Delikatnie złapał końce koszulki i wolno unosił ją do góry, dopóki nie przeszła przez głowę i nie została całkowicie uwolniona. Jego oczom ukazał się piękny dekolt Brenn i delikatnie zarysowane piersi, które wciąż jeszcze były więzione w staniku, czerwonym, koronkowym staniku. Głęboko westchnął i walczył ze swoim pożądaniem. Teraz ważna była Tempe. Obiecał jej, że pomoże jej się odprężyć i zrelaksować, i właśnie to miał zamiar teraz zrobić. Łapczywie złapał powietrza.
-Co się dzieje agencie?- spytała niewinnie.
-Gorąco tutaj.
-Z tym też mi pomożesz?- zaczęła rozpinać guzik dżinsów, Seeley jednak wyprzedził ją i sam zajął się ich rozpinaniem.
-Oczywiście- powoli odpiął guzik, potem rozporek. Ułożył obie dłonie na jej biodrach i delikatnym ruchem zsuwał je z nóg Brenn. Robił wszystko delikatnie i wolno, bo chciał, by wiedziała, jak cenne i jak ważne jest dla niego jej ciało. Chciał by czuła, że może mu ufać w każdej kwestii i że to, iż pozwala mu teraz na takie rzeczy, nie będzie oznaczało, że wykorzysta sytuację, szybko wszystko z niej zerwie, by zobaczyć jej nagie ciało. Nie tak miało to wyglądać. Owszem, pragnął zobaczyć ją nagą, ale nie w taki sposób. Chciał, by to było czymś pięknym dla obojga. Bones oparła dłoń na jego barkach, kiedy kucał i powoli wyciągała nogi z nogawek spodni. Po chwili i one leżały już na podłodze, daleko od naszej pary. Brennan odwróciła się teraz tyłem do niego, uniosła włosy do góry
-Z tym też mi pan pomoże?- Seeley nie odpowiedział, tylko od razu skierował swoje ręce na zapięcie jej stanika, usta przybliżył do jej ucha
-Wiesz, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie?- szepnął zmysłowo.
-Jeśli ty tak uważasz…- również szeptała odchylając głowę tak, by mógł ustami błądzić po jej szyi.
-Ja to wiem…- jednym sprawnym ruchem rozpiął stanik. Ręce tym razem wylądowały na jej ramionach, skąd kierował się w dół rąk, zabierając przy okazji zbędny materiał. Zsunął stanik i odrzucił go na bok. Całował jej szyję. Tempe nie odwróciła się jednak do niego, doskonale wiedziała i czuła, co robi z nim ta „niewinna” gra, nie chciała jeszcze bardziej go torturować.
-Teraz agencie specjalny, czekam na moją niespodziankę…
-Nie potrzebuje pani pomocy z ostatnią częścią swojej garderoby?
-Z tą częścią sobie poradzę…
-Dobrze… jak pani sobie życzy- Booth niechętnie odwrócił się od Brenn i ponownie podszedł do szafki, Tempe w tym czasie pozbyła się ostatniego elementu ubrania i wskoczyła do wody.
-Resztę zostawię dla ciebie na potem…- szepnęła, ale tak by Seeley usłyszał. Uśmiechnął się- Nie możesz widzieć wszystkiego na raz.
-Chcę ci przypomnieć, kochanie- mówił majstrując coś na jednej z półek- że ty już widziałaś mnie nagiego.
-Pamiętam o tym. Masz piękne ciało, ale na zobaczenie mojego musisz jeszcze poczekać. Co ty tam kombinujesz?
-Zaraz zobaczysz. Połóż się i zamknij oczy- wykonała polecenie i po chwili usłyszała coś niesamowitego. Nie wiedziała, co się dzieje…
Hej Dziewczyny :):)
Oj Kasiu to życzę Ci abyś jakoś wstała... ;) xD heh... Mam nadzieję, że znajdziesz więcej czasu na zglądanie w nasze skromne progi ;)
Co do opoka to jejku... Aż dech zapiera w piersiach, że szok... Aż czuję tę ich namiętność tak doskonalne ją opisałaś... :) Super bardzo mi się podobało i czekam na kolejne części :)
Jeśli chodzi o moją skromną osobę to mam aktualnie wolne i idę do szkoły dopiero w poniedziałek, ale za to mam dużo do roboty do szkoły co muszę zrobić najlepiej właśnie przez ten długi weekend, więc niestety nie mam tak dobrze... :P Ale nie nafrzekam za bardzo... ;) Może być....
A co tam Dziewczyny u Was... Kaiu i Beatko czekamy na pościki od Was ;) Mam nadzieję, że dacie o sobie znać, co tam u Was i w ogóle...
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie ;) Gorące uściki przesyłam przez Hinriusia w Wasze strony i życzę pod wodzą Calii dużo, dużo zdrówka ;)
Kisses :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Ja też mam wolnego, tylko przymusowy ;P Ale dziękowanie dla Boston Medical Center za dawanie mnie wolnego czasa do nadrabianie ff i pisanie nowe i uzupełnianie blog... Prawdobnie ja wyjdę dom dopiero Thanksgiving dla kilka dni, a potem dopiero Christmas, ale szkoła niestety nie umiera i egzaminom ja zaliczam normalny teoriowo, włącznie z zamienianie rokowe - kawałek przedmiotów przyszłorokowych jak robię teraz (takie typowy uczenie i zaliczanie, bez pacjentowy kontakt), kawałek tegorokowych w następny rok (bardziej pacjentowy, mniej chemiowo-biologowo-teoriowy) ;P Ja kocham individual ustawianie plana. I wszystko nagle zapadło ^^ Ale jest fajny powód i ja cieszam twarz ;D Nathan i Tom ulepsza mój polski,oni odmawiają mówienie angielski do mnie, ja mam wielki intensywny polski kurs ;P
Kisses! ;*:*:*
Hej Kochane Dziewczyny :):):):):)
U mnie już po urlopie. Odpoczęłam sobie troszeczkę, poodwiedzałam znajomych, miałam też czas trochę poleniuchować ale był też czas na obowiązki.W czasie urlpou nadrabiałam zaległości.
Cieszę się że u Was wszystko w porządku :):):):):)
Bardzo mnie się podobała ta część szkoda że krótka, ale jak pisałaś że nie masz czasu to i tak podziwiać że coś mam napisałaś
Czekamy nia kolejne części
Pozdrowionka i uściski dla Kasi, Kai i Matta oraz Marysi, naszej Calli i dla Hinrusia
Kisses:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Hejka Kochane :)
Jak miło zajrzeć na forum, gdy obecni są wszyscy jej członkowie ;) :):) Jest po prostu SUPER !!! :)
Tylko szkoda, że nie piszemy online w sensie, .że na bierząco, ale też coś ;) ;) ;)
Również się cieszę, że u Was wszystko gra ;)
Jej cóż za ciężkie życie jest z nauczycielami... :P Uch... A reszta jest spoko... Jeszcze jakby nie pytali i nie sprawdzali pisemnie naszej wiedzy to było by super... A tak to... Ale ja mam marzenia, ale co za marzenia nie karają czyż nie Dziewczęta ?? ;)
Pozdrawiam serdecznie i ślę gorące Buziaczki dla Was: Beatko, Kasiu i Kaiu ;) oraz dla Hinriusia i Wróżki Calli. Wszystkiego co najlepsze ;)
PS: A propo... Jakoś ostatnio zaczęłam myśleć o świętach... No cóż już tuż tuż... :P Potem tradycyjnie Sylwester (zabawa, że lepiej nie mówić :P) i Nowy Rok 2011 :P:P heh...
Nie wiem, czy tylko ja mam takie schizy... Być może, dlatego dzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami, aby ewentualnie wykluczyć moją jakąś chorobę czy cóś... Wiecie o co chodzi... ;)
Czekam na Wasze Myśli... :):):):):):)
Kisses :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Marysia narzekła nikt mówi cokolwiek, to ja mówię 'cześć dziewczyny!' ;D Dokładnie, potrójny cześć - jeden od mnie i po jeden od każdy bliźniak w mój brzuch ;D
Ja nadal jestem szpitalona, ale szczęściowo wczoraj ja byłam z Matt na świątowy shopping i każdy prezent my już mamy ;)
Cooooo tam? ;D
Kisses ;*::**:*:*:*:*:*:*
Kaia
PS. Sara ostatnio próbowa dziennikarzować, sprawdzajcie mojego bloga i komentujcie, ok? Ona bardzo czeka to ^^
Wiesz Kaiu, żeby nie wyszło, że jestem jakaś rozwydrzona czy coś w tym stylu... xD heh... Poprostu dawno nikt tu nie pisał i smutno jest jak tak się dzieje...
Nie myślicie podobnie... ?? A prawie bym zapomniała... :) Witajcie Kochane :):):):):):):)
Kaiu mam zaszczyt pierwsza na tym forum pogratulować Tobie i Mattowi bliźniaków... !!! :) Serdecznie gratuluję i życzę Wszystkiego co dobre :) Zasługujecie na to :)
Bedzie Wszystko Dobrze - musi być :):) :D Ja jestem z bliźniaków, więc musi się udać... :)
A wiesz już Kaiu czy to dwujajowe (tzn. chłopiec i dziewczynka) czy jednojajowe (tzn. np dwóch jednakowych chłopców, albo dziewczynki) ?? :):)
Cieszę się z Wami... :)
U mnie po staremu - nawał w szkole... - nudy... xD
A co tam u Was ??
Serdeczne Całuski w Pozdrowienia Dla Ukochanego Teamu i Dla Przyszłych Rodziców Kai i Matta :):):)
KIsses :*:*:*:*:*:*:*:*:*
Najserdeczniejsze gratulacje dla Naszej Ukochanej Pary dla Kai i dla Matta :):):):):):):):):):):):)
Niezmiernie się cieszę Waszym szczęściem i zapewniam o modlitwie, jej nigdy za mało.
Zajrze na bloga jak pozwoli mi na to czas ale na pewno wkrótce
A u mnie no cóż praca i zaczyna się nerwowa atmosfera bo święta tuż tuż (a to dla nas gorący okres) a na dodatek zepsół mi się samochód i nie mam czy jeździć do pracy(jakieś 15 km) a do tego ta pogoda taka plucha
Pozdrawiam Gorąco :):):):)
Kisses:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Ooo... Dwujajowe to może będzie chłopiec i dziewczynka :P Tak jak było w przydadku mojej mymy... xD :P:P :)
Jeszcze raz gratuluję i życzę wszystkiego co najlepsze.. :)
Tak Beatka ma racje... Modlitwy nigdy nie jest dość... :)) Będę się modlić o Wasze szczęście :)
Oj to nie za miło masz Beatko, ale będzie dobrze ;) Samochód się naprawi, a co do pogody to nie będzie teraz miło nad czym ubolewam rzecz jasna... Nienawidzę zimy...
Kasiu a Ty gdzie ?? :P Jeszcze tylko Ciebie brakuje... Czekamy na pościka ;)
Pozdrawiam Was serdecznie.. :)
Kisses :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
RonRicco jeśli Ci się nie podoba nie musisz tu zaglądać... Lepiej zrób coś "pożytecznego" a nie czepiasz się ludzi....
Hej Kochane!
Przepraszam, że Was na tak długo zostawiłam, ale przez studia i prace nie mam kompletnie czasu na nic. Już dawno nie pisałam niczego i brakuje mi tego strasznie. Pisania, czytania itd...:( Teraz zajrzałam też na momencik, bo znowu lece do pracy, a w środe 3 kolokwia i tak w kółko. Także zostawiam Wam tylko 2 części 'Czarnego scenariusza' i muszę sie zmywać.
Tutaj jeszcze jest link do komiksu, który teraz maluje z Bones oczywiście. Jakbyście miały ochotę zajrzeć, to zapraszam:) Jakby były jakieś problemy ze zrozumieniem ang [bo jest on w j, ang] dawajcie znać na gg, to wyśle tłumaczenie, jak bd miała chwilę:)
http://www.serialkosci.pl/forum/malowany-komiks-7-vt2238.htm
Z serdecznymi, serdecznymi pozdrowieniami i wielkimi buziakami Kochane!:):):):*:*:*
[RonRico, jak Ci coś nie pasi, nie czytaj, nie zaglądaj i oszczędź sobie czasu na takie durne komentarze, nikt Ci nie każe tu zaglądać. Tyle z mojej strony. Pozdrawiam]
A dla Was Kochane 2 rozdziałki: Oba zdecydowanie z oznaczeniem M:P
38
Nie wiedziała, jak Seeley to zrobił i kiedy.
-Booth, jak…?
-Ciii. Po prostu słuchaj…- szeptał- Nie otwieraj oczu, po prostu się wsłuchaj i odpręż.- z głośników, które nie wiadomo, gdzie dokładnie się znajdowały, miało się wrażenie, że są wszędzie, słychać było odgłosy natury. Śpiew różnych ptaków, kumkanie żab, szelest tańczących na wietrze liści, nawet cichutkie trzaski poruszanych drzew. Gdzieś w oddali słychać było, jak płynie strumyk, gdzieś indziej jakaś żabka wskoczyła do wody. Z różnych stron śpiewały różne ptaki. Kilka drzew dalej przebiegła sarna…
-Jesteśmy w lesie…- szepnęła. Widać było, jak napięcie po prostu znika z jej twarzy, a pojawia się odprężenie i radość.
-Tak, kochanie. Jesteśmy w lesie. Powiedz mi, co widzisz- usiadł na brzegu dużej wanny, schylił się nad Tempe i cały czas szeptał.
-Widzę bardzo dużo zieleni… Czuję zapach roślin, kwiatów, liści… Z prawej strony, kilka kroków ode mnie płynie niewielki strumyczek. Słońce odbija się w tafli wody. Wygląda, jak falujące lustro… Właśnie wskoczyła do niego maleńka żabka i jeszcze jedna… Nad moją głową śpiewają ptaki, kołyszą się drzewa, słyszę, jak się ruszają… O! Sarna!... Czuję ciepły, letni wiaterek, na swojej twarzy… muska moje policzki, delikatnie porusza moimi włosami… Słyszę przyrodę… Mam wrażenie, że stoję pośrodku dużego, pięknego, najpiękniejszego lasu, jaki kiedykolwiek w życiu widziałam- Seeley wziął jej dłoń w swoją rękę- Jesteś ze mną, Seeley…
-Jak zawsze, kochanie jestem z tobą.
-Tu jest tak wspaniale… Jesteśmy tylko my dwoje i natura, nic więcej. Inny, bajkowy świat- wolno otworzyła oczy. Łazienkę wypełniała niewielka mgła powstała z pary unoszącej się nad wodą. Przestrzenny dźwięk sprawiał, że oboje czuli nad sobą i dookoła poruszające się drzewa, liście… wszystko było jak prawdziwe. Nie widzieli już łazienki w mieszkaniu. Oboje przenieśli się tam, gdzie teraz było im najlepiej, do krainy czarów.
-Pozwól, że teraz zajmę się twoim zmęczonym ciałem- powiedział sięgając po gąbkę i jakąś buteleczkę.
-Oddaję ci się całkowicie.
-Cieszę się, ze się nie buntujesz.
-Jak mogłabym się buntować w takiej pięknej chwili. Teraz może być już tylko lepiej…
-I tu masz rację- wycisnął biały, kremowy żel na miękką, błękitną gąbkę- Możesz…- nie musiał kończyć, bo Bones już siedziała w wannie i czekała na jego kolejny ruch. Seeley przyłożył gąbkę do jej pleców i zaczął je delikatnie masować. Każdy kawałek z taką samą dokładnością. Przesunął się na ramiona i rozpoczął masaż. Tempe nie mogła powstrzymać westchnień, które same wyrywały się z jej ust. Wiedział, że wszystko jest dobrze. Była zrelaksowana i szczęśliwa. Zapomniała o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Nawet jeśli tylko na tą krótką chwilę, ale zapomniała. Kiedy skończył masaż pleców, ramion i dekoltu, nie chciał schodzić niżej, wycisnął na rękę odrobinę szamponu i zajął się teraz masażem jej głowy. Poddała się temu całkowicie. Czuła, jak wszystko, co negatywne z niej ulatuje, spływa i ulatnia się gdzieś razem z parą wodną. Udało jej się zrelaksować, zdecydowanie jej się udało. Czuła się tak szczęśliwa, że nie potrafiła powstrzymać spływających po policzkach łez, mieszały się one z wodą skraplającą się na całym jej ciele, dlatego Seeley ich nie widział.
- Dziękuję ci, kochanie za tą podróż- powiedziała ze łzami w oczach- dziękuję, że stworzyłeś dla mnie zupełnie inny świat.
-Nie płacz- powiedział ocierając łezkę z jej policzka
-To ze szczęścia.
-Dla ciebie zrobię wszystko.
-Wszystko?
