Przedstawiam Wam kolejne moje opko, które zostało zainspirowane tekstem Erica Emmeanuella Schmidta "Oskar i Pani Róża", mam nadzieję, ze się Wam spodoba:)
Przed Wami pierwsza część. Z dedykacją dla Marysi, Kai i Beaty oczywiście i tych, którzy są ze mną i mają ochotę czytać wymysły mojej wyobraźni:)
Buziaczki:*:*:*
A no i oczywiście nie mogę pominąć w dedykacji naszego ukochanego Hinrika. Hinriku- całusy!!!:):):):*
1.
„Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do ciebie wysyłam, bo jak dotąd z powodu nauki nie miałem czasu. No więc, równie dobrze mógłbym napisać: Nazywają mnie Jajogłowym, wyglądam na siedem lat, mieszkam w szpitalu z powodu mojego raka i nigdy się do Ciebie nie odzywałem, bo nawet nie wierzę, ze istniejesz”
Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Dr Temperance Brennan została zaproszona przez władze hospicjum w DC. Dzieci bardzo chciały poznać słynną autorkę i antropolog sądową. Bones nie wiedziała, czy powinna tam pójść, w końcu jej kontakty z dziećmi nie były najlepsze, tak myślała, ale przecież to nieprawda. Jest mnóstwo dzieci, które uwielbiają jej towarzystwo, Parker- syn jej partnera i przyjaciela, a ostatnio już kogoś więcej, dzieci Amy…
Ale, wracając do powyższego zdania… Tak, Seeley Booth już od jakiegoś czasu nie był tylko partnerem Bones. Ich przyjaźń przerodziła się już w coś więcej. Po ostatniej sprawie, kiedy oboje o mały włos nie zginęli, odważyli się wreszcie wyznać sobie swoje uczucia. Stojąc w swoich objęciach z przystawionymi lufami pistoletów do skroni, byli przekonani, że już nikt ich nie uratuje i powiedzieli te dwa magiczne słowa „Kocham cię”. W tamtym momencie do pomieszczenia, w którym się znajdowali wpadła grupa FBI. Ocaleli. Nie żałowali tego, co powiedzieli. Cieszyli się, że w końcu się do tego przyznali. Teraz są szczęśliwą parą i nie muszą się więcej ukrywać przed przyjaciółmi. O ślubie i dziecku na razie nie myślą. Wszystko przyjdzie z czasem, kiedy naprawdę będą na to gotowi. Nie było sensu niczego przyspieszać. Po co niszczyć to co już mają. A mają więcej niż niejeden człowiek na świecie. Siebie. I tylko to się liczyło. Miłość i szczęście.
Kilka nocy po cudownym ocaleniu odważyli się na kolejny krok. Po kolacji przyrządzonej przez Bootha razem udali się do sypialni. To była ich wspólna decyzja. Byli na to gotowi. Dwa spragnione bliskości ciała w końcu połączyły się w jedno. W chłodną zimową noc w mieszkaniu Tempe wydarzył się cud.
Cztery i pół miesiąca później przyszło zaproszenie z Hospicjum. Po rozmowach z Boothem, Angelą i Cam, Tempe zdecydowała się je przyjąć. Nie wiedziała, że ta decyzja zmieni całe jej życie. Ma przyjechać za dwa tygodnie. Spotka się z dziećmi, pogada z nimi, pobawi się, może zechce im przeczytać jakąś bajkę.
Dwa tygodnie minęły bardzo szybko. Nie było żadnych nowych spraw, więc Bones skupiała się przez ten czas na identyfikacji szczątek z Limbo. Nadszedł w końcu ten dzień.
Spotkanie z dziećmi było bardzo udane. Wszystkie były zachwycone panią antropolog. Obawy Tempe okazały się niesłuszne. Po spotkaniu, kiedy rodzice zabrali wszystkie dzieci z świetlicy, Tempe zaczęła się pakować i poczuła na swoich plecach czyjś wzrok… Odwróciła się i jej oczom ukazał się mały chłopczyk, może ośmioletni, siedzący na krzesełku w rogu sali. Wpatrywał się w Bones tymi swoimi małymi zielonymi oczkami z ogromnym zaciekawieniem. Wyglądał na przestraszonego, rączki trzymał ściśnięte na kolanach. Wyglądał jakby chciał uciec, ale bał się poruszyć. Tempe ostrożnie do niego podeszła i usiadła na krześle obok.