-Tak.
-Pocałuj mnie…- Booth oparł się jedną ręką na przeciwległej stronie wanny i nachylił jeszcze bardziej nad Tempe. Nieśmiało dotknął jej ust, jeden, drugi, trzeci raz, w końcu złączył ich usta w kolejnym pocałunku. Tempe wynurzyła obie ręce z wody, zarzuciła mu je na szyję i bliżej przyciągnęła. Pocałunek nie ustawał. Ogień pożądania rozpalał się na nowo, w gorącym, pięknym lesie. Przesunęła dłonie na jego plecy i w momencie, w którym poczuła, że Seeley chce poprawić ułożenie, przyciągnęła go do siebie jednym stanowczym ruchem, tak, że agent znalazł się na niej, w wannie. Woda plusnęła, zalewając część łazienki, ale czy to teraz było ważne? Usiadł na niej okrakiem i kontynuował atakowanie ust, ona przyciągała go jeszcze bliżej siebie. Czuła, jak jego męskość powoli zaczyna dawać o sobie znać. Był mokry, gorący i rozpalony do czerwoności z pożądania. Ona też. Kolejne pocałunki mieszały się z wodą, która chlapała podczas ich poruszania się i starania odnalezienia odpowiedniej, wygodnej pozycji. Czuli, że są na granicy. Powietrze zdało się zniknąć. Męskość Bootha powoli zaczynała odznaczać się na zamoczonych spodniach… w tym momencie oboje postanowili przerwać.
39.
-Bones…- szepnął patrząc się w jej błękitne oczy.
-Dlaczego przerwaliśmy?
-Wiesz, że jeśli to pociągniemy, może to zajść za daleko i stamtąd nie będzie już powrotu.
-Doskonale o tym wiem.
-Chcesz tego?
-Oczywiście, że chcę.
-Ja też. Pragnę cię od pierwszej chwili, w której cię ujrzałem.
-Ja ciebie też- chciała ponownie zaatakować jego usta, ale Seeley zrobił unik.
-Jeśli mamy tam zajść, to nie tutaj.
-Dlaczego? Tu jest idealnie, na łonie natury.
-Łono natury jest nie tylko tutaj. Poza tym chciałbym pokazać ci magię dochodzenia do tamtego miejsca, z którego nie ma już powrotu. Chciałbym ci pokazać, jak piękne może być wszystko przed, że nie tylko w trakcie i po dotarciu na szczyt jest cudownie. Nie chcę znaleźć się tam od razu, a tak się stanie, jak tu zostaniemy.
-Więc pójdźmy tą dłuższą drogą, twoją drogą… Pokaż mi jej piękno, jej magię…
-Wszystko ci pokażę…- pocałował ją, wstał i wyszedł z wanny. Chciał właśnie zdjąć mokre rzeczy, ale Tempe złapała go za ręce.
-Mi to wcale nie przeszkadza- szepnęła. Była już w cieniutkim, indyjskim szlafroku do kolan, pięknie podkreślającym jej sylwetkę i zgrabne, długie nogi. Niby zwykły szlafrok, ale ten był wyjątkowo dobrze skrojony i wyglądał na niej po prostu pięknie. Zawiązała go niedbale, tak, że dekolt był naprawdę bardzo wycięty i odwracał uwagę od pięknego wzoru, jaki namalowany był na materiale- Ja też jestem mokra, a przecież tych twoich ciuszków też się pozbędziemy.
-Masz rację kochanie. Teraz pozwól mi, że zaprowadzę cię nieznaną ścieżką w najpiękniejsze miejsce
-Na ziemi.
-Nie, nie na ziemi. Tego miejsca nigdzie nie znajdziesz, ono jest wysoko ponad nami, gdzieś bardzo daleko i będzie tylko nasze. Nikt nie będzie o nim wiedział, bo tylko my będziemy mogli tam dojść drogą, którą chcę cię poprowadzić.
-Za tobą pójdę wszędzie- mówiła ciężko oddychając. Czuła, jak jej ciało powoli zaczyna wariować, a na razie tylko widziała opięte, mokre ciuchy na ciele swojego ukochanego. Co stanie się dalej, jak Seeley zaprowadzi ją tą nieznaną ścieżką, gdzieś daleko, gdzie nikt inny nie był? Nie bała się szaleństwa, nie tego typu szaleństwa. Ufnie więc podążyła za nim. Booth ponownie tego wieczoru złączył ich usta. Uniósł ją i wziął na ręce, Tempe od razu oplotła go nogami i tak spleceni ruszyli w kierunku sypialni, wciąż złączeni ustami, które na nowo rozpoczynały swoją walkę. W sypialni Seeley postawił ją na podłodze, nie przerywając pocałunku. Łóżko stało zaścielone ciemno-niebieską pościelą. Na razie wszystko wyglądało na idealnie ułożone, poskładane i równe, ale nie wiedziało jeszcze, co będzie się działo za chwilę i że ten porządek, który teraz jest, już lada moment zostanie w brutalny sposób zakłócony, wręcz zniszczony.
-Musimy pozbyć się tego twojego ubranka- mówiła Bones wolno przesuwając rękoma po ciele Bootha. Złapała końce przemoczonej koszulki i ją zdjęła. Jej dłonie rozpoczęły niewinną wędrówkę po nagim i wilgotnym torsie partnera. badała go z dokładnością, każdy jeden jego mięsień. Jego ciało było naprężone. Seeley sięgnął do jej szlafroka, ale powstrzymała go, przed jego zdjęciem.
-Jeszcze nie teraz, Seeley- specjalnie użyła jego imienia- Jeszcze chwilkę, najpierw ja pozbawię cię garderoby.
-Czy przypadkiem to nie ja miałem panią poprowadzić tą drogą?- spytał szeptem.
-Owszem i pozwolę panu na to, jak skończę z tym- ułożyła jego ręce wzdłuż tułowia, a swoje skierowała na guziki jeansów- Najpierw uwolnię pana z tego… Widzę, że spodnie stały się lekko niewygodne- miała rację. Spodnie z każdą chwilą robiły się coraz bardziej ciasne. Tempe odpięła guzik, zamek, i wolno zsunęła spodnie na podłogę, uwalniając tym samym więzioną męskość Bootha- Tak lepiej, co?- spytała niewinnie, spoglądając w jego oczy.
-Zdecydowanie lepiej- powiedział bliski szaleństwa. Brenn oczywiście nie omieszkała, nie dotknąć przez przypadek jego męskości.- Czy teraz to ja mogę się tobą zająć?- spytał.
-Jeszcze jedna zbędna rzecz została…- ponownie skierowała ręce na biodra partnera. zahaczyła kciukami o brzegi bokserek, rozciągała je i puszczała, tak, jakby zastanawiała się, czy ma je zdjąć.
-Dlaczego najpierw ja?
-Bo ja już widziałam twoje nagie ciało, a ty mojego jeszcze nie. Chcę trochę się z tobą pobawić.
-A więc robisz to specjalnie. Wiesz, widzisz, co się ze mną dzieje, jak jesteś tak blisko.
-Doskonale widzę- ręka zjechała na jego męskość- Doskonale, Seeley- lekko ją ścisnęła. Booth wydał z siebie zgłuszony jęk.
-Kiedyś mnie zabijesz.
-Nigdy tego nie zrobię, ale mogę zrobić to…- co raz, na zmianę rozluźniała i zacieśniała uścisk, widząc, że tym samym sprawia mu ogromną przyjemność i doprowadza go powoli do obłędu.
-To ja miałem być twoim przewodnikiem- szeptał.
-I będziesz, w odpowiednim czasie. Teraz pozwól, że…- nie dokończyła, tylko wpiła się w jego usta, jej dłonie powędrowały teraz w górę, przez klatkę piersiową aż do szyi, by w końcu móc wpleść się w jego, wciąż mokre włosy. Ręce Seeleya znalazły swoje miejsce na pasie Brennan, przyciągnął ją bliżej siebie. Poddali się temu połączeniu całkowicie. Ich usta i języki ponownie szalały, doprowadzając się wzajemnie do obłędu.
Teraz, kiedy walczyły, Tempe „uciekła” i kierowała swoje pocałunki niżej. Kciuki ponownie zahaczyły o materiał bokserek i tak schodząc z pocałunkami, ręce powoli zabierały niewygodne odzienie. W końcu i ono wylądowało na podłodze, a jej oczom ukazał się Booth w całej swej okazałości.
-Takim cię zapamiętałam- szepnęła Tempe, wracając do jego ust.
-Pozwolisz, że teraz ja się tobą zajmę?- zapytał.
-Teraz oddaję się tobie całkowicie- rozłożyła ręce na bok. Seeley nie czekał na kolejny gest. Złapał ją w pasie i odwrócił plecami do siebie, mocno ją przy tym przytulając.
-Teraz ja się z tobą pobawię, kochanie… Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że wyruszasz ze mną w tą podróż- mówił kierując dłonie do paska szlafroku. Usta znajdowały się teraz tuż za jej uchem. Czuła na sobie jego oddech, który delikatnie łaskotał szyję. Nie odpowiadała. Odchyliła głowę do tyłu, kładąc ją na jego ramieniu. Seeley rozwiązał właśnie pasek szlafroka i wolno go upuścił. Jedna z jego dłoni od razu powędrowała pod materiał i z łatwością znalazła pierś antropolog, przesuwając się od dołu, przez brzuch, ku górze, by w końcu znaleźć się na niej. Lekko ją złapał i teraz on zaczął drażnić się z Tempe. Nic nie mówiła, słyszał tylko jej ciche westchnienia za każdym razem, kiedy zacieśniał uścisk. Druga ręka powoli, okrężnymi ruchami zsuwała się w dół, by w końcu odnaleźć jej rozpaloną z pożądania kobiecość. Na początku tylko się z nią drażnił, nie chciał tego przyspieszać, na następny krok jeszcze jest czas. Tempe ponownie westchnęła, czuła jego ciepło, jego pożądanie i zapragnęła poczuć go jeszcze bliżej.
-Booth…- szepnęła.
-Musisz poczekać, Bones. Obiecałem, że zabiorę cię do miejsca, z którego nie ma powrotu, do miejsca, gdzie nikt nie ma dostępu, że pokaże ci, jak przyjemna może być sama wędrówka i dochodzenie do niego. Pozwól mi dotrzymać tej obietnicy- również szeptał.
-Tak bardzo cię pragnę.
-Wiem, ja ciebie też, dlatego będziesz mogła zobaczyć, jak przyjemne może być wszystko to, co jest przed.
-Ufam ci…- Seeley chwycił za brzegi szlafroka i wolno zaczął go zdejmować z ciała Tempe. Ubranie osunęło się na podłogę, ale Booth postanowił, że jeszcze przez chwilę będzie oglądał nagie ciało antropolog tylko palcami. Jego ręce ponownie przesunęły się na jej piersi i bardzo dobrze się nimi zajęły. Brennan tylko bardziej odchyliła głowę do tyłu i mocniej przylgnęła do niego plecami. To był dla nich magiczny moment, właśnie to, co działo się teraz, to, że mogą poznawać swoje ciała jeszcze bez łączenia ich w jedno. Seeley miał rację, wszystko, co przed też może być bardzo przyjemne. Wspaniała podróż, która wiemy, jak się skończy, trwała. Brennan położyła swoje dłonie na rękach Bootha, oboje wdychali swój zapach i szukali ustami odpowiedniego miejsca na ciele partnera, którym mogłyby się troskliwie zająć. Jego ręce wciąż opiekowały się jej ciałem. W końcu, Tempe wyrwała się z uścisku, odwróciła przodem do niego i zaatakowała jego usta. Teraz dłonie Bootha rozpoczęły wędrówkę po plecach antropolog. Usta po chwili zaczęły schodzić niżej, przez szyję, ramiona, obojczyki, docierając do piersi Bones.
-Jesteś… taka… piękna…- mówił między jednym pocałunkiem, a drugim. Kiedy Seeley schodził ustami po jej brzuchu w dół, Tempe nachyliła się i wtuliła w jego plecy, pieszcząc je ustami. Kiedy jego usta dotykały jej kobiecości, poczuł, jak przechodzi przez nią dreszcz i wiedział, ze sprawia jej to przyjemność, dlatego zatrzymał się tam na dłużej. Musiała się go przytrzymać, bo rozkosz, jaką odczuwała, sprawiała, że miękły jej nogi i ciężko było się na nich utrzymać. Booth widząc, że jego ukochana ledwo stoi, wrócił do jej ust, objął ją i uniósł do góry. Bones automatycznie oplotła go nogami. Podszedł do łóżka i delikatnie ułożył ją na miękkich poduszkach. Sam ułożył się na niej, ale tak by swoją męskością nie dotykać jej najwrażliwszego miejsca.
-Booth…- szepnęła, unosząc biodra.
-Cierpliwości, kochanie. Jeszcze za wcześnie. Dopiero rozpoczęliśmy naszą podróż- powiedział niskim głosem.
-Ale ja chcę cię poczuć… tam…
-Będziesz musiała jeszcze na to poczekać- powiedział ponownie łącząc ich usta. Wargi i języki na nowo rozpoczęły swój taniec.
Seeley podniósł na chwilę głowę, chcąc spojrzeć na swoją Bones. Widział, jak jej piersi unoszą się i opadają, podczas płytkiego oddechu, widział na szyi, jak szybki jest jej puls. Obserwował jej ciało z dokładnością, chłonął jej piękno i sycił się nim. Chwilę potem ponownie „rzucili” się na siebie i wirowali w tańcu, na łóżku. Raz Bones była na górze, raz Booth. Ich ciała płonęły jasnym blaskiem, powietrza brakowało, jeszcze chwila i nie będzie go wcale. W końcu Booth „pokonał” Brennan, złapał jej nadgarstki i rozłożył ręce.
-Mam dla ciebie coś jeszcze- szepnął do jej ucha, lekko je przygryzając. Ręką sięgnął po małe piórko, które pojawiło się na poduszce. Wziął je, trzymając teraz obie ręce Tempe nad jej głową i zaczął delikatnie muskać jej skórę. Najpierw piórko muskało policzki, powieki, potem szyję, obojczyki, dekolt… Zatoczył kilka razy koła, wokół jej piersi, zjechał niżej, na brzuch… Bones wiła się pod wpływem tego nowego doznania. Przywarł ustami do jej ust, a ręką z piórkiem wędrował niżej, ku jej kobiecości, by po chwili przejść na wewnętrzną stronę ud. Tempe była na skraju wytrzymałości. Wtedy puścił jej ręce, które od razu znalazły się na jego plecach, przyciągając go bliżej i wędrując ku jego pośladkom. Seeley odłożył piórko. Jego jedna ręka zajęła się obiema piersiami. Na zmianę ściskał i unosił jedną z nich, po chwili drugą. Druga ręka wylądowała na jej biodrach i przesuwała się na wewnętrzną stronę ud. Po chwili jego palce znalazły się w jej wnętrzu. Brenn jęknęła. Widział, jak zalewa ją rumieniec i rozkosz. Zaczął delikatnie poruszać palcami, poczuł, że jest gotowa. Czuł, że właśnie przeszła ją pierwsza fala orgazmu. Czując to, nie pozwolił jej na jęk. Wyprzedził ją i zdusił go pocałunkiem. Teraz dzielili tą rozkosz wspólnie. Wilgotne wnętrze Bones coraz bardziej domagało się pełnej bliskości. Oboje czuli, że zbliżają się do swojego celu, do miejsca, z którego nie ma powrotu.
Booth zostawił w spokoju kobiecość Brennan i przeniósł się na jej twarz, dotykając ust, powiek, policzków, potem ponownie obsypując ją pocałunkami. Znowu dzielili razem nowe doznanie. Obje czuli smak Tempe, wymieniając się nim swoimi ustami. Nadszedł czas na Bones, która skierowała swoje dłonie na jego męskość. Jej ręka poruszała się to w górę, to w dół, sprawiając mu ogromną przyjemność. Usta nadal mieli złączone. Chcieli, by ich jęki wymieniały się wewnętrznie, w nich, by oboje mogli je czuć.
Stymulacje i zabawy obojgu sprawiały niezmierną przyjemność, czuli, że są coraz bliżej i jeśli czegoś z tym nie zrobią, ogarnie ich szaleństwo, którego nie da się zatrzymać. Doszli do momentu, w którym nawet silna wola i chęć przedłużenia podróży na nic się nie zdają. Ich ciała się buntują, coraz bardziej je do siebie ciągnie, ich największym pragnieniem było zlać się w jedno i razem tańczyć do utraty tchu, do straty wszystkich sił i złamania praw, rządzących fizyką. Oba ciała podświadomie się przyciągały, jakaś siła zbliżała je, by w końcu osiągnąć swój cel.
Seeley czuł, że są już na progu tego miejsca, o którym wcześniej opowiadał Temperance, że żadne z nich dłużej nie wytrzyma, dlatego zdecydował się na następny ruch. Upewnił się, że Bones leży wygodnie, nie żeby miało to teraz dla niej znaczenie, ale agent chciał jeszcze przeciągnąć tą chwilę, by to, co miało nastąpić, było czymś najpiękniejszym na świecie, by było czymś, czego jego ukochana jeszcze nigdy nie czuła.
Ułożył się na niej…
-Kocham cię- szepnął i razem z tymi słowami delikatnie i stanowczo zanurzył się w jej wnętrzu. Bones wydała z siebie cichy jęk, z ledwością wyszeptała
-Kocham cię…- przyciągnęła go jeszcze bliżej, trzymając jego biodra. Seeley powoli wchodził w nią głębiej. Oboje zaczęli się poruszać. Z każdą chwilą ruchy stawały się gwałtowniejsze i przyspieszały. Pchnięcia były coraz mocniejsze i głębsze. Booth dotarł do tego najskrytszego zakamarka wnętrza Brennan, co spowodowało głośny jęk partnerki. Oddechy były coraz płytsze i łapczywe. Zdawało się, że właśnie w tym momencie nie było już powietrza. Chcąc je uzupełnić, złączyli usta i wymieniali się nim. Dzielili się wszystkim, co posiadali.
Pościel, która na samym początku, była ładnie ułożona, teraz nie przypominała niczego konkretnego, nie kojarzyła się z żadnym znanym kształtem, ogarnął ją chaos, a para pogrążyła się w szaleństwie. Brennan starała się przyciągnąć Bootha, by był jeszcze bliżej, chciała by zlali się w jedno ciało, nie tylko nim byli i naprawdę to czuła, choć wiedziała, że z antropologicznego punktu widzenia, nie jest możliwe, by dwa ciała zajmowały tą samą przestrzeń. Jednak to był moment, w którym nie miała najmniejszego zamiaru się nad tym zastanawiać. Czuła, że za chwilę będą jednym ciałem, jedną duszą, jednym istnieniem, jedną miłością i sercem.
Ruchy coraz bardziej przybierały na sile, pchnięcia stawały się jeszcze mocniejsze. Zbliżali się, dzieliły ich zaledwie sekundy od dotarcia do celu. Już doszli do drzwi, za którymi jest to cudowne miejsce, gdzie żadna inna istota nigdy nie będzie miała dostępu, bo jest ono tylko ich.
Seeley, czując, że zaraz dojdą do spełniania, szepnął Tempe do ucha
-Chcę byś to poczuła… Chcę, byś usłyszała swój krzyk, swój krzyk we mnie…
-Seeley…- wyszeptała i wygięła się w łuk. Czuła, że ciało przejęło nad nią kontrolę. Nadszedł czas na ostatnie, najmocniejsze pchnięcie, to najważniejsze i krzyk.
Booth równo z pchnięciem zamknął usta Bones pocałunkiem, wiedział bowiem, iż nie zdoła powstrzymać krzyku. Zamknął go w ich ustach, bo tak, jak powiedział, chciał by słyszała swój krzyk w nim.
Ostatnie pchnięcie… Drzwi oddzielające ich od wspaniałej krainy, w której dzieją się cuda, zostały sforsowane. Brenn krzyknęła wewnątrz Bootha. Oboje jęknęli. Słyszeli swoje krzyki wewnątrz siebie. To było niezwykłe uczucie, którego Bones nigdy wcześniej nie znała- byli jednym ciałem, które zgodnie krzyczy. Fala rozkoszy zalała złączone ciało, które wygięło się, jak struna. Booth oddał ukochanej część siebie, podarował jej wszystko, co miał w sobie… Bones czuła, jak jego cząstka zalewa jej całe wnętrze i ciało. Była nim, on było nią- byli jednym.
Kiedy największa fala rozkoszy przeszła, zwolnili tempo, ale wciąż razem się poruszali, wciąż Booth był w Bones, wciąż Bones była w Boothie.
Rozłączyli swoje usta, by uzupełnić zapasy powietrza. Booth odgarnął mokre, spocone włosy Brenn z jej twarzy i wpatrywała się teraz w niego, swoimi dużymi, niebieskimi oczami, w których widział niezmierzone szczęście, ogień rozkoszy i potężną miłość.
Oboje byli spoceni, wyczerpani, ale szczęście, które temu towarzyszyło, nie mogło się równać z niczym innym. Byli w tym miejscu, do którego zmierzali. Ich podróż osiągnęła swój cel. Nie zakończyła się, bo tak naprawdę to wszystko jest dopiero początkiem. Początkiem ich życia. Kto wie, czy jednego? Może ta noc będzie miała swoje konsekwencje. Tylko, czy to przyniesie im szczęście, tak, jak myślą? Kto wie, czy ten początek, będzie zapowiedzią szczęścia, czy może jednak nie… może to, co teraz wydaje się piękne, przybierze zupełnie inną formę…
Teraz jednak byli najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Zmęczeni, spoceni, zadowoleni… i tylko to się liczyło.
Hej :)
Nic się nie stało... Wiem, jak to jest gdy nie ma się na nic czasu... Też to nie raz przerabiam... Więc Cię rozumiem... :)
Jej... Kasiu aż brak mi słów... Nie potrafię niczego mądrego napisać, ale jestem pod ogromnym wrażeniem... !!!!! Tak do "głęboko" opisałaś, że wszystko, klatka po klatce sobie wyobrażałam... Brak słów...
JESTEŚ GENIALNA !!!!!
Co do komiksu, to super wygląda... Tylko nie znam angielskiego, więc poproszę o tłumaczenie :)
Beatko, Kaiu - czekamy na Wasz odezw :) :D:D:D
Pozrawiam Was Kochane bardzo serdecznie :) Cały zespół Team :) I Naszą Wróżkę Calli i Hinriusia :D:D:D
Kisses :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Hello:)
A tak jakoś wtedy czułam natchnienie i czułam, że ta scena musi być tak opisana, ten cud, który między nimi się wydarzył musiał mieć taką oprawę, szczególną, w końcu to B&B:P hihihi
Ja wciąż narzekam na brak czasu, ale zostawiam Wam dzisiaj moje najnowsze opko, które swój początek miało już kilka ładnych miesięcy temu i tak sobie powoli dojrzewało, aż w końcu je skończyłam:) Ostrzegam, że jest meega dziwne, troche nierealne, ale właśnie takie miało byc:)
Z pozdrowieniami:)
Jak mydlana bańka
Doskonale ich pamiętam.
Piękną, młodą kobietę o błękitnych oczach i przystojnego ciemnookiego mężczyznę.
Odwiedzali mnie codziennie.
Zawsze mogłem posłuchać ciekawych rozmów
Popatrzeć, jak kiełkuje w nich silne uczucie i jak ich przyjaźń przeradza się w miłość.
Przyznam się wam szczerze, że zawsze wierzyłem, iż to ich uczucie któregoś dnia zwycięży. Wierzyłem z całego serca, chociaż możecie powiedzieć, że ja nie mogę go mieć…
Ale jak widać trochę jednak się przeliczyłem…
Zawsze do mnie przychodzili, ale teraz coś się zmieniło.
Teraz już ich nie widuję. Nie wiem, co się z nimi stało.
Powiem szczerze, że brakuje mi ich rozmów, jej śmiechu, jego błysku w oczach, tego, jak na nią patrzył.
W życiu nie widziałem tak potężnej miłości, tak silnego uczucia, które było w zamknięciu.
Tak, w zamknięciu, bo żadne z nich nigdy nie odważyło się ruszyć dalej, razem.
Nie wiem dlaczego, ale oni nigdy nie zaryzykowali, nigdy nie uwolnili tej miłości, która się w nich paliła.
Codziennie widzę stolik, przy którym siedzieli.
Codziennie wracają do mnie ich wspomnienia
Codziennie muszę się zmierzyć z okrutną prawdą- tym razem miłość przegrała…
Codziennie muszę to znosić, tą nieprzyjemną, dźwięczącą pustkę…
Smutek…
Mi jest smutno.
Minęło już tyle lat.
Czasami widzę ich przez okno, ale jeszcze nie zdarzyło mi się zobaczyć ich razem.
Oddalili się od siebie.
On spaceruje z jakąś kobietą i dwójką dzieci
Jej nigdy z nikim nie widziałem
Czasami widzę, jak stoi za szybą i patrzy na ich miejsce
Mam wrażenie, że widzę w jej oczach tęsknotę za tym, co było.
Widzę, że chce wejść do środka, siąść tam, gdzie zawsze i porozmawiać ze swoim najlepszym przyjacielem, ale to nigdy się nie dzieje, bo zawsze jest sama.
Widzę ją przed sobą, ale już nie pamiętam, kiedy mnie odwiedziła.
Brakuje mi ich śmiechu.
Żałuję, że ich miłość przegrała, zawsze miałem nadzieję, że jednak się nie poddadzą i zawalczą o to uczucie, ale…
Na jej twarzy maluje się coraz większy smutek, widać, że bardzo za nim tęskni.
Piękna blond kobieta zabrała jej najważniejszą osobę w życiu. Nie specjalnie, nie. Nie mówię też, że to była… jest zła kobieta. Przeciwnie, jest bardzo miła, ładnie się uśmiecha i widać, że naprawdę go kocha. Widać, niestety, że i on jest z nią szczęśliwy. A może to jednak tylko taka gra pozorów? Sam już nie wiem. Czasami mam wrażenie, że kiedy przechodzą obok mnie, zerka ukradkiem na ‘ich’ stolik i mogę wam przysiąc, że nie raz widziałem cień smutku, przebiegający po jego twarzy… Nie rozumiem już nic. Nie wiem, jak mogli sobie na to pozwolić.
On był jej przyjacielem, był jej sercem i jedyną miłością.
Ona, ta piękna blond pani też przez jakiś czas była przyjaciółką… Przez jakiś czas. Po ślubie wszystko się zmieniło. Oddalili się od siebie, cała trójka. Przez tych kilka ostatnich lat, ani razu nie widziałem ich razem, ani razu…
Nie rozmawiają
Nie śmieją się
Są pozornie szczęśliwi… Nie oni, ona nawet pozornie nie jest szczęśliwa. Ona jest smutna, jej serce krwawi, cały czas, od momentu, w którym zrozumiała, kim tak naprawdę jest dla niej jej przyjaciel. Od tamtego dnia, kiedy straciła swoją szansę, kiedy przegrała krwawą walkę o miłość, nic ją już nie cieszy. Nie ma rzeczy, która wymalowałaby choć maleńki cień uśmiechu na jej twarzy.
A pomyśleć, że kilka lat temu byli tacy szczęśliwi.
Pomyśleć, że odwiedzali mnie praktycznie codziennie…
Można powiedzieć, że ja też, na swój sposób, byłem ich przyjacielem. Można tak powiedzieć… Chociaż jestem… hmm… i tak mi nie uwierzycie, kim jestem, więc zostanę w ukryciu… Tak będzie lepiej.
Kochani, tak za nimi tęsknię…
Minęło kolejnych kilka lat
Już jej nie widuję.
On czasami jeszcze przechodzi, ale już nawet na mnie nie spogląda
Idzie, jakby mnie tu wcale nie było,
Jakby ten czas, który tutaj spędził, nigdy nie istniał.
Jest mi smutno, że o mnie nie pamiętają…
Może oni nie pamiętają, ale ja wiem, że będę pamiętał zawsze. Każdego jednego dnia, w każdej minucie, sekundzie, wiem, że gdyby tylko dali sobie szansę, teraz byliby szczęśliwi, byliby na swoich miejscach i… w ich życiu nie byłoby już więcej smutku, bólu…
Już jej nie widuję.
On czasami przechodzi. Czasami…
Ich dzieci są już duże. Pani o blond włosach ani trochę się nie zmieniła. Wciąż jest tak samo piękna, uśmiechnięta i miła…
Ale jej nie poznam już bliżej.
Omijają mnie szerokim łukiem…
Dlaczego?
Pewnego dnia dowiedziałem się prawdy o niej.
Była tu kiedyś taka para, też ich znam, byli przyjaciółmi.
Oni wszyscy kiedyś byli przyjaciółmi, ale i to zniknęło.
Wszystko się rozpadło, jak mydlana bańka… po prostu pękło i nie ma już szans na nic…
Nie ma!
Słyszałem, jak o niej rozmawiają.
I wtedy dowiedziałem się wszystkiego.
Słyszałem, jak mówili coś o jakimś wyjeździe na wykopaliska
Coś o jakiejś wojnie
I o tym, że ktoś został zaatakowany.
Wtedy zrozumiałem, dlaczego nie pojawia się już za moją szybą.
Ta piękna, młoda kobieta, którą dobrze pamiętam, nie żyje
To ona była gdzieś tam daleko, podczas tego ataku.
Ją ktoś zastrzelił i teraz jej przyjaciele rozmawiają o ostatnim pożegnaniu.
On nawet nie wie, co się stało. Nie ma z nikim kontaktu.
Co się stanie, jak się dowie?
Nie wiem.
Może wyda wam się to dziwne, ale ja też mam swoje uczucia
Kiedy usłyszałem, że ta wspaniała osoba nie żyje, czułem, że chce mi się płakać
Ale ja nie potrafię płakać, nie mogę wylewać łez…
Chciałbym ją jeszcze kiedyś zobaczyć, ale wiem, że to już nigdy się nie wydarzy.
Dowiedział się…
Był na pogrzebie, z tego co słyszałem.
Płakał.
Teraz znowu przechodzi ulicą obok mnie i mnie nie poznaje
Zapomniał o wszystkim
Zapomniał o mnie
Zapomniał o niej.
Dwójka ludzi się zagubiła i nie potrafiła się odnaleźć.
Dwójka ludzi straciła swoją miłość
Jeden człowiek o wszystkim zapomniał
Jeden człowiek nie chce o niczym pamiętać.
Dzisiaj nie mam już nadziei, że kiedykolwiek ich zobaczę
Został po nich tylko pusty stolik
Już nie ma ciekawych rozmów
Nie ma błysków w oczach
Nie ma nic.
Zostałem sam.
Gdzieś w głębi duszy wierzę, że oni o sobie pamiętają, że mimo, iż nie byli razem, jednak się kochali, jednak ta miłość istniała do końca. Nie potrafię sobie wyobrazić, że coś tak pięknego miałoby po prostu zniknąć przez jeden głupi, mały błąd. Nie wierzę i nikt nie zmusi mnie do tego, żeby w to wierzyć. Nikt.
A jutro…
Jutro wszystko się skończy. Mnie też już nie będzie. Widziałem duże maszyny, które czają się za moimi oknami. Widziałem, jak na mnie czyhają. Słyszałem, że… mają mnie zniszczyć.
Ale wiecie co? Nie jest mi żal. Moje istnienie nie ma już znaczenia. Sens zniknął, kiedy zniknęła miłość.
Jutro… już nie będzie uśmiechu, już nie będzie tęsknoty… wreszcie odpocznę. Wreszcie skończy się i mój ból.
Skoro jutro mam przestać istnieć, możecie mnie poznać, możecie wiedzieć, kto przez te wszystkie lata tęsknił za ich miłością, kto do ostatniego dnia swojego życia wierzył, że oni jednak się odnajdą…
Tylko nie mówicie proszę, że ja nie mam uczuć, że nie potrafię tęsknić, odczuwać bólu, tylko dlatego, że jestem… ach i tak ciężko mi się przyznać… Po prostu mi uwierzcie. Wysłuchaliście mnie, to proszę was, byście uwierzyli czasem w coś, co może nie jest do końca możliwe, w coś, co wyda wam się lekko nierealne, może nawet w ogóle nierealne, ale… od czego macie wyobraźnię kochani? Użyjcie jej i pozwólcie mi w niej zostać. Pozwólcie mi żyć chociaż w waszych wspomnieniach…
Nie potrafię…
Nadszedł ten dzień… Dziś kończy się moje istnienie…
Dziękuję wam i żegnajcie….
… R… r… dobrze, powiem wam, za kilka sekund i tak mnie nie będzie…
4…3…2... Pamiętajcie o starej jadłodajni… Pamiętajcie o Royal Diner… 1… Żegnajcie!
Kisses:*
Hejka :)
Ale to właśnie bardzo dobrze, że Cię tak natchnęło... :) Tak, lepiej tego cudu nie dało się opisać... :) Gratuluję talentu pisarskiego ;)
Brak czasu to powszechna choroba, na którą cierpi większość z nas.. Ja również... Więc rozumiem w pełni.. :)
Mówię Ci, aż mi się płakać zachciało po przeczytaniu tego... Pięknie opisane... Wiesz na samym początku wydawało mi się, że to opowiada Sid, ale dopiero na samym końcu okazało się, że to Royal Dinner.... Ale byłam blisko :P Tak jak piszesz... Ta knajpa od samego początku jest świadkiem tej wielkiej miłości, jaka rodzi się między partnerami... Ślicznie, pięknie i bardzo wzruszająco... Super !!! Czekam na cd "Czarnego scenariusza" i może coś nowego :P :) ;)
Kaiu, Beatko - odezwijcie się, bo strasznie tu pusto...