-Cześć, jak masz na imię?- spytała, ale chłopiec nie odpowiedział, tylko patrzył.- Ja jestem Temperance. A ty?
- Michael…- odpowiedział nieśmiało.
-Bardzo ładne imię.
-Pani też ma bardzo ładne imię.
-Mów mi Temperance.
-Dobrze.
-Czemu siedzisz tutaj sam? Gdzie są twoi rodzice?
-Moi rodzice się mnie boją…
-Jak to?
-Boją się mojej choroby. Cały czas płaczą… przychodzą dwa razy w tygodniu… i zawsze są smutni. Pan doktor powiedział, że ja umrę…- Bones nie wiedziała, co powiedzieć. Nie spodziewała się takiej otwartej rozmowy. Co prawda ze śmiercią obcowała na co dzień, ale przecież to tylko małe dziecko…- Ty też się boisz ze mną rozmawiać?
-Nie.
-Czemu nic nie mówisz? Powiedziałem ci, ze umrę, a ty nic nie mówisz… Tak jak oni…
-Michael… Nie boję się ciebie. Gdyby tak było, nie siedziałaby tutaj teraz z tobą. Widzisz, tak to już jest na tym świecie, ze ludzie umierają…
-Tak, ale ja mam tylko osiem lat…
-Tak. Ale życie nie wybiera, Michael.
-Jesteś fajna.
-Dzięki- uśmiechnęła się do chłopca.
-Nie jesteś taka jak oni. Nikt nie chce ze mną rozmawiać, bo wiedzą, ze umieram. Tylko kilku kolegów i jedna dziewczynka bawią się ze mną…
-Chcesz to ja też mogę się z tobą pobawić?
-Chcę- na twarzy chłopca pojawił się uśmiech i iskierki radości w oczach.
-Jak chcesz mogę jutro do ciebie przyjść. Dzisiaj muszę iść do lekarza…
-Też jesteś chora?
-Nie, nie chora. Lekarz musi zobaczyć, czy z moim dzidziusiem jest wszystko w porządku.
-Dzidziusiem?
-Tak- Tempe położyła rękę na swoim zaokrąglonym brzuszku, już dość widocznym, w końcu to piąty miesiąc.- Tutaj jest mój dzidziuś.
-Naprawdę?- spytał niedowierzając. Cała ta sprawa z ciążą była dla niego bardzo fascynująca.- Tutaj?
-Tak.
-Cześć, maluszku- powiedział Michael nachylając się nad brzuszkiem Bones- Masz bardzo fajną mamę, wiesz?- Tempe się uśmiechnęła- I bardzo ładną.
-O, dziękuję ci Michael.
-To prawda, Temperance…- zarumienił się lekko.- Przyjdziesz mnie jutro odwiedzić?
-Tak, jak obiecałam.
-Super! To do jutra!- mały wstał i z uśmiechem wyszedł z sali.
-To niesprawiedliwe…- pomyślała Bones, jak mały zniknął za drzwiami- Taki mały… Przecież to jeszcze dziecko…
Zebrała swoje rzeczy i poszła zapytać lekarza, co takiego dzieje się z Michaelem. To co usłyszała, było przerażające. Chłopiec ma raka i już nic nie da się zrobić. Operacje, terapie.. nic nie pomaga… Został mu najwyżej tydzień, może dwa tygodnie życia…
Z tą smutną wiadomością Tempe wyszła z Hospicjum… „Nie powinno być takich miejsc- mówiła do siebie idąc do swojego lekarza- Dzieci nie powinny chorować. Nie powinny tak cierpieć… Nie powinny umierać…
I love that story! Ja plakiwalam jak bober jak czytywalam na serialkosci.pl. Ale ja popieram Aga, no saying what's next! ;)
Dzieki za dedykowanie, Kate ;*
Kasiu bardzo ale to bardzo dziękuję za dedykację... Nie musiałaś... Naprawdę :)
Bardzo smutno się zaczyna... :( biedny chłopiec jak mi go szkoda... pewnie, że to niesprawiedliwe kiedy dzieci umierają na coś na co nie ma lekarstwa... :( :(
Ale z drugiej strony bardzo cieszę się z nowego opoka... :) uwielbiam Twoje opowiadania :)
Oczywiście nasz Hinrik będzie nam zawsze towarzyszył... nieprawdaż ? :P
Nie mogę doczekać się kolejnej części... :) a może zdradzisz nam tylko ile będzie miało części to opoko... ??