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie :):):) Cały nasz ukochany Team oraz Hinriusia i Calli :)
Kisses :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Hej!:)
Matko, jak mnie tu dawno nie było O_o Ale ostatnio był taki młyn, że na nic poza szkołą nie miałam czasu... Kosmos!
Pewnie już nawet nie pamiętacie o tym opowiadaniu i nie zdziwłabym się ani troszkę. Nie wiem też, czy będzie się jeszcze komukolwiek chciało to czytać... Wybaczcie za tą kosmiczną przerwę, nie planowałam jej :(
Jeśli ktoś jeszcze chciałby poczytać, co będzie dalej dorzucę kilka rozdziałów i małę streszczenie tego, co było
http://tempebren.wrzuta.pl/plik/3ovVUaYItcv/streszczenie_black_script
Z pozdrowieniami dla Was dziewczyny!!!! Gdzieś w głebi mam nadzieję, że jednak pamietacie, ze kiedyś takie opko się zaczęło...
Buziaczki:*
40.
Czy taka noc może mieć swoje konsekwencje w przyszłości, czy będzie ona punktem odbicia dla kolejnych wydarzeń, które czekają na swoją kolej, które dostają rolę do odegrania? Każdy człowiek ponosi konsekwencję swoich czynów, nieważne czy są one dobre, czy złe, zawsze w końcu się pojawiają. Ale tego, czy ta cudowna noc, będzie miała swoje konsekwencje, nie dowiemy się od razu. Do tego potrzeba trochę czasu. Następstwa tej historii na pewno jakieś będą, ale jakie? Tego nie wiedzą nawet nasi bohaterowie.
Zmęczeni miłosnym uniesieniem, wtuleni w swoje ramiona, zasnęli. Dzisiejszy dzień był dla nich bardzo ciężki, więc sen był najlepszą rzeczą, jaka mogła ich teraz spotkać. Kto wie, czy to nie jedna z ostatnich chwil, w której mogą w pełni czuć się szczęśliwi… Kto wie, czy nie jest to spokój zapowiadający kolejne wydarzenia, które na nich czekają od dnia, w którym wyznali sobie miłość. Coś się czai i tylko czeka na odpowiedni moment. Czasami szczęście, nawet jeśli wyraźnie odczuwalne i realne, może okazać się zwykłym złudzeniem, w które po prostu chcemy wierzyć, w którym chcemy się zatracić i nie zwracamy uwagi na wszystko to, co jest dookoła, nie patrzymy na znaki, które mówią nam, że to szczęście nie jest prawdziwe, że w końcu się ulotni, okaże się odbiciem w lustrze, które ktoś niezdarnie próbował posklejać, tworząc złudę idealnej całości. Tak czasami jest i nikt nic na to nie poradzi, że ludzie czasami chcą się oszukiwać i nie słuchać wewnętrznego głosu, który podpowiada im, by byli czujni i przygotowali się na nieprzyjemne zdarzenia. Ale czy tak jest, czy tak będzie w przypadku naszej pary? Nie wiemy tego i nie dowiemy się, jeśli nie podążymy za nimi. Nawet jeśli się obawiamy, musimy przewrócić kartkę tego czarnego scenariusza i zobaczyć, co stanie się dalej. Jednakże drodzy czytelnicy, musimy mieć tą świadomość, że nie wszystko zawsze będzie piękne i kolorowe, bo przecież w życiu nigdy tak nie jest. Przez chwilę jest pięknie, obraz jest kolorowy i patrząc na niego, uśmiechamy się, ale z kolejnym krokiem, z kolejnym ruchem, z każdą kolejną przewróconą kartką może się on diametralnie zmienić i my musimy być na to przygotowani. Każdy krok jest nowym ryzykiem, każdy krok do czegoś nas prowadzi. Tak więc, jeśli jesteśmy gotowi na podążanie za bohaterami, gdziekolwiek by nie doszli, jak trudna droga by się im nie trafiła, możemy wrócić do naszej historii.
Ta noc była wyjątkowo spokojna. Dwoje ludzi stało się jednością, między dwoma ciałami wydarzył się cud i stało się jeszcze coś. Tym razem jest pięknie. Koszmary też nie mogą ich nawiedzać, skoro oboje czują się szczęśliwi. Zostawili za sobą trud dnia, strach i niebezpieczeństwo. Teraz liczyła się druga osoba, jej kochane ramiona i ciepło bijące od ciała. Piękna, gwieździsta noc.
Jak mówiliśmy wcześniej, szczęście czasami jest złudne, czasami jest też ulotne, tak było i tym razem. Noc się skończyła, słońce wzeszło i obudziło panią antropolog. Szczęście nocy się skończyło, uleciało wraz z księżycem, chowającym się na okres dnia. To szczęście może i zniknęło, ale jego uczucie, jego obecność pozostała. Nie może być inaczej, kiedy ma się obok siebie najukochańszą osobę, dla której zrobiłoby się wszystko.
Ciepłe promienie obudziły Temperance Brennan. Jak tylko otworzyła oczy, ujrzała uśmiech swojego partnera i jego szczęśliwą twarz. To nie pozwoliło jej się nie uśmiechnąć. Pocałowała go w policzek, delikatnie, tak by go nie obudzić, wydostała się z jego objęć i wstała. Wskoczyła w szlafrok, spojrzała jeszcze raz na jego dobrze zbudowaną sylwetkę, odznaczającą się pod cienką kołdrą i wyszła do kuchni. Tam, z uśmiechem na twarzy przygotowała śniadanie i kawę dla Bootha. Myślała, że podczas jej przygotowań, śpioch zdąży się obudzić, ale jak weszła z powrotem do sypialni, zobaczyła, że jednak tym razem śpioch postanowił pozostać śpiochem i spał w najlepsze. Nie chcąc go budzić, postawiła tacę na stoliku nocnym i cicho wyszła z pokoju. Kroki swoje skierowała do łazienki.
Bootha obudził odgłos płynącej wody i zapach świeżo zaparzonej kawy, stojącej niedaleko jego głowy. Otworzywszy oczy, ujrzał przepysznie wyglądające śniadanie, zrobione specjalnie dla niego, przez ukochaną kobietę. Wstał, wskoczył w bokserki, ale nie zabrał się za śniadanie, tylko poszedł do łazienki.
-Trudno będę pił zimną kawę, ale wolę moją ukochaną i zimną kawę niż samą gorącą, piękne pachnącą kawę- powiedział do siebie z łobuzerskim uśmieszkiem.
Nie pukając, nacisnął klamkę i wszedł do środka.
-Można?- spytał z uśmiechem.
-Zapraszam, agencie- powiedziała Brennan, siedząc już w wannie. Boothowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Otrzymawszy zaproszenie, zrzucił bokserki i wszedł do wanny.
-Mam wrażenie, że coś podobnego się już kiedy wydarzyło- powiedział układając Bones na swojej klatce piersiowej.
-Może masz na myśli wczorajszą noc- powiedziała, opierając się o niego i kładąc głowę na jego ramionach.
-Tak, to bardzo możliwe. Wiesz, jak to się wczoraj skończyło, prawda?
-Nie wiem, czy pamiętam…
-Czy życzysz sobie, żebym ci przypomniał choć część tego, co było wczoraj?- mówił przesuwając dłoń na piersi Bones.
-Tak.
-Z miłą chęcią, kochanie…- szepnął zmysłowym głosem. I tak, w tym momencie kąpiel poszła w zapomnienie, bo to ciało, które wczoraj było jednym, znowu zapragnęło poczuć się tak, jak w nocy. Znowu powrócił ogień pożądania i nic innego poza rozpoczęciem tańca, nie można było zrobić.
-Zachlapiemy całą łazienkę- powiedziała Brennan na skraju wytrzymałości. Rzeczywiście, ich gwałtowny, szalony taniec powodował, że woda, która jeszcze przed chwilą była w wannie, teraz w większości znajdowała się na podłodze i wszystkim tym, co było w pobliżu.
-Kto by się teraz tym przejmował, kochanie- mówił Booth, mocniej napierając na Tempe.
Kiedy kolejny cud się wydarzył, wody w wannie praktycznie już nie było, była wszędzie tylko nie tam, gdzie być powinna, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Czuli się spełnieni i szczęśliwi, i choć po kilku minutach czuli, że pożądanie wraca, zdecydowali się zakończyć „kąpiel”. Gdyby mogli, zostaliby tam dłużej, ale czekała na nich praca, a jej zaniedbać nie mogą, nie mogą pozwolić, by przestępcy bezkarnie chodzili sobie po ulicach. Teraz, kiedy już wiedzą, że należą do siebie, na kolejne zbliżenia znajdzie się inna, odpowiedniejsza pora. Niechętnie, bo niechętnie, wyszli z wanny i zaczęli się szykować do pracy. Przed tym jednak musieli doprowadzić łazienkę do porządku. Woda była wszędzie.
Nie zabrakło śmiechu, pocałunków i delikatnych muśnięć ciała partnera.
Potem zjedli śniadanie, wypili, już zimną kawę, wyszykowali się i wyjechali do Jeffersonian.
Po dotarciu do Instytutu, udali się do gabinetu Brennan. Już chcieli się pożegnać [Booth miał wrócić do siedziby FBI], gdy weszła do nich Cam.
-Cześć- powiedziała od razu.
-Cześć, Cam- odpowiedzieli razem.
-Mam dla was wieści odnośnie tego mężczyzny, którego wczoraj zatrzymano przed Jeffersonian. Właśnie miałam telefon z FBI…
41.
-Kim jest ten człowiek?- spytał Booth.
-FBI ustaliło na razie jego tożsamość… Niejaki Cloud Teef, kiedyś był…
-Coś mi mówi to nazwisko- przerwał jej Booth.
-Znasz go?
-Mam wrażenie, że gdzieś słyszałem, albo widziałem to nazwisko… i coś mi mówi, że nie ma on żadnego związku ze sprawami, które ostatnio prowadziliśmy. Kim on był, Cam?
-Cloud, kiedyś był stażystą w FBI, ładnych parę lat temu.
-Nie wydaje mi się, żebym stąd go znał. To było nieco później, po jego stażu w FBI…
-Potem go wyrzucili, bo się nie sprawdzał. Według jego przełożonych, nie nadawał się do tej pracy. Miał problemy z ocenianiem dobra i zła. Pochwalał morderstwa, które były wynikiem strachu o czyjeś życie. Psychologowie uznali, że jego tok myślenia jest zły i nie może pracować, jako agent.
-Jak na to zareagował?
-Dziwnie spokojnie, jakby w ogóle nie zależało mu na tej pracy. Specjalnie się tym nie przejął.
-Widocznie bycie agentem nie należało do jego marzeń- powiedziała Brennan- Dziwne, ale mi też wydaje się, że gdzieś widziałam to nazwisko.
-I oboje nie możecie sobie przypomnieć, gdzie wcześniej go spotkaliście?- partnerzy pokręcili głowami- No cóż, miejmy nadzieję, że uda wam się czegoś o nim dowiedzieć.
-Pojedziemy go przesłuchać. Może uda nam się coś z niego wyciągnąć- powiedział Booth.
-Może wam tak, bo inni agenci nie wiele wskórali.
-Bo inni agenci nie są tak dobrzy, jak Booth- powiedziała Brenn.
-Wiesz, tutaj nie mogę się z tobą nie zgodzić- powiedziała patolog.
-Cieszę się, że tak uważacie- dumny Booth wypiął pierś.
-Chyba nie powinnyśmy jednak mówić tego głośno- zauważyła Cam- Jego ego i tak jest już rozbudowane.
-Musimy się bardziej pilnować- przytaknęła Brennan.
-Ależ mi to wcale nie przeszkadza. Możecie tak mówić, to bardzo miłe.
-Wiem, że sprawia ci to przyjemność, ale trzeba jednak uważać na słowa. Cam ma rację, twoje ego i tak jest już za duże.
-Nie wiem o czym mówicie, ono wcale nie jest takie duże.
-Jest- powiedziały zgodnie panie.
-Ani odrobiny zrozumienia ze strony kobiet- westchnął ciężko.
-Ależ my cię bardzo doskonale rozumiemy- powiedziała Bones z uśmiechem.
-A co to za tajne spotkanie, połączone z ukradkowymi uśmieszkami?- spytała Ange, zaglądając do gabinetu przyjaciółki- Jakaś tajemnicza rozmowa, o której powinnam wiedzieć?
-Tajemnicza nie, ale wiedzieć powinnaś- powiedziała antropolog.
-To ja zamieniam się w słuch- weszła do środka- Cam, tobie już powiedzieli? A mówiłam ci sweety, że to ja miałam być pierwszą osobą, która się dowie. Ale dobra, tym razem wybaczę, w końcu to Cam jest szefem. No to mówcie- uśmiechnęła się szeroko.
-Nie wiem dokładnie o czym myślisz, Angela- zaczęła Cam- co takiego mieliby mi powiedzieć, skoro to ja przyszłam do nich z informacjami.
-Co?- zdziwiła się.
-Wydaje mi się, że Ange myślała, że rozmawiamy tutaj zupełnie o czym innym- Booth spojrzał na nią podejrzliwie.
-Mam dziwne przeczucie, że jej myśli dotyczyły nas- dodała Bones, patrząc na Bootha.
-Was?- zdziwiła się Cam- Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-O czym?- spytali zdziwieni.
-O was.
-Jak o nas? Co o nas?- pytali patrząc ze zdziwieniem na siebie.
-No o was. O tym, że w końcu jesteście razem.
-Że co?
-Naprawdę musieliście to ukrywać?
-I dlaczego ja o tym nic jeszcze nie wiem?- wtrąciła się Ange.
-O czym wy mówicie?- spytała Bones. Oboje z Boothem stali lekko zdezorientowani.
-Nie udawajcie zaskoczonych. Mówimy o was, jako parze. Nareszcie!- pisnęła Ange.
-Czy ja dobrze słyszę?- usłyszeli zaskoczony głos Hodginsa, który również nie wiadomo skąd nagle pojawił się w drzwiach gabinetu antropolog- Booth i Dr Brennan wreszcie razem? A już myślałem, że nigdy się nie doczekam- klasnął w ręce i dołączył do grupki przyjaciół.
-Chwila, chwila- zamieszanie przerwał Booth- Wydaje mi się, że zaszła tutaj drobna pomyłka.
-O czym ty mówisz?- spytała Cam.
-Odnoszę dziwne wrażenie, że wszyscy myślicie, że ja i Bones jesteśmy razem.
-Co?- spytała Brenn- To śmieszne.
-Otóż, nieporozumienie. Bones i ja jesteśmy partnerami, jak zawsze, nic między nami się nie zmieniło. Nie mówiliśmy Cam o rzekomych ‘nas’, to Cam przyszła do nas, żeby powiedzieć nam, że ma jakieś informacje dotyczące tego mężczyzny, którego wczoraj zatrzymano przed Instytutem.
-Mówisz poważnie?- spytał Jack- Nie, wrabiasz nas teraz. Ange nie byłaby taka podekscytowana, gdyby to nie była prawda.
-Czekaj, bo ja teraz się trochę pogubiłam- przerwała im Ang.
-Jak widać nie tylko ty- dodała Cam. Teraz całą trójka patrzyła podejrzliwie na Bootha i Bones.
-Cam przyszła do nas, powiedzieć, że zna tożsamość człowieka, który wczoraj został aresztowany, Ange weszła w połowie rozmowy i dopisała sobie cały scenariusz. Potem wszedłeś ty- wskazał Jack’a- i nagle, nie wiem czemu, wszyscy uznaliście, że chodzi o mnie i o Bones.
-To znaczy, że nie jesteście razem?- spytał entomolog.
-Nie, nie jesteśmy- tym razem odezwała się Brennan.
-Kurcze- wyrwało się Hodginsowi- a już miałem nadzieję, że do was dotarło.
-Do nich nigdy to nie dotrze- podsumowała Angela- chodźmy, Jack, nic tu po nas.- złapała go za rękę i razem wyszli z gabinetu.
-Cam?- Bones spojrzała na patolog- Już wiesz, o co chodzi, czy…
-Wiem, wiem- weszła jej w słowo- Niezła historia nam się tutaj pojawiła. Dobra, nieważne. Mam nadzieję, że w końcu zrozumiecie, że…
-Cam, proszę cię.- przerwał jej Seeley.
-Tak, jasne. Nic was nie łączy, jasne. Ok, przekazałam wam informacje o tym mężczyźnie, możecie jechać go przesłuchać.
-Dzięki Cam- powiedzieli razem.
-Nie ma sprawy- odwróciła się w kierunku wyjścia- Jak was nic nie łączy, to ja jestem królową Anglii- dodała pod nosem.
-Coś mówiłaś, Cam?- spytał agent.
-Nie, nic. Do zobaczenia.- powiedziała i chwilę potem zniknęła za drzwiami gabinetu Brennan. Booth i Bones chwile stali i patrzyli na wejście, a po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
-Tego się nie spodziewałem- powiedział Booth.
-Ja też. Ale powiem ci, że oglądanie ich zdezorientowanych min było naprawdę zabawne.- mówiła, śmiejąc się- Ostatnio miałam dość zwodzenia ich, ale powiem ci, że po tej sytuacji moje postrzeganie tego nieco się zmieniło.
-Tak, ich miny są bezcenne. Ale Bones… Mam nadzieję, że nie oznacza to, że zmieniłaś zdanie i…
-Nie, nie, absolutnie nie. Tak jak ustaliliśmy, powiemy im po rozwiązaniu tej sprawy, nic się nie zmieniło.
-Cieszę się. Ale coś się jednak zmieniło, nie uważasz?- spytał patrząc jej w oczy.
-Zdecydowanie się zmieniło, kochany- szepnęła- Na przykład nasza wczorajsza noc, która zbliżyła nas do siebie jeszcze bardziej, która połączyła nasze ciała i dusze…
-Proszę, takie słowa z ust sławnej pani antropolog?
-Przecież to właśnie wczoraj się wydarzyło, nie mam racji?
-Masz absolutną rację, kochana.
-Jak zawsze.
-No z tym to bym nie przesadzał.
-A co? Nie mam zawsze racji?
-Czasami zdarza ci się jej nie mieć.
-Mówisz tak, żeby się ze mną podroczyć?
-Ależ skąd. Taka prawda.
-Grabisz sobie, agencie.
-Proszę i nawet używamy trudnych słów. Jestem dumny.
-Aż takie trudne to słowo nie jest. Uważaj sobie z tymi żartami, bo może spotkać cię kara.
-Kara?
-Tak, kara.
-Chcesz powiedzieć, że kara z twoich rąk?
-A z czyich?
-Jak z twoich, to ja chętnie się jej poddam.
-Uważaj, bo jeszcze spełnię swoje groźby.
-Już nie mogę się doczekać…
-Tak…? No to… jedźmy do FBI i przesłuchajmy w końcu tego człowieka, który chciał mi ciebie odebrać.
-Nie wiem, czy będę mógł wpuścić cię do pokoju, w którym on będzie.
-Dlaczego?
-Nie domyślasz się?
-Myślisz, że będę chciała się na niego rzucić i go pobić, bo czatował na twoje życie?
-Tak właśnie myślę. Jesteś niebezpieczną kobietą, kiedy się złościsz.
-Ale wiedz, że potrafię zapanować nad swoimi emocjami. Miałam wiele okazji, żeby się tego nauczyć.
-Wiem…
-Daj spokój, Booth. nie mówiłam tego, żeby przywołać czarne wspomnienia z mojego życia. Nie chciałam, żeby zrobiło się niemiło. To po prostu było stwierdzenie faktu.
-Wiem, ale nic na to nie poradzę, że za każdym razem, jak pomyślę o tym, co przeszłaś w życiu, robi mi się przykro, że tyle musiałaś wycierpieć.
-To już przeszłość, Booth. Teraz jest inaczej, przecież wiesz. Mam ciebie.
-Masz rację. To co? Jedziemy?
-Powinniśmy.
-Dobra, to w drogę.
Zebrali swoje rzeczy z gabinetu Bones i ruszyli do siedziby FBI, gdzie czekał na nich Cloud Teef, mężczyzna, który o mały włos nie odebrał życia Boothowi. Jak się jednak okaże za chwilę, nie dane było im dotrzeć do siedziby FBI. Jak to już w ich życiu bywa, za każdym razem coś staje im na drodze i tak też było i tym razem.
42.
Ledwo zdążyli ruszyć spod Jeffersonian, a już rozdzwoniła się komórka Bootha.
-Booth?- rzucił do telefonu- Gdzie? Jasne już jedziemy.- zakończył połączenie i schował telefon.
-Co się dzieje?- spytała Bones.
-Znaleźli kolejne ciało. Nasze przesłuchanie musi poczekać.
-Gdzie tym razem?
-Tym razem w jakimś mieszkaniu.
-Mieszkaniu?
-Tak. Na razie wiem tylko tyle, że znaleźli zwłoki w posuniętym rozkładzie w mieszkaniu na drugim piętrze przy Onas Street. Reszty dowiemy się na miejscu.
-Co powiedziałeś?
-Znaleziono nieboszczyka w jakimś mieszkaniu.
-To już bardziej brzmi, jak ty. Przez chwile czułam się, jakbym słyszała siebie. Wiem, że to niemożliwe, biorąc pod uwagę, że ty to ty, a ja… sam rozumiesz- dodała widząc minę Bootha.
-Nie wiem dlaczego tak powiedziałem. Wygląda na to, że od ciebie też czegoś się nauczyłem.
-Miło. Mogę włączyć syrenę?- spytała z minką niewinnego dziecka, które prosi o cukierka.
-Skoro tak bardzo chcesz to zrobić…
-Gdzie?- ucieszyła się.
-Ten guzik tutaj- pokazał jej.
-Super- włączyła syrenę. Wcześniej nigdy jej na to nie pozwalał, ale teraz było między nimi inaczej.
-Chyba za dużo radości ci to sprawia, kochanie. Może kupię ci takiego koguta do domu? Będziesz mogła sobie go włączać kiedy będziesz chciała. Tylko poszukam takiego bez dźwięku.
-Co to za kogut, bez dźwięku?
-Taki, którego mogłabyś używać kiedy ci się podoba, a ja nie ryzykowałbym utraty słuchu.
-Myślisz, że to kogut byłby dla mnie najważniejszy w domu? Agencie, mam lepsze rzeczy do roboty w domu.
-Czy te rzeczy obejmują mnie?
-A jak myślisz?
-No nie wiem, czego mogę się po tobie spodziewać.
-Wszelkie rzeczy w domu dotyczą ciebie, nie myśli inaczej. Wolę… ‘bawić się’ czymś innym.
-Pani antropolog, troszeczkę dyskrecji- skarcił ją z uśmiechem na twarzy.
-Jak zwykle. Pojawia się temat seksu i agent Booth robi się nieśmiały- zaśmiała się.
-Nie robię się nieśmiały.
-Więc czemu tak reagujesz, kiedy mówię o twoim…
-Bones, ja cię proszę.
-No co?- śmiała się.
-Nie rozmawiajmy o moim… wiesz.
-O twoim, czym?
-Nie dam się. Daj spokój, oboje wiemy, co ci teraz chodzi po głowie.
-Tak- powiedziała rozmarzona- Wanna, ciepła woda i mój ukochany mężczyzna całkowicie nagi…
-Nie podrzucaj mi takich obrazów, kiedy jedziemy na miejsce zbrodni.
-Dlaczego?
-Nie wiesz jeszcze, co ze mną robisz, jak jesteś blisko? Myślisz, że twoje słowa i opisy naszej wspólnie spędzonej nocy, pierwszej nocy, której się kochaliśmy nie robią ze mną tego samego?
-Mam nadzieję, że robią.
-Torturujesz mnie.
-Nie. Raczej przygotowuje cię na wieczór.
-Przygotowujesz mnie na wieczór?
-Tak.
-Bones…
-Oj, daj spokój Booth, jesteśmy dorośli.
-To wiem, ale do wieczora jest jeszcze daleko. Jeśli będę myślał o tobie i o tym, co ma się dziać u nas w mieszkaniu, nie będę mógł skupić się na sprawie.
-Dobrze, trochę ci odpuszczę. Ale tylko troszkę- uśmiechnęła się.
-Dziękuję, pani doktor.
-Ależ proszę bardzo.
Na rozmowie minęła im niedługa podróż na nowe miejsce zbrodni. Seeley zatrzymał samochód tuż przed dość wysokim budynkiem. Wyglądał pozornie normalnie. Gdzieniegdzie tynk odpadał ze ścian, ale nie wyglądał, jak ruina. Ot, zwykły stary budynek. Wokół rozciągnięta była żółta taśma, stało kilka pojazdów, kręciło się kilku techników FBI. Dookoła, jak na każdym miejscu, gdzie pojawia się FBI, czy coś się dzieje, zbiera się tłum gapiów. Tak było i tym razem. Ochroniarze pilnowali, by żaden z nich nie przekroczył linii.
-Dr Brennan, agent Booth- usłyszeli za sobą, jak przechodzili pod żółtą taśmą- Witam- podszedł do nich niebieskooki mężczyzna, o jasnobrązowych włosach- Agent Sinc- przedstawił się.
-Witam- powiedzieli.- Dr Brennan, agent Booth- również się przedstawili.
-Gdzie jest ciało?- spytała Bones.
-Już państwa prowadzę- weszli do budynku- Zwłoki znalazła para studentów. Wyjechali na kilka dni na coś w rodzaju urlopu. To ich mieszkanie, wynajmowali je od pewnej staruszki- mówił podczas wchodzenia po schodach- Wrócili dzisiaj i znaleźli ciało. Od razu zadzwonili po nas.
-Gdzie teraz jest ta para?- spytał Booth.
-Czekają na dole.
-Będę musiał ich jeszcze przesłuchać.
-Jasne. Dam znać agentowi Rue, by zabrał ich do FBI
-Dzięki- znaleźli się na drugim piętrze. Tam zobaczyli otwarte drzwi i mnóstwo techników. Ogólne, zorganizowane zamieszanie. Jedni zbierają odciski palców, drudzy zabezpieczają dowody, inni obfotografowują całe mieszkanie.
-Tutaj- Brennan i Booth weszli do środka. Tam już była Cam.
-Cześć, Cam. Co mamy?- spytał Booth.
-Cześć. Jak na razie niewiele. Dotarłam tu dosłownie przed chwilą. Nie zdążyłam jeszcze dokładnie przyjrzeć się zwłokom.
-Mężczyzna- Brennan już była przy ciele leżącym na środku dużego salonu. Dookoła niego leżały puste butelki, jakaś strzykawka, puszki po piwie- wiek miedzy 17 a 25. Nie widzę żadnych śladów na kościach, ale zostało też jeszcze dosyć sporo tkanki.
-Patrząc na te butelki, puszki i strzykawki, mam wrażenie, ze mamy do czynienia z jakimś narkomanem- odezwał się Seeley.
-Bardzo możliwe. Technicy zabezpieczą ślady, wszystkiego się dowiemy. Trochę tkanek zostało, więc jeśli w jego organizmie były jakieś narkotyki, powinniśmy się o tym dowiedzieć- mówiła Cam.
-Tutaj niewiele się dowiemy- powiedziała Bones- Musimy zabrać go do Jeffersonian. I wszystkie próbki dla Hodginsa.
-Tak jasne. Będzie wniebowzięty- dodała Cam.
-Ja muszę przesłuchać tą parkę, która znalazła ciało. Bones, podrzucę cię do Jeffersonian i pojadę do FBI.
-Mogę pojechać z tobą. Zanim dowiozą zwłoki, zdążymy ich przesłuchać.
-Jasne.
-Ok, ja dopilnuje tutaj wszystkiego, a wy jedźcie wyciągnąć coś z tych ludzi.
-Jasne. Dzięki Cam- Booth i Brennan wyszli z mieszkania.
-Nie możesz się ze mną rozstać, co?- zapytał Seeley z uśmiechem, wsiadając do SUV’a.
-Co masz na myśli?- spytała.
-Nie chcesz mnie opuścić nawet na chwilkę.
-Czemu mam cię opuszczać, skoro mogę być z tobą?
-Święta racja.
-Żadna święta. Po prostu prawda.
-No tak, zapomniałem. Nie mówimy o świętości. Nie z Dr Brennan.
-Nie żartuj sobie ze mnie.
-Nie żartuję. Po prostu prawda.
-Jak będziesz mnie przedrzeźniał, wieczorem śpisz na kanapie.
-Nie mogę spać na kanapie, wiesz, moje plecy.
-Więc radzę mnie nie drażnić.
-Teraz będziesz mnie szantażować, co? Nie będę mógł już nic powiedzieć, bo nie będziesz ze mną spać?
-Hmm.
-To jest wredne.
-Czasami jestem bardzo wredna.
-Właśnie widzę. Dasz radę wytrzymać beze mnie przez całą noc?
-Jasne. Czemu nie?
-Nie wierzę. Nie dasz rady wytrzymać całego wieczoru i całej nocy beze mnie i moich silnych ramion oplatających twoje piękne ciało.
-A chcesz się przekonać?
-Nie dasz rady.
-Możemy się założyć, że nie przyjdę do ciebie w nocy. Możemy spać dziś osobno. Zobaczysz, że nie wślizgnę się do ciebie.
-Przyjdziesz do mnie. Nie pamiętasz? Jeszcze jakieś kilka minut temu przygotowywałaś mnie na wieczór.
-Teraz już nie. Jedna noc.
-Dobra, zakład. O co?
-Nie wiem. Kto wygra, wybiera zadanie karne dla tego, kto przegra.
-Mi pasuje. Ale uważaj, będę złośliwy. Jesteś pewna, że tego chcesz?
-Czemu zakładasz, że przegram?
-Bo dobrze cię znam.
-Dobra, zgadzam się na taki układ.
-Świetnie. Oj, to gotuj się na karę.
-Nie bądź taki pewny siebie.
-I tak wygram- powiedział z uśmiechem.
-Niedoczekanie- szepnęła.
Dojechali do siedziby FBI, gdzie w pokoju przesłuchań czekali na nich ludzie, którzy znaleźli rozkładające się ciało na Onas Street.
43.
SIEDZIBA FBI
Kiedy dr Saroyan pilnowała techników i zabezpieczania znalezionych zwłok, Booth i Brennan dojechali do siedziby FBI, gdzie mogli przesłuchać parę, która znalazła ciało. Weszli do budynku. Para już na nich czekała w gabinecie agenta.
- Witam, agent specjalny Seeley Booth- przedstawił się, wchodząc do biura- To jest dr Temperance Brennan z Instytutu Jeffersona. Dziękujemy, że zechcieli państwo z nami porozmawiać.
- Nie ma sprawy- odpowiedział mężczyzna.
- Też chcielibyśmy wiedzieć, kim jest mężczyzna, którego zamordowano w naszym mieszkaniu- dodała kobieta.
- Skąd pani wie, że został zamordowany?- spytała Bones.
- FBI? Antropolog sądowy? Tak pomyśleliśmy.- odpowiedziała.
- Ok. Może się przedstawicie?- powiedział Seeley.
- Jasne. Wybaczcie.- mężczyzna wstał- John Waist, a to moja żona Molly.
- Żona? Ile wy macie lat?- zdziwiła się Brennan.
- Ja 23, Molly 24- powiedział John- Tak, wiele osób mówi, że za wcześnie wzięliśmy ślub- dodał widząc minę antropolog.
- Ale my naprawdę się kochamy. Znamy się od wielu lat. To była przemyślana decyzja- powiedziała kobieta.
- Dobra, zostawmy temat waszego małżeństwa- wtrącił się Booth- Powiedzcie nam coś o tym mieszkaniu.
- Wynajmujemy je od pewnej starszej pani, już od jakichś 3 lat- zaczął John- chwilowo nie stać nas na własne. Nigdy wcześniej nie mieliśmy żadnych problemów. Pani Rait jest wspaniałą kobietą. Czasami wpada do nas na herbatę, porozmawiamy, ona sprawdzi, jak utrzymujemy mieszkanie, czy o nie dbamy i tak dalej.
- Macie jakichś wrogów? Wy albo pani…- zaczął Booth.
- Rait.- przypomniała Molly.
- Pani Rait.
- Nie, raczej nie. Jesteśmy spokojnymi ludźmi. Pani Rait też. Jak mówiłem, to miła, starsza pani. Nie sądzę, by miała jakichkolwiek wrogów. Jej po prostu nie da się nie lubić.
- Macie jakiś pomysł, jak ten człowiek mógł się dostać do waszego mieszkania?- spytała Bones.
- Nie wiem, ale jak przyjechaliśmy, zamki były zepsute. Musiał się tam zakraść. Może szukał noclegu, w jakiś sposób dowiedział się, że nikogo nie ma i się zadomowił.
- Widzieliście go już wcześniej?
- Nigdy. Nie obracamy się w takim towarzystwie.
- Rozumiem.