Pozdrowionka dla Was :* :* i Buziole :)
Musiałam, musiałam Maryś:*:*:*
Myślę, że Hinrik nas nie opuści:) już zawsze bedzie z nami:)
Inesita, Kaia cieszę się, że się Wam podobało to opko:*
Ono jest zdecydowanie krótsze- 12 części:) ale może w międzyczasie dorzucę jakieś drabble? Macie ochotę przeczytać?:)
Buziaczki.:*
Ok ok nie kłócę się bo bardzo tego nie lubię xD :PP
Oczywiście, że nie... ktoś inny tak ale nie On :)
Ja niestety nie miałam jeszcze z tym opokiem styczności ale chętnie dowiem się co się dalej wydarzy... :)
Oj tak zdecydowanie krótsze ;)
Kasiu a jak myślisz?? Pewnie, że mam ochotę poczytać jeszcze inne Twoje "wytworki" Twojej wyobraźni :)
Bu$$$ :**
Ok, w takim razie... jako że króciutkie to... 4 moje drabble:)
1. BONE
-Zobacz co znalazłam!
-Pokaż… No, na kamień to mi nie wygląda. Bones! Zobacz!
-Co tam znaleźliście?- podaje jej tajemnicze znalezisko, Bren przygląda mu się z ciekawością- To kość, sądząc z rozmiaru i wyglądu… kość miednicza wiewiórki.
-Znalazłam kość! Moja pierwsza znaleziona kość!- krzyczała uradowana dziewczynka.
-Tak, Ange.
-No nie, moja córka będzie zezulcem. Nawet na wakacjach znajduje kości, zupełnie jak mamusia. Na ciebie też mam mówić Bones?- zażartował.
-Tak! Też będę Bones, jak mamusia, a to moja pierwsza kość do zbadania. Mamo… powiedz mi po czym poznałaś, że to wiewiórki?
-Widzisz tutaj…
-Kolejny zezulec, jak nic- powiedział z uśmiechem Booth.
2. CZERWONA RĘKAWICZKA
Straciłam kogoś… Leżałam samotna na ulicy, czekałam aż wydarzy się coś ważnego. Czekałam długo, aż któregoś dnia moja cierpliwość została nagrodzona. Poczułam dotyk dwóch ciepłych dłoni. Jedna była delikatna- kobieca, druga silniejsza- męska. Dwie postaci wpatrywały się sobie w oczy… Byli młodzi i piękni. Od razu pojawił się błysk i wiedziałam, że ta dwójka musiała się odnaleźć. Tak to się zaczęło, teraz są razem, oczekują córeczki, która na pewno dostanie mnie jak podrośnie. Byłam zagubioną, czerwoną rękawiczką, samotną, teraz jestem kochana. Wiem, że dzięki mnie się poznali. Wiem, ze miała na imię Joy- była córką Temperance Brennan i Seeley’ego Bootha…
3. ZNOWU
-No już kochana, moja maleńka, jeszcze tylko chwilka, wytrzymaj… Tak… Teraz, powoli… bardzo dobrze… Już cię widzę, możesz wyjść, nie wstydź się… Czekam na ciebie. Udało się! Widzisz, to nie było wcale takie trudne. Ależ ty jesteś piękna. Warto było tyle czekać. Witam na świecie, moja piękna księżniczko…
-Jack?- na dźwięk swojego imienia podskoczył do góry.
-Ange?!
-Znowu rozmawiasz z robakami?
-Ja tylko… ja…
-Dobra. Tutaj masz próbki od Dr Saroyan. Prosiła byś powiedział jej co to.
-Dzięki- Ange wyszła z uśmiechem z gabinetu entomologa.
-Boże jak ja kocham tego wariata- pomyślała spoglądając na obrączkę na swoim palcu. Uśmiechnęła się.
4. i DEMILY
RAZEM- NIGDY NAPRAWDĘ
-Pozwól mi się kochać…
-Już się nie boję… Kocham cię…
Siedzieli razem w garderobie Emily. Milczeli. Przed chwilą zagrali scenę, która na zawsze zmieniła relację Bootha i Brennan. Bones przestała się bać.
-Emily…
-David, wiem- szepnęła- Ja też cię kocham, ale…
-Nic nie mów- złączył ich usta w namiętnym pocałunku.
-Nie możemy tego powtarzać- powiedziała. Z jej oczy spłynęły łzy.
-Em, kocham cię.
-Ja ciebie też, ale… ta miłość jest zła. Nigdy nie będziemy mogli być razem.