- Byliśmy na czymś w rodzaju urlopu. Mieliśmy wolne na uczelni i wybraliśmy się w podróż, trochę odpocząć od studenckiego życia. Jak mówiliśmy też innym agentom na miejscu, dopiero wróciliśmy do domu z urlopu. Drzwi do naszego mieszkania nie były zamknięte na klucz, weszliśmy do środka i w salonie znaleźliśmy ciało tego mężczyzny.
- Ruszaliście coś?
- Nie. Jak tylko go zobaczyliśmy, zadzwoniliśmy po was. Niczego nie dotykaliśmy. Widzieliśmy na filmach, że na miejscu zbrodni nie można nic ruszać, by nie zacierać śladów.- powiedziała dumnie Molly.
- Na filmach, co?
- Tak. Czasami nawet i seriale uczą nas, jak się zachować- przyznał chłopak.
- Ta, jasne.
- Dzięki temu wiedzieliśmy, jak zachować się na miejscu zbrodni.
- Dobra, skończmy rozmowy o filmach. Możecie podać nam adres pani Rait?
- Oczywiście.
- Zapiszcie go tutaj- Booth podał Johnowi notes i długopis- chłopak zanotował adres.
- Proszę – podał mu kartkę.
- Dzięki. Jeśli cos się wam przypomni albo…
- Damy znać- dokończyła za niego Molly.
- Jesteście wolni.
- Ok.- Molly i John wyszli, a Booth i Brennan zostali w jego biurze.
- Trzeba będzie pojechać do tej pani Rait i zadać jej kilka pytań.- powiedział Booth.
- Szczerze, nie sądzę, by starsza pani w ogóle miała pojęcie o tym, co się stało, ale zawsze warto sprawdzić. Może jednak coś zauważyła- powiedziała Brennan.
- Starsi, samotni ludzie mają dziwną przypadłość podsłuchiwania i obserwowania wszystkiego, co dzieje się w ich otoczeniu. Z jednej strony to jest pomocne, ale z drugiej…
- Irytujące- dokończyła za niego.
- Dokładnie. Poduszkowcy są irytujący.- powiedział z uśmiechem.
- Jacy znowu poduszkowcy?- spytała z miną ‘nie wiem, co to znaczy’.
- No, poduszkowcy. Starsze panie, które przesiadują w oknach, opierając się o poduszki. Zazwyczaj w mniejszych miasteczkach, czy na wsiach. Uwielbiają dokładnie wiedzieć, co się u kogo dzieje- na twarzy Brennan malowało się coraz większe zdziwienie.- Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Wiesz myślałam, że poduszkowce to rodzaj samolotów, albo jakichś statków kosmicznych, ale starsze panie w oknach? O tym nigdy bym nie pomyślała.
- A widzisz, jak dużo możesz się przy mnie nauczyć.- puścił jej oczko.
- Jakoś tego nie dostrzegam.- uśmiechnęła się.
- Bones, nie drocz się.
- Przecież uwielbiasz, jak to robię.
- A prawda, zapomniałem- postukał się w czoło.
- Jak mogłeś o tym zapomnieć?
- A nie wiem, tak jakoś wypadło mi z głowy.
- Jak coś, czego nie ma w twojej głowie, coś czego fizycznie być w niej nie może z racji tego, że nie jest rzeczą materialną, może ci z niej wypaść? Poza tym, niemożliwe by było, aby cokolwiek wyleciało ci z głowy bez otworzenia czaszki…
- Bones, proszę cię.- przewrócił oczami.
- A jeśli już miałoby wylecieć ci coś z głowy, jak mówisz, tak przy okazji doskonale wiem, że to jest jedno z twoich powiedzonek, które nawet znam, ale uwielbiam ci te rzeczy tłumaczyć- na jej twarzy malował się chytry uśmieszek- to, jak to może być coś z tak oczywistych rzeczy, które oboje uwielbiamy robić?
- Oj, Bones, kochanie, przecież doskonale wiesz, że wiem, o czym mówisz. Droczę się z tobą.
- Bo ty też uwielbiasz to robić.
- Właśnie.- oboje zaczęli się śmiać.
- Uwielbiam te nasze rozmowy, wiesz?
- Doskonale.
- To co? Najpierw jedziemy do pani Rait?
- A może, skoro już tu jesteśmy, zajmiemy się przesłuchaniem tego całego Cluda?
- Racja. Prawie o nim zapomniałam, przez tą nową sprawę.
- Dasz radę przebywać z nim w jednym pomieszczeniu?
- Poradzę sobie, Booth.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście. I obiecuję, że się na niego nie rzucę z pięściami, chociaż nie ukrywam, że mam na to wielką ochotę.
- Ja też. Musimy go porządnie przycisnąć.
- O tak. Potem możemy wstąpić do Jeffersonian, spojrzę na kości, zrobimy wstępne badania i wtedy ustalimy dalszy plan działania.
- Krok po kroku, Bones.
- Trzeba wiedzieć, co robić. Trzeba mieć plan działania, a nie błądzić po omacku.
- Oczywiście, kochanie, oczywiście.
- Nie zgadzasz się z tym?
- Kto powiedział, że się nie zgadzam?
- Po prostu pytam.
- Oczywiście, że się z tobą zgadzam.
- To dobrze. Ok, chodźmy przycisnąć tego gościa.
Zebrali się i ruszyli do pokoju przesłuchań, gdzie cały czas czekał na nich mężczyzna, który chciał odebrać Boothowi życie.
Hej hej :)
Cześć Co u Was słychać?
Chyba wszyscy cierpia na tą samą chorobe ... na chroniczny brak czasu
Gonimy za praca szkoła a nie za badrzo jest czas na odpoczynek ( coś o tym wiem )
Zaglądam tutaj od czasu do czasu
Kasiu - jak zawsze twoje opowidanie jest poruszające i te emocje B&B jakie nam przekazujesz są cudowne
Czekam z niecierpliwością na kolejne części
A tak po za tym jestem ciekawa co u Was słychać
Pozdrawiam serdecznie :):)
Kisses :*:*
Hej :)
Jejku, mnie też tu dawno nie było, ale to przez ten brak czasu i w ogóle... Jak widzę same bardzo dobrze wiecie o czym mówię...
Bardzo się stęskniłam za pisaniem na tym forum, na rozmowach z Wami oraz za tym opowiadaniem, niedokończonym jeszcze przez Kasię... I muszę powiedzieć Ci Droga Kasiu, że pamiętam jeszcze to opoko :D:D:D:D I co do niego to genialnie piszesz... :D Nie mam żadnych uwag... :D Wręcz przeciwnie... :D Jest super i basta :) Pisaj Kasiu co u Ciebie ;) Jak tam wakacje ??
Jeśli chodzi o mnie to teraz mam wakacje, upragnione wakacje, choć przyznam się Wam, że troszkę żałuję, bo już moja klasa nie będzie w takim samym składzie od września jak tak wcześniej bywało, ponieważ skończyłam gimnazjum i zamierzam iść do liceum, lecz niestety nie wszyscy wybierają ten sam kierunek co ja... Wielka szkoda... :( Ale cóż... Jak to mi wszyscy mówią, nowa klasa na pewno też będzie super, albo i nawet lepsza... Mam nadzieję tylko, że będzie nie gorsza... Pożyjemy, zobaczymy... :D
Beatko wybierasz się gdzieś na wakacje ?? Bo ja niestety siedzę w domku... Liczę na rozbudowaną wypowiedź ;) :P
Kaiu, co tam u Ciebie ?? :D
PS: Nie wiem Kochane, czy oglądałyście 2 ostatnie odcinki 6 sezonu, ale szykuje nam się dziecko Bootha o Bones... :D :D :D Nareszcie :D Nie wiem jakie są Wasze odczucia, ale ja tyle czasu czekałam na to, żeby między nimi wreszcie do czegoś doszło, a teraz kiedy to nastąpiło, to muszę przyznać, że było to dla mnie ogromnym szokiem... Zwłaszcza scena, gdy Bones zwierzyła się Angeli, że przespała się z Boothem !!! :D I do tego ostatnia scena ostatniego odcinka, w którym Bones informuje Bootha, że zostanie ojcem :D:D
Już nie mogę się doczekać 1 odcinka 7 sezonu... :D Ale niestety będzie dopiero w listopadzie... Jak ja do tego czasu wytrzymam ?? Nie wiem... xD
Piszcie Dziewczynki :D Czekam na Wasze wypowiedzi w tej sprawie ;)
Ślę Pozdrowionka jak za dawnych, starych, dobrych czasów dla Naszego Teamu :*:*:*:*:* :) Dla Hinriusia i Wróżki Calli, aby dbała o Nasze zdrowie w te wakacje :D Buziaczki, Ściskam Kasiu, Beatko i Kaiu :D :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Kisses :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Hej, Kochane!:)
Cieszę sie, że jeszcze pamiętacie o tym opku i jeszcze macie ochotę je czytać:) Już myślałam, że po takiej przerwie nikt tu nie zajrzy...
A u mnie powoli, wreszcie wakacje, ale niestety to nie równa się wolnemu czasowi, jak myślałam O_o Ciągle coś sie dzieje i nawet nie wiem, kiedy mijają mi dni. Leci jak szalony ten czas.
Jasne, że się oglądało finał Bones!:) Jak dla mnie finał nie był na miarę finału. Ot zwykły odcinek, w którym chcieli nadrobić porodem Ang i wieścią o ciązy Brennan, co mnie osobiście nie zaczarowało. Cieszę się, że Bones jest w ciązy i w ogóle, ale nie podoba mi się kompletnie sposób w jaki to poprowadzili i jak na siłę wcisnęli ciążę Em do serialu... Dla mnie to tak z d*** wyskoczyło. W jednym odcinku pokazują nam, że niby BB spali ze sobą, czego do końca nie wiemy, możemy się tylko domyślać, a potem nagle w kolejnym BUM i jest dziecko. Żadnego kissa, przytulenia, kompletnie nic. Tak po prostu jest. W finale też nie pokazali, że BB są razem, a przecież od współnej nocy, tego dnia, co zginął Vincent minął jakiś miesiąc O_o, powinno się coś między nimi zmienić, ale niczego nie pokazali... Także ogólnie ciąży Bones mówię tak, ale nie w ten sposób:P Finał mnie totalnie zawiódł:( Dobrze, że np w Castle, czy Fringe nadrobili, bo tam to były odcinki, które można nazwać finałem sezonu:) No ale...
Za to odcinek ze snajperem i śmiercią Vincenta, oraz odc z głucho-niemą dziewczynką to dla mnie pełne mistrzostwo! Dołączyły do moich ukochanych odcinków:)
A nie podoba mi się jeszcze to, w jakim momencie Bones wróci z 7-mym sezonem 3 listopada...:(
A właśnie, nie pamiętam, czy podawałam Wam tu linka do swojego bloga, na którym jest wszystko co do tej pory stworzyłam z Bones:)
Jak coś to tu jest link:
http://bones-fancreativity.blogspot.com/
Tam na nieżąco pojawia się wszystko, co nowe. Czarny scenariusz też już dalej tam z rozdziałami jest. :)
Dajcie znać, czy wolicie czytać tutaj, czy tam:)
Buziaczki dla Was wszystkich i jak coś zostawiam tutaj kolejny rozdział, a potem zobaczymy:)
Pozdrówka Kochani!
44.
Oboje, w miarę uspokojeni, weszli do pokoju przesłuchań.
- Cloud Teff- powiedział Booth na wstępie. Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo.
- Seeley Booth i Temperance Brennan- zaśmiał się.- Nie rozumiem po co ta cała szopka z przedstawianiem się. Przecież doskonale się znamy. A nie, drobna poprawka, to ja was dobrze znam, wy znacie jedynie moje nazwisko, no i może ewentualnie, jeśli mnie sprawdziliście, znacie jeszcze troszeczkę faktów z mojej przeszłości, a znając FBI i jego metody, sprawdziliście wszystko. Czyli pewnie wiecie, że kiedyś byłem na stażu w FBI.
- Ależ on dużo gada, co Bones?- Booth, niewzruszony, usiadł na jednym z krzeseł naprzeciwko Clouda.
- Stanowczo za dużo, jak dla mnie- powiedziała i również zajęła miejsce na krześle.
- Nic nie mówiliście, więc skorzystałem z okazji.
- Ciekawe, czy będzie taki rozmowny, jak usłyszy, że oskarżamy go o usiłowanie morderstwa?- Booth zwrócił się do Brenn.
- Myślę, że mina mu trochę zejdzie- powiedziała.
- Mówi się zrzednie, pani doktor.- wtrącił się Cloud.- mina mu zrzednie.
- Nikt cię nie prosił o zdanie.- powiedział Seeley.
- Dbam o poprawność języka, u tych którzy mają braki w edukacji.
- Nie pozwalaj sobie…- w Boothie zaczęło się gotować.
- Daj spokój, Booth.- uspokoiła go Bones- Jego odzywki nie robią na mnie żadnego wrażenia. Wiem, że jesteś arogancki- zwróciła się do Teff’a- ale jesteś o wiele mnie wyedukowany ode mnie i takie uwagi, płynące z twoich ust są tutaj zdecydowanie nie na miejscu. Brzmisz śmiesznie. To ja jestem jedyną osobą w tym pokoju, która ma doktorat.
- Właśnie nazwała cię głupkiem- mężczyzna zwrócił się do agenta.
- Nie dorabiaj sobie historyjek.- tym razem Bootha to nie ruszyło.
- Uwielbiam…
- Koniec- przerwał mu Seeley- Wróćmy do powodu, dla którego siedzisz w tym pokoju.
- A tak, tak, bo przecież o tym chcieliście ze mną rozmawiać.- uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- O zarzutach już wiesz, planowanie i usiłowanie morderstwa.
- Oj, straszne.- Cloud wyraźnie kpił sobie z całej tej sytuacji.
- Kto cię wynajął, żeby mnie zdjąć?
- Jesteś wytrenowanym, dobrym agentem, Booth- oskarżony nachylił się nad stołem i mówił bezpośrednio do Seeley’a.- Myślę, że zdajesz sobie sprawę, że choćbyś nie wiem czym mi groził, nie powiem ci, czy i kto mnie wynajął. Tracicie tylko czas.
- Kto cię przekupił, Cloud?- spytała Brennan.- Co sprawiło, że z niedoszłego agenta FBI, zdecydowałeś zmienić się w przestępcę?
- Jak zauważyłaś, dr Brennan, niedoszłego agenta FBI. Może mi się znudziło siedzenie z tymi kretynami w garniturach, którzy zarabiają tyle kasy, że ledwo starcza im na codzienne wydatki. Nie pomyślałaś, że wolałem drogę, gdzie nie trzeba się narobić, a mieć taką kasę, o której zwykły agencina może sobie tylko pomarzyć?
- Kasa, no jasne, przecież zawsze chodzi o kasę.- powiedział Booth.
- Nie rozumiem, co w niej jest takiego niesamowitego.- powiedziała Bones.
- Ty nie musisz tego rozumieć- odezwał się Teff- Jesteś autorką bestsellerów, znana panią naukowiec, masz kasy, jak lodu. Nigdy nie odczuwałaś braku środków do życia.
- Nie możesz być tego taki pewien.
- A co? Jakieś problemy z przeszłości? Dlatego zajmujesz się badaniem zwłok? Jakiś uraz psychiczny, czy coś?
- Nie tym tonem, Teff!- przerwał mu Booth.
- Dobrze, dobrze- podniósł ręce w geście obrony.- Wiem, pani naukowiec nie wolno ruszać, jak agent Booth jest w pobliżu, bo przecież łączy was łóżko. Jak nie staniesz w jej obronie, to się na ciebie pogniewa i nie będziesz miał…
- Dosyć!- krzyknął Booth.
- Udało mi się cię wkurzyć.- uśmiechnął się tryumfująco- Tak mówili. Mówili mi, że najlepszym tematem do wyprowadzenia cię z równowagi jest… twoja kochanka, dr Brennan. Mieli rację. Patrzcie, patrzcie.
- Jacy oni?- spytała Bones.
- A to nie wasz interes.
- Właśnie potwierdziłeś, że ktoś cię na mnie nasłał. Kto?
- Mówiłem też, że nic wam nie powiem.
- Lepiej dla ciebie, żebyś jednak zaczął gadać.
- Nie boję się ciebie… Seeley- jego imię wyszeptał.- Ani ciebie, ani FBI, ani nawet pani doktor, znającej różne sztuki walki, która miała takie strasznie złe doświadczenia z systemem i rodzinami zastępczymi.
- O co ci chodzi?- spytał Booth. Czuł, że jeszcze chwila, jeszcze kilka słów na temat Bones, jeszcze jedna obraza, a nie wytrzyma.
- O nic konkretnego. Moim celem było zabicie ciebie, ale to biedne, skrzywdzone dziecko- spojrzał na Brennan- uniemożliwiło mi to. To nie podoba się ani mi, ani im.
- Jakim im?
- Ależ ty jesteś uparty.
- O kim ty mówisz?
- O kimś, kto wie o was bardzo wiele, kimś kto zna wasze brudne sekrety z przeszłości. Wie o systemie, rodzicach, którzy porzucili swoje dzieci, o byłym snajperze, który zabijał mnóstwo ludzi, o twoim pijącym ojcu i bracie…
- Zamknij się!- Booth poderwał się z krzesła.- Ani słowa więcej!
- Myślałem, że chcieliście ze mną porozmawiać.- wzruszył ramionami.
- Powiedz nam dla kogo pracujesz.
- Bla, bla, bla. Wciąż ta sama śpiewka. Niczego ode mnie nie wyciągniecie. Mam wam to nagrać na taśmie i puszczać za każdym razem, jak zadacie mi to pytanie? Nie chce mi się tego w kółko powtarzać.
- Nie bądź taki pewny siebie, Cloud.
- Nie dowiecie się ode mnie niczego innego, więc równie dobrze możemy zaoszczędzić sobie czasu i skończyć to urocze spotkanie.
- Nie ty ustalasz zasady w tym pokoju.
- Jasne, bo ustala je, wspaniały agent Booth.- ponownie zakpił.
- Masz nam do powiedzenia cokolwiek?
- Nic a nic.
- Super, czyli możesz wracać do aresztu i czekać na proces o usiłowanie morderstwa.
- Z przyjemnością sobie na niego poczekam, ale nie sądzę bym się na nim pojawił.
- O to się nie martw, na pewno tam trafisz. Chyba, że jesteś takim tchórzem, że przy następnym spotkaniu będziesz leżał sztywny na stole autopsyjnym.
- Nie doceniasz swoich wrogów Booth, to duży błąd.
- Nie boję się was. Kimkolwiek jesteście, znajdę was i wszystkich, co do jednego, pozamykam.
- W to wątpię, ale można żyć złudzeniami, za to nie karzą. Chociaż, rozczarowanie później jest nieco bolesne.
- Koniec rozmowy. Czas na nas, Bones. Niech go zamkną.- oboje ruszyli w kierunku wyjścia.
- Mam dla was jedną radę- powiedział Teff, kiedy Booth już naciskał klamkę- Pilnujcie się, bo ta sprawa jest o wiele grubsza, niż się wam wydaje. Może się okazać, po tej akcji, że już nie ty będziesz celem- wskazał palcem na Bootha- ale twoja piękna pani doktor- wolno przesunął palec wskazujący na Bones.
- Grozisz nam?- spytał Booth, domykając drzwi.
- Nie grożę, tylko was ostrzegam. Właściwie ją. Znając twoją przeszłość, pani- znowu zaczął swoje żarty- mój przywódca, nasz szef bardzo się tobą zainteresował. Chciałby cię wyzwać na pojedynek, ale jeśli do tego dojdzie- popatrzył jej w oczy, próbując ją nastraszyć- Wiec, że tym razem ktoś inny będzie badał twoje kości.- zaśmiał się, a Booth tym razem nie wytrzymał. W ułamku sekundy znalazł się przy nim, poderwał go za bluzę do góry i przyparł do ściany.
- Grozisz jej? Grozisz dr Brennan?!- krzyczał.- Radzę ci uważać, co mówisz, śmieciu! Spróbuj ty albo ktokolwiek z twojej grupy, choć ruszyć Bones, niech spadnie jej choć jeden maleńki włos z głowy, a pożałujesz, że w ogóle o mnie usłyszałeś! Nie zawaham się przed zabiciem ciebie, czy kogokolwiek, kto tylko się do niej zbliży!
- Nie boję się ciebie, agencie Booth.- uśmiechnął się.- Rozumiem morderstwo w imię większego dobra. Doskonale rozumiem, ale twoje słowa mnie nie wystraszą. Nie powstrzymacie nas przed wykonywaniem naszych misji. A jeśli jedną z nich stanie się… upolowanie dr Brennan, nic, ani nikt nas nie powstrzyma. Zobaczysz ją w plastikowym worku i nic nie będziesz mógł z tym zrobić. To ci obiecuję.
- Ty…
- Booth, nie!- Bones powstrzymała agenta przed pobiciem podejrzanego- Nie jest wart zawieszenia.- Booth nadal trzymał go przy ścianie.- Proszę.- położyła dłoń na jego ramieniu i dała mu znać, by odpuścił. Jej dotyk zadziałał uspokajająco. Puścił Teffa i odsunął się od niego.
- Trzeba się słuchać swojej panienki- skomentował Cloud.
- Ty!- tym razem to Brennan na niego naskoczyła- Nie pogrywaj sobie z nami! Nie przestraszysz mnie, więc sobie odpuść. Zostaw te wszystkie kiepskie komentarze dla siebie.
- Teraz ty go bronisz, czy może chcesz mnie przekonać taką gadką, że naprawdę się nie boisz?
- Skończyliśmy.- powiedziała i zabrała Bootha z pokoju przesłuchań.
- Booth, uspokój się- mówiła łagodnie do agenta, kiedy znaleźli się w jego biurze.
- Nikt nie będzie ci groził. Nie pozwolę na to.- mówił wciąż podenerwowany.
- Nie boję się go.
- Nie chodzi o to, czy się go boisz, czy nie, Bones. Nikt nie będzie ci groził w mojej obecności. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
- Booth, nic mi się nie stanie.
- Każdą groźbę, czy się boisz, czy nie, trzeba traktować poważnie. Może w tym, co mówił jest gdzieś prawda. Może rzeczywiście ta sprawa jest grubsza niż sądzimy.
- Na razie nie mamy na to dowodów.
- Nie mamy nic, Bones. Nic, poza tym draniem w pokoju przesłuchań, który nie chce nam nic powiedzieć.
- Proszę cię tylko, byś się trochę uspokoił.
- Nie potrafię, kiedy ktoś grozi, że stracę kobietę mojego życia.
- Wiem, Booth.
- Nie pozwolę, by ci coś zrobili, Bones. Nie chcę cię stracić…
- I nie stracisz, Seeley. Już tyle razem przeszliśmy, tyle złego działo się w naszych życiach, tyle złego pojawiło się między nami, ale my i tak jesteśmy razem. Nic, ani nikt nas nie powstrzyma. Nie zastraszy nas nikt taki, jak ten cały Teef. Nie pozwól mu na to, by wszedł między nas. Jest nikim.
- Masz racje, Bones. Masz rację.
- Cieszę się, że to rozumiesz.
- Rozumiem, ale i tak nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.
- Wiem. Dlatego się nie boję. Zawsze przy mnie jesteś.
- Zawsze.
- Dziękuję, Booth.- przytuliła się do niego.- Dziękuję, że jesteś.
- Kocham cię, Bones.- pogładził ją po włosach. Chwilę stali w swoich objęciach i opanowywali emocję, które nagromadziły się w nich podczas przesłuchania.
Kiedy oboje poczuli, że już są spokojni i gotowi do dalszej pracy, zebrali swoje rzeczy i pojechali do Jeffersonian, sprawdzić, czy pojawiły się jakieś nowe informacje w którejś ze spraw.
Witajcie Drogie Dziewoje !!! :D
Po pierwsze Kasiu Genialnie piszesz przez wielgaśne G :D Nic dodać, nic ująć ;) Bardzo intryguje mnie dla kogo pracuje ten cwaniaczek, -Cloud... A do poprzednich części stawiam na to, że Bones przegra zakład i przyjdzie do Bootha... :D :D :D Ciekawe, jaką karę dla niej wymyśli... xD :) Heh... I mam nadzieję, że się nie mylę xD :P :)
Jak na razie wolę czytać tutaj... Trudno mi jest się przyzwyczaić do czegoś nowego, ale zacznę wchodzić na tę stronę, więc może za jakiś czas wygodniej będzie dla mnie na tamtej stronie... Ale teraz prosiłabym o wstawianie kolejnych części tutaj :D Z góry dziękuję :)
W sumie muszę przyznać Ci rację co do poprowadzenia finału 6 sezonu... Jakieś takie... Nie do końca to wszystko było, takie, jakie chciałabym, żeby było... Bez żadnych czułości i w ogóle... Nawet kiedy Bones poinformowała Bootha, że będzie ojcem ... nic... Ech... Mam nadzieję, że te braki zrekompensują w 7 sezonie... :D
A może oni to tak poprowadzili specjalnie, aby widzów jeszcze potrzymać w takiej ... niepewności ? Możliwe, że nie do końca na razie chcieli to wszystko pokazać, aby większość została na 7 sezon... :) Ja już sama nie wiem, ale to nie zmienia faktu, że z niecierpliwością czekam na listopad :D
I jeszcze dla smaczku ma się pojawić nowa postać okrutnego zabójcy, coś w stylu Eppsa, Gormogona, czy Grabarza... Ciekawa jestem kim będzie... co będzie robił ludziom i w ogóle... :P :D
Pozdrawiam Kochane serdecznie :)
Całuski :*:*:*:**:*:*:*::*:*:*:*:*:*
Hi, Hello!:)
Nie ma sprawy, to dalej będę wrzucać tutaj kolejne rozdziały:)
Btw, słyszałyście, że Comic Con z Bones odwołany? Wkurzyłam siię, jak o tym przeczytałam. Kurczę tak na to czekałam... Kicha:(
A teraz:
Z serdecznymi pozdrowieniami dla Was wszystkich, kolejne części Black Script:) [O się zapomniałam i napisałam tytuł tak, jak w swoich notatkach. No ale niech już zostanie:P]
45.
Weszli do środka i od razu skierowali się na platformę.
- O dobrze, że jesteście- powiedziała Cam.
- Co mamy?- spytała Bones.
- Hodgins właśnie określił czas zgonu.
- Tak jest.- odezwał się Jack, który właśnie majstrował coś przy komputerze.- Dzięki temu, że zwłoki znaleziono w mieszkaniu, dostałem całkiem pokaźny wachlarz różnych stworzonek, które zechciały opowiedzieć mi o tym, jak długo nasza ofiara była martwa…
- Jack, mam nadzieję, że nie zaczniesz znowu nazywać ich swoimi przyjaciółmi- wtrąciła się Ang, dołączając do ekipy na platformie.
- Nie miałem takiego zamiaru.
- Jasne.
- No dobrze, ale przecież…
- Może do sedna, dr. Hodgins- przerwała mu Cam.
- Dobrze, dobrze…- westchnął. Wcisnął klawisz i na ekranie pojawił się robak.- Więc szybko, zwięźle i na temat.
- Trzymajcie mnie.- powiedział pod nosem Booth.
- Przecież nic takiego nie powiedziałem.- Jack słyszał uwagę agenta.
- Od pięciu minut nic takiego nie powiedziałeś, dr. Hodgins- zauważyła Bones.
- Ależ wy jesteście…- burknął entomolog.
- Możemy wreszcie poznać czas zgonu? By móc ruszyć dalej ze sprawą.- powiedział Booth.
- Już dobrze, już dobrze. Calliphoridae, ścierwice mięskówki- wymieniając nazwy, zmieniał zdjęcia na komputerze.- I żuki. Czas zgonu określam na 4 dni.
- Takie trudne to było?- spytał Seeley z uśmiechem.
- Pozwól, że nie odpowiem
- Zaraz mu przejdzie- powiedziała Angela, uśmiechając się szeroko.- Korzystając z okazji… Mogę?- Hodgins odsunął się i zrobił artystce miejsce przy komputerze- Jego czaszka była nienaruszona, więc nie miałam żadnych problemów z identyfikacją- kilka kliknięć na klawiaturze i zdjęcia ‘przyjaciół’ Hodginsa przesłoniło zdjęcie młodego chłopaka o jasnych blond włosach i pięknych niebieskich oczach- Nasza ofiara to 25-letni Henry Debunk.
- Jaki przystojniak- powiedziała Daisy, zjawiając się, jak duch za plecami zezulców. Wszystkie pary oczu zwróciły się na nią.- Przepraszam. Niestosowna uwaga, ale nie zapanowałam nad swoimi ustami…
- Jak zawsze.- skomentował Jack.
- Udało ci się coś znaleźć na kościach, panno Wick?- spytała Bones.
- Niewiele, bo oprócz czaszki, reszta kości wciąż ma na sobie tkanki. Dr Saroyan jeszcze nie skończyła ich badać…
- Dopiero pobrałam próbki na toksykologię. Czekam na wyniki.
- Założę się, że znajdziesz w jego organizmie sporą mieszankę narkotyków.
- Bardzo możliwe.
- Jak taki młody, przystojny chłopak mógł wplątać się w coś takiego?- spytała Ang.
- Może wpadł w złe towarzystwo, może miał jakieś kłopoty, z którymi nie potrafił sobie poradzić?- powiedziała Cam.
- Panno Wick, co z tą czaszką?- Bones skierowała tok rozmowy na poprzedni tor.
- A tak, tak…- podskoczyła i podbiegła do stołu, na którym znajdowała się czaszka. Reszta ruszyła za nią z minami pobłażania na twarzach- Na płacie skroniowym- zaczęła, nakierowując kamerkę na miejsce urazu- znalazłam niewielkie wgłębienie. Z jednej strony nieco większe, z drugiej bardziej płytkie.
- Wygląda, jakby uderzył głową o stół, który znajdował się w pokoju, w którym znaleziono jego ciało- powiedziała Brennan.
- Może upadł na niego, kiedy stracił przytomność- podrzucił Booth.
- Oprócz tego lekkiego wgłębienia, nie zauważyłam nic innego. Na razie- powiedziała Daisy.
- O ile dobrze pamiętam- mówiła Cam, wracając do komputera- na stole w pokoju nie było żadnych śladów uderzenia- kliknęła parę razy i teraz wyświetliły się zdjęcia miejsca zbrodni. Przesunęła kawałek w dół i wybrała zdjęcie, na którym znajdował się stół. Powiększyła go.- Miałam rację- wskazała ekran- Na stole nie ma ani kropli krwi. Jeśli się o niego uderzył, byłby jakiś ślad. Jakikolwiek rozprysk krwi na podłodze. Tu nie ma nic.
- Myślisz, że ciało zostało tam podrzucone?- spytał Booth.
- Nie wiem. Nic na to nie wskazuje.
- Możliwe, że ten uraz czaszki powstał wcześniej?
- Taki uraz głowy, zwłaszcza w potylicę, może spowodować natychmiastowy zgon.
- Może, ale nie musi. Prawda. Nie wiadomo też, czy rozciął sobie skórę głowy i czy nastąpiło jakieś krwawienie. Jeszcze nie miałam okazji przebadać mózgu i reszty tkanek. Miejmy nadzieję, że z tego, co mamy uda się czegoś dowiedzieć. Zaraz też będę badać mózg. Jeśli był tam jakiś wewnętrzny krwotok, na pewno został po nim ślad.
- Masz jakieś inne informacje o Henrym?- spytała Bones.
- Tak.- Ang przywróciła zdjęcie chłopaka i jego akta- Henry Debunk, lat 25. Mieszkał w niewielkim mieszkanku na Starno Street nr 11. Brak informacji o rodzinie.
- Tu jest napisane, że był w systemie- zauważyła Brennan..
- Tak. Trafił tam, jak miał 5 lat. Żadnych szczegółów.
- Ang, możesz wyśledzić adres ośrodka, do którego trafił, albo jakieś informacje o rodzicach zastępczych?- spytał Booth.
- Jasne, już się za to biorę- powiedziała i skierowała kroki do swojego gabinetu.
- Ja idę zbadać resztę próbek z miejsca zbrodni- powiedział Hodgins i również opuścił platformę.
- Dobra, my też wracamy do pracy- powiedziała Cam.
- My przejedziemy się do właścicielki tego mieszkania, pani Rait- powiedział Booth.
- Panno Wick, jak dr Saroyan pozwoli oczyścić kości, zajmij się katalogowaniem urazów.- Brennan zwróciła się do stażystki.
- Oczywiście, dr Brennan- zasalutowała.
- Jak czegoś się dowiecie…
- Damy znać- dokończyła za nią patolog.
- Dzięki.- powiedzieli i wyszli z Instytutu.
- Dr Saroyan, kiedy…- zaczęła Daisy.
- Jak będzie można oczyścić kości, na pewno pierwsza się o tym dowiesz, panno Wick.- przerwała jej.
- Ale…
- Nie wiem ile to zajmie. Jak wszystko zbadam i uznam, że można zacząć badania na kościach, dam ci znać.- powiedziała i zeszła z platformy. Daisy została z otwartą buzią. Już chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła.
Tymczasem w samochodzie agenta…
- Tak sobie myślałam, Booth…- zaczęła Bones.
- Tak, kochanie?
- Ta sprawa z Kathy Bergman i Alice Wonder.
- Co z nią?