-Wiem- przytulił ją mocno. Płakali.
-Ostatni pocałunek…
-Pożegnanie…
-Zapomnijmy…
-Będziemy razem jako Booth i Brennan…
-… ale nigdy jako Emily i David.
-Nigdy…
Kasiu jestem pod olbrzymim wrażeniem :)
1 - No cóż córeczka wdała się w mamusię xD he he :)
2 - super... nie wiem jak skomentować :P
3 - ha ha ha ach ten Jack i jego robaczki xD ha ha xD Angela musi być zazdrosna xD :)
4 - strasznie mi się płakać chciało... tak będą razem jako Booth i Brennan :) ale nie jako Emily i Dawid :( śliczne !!!
Nic dodać nic ująć... :PP czekam na kolejne :))
Buziole :***
Hinrik jest THE BEST xD :))
1. TAKIE urokliwe ;) Yeah, mama squint - corka squint ;D
2. Awwww... Rekawiczkom... To jest prawdom, maly stuff robi duzo pracom ;)
3. Ja myslala na poczatek Booth zabiera porodom Bren. I wtedy ja odczytala do koniec. Omg. If I wasn't at work, I'd cry laughing ;P
4. Ja dzisiaj gadala duzo z Aga i ty wiesz co? David jest asshole. Tak ja mysluje teraz. Ale to nie wyglada do zmienienia soon... Shame... Oni by byli ladny par ;(
;*
Witam Wszystkich :)
No nie wychodzę sobie tylko do pracy wracam a tu takie duże zmiany:):):):)
Jak się bardzo cieszę że Kasia nie zostawia nas i dodaje nastepne opowiadanka
Bardzo mi się podoba i macie rację nie powinno być takich miejsc i dzieci nie powinny tak cierpieć :( ale niestety takie jest życie
1 Świetna - niedaleko pada jabłko od jabłoni córeczka zamienia sie w mamusie (to może kiedyś syn w tatusia;))
2 Nieraz drobne rzeczy a potrafią zmienić ludzkie życie
3 Oj Hoggins jest niesamowity z tymi swoimi robaczkami
4 Życie to nie film ani bajka :(
Czekam na kolejne części :):):):):)
Hinriku dziękujemy Ci że jesteś z nami:):)
Pozdrawiam Wszystkich UŚCISKI:)
:):):
Kaia, ostatnio doszłam do podobnego wniosku. David nie zachowuje się w porządku, podrywa kobiety, zdradza żonę... Nie rozumiem tego, jak tak można. Teraz sobie myślę, że jeśli Emily miałaby być kolejną jego "zabawką" i okazją do zdradzenia żony, a potem do porzucenia Em, to ja już wolę żeby nie byli razem. Szkoda mi bardzo Emily...:( Ale masz rację byliby piękną parą, gdyby David nie był taki jaki jest... Ech...
Cieszę się, że drabble też się Wam podobają:) Miałam fazę na ich pisanie i nawet jak byłam na spacerze, to chodziłam z notesikiem i pisałam:P hehehe.
Beato, nie mogłabym Was przecież tak zostawić bez niczego:)
Oki koniec mojego gadania:P Druga część z serdecznymi pozdrowieniami dla Was wszystkich oczywiście:):*:*:*
2.
W domu.
-I jak się czujesz kochanie? Jak maleństwo?- spytał Booth witając ukochaną.
-Wszystko dobrze. Jest zdrowe, nic się nie dzieje- odpowiedziała smutno.
-Więc co się dzieje, Bones? Czemu jesteś taka smutna?
-Byłam w hospicjum…
-Tak, dzisiaj miałaś to spotkanie z dziećmi. I to cię tak smuci, tak? Wiem, to jest przygnębiające miejsce. Te wszystkie chore dzieci, których w ogóle nie powinno tam być…
-Właśnie… Ale… Wiesz…- zdjęła płaszcz i kozaki i siadła na kanapie. Booth usiadł obok, obejmując ją ramieniem.- Poznałam tam takiego chłopca, Michaela. Ma osiem lat… ma raka… lekarze nie dają mu więcej niż dwa tygodnie życia, może mniej…
-To straszne…
-Tak, Booth… Obiecałam, że jutro do niego przyjdę. Nikt go nie odwiedza… Rodzice się boją…
-To najgorsza rzecz, jaką mogą zrobić. Pokazać dziecku swój strach. On potrzebuje teraz wsparcia. Chciałby być normalnym, zdrowym chłopcem, ale rodzina wcale mu tego nie ułatwia, traktując go inaczej, płacząc przy nim. To stale mu przypomina o tym, jak bardzo jest chory.
-Właśnie. Powinni traktować go normalnie…
-Widocznie sytuacja ich przerosła…
-Pewnie tak…
-Kochanie. Proszę cię, nie smuć się tak. Nie lubię jak jesteś przygnębiona.
-Nie mogę przestać o nim myśleć. Ciągle mam go przed oczami.
-Nie możesz się tak zamartwiać- położył rękę na brzuchu Bones- Nie jesteś teraz sama. Chcesz, żeby nasze maleństwo też źle się czuło?
-Nie, nie chcę- złączyła swoją dłoń z dłonią Bootha.- Masz rację, kochanie.
-Ja zawsze mam rację.
-Samiec- alfa.
-Jeśli samiec- alfa zawsze ma rację, to tak, owszem.
-Kocham cię Booth- pocałowała go i oparła głowę na jego klatce piersiowej.
-Kocham cię, Temperance- głaskał ją delikatnie po policzku.
3.
Następnego dnia po południu w hospicjum. Bones jak obiecała, poszła odwiedzić Michaela.
-Cześć, Michael.
-Cześć- na jej widok na twarzy chłopca pojawił się szeroki uśmiech.- Przyszłaś.
-Obiecałam- również się uśmiechnęła.
-Jak czuje się twój dzidziuś?
-Doskonale. Trochę dziś kopie, ale to znaczy, ze czuje się dobrze.
-Fajnie. Co będziemy dzisiaj robić? Lekarz nie pozwolił mi dziś wstawać…
-Nie martw się. Przyniosłam ci coś.- wyjęła z torebki cienką książkę- To jest
-Książka!
-Tak. Ma tytuł „Oskar i Pani Róża”.
-O czym ona jest?
-Jest o chłopcu takim jak ty. No, może starszym o dwa lata.
-Też umierającym?
-O chłopcu, który mieszka w hospicjum. Też jest chory, ale wiesz co? On ma taką Ciocię Różę, która pomaga mu dorosnąć i przeżyć całe swoje życie w ciągu dwunastu dni.
-To jest możliwe?
-To jest bajka, ale Oskar w to uwierzył i to co niemożliwe dla innych stało się prawdziwe…
-Poczytasz mi tą bajkę?
-Oczywiście, jeśli tylko zechcesz.
-Bardzo chcę.
-Ale pod jednym warunkiem, Michael.
-Tak?
-Codziennie będę czytać ci jeden rozdział. Chcę, żebyś po każdym rozdziale jaki ci przeczytam pomyślał sobie, jak wyglądałaby twoja wersja książki. Jak ty chciałbyś to przeżyć. Wstęp przeczytam ci cały, ale potem… jeden rozdział na dzień, zgadzasz się?
-Dobrze. To znaczy, ze będę mógł sam wymyślić historię Oskara?
-Tak. A może wymyślisz historię o sobie?
-Super!
-To, co? Zaczynamy, Michael?
-Tak!- mały ułożył się wygodnie na dużych poduszkach i wpatrywał się w Bones.
Po godzinie, Bones zbliżała się do końca kolejnego rozdziału. To miał być koniec na dzisiaj, ale początek dla Michaela. Od jutra już tylko jeden na dzień. Czytała, a chłopiec wciąż z wielkim zaciekawieniem się w nią wpatrywał.
-„Chciałabym, żebyśmy się w coś takiego pobawili. A zwłaszcza ty. Od dzisiaj będziesz bacznie obserwował każdy dzień, mówiąc sobie, że ten dzień to jakby dziesięć lat.
Dziesięć lat?
Tak. Jeden dzień to dziesięć lat.
Więc za dwanaście dni będę miał sto trzydzieści lat!
Tak. Wyobrażasz sobie?
(…)
Chciałbym, żebyś złożył mi taką wizytę. Jestem otwarty od ósmej rano do dziewiątej wieczór. Przez resztę czasu śpię, z powodu lekarstw. Gdybyś mnie zastał śpiącego, nie wahaj się mnie obudzić.”- w końcu Bones skończyła czytać.
-To jest niesamowite…
-Też tak uważam.
-czy… Czy my też moglibyśmy się w coś takiego pobawić?
-Chcesz?
-Tak!
-Oczywiście możemy się w coś takiego pobawić. Więc od dzisiaj ty też będziesz obserwował każdy swój dzień, jakby to było dziesięć lat.