- Mam wrażenie, że jednak jest ona trochę większa, niż się spodziewaliśmy. Minęło już trochę czasu, a my niewiele się dowiedzieliśmy. Do tego, mamy jeszcze nowe morderstwo i... Nie wiem, kiedy uda nam się to wszystko rozwikłać.
- Na pewno nam się to uda, Bones. Wcześniej, czy później znajdziemy ludzi odpowiedzialnych za śmierć tych ludzi. Nie martw się.
- Nie o to się martwię, Booth.
- Więc, o co chodzi?
- O nas.
- O nas?- spojrzał na nią, zdziwiony.
- Tak, o nas.
- Co z nami?
- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, że po zakończeniu sprawy zamordowanych dziewczyn, powiemy wszystkim, że jesteśmy razem?
- Oczywiście, że pamiętam? Coś się zmieniło?
- Tak myślę. Jeszcze nie wiem.
- Bones, co się dzieje? Zaczynasz mnie przerażać.
- To nic strasznego, Booth. Tak sobie pomyślałam… Jeżeli te sprawy jednak są o wiele poważniejsze, niż nam wszystkim się wydaje… Może powinniśmy powiedzieć wszystkim wcześniej, że jest między nami inaczej, że już nie muszą nas swatać i…
- Co?
- Nie chcesz im powiedzieć?
- Jasne, że chcę, kochanie.
- Więc, o co chodzi?
- Zaskoczyłaś mnie. To wszystko.
- Myślisz, że to dobry pomysł? Powiedzieć im wcześniej?
- Nawet teraz, Bones.
- Teraz jesteśmy w samochodzie, w drodze do właścicielki mieszkania. Jak chcesz im to powiedzieć? Przez telefon?
- Jasne, że nie. Wolałbym widzieć ich miny, jak o tym usłyszą.
- Prawda?- oboje się uśmiechnęli.
- To będzie bezcenne przeżycie, nie możemy tego przegapić.
- Czyli, zgadzasz się z tym, że powinniśmy powiedzieć im o wszystkim wcześniej? Przed zakończeniem sprawy?
- Oczywiście. Będzie tylko jeden problem…
- Problem?
- Nie z zezulcami, nie z Cam. Myślę, że ona, jako twoja szefowa i przyjaciółka nie będzie miała nic przeciwko naszemu związkowi. Bardziej martwię się o Cullena.
- Racja… On też będzie musiał się o tym dowiedzieć. Myślisz, że będzie chciał nas rozdzielić?
- Nie mam pojęcia. Cullen niedługo odchodzi na emeryturę, tak słyszałem. Może przed odejściem… Może nie będzie miał nic przeciwko naszemu związkowi, może, wiesz, zechce zostawić po sobie jakieś dobre wrażenie?
- Myślisz, że Cullenowi na tym zależy? Zostawić po sobie dobre wrażenie?
- Nie… Nie wiem. Ostatnio jest nieco milszy niż był kiedyś, może nie będzie aż tak mocno trzymał się zasad?
- Nie wiem.- westchnęła.- Miałam nadzieję, że nic nie stanie nam na przeszkodzie. Nie chcę, by któreś z nas musiało rezygnować z pracy. Nie chcę też pracować z kimś innym z FBI.
- Ja też tego nie chcę. Nie oddam cię jakiemuś innemu agentowi.
- Boisz się, że się od ciebie odsunę i jakiś inny przystojniak zawróci mi w głowie?
- Nigdy nic nie wiadomo.
- Booth!- szturchnęła go lekko łokciem.
- Ej, ostrożnie!
- Przecież dobrze wiesz, że możesz być bezpieczny. Żaden tani przystojniaczek nie zawróci mi w głowie. Tylko ty możesz, tylko ty się dla mnie liczysz, bo to ciebie kocham.
- No wiesz…
- Booth. Kocham cię i to się nie zmieni.
- Ja ciebie też kocham.
- Wiem- uśmiechnęła się.- Ale i tak nie chcę z nikim innym pracować. Co zrobimy, jak nas rozdzielą?
- Może, nie martwmy się tym na zapas, dobrze, kochanie? Najpierw nasi przyjaciele muszą zostać poinformowani o nowym charakterze naszego związku. Potem będziemy martwić się Cullenem.
- Masz rację.
- Kiedy chcesz im powiedzieć?
- Co myślisz o końcu tygodnia? Moglibyśmy wybrać się do Founding Fathers, wszyscy.
- To bardzo dobry pomysł.
- Tylko… Nie róbmy z tego jakiegoś wielkiego wydarzenia. dobrze?
- A to nie jest wielkie wydarzenie?
- Owszem jest. Ale wyobraź sobie ich miny, jak powiemy im to tak po prostu, bez jakiejś oprawy.
- Dobrze kombinujesz, kochanie.- na jego twarzy wymalował się chytry uśmiech.
- Wiem.
- Więc, zróbmy tak, jak mówisz.
- Super.
- Cieszę się, że tego chcesz.
- To nasi przyjaciele. Nie możemy ich tak ciągle okłamywać.
- To nie kłamstwo, tylko ukrywanie.
- Prawie to samo. Poza tym, Angela i tak już coś podejrzewa. Prędzej, czy później nas przyłapie i już nic jej nie powstrzyma przed wykrzyczeniem tego wszystkim dookoła.
- Racja- zaśmiał się.- O proszę, i jesteśmy.- zatrzymał samochód. Wysiedli.
- Bones, co się stało?- spytał przejęty Booth, widząc, jak jego ukochanej uginają się nogi i o mały włos nie ląduje na ziemi.
46.
- Nic, nic- powiedziała z uśmiechem- Za szybko się wyprostowałam i zakręciło mi się w głowie.
- Na pewno?- patrzył na nią, wciąż lekko przestraszony.
- Na pewno. Nie patrz tak na mnie, Booth. Nic się nie dzieje. Nigdy nie zakręciło ci się w głowie, bo za szybko się wyprostowałeś?
- Owszem…
- No właśnie. Gdyby coś mi było, powiedziałabym ci.
- Tak?
- No jasne. Daj spokój. Chodźmy.
Uznając, że właściwie nic takiego się nie stało, ruszyli w kierunku niewielkiego, wyglądającego na dość stary, domu pani Rait. Miał on pięknie zdobione, o morskim kolorze ściany i równie wytwornie rzeźbione drzwi wejściowe. Okna przesłaniały śnieżnobiałe firanki z wyhaftowanymi kwiatami. Robił bardzo miłe wrażenie na obserwującym. Wyglądał trochę, jak z bajki, miał w sobie coś z magii.
- Niesamowity- powiedziała Bones.
- Trochę, jak zaczarowany.- dodał Booth.
- Jeśli dom może być zaczarowany, ten na pewno jest.
- Proszę, jednak wierzymy w magię?
- Nie wiem, jak ty, ja nie do końca.
- Sama przed chwilą powiedziałaś…
- Że jeśli dom może być zaczarowany. Z naciskiem na ‘może’.
- Kiedyś uwierzysz.
- Kto wie- uśmiechnęli się i zapukali do drzwi. Minęła chwila, zamek w drzwiach szczęknął i pojawiła się w nich starsza pani, o bardzo przyjaźnie wyglądającej twarzy. Jej siwe, długie włosy związane były w kok, a kilka pasemek luźno opadało na jej ramiona. Czekoladowe oczy, zawierały w sobie ogromne ciepło, twarz sprawiała wrażenie, że ta kobieta już wiele przeżyła, ale cokolwiek w jej życiu się działo, nie zmyło to uśmiechu, wrażenia życzliwości i ciepła z jej twarzy.
- Dzień dobry. Pani Rait?- zaczął Booth.
- Tak, to ja. W czym mogę państwu pomóc?- spytała z uśmiechem.
- FBI, agent Booth, to dr Brennan. Moglibyśmy z panią chwilę porozmawiać?
- Oczywiście, zapraszam do środka- mówiąc to, otworzyła szerzej drzwi i gestem pokazała, by weszli.- Napiją się państwo czegoś? Właśnie zaparzyłam herbatki.
- Nie trzeba, dziękujemy.- grzecznie odmówił Booth.
- Nie wstydźcie się. Jestem pewna, że filiżanka ciepłej herbaty dobrze wam zrobi. Proszę.- wskazała im salon- Rozgośćcie się. Ja za 2 minutki wracam- powiedziała i zniknęła w kuchni. Booth i Brennan zostali sami.
- Waistowie mieli rację.- zaczął Booth, rozglądając się po salonie- Bardzo miła starsza pani.
- To prawda- przytaknęła Bones- I ma przepięknie urządzony dom. Popatrz na te wszystkie zdjęcia.- oboje zaczęli przyglądać się starym czarno-białym fotografiom porozwieszanym w całym salonie. Wiele twarzy: młode i starsze. Jakby cale pokolenie jej rodziny- Historia zapisana w obrazach- szepnęła Bones- Różne pokolenia. Od najmłodszych, prawdopodobnie jej wnuków, do najstarszych. Niesamowite.
- Prawda? Popatrz tutaj.- wskazał na zdjęcie na kominku- To chyba pani Rait.- zdjęcie przestawiało uśmiechniętą starszą panią w objęciach jakiegoś mężczyzny.
- Może to jej mąż?
- Możliwe.
- Myślisz, że my kiedyś też będziemy mieć takie zdjęcie na kominku? Razem?
- Oczywiście, Bones.
- Milo jest czuć, że ma się kogoś przy kim można się zestarzeć. Za parę lat też będziesz mnie tak kochał?
- Jeszcze bardziej. Nigdy nie przestanę.
- Nawet, jak będę miała 70 lat?
- Nawet wtedy. Zestarzejemy się razem.
- Obiecujesz?
- Jasne.
- Tego wam życzę, moi drodzy- powiedziała pani Rait, pojawiając się w salonie z tacą, na której znajdował się czajnik, trzy filiżanki i ciasto domowej roboty.- Jeśli łączy was miłość, ta prawdziwa, na pewno będziecie ze sobą do końca życia.
- Pani Rait…
- Widzę, że patrzycie na moje zdjęcie z mężem.
- Tak. Jest niesamowite- powiedziała Bones.
- Uchwyciło niesamowitą chwilę naszego wspólnego życia. Uchwyciło to, co było dla nas najważniejsze: naszą miłość.
- Jest naprawdę wyjątkowe.
- To prawda. I jedno z ostatnich, jakie mamy razem. Miesiąc po zrobieniu tego zdjęcia, mój mąż odszedł. Zawał serca.
- Bardzo nam przykro to słyszeć.- powiedział Booth.
- Ciężko było mi się z tym pogodzić. Ale Sam ułatwił mi przejście przez to.- wzięła do reki fotografię i spojrzała na uśmiechniętą twarz męża.- tuż przed śmiercią powiedział mi, że mnie kocha, że jestem miłością jego życia i że czas spędzony ze mną to najlepsze, co go spotkało.
- Piękne.- szepnął agent.
- Tak, to prawda. Poprosił też, bym nie rozpaczała, kiedy odejdzie, bo zawsze będzie ze mną. Przeczuwał, że zbliża się jego koniec.
- To takie smutne- powiedziała Brenn.
- Dlaczego?- zdziwiła się pani Rait.
- Wiedzieć, że się umiera i mieć świadomość, że nigdy więcej nie zobaczy się ukochanej osoby.
- Nigdy więcej? Nie, złotko. On zawsze mnie widzi, a ja jego. Zostaliśmy w swoich sercach. Zawsze będziemy razem. No, ale może czas już wrócić z tej wycieczki w przeszłość- odstawiła zdjęcie- Usiądźcie- podeszła do stolika, na którym wcześniej postawiła tacę z herbatą.- Bardzo chętnie poopowiadałabym wam o moim ukochanym Samie, ale wiem, że teraz młodzi nie mają na to czasu. Poza tym chcieliście ze mną o czymś porozmawiać.- nalała herbaty do zdobionych filiżanek i ustawiła je przed partnerami.- Proszę, częstujcie się.- przesunęła też talerz z ciastem. Cala trójka zajęła miejsce przy stole.
- Dziękujemy.- powiedzieli.
- O czym chcieliście ze mną porozmawiać?
- Pani Rait, z tego, co wiemy wynajmuje pani mieszkanie na Onas Street dwójce studentów.- zaczął Booth.
- Tak, Molly i Johnowi, zgadza się. Wspaniałe dzieciaki. Bardzo zakochane. Mam nadzieję, że nie wpadli w żadne tarapaty. To naprawdę wspaniali, młodzi ludzie. Odpowiedzialni, uprzejmi, grzeczni. Dawno nie spotkałam nikogo takiego.
- Nie, oni nie wpadli w żadne tarapaty, ale ta sprawa dotyczy pani mieszkania.
- Coś z nim nie tak?- zdziwiła się.
- Niestety… Znaleziono w nich zwłoki młodego mężczyzny- powiedziała Bones.
- Zwłoki?
- Tak. Chcieliśmy zapytać, czy może zna pani tego chłopaka?- Brenn wyjęła zdjęcie ofiary i pokazała je staruszce.- Nazywał się Henry Debunk. Miał 25 lat.
- Jaki młody…- powiedziała z przejęciem, wpatrując się w zdjęcie.
- Zna go pani, pani Rait?- spytał Booth.
- Niestety. Nigdy go nie widziałam. Ale… Jak to się stało? Jak jego ciało znalazło się w moim mieszkaniu?
- To właśnie próbujemy ustalić.
- Jak umarł?
- Jeszcze nie znamy dokładnej przyczyny zgonu. – zaczęła Bones- Ale znaleźliśmy przy nim narkotyki. Podejrzewamy przedawkowanie, ale nic jeszcze nie jest pewne.
- Nie wiem… Dobrze mu z oczu patrzy. Nie potrafię sobie wyobrazić, by człowiek o tak ciepłym spojrzeniu miał cokolwiek wspólnego z tym całym świństwem. Wygląda na bardzo dobrego, opiekuńczego chłopca, o wielkim sercu, pełnym miłości.
- Czasami, różnie się w życiu dzieje.- powiedział Booth.
- Biedny chłopiec… Bardzo mi przykro, że nie potrafiłam wam w niczym pomóc, moi drodzy.- oddała im zdjęcie- Mam jednak nadzieję, że znajdziecie odpowiedzi, których szukacie.
- Na pewno.
- I jeśli mogę być szczera…
- Jak najbardziej.
- Nie mam na myśli tylko tej sprawy, którą prowadzicie.
- A co?
- Oj, kochani, doskonale wiecie, o co mi chodzi- uśmiechnęła się do nich serdecznie.
- Mówi pani o nas?- zapytała Bones.
- Oczywiście, że o was.
- My już znaleźliśmy odpowiedź.- powiedział Booth.
- Jesteście młodzi, piękni i zakochani. Wierzcie mi, życie stawia coraz to nowe pytania na naszej drodze. Ale jeśli jesteście pewni tego uczucia, na każde z nich znajdziecie odpowiedź i, czego wam życzę, na starość będzie między wami tak, jak między mną a Samem. Wciąż ta sama, młodzieńcza miłość, ten sam urok, który padł na nas, jak mieliśmy po dwadzieścia lat. To nie przemija.
- Wierzymy w to, pani Rait.
- Wystarczy, że będziecie się kochać, a nic nie stanie wam na drodze. A jeśli spróbuje, pokonacie to.
- To możemy pani obiecać.- uśmiechnął się Booth.
- Cudownie. Trzymam was za słowo.- puściła im oczko- A teraz, spróbujcie mojego ciasta. Sama piekłam dzisiaj rano.
- A wie pani… z przyjemnością skosztuję.- powiedział Booth z uśmiechem małego chłopca na twarzy.
- Uwielbia ciasto. Żadnemu się nie oprze.- powiedziała Brennan.
- Słodki mężczyzna.- skomentowała staruszka. Wszyscy się uśmiechnęli i zajęli jedzeniem ciasta.
Kilka historii z życia pani Rait i Sama później, Booth i Brennan pożegnali się z miłą staruszką i ruszyli z powrotem do Jeffersonian.
Heeeejooołłł :)
To fajnie ;) Cieszę się :)
Nie, nie słyszałam... Ale przykro mi, że się zawiodłaś i niestety nie będzie tego czego chciałaś... Ale bądźmy dobrej myśli, takiej, że go przywrócą...
A co do Czarnego Scenariusza to mówię Ci wymiatasz... ;) Bardzo mi się podoba... :D Bardzo fajnie poprowadziłaś dialog z tą staruszką :) Już nie mogę się doczekać, jak opiszesz "scenę", gdy zezulce dowiedzą się, kto w jakiej sprawie robi ich od pewnego czasu w balona... xD :P Czekam na kolejną część :)
Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie ;)
PS: Zaczęłam się ostatnio uczyć angielskiego i muszę przyznać, że ten język jest o wiele lepszy od niemieckiego :) I zrozumiałam co znaczy Black Script ;) hi hi ;)
Kisses :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*