-Fajowo!
-Będziesz mi opowiadał, co robiłeś każdego dnia, tak? Stworzymy nową historię. Historię Michaela.
-Napiszemy książkę?
-Tak.
-Ale ja nie umiem ładnie pisać… Ja się dopiero uczę.
-Książka nie musi być tylko pisana. Możesz malować do niej obrazki, możesz zrobić wszystko, co tylko wpadnie ci do głowy.
-Serio?
-Tak.
-Napiszemy własną książkę! I też będę miał taką…- wskazał na egzemplarz „Oskara i pani Róży”- o mnie?
-Tak. Będę mogła ja wydać. Jak ją napiszemy dam ja do drukarni i dostaniesz ode mnie taką książkę.
-A to będziesz moją ciocią Temperance? Tak jak Oskar ma ciocię Różę?
-Oczywiście, Michael.
-Michael i Ciocia Temperance. Jak to ładnie brzmi- uśmiechnął się chłopiec.
-Bardzo ładnie.
-Jutro też do mnie przyjedziesz?
-Przyjdę. Przecież przed nami kolejny rozdział książki.
-Właśnie. Jestem ciekawy, co zrobił Oskara.
-Jutro się wszystkiego dowiesz. A dziś? Pamiętasz o naszej umowie?
-Tak. Jutro będę miał 18 lat i wyobrażam sobie dalsze losy Oskara, albo… moje.
-Dokładnie. To widzimy się jutro.
-Pa, pa ciociu Tempe…- mały pomachał Tempe na pożegnanie. Bones tym razem wyszła z uśmiechem na twarzy.
AAAAA... To już rozumiem skąd pomysł na tytuł tego opowiadanka :PP
Wiecie co... ja strasznie nie lubię wręcz nienawidzę takich sytuacji, kiedy mąż zdradza żonę ze wszystkimi kobietami i później na dodatek je rzuca traktując przedmiotowo... tylko się nimi bawi i zmienia jak rękawiczki... rrrr... strasznie mnie to denerwuje i nie trawie takich "mężczyzn"... i jak się musi czuć żona...??...
Tak nawiasem mówiąc to tego nie wiedziałam, że David taki jest ale już wiem... tak żal Emily... :(
I dla mnie teraz to już lepiej aby David został Boothem bo On taki nie jest... :)
No wiesz Kasiu... nie wiesz kiedy dopadnie Cię wena, więc musisz być przygotowana na wszystko i uzbrojona w niezbędny przedmiot jakim jest notesik oraz... długopisik... xD :) :PP
Ależ Kasiu ja lubię czytać to Twoje "gadanie" :) i części jeszcze bardziej :)
świetne części... :) jakie to piękne i smutne ale zdecydowanie dzisiaj uśmiech zagościł na mej twarzy jak Bones po wyjściu od chłopca... :) To bardzo piękny gest z jej strony co robi dla niego... :) świetnie, z tą zabawą... mały dzięki Tempe będzie szczęśliwszym i to jest cudne... żal tylko, że jego rodzina tak się zachowuje a musi być dla niego teraz wsparciem... uch... i chyba nie muszę pisać, że czekam na kolejne części :)
Oczywiście nie może zabraknąć pozdrowionek i buziolów dla moich odjechanych krejzolek: Kasi, Beatki i Kai :) :* :* :* :)
I dla najwspanialszego i niezastąpionego przyjaciela Fanów Bones... a kto to taki...?? Nasz Kochany Hinrik... :* :) Pozdrowionka i buzki :)
Tak lepiej niech David zostanie Boothem .....
Marysia ma rację pamiętaj nie wychodz z domu bez długopisa i notesu:):):)
ja też bardzo lubię czytac to co piszesz i proszę Cię nie przestawaj:)
Bardzo piękna część .... choć troche smutna ale jak widzimy Tempe potrafi znaleźć sie i w takiej sytuacji i potrafi pokazać że jednak ma też uczucia choć niekiedy głęboko schowane...widzimy też że nie każdy potrafi sobie radzic ze śmiercią rychłą ...
Czekam z niecierpliwośćia na kolejne części:):):)
Pozdrowienia dla Kasi, Marysi i Kai BUZIAKI:*:)
Hinrik - był, jest i zawsze będzie
PS: Kasiu bardzo serdecznie dziękuję za dedykację :*:*:*:):):):*:*:*
Widzisz Kasiu... dobrze ci radzimy z Beatką :)
Dla mnie Booth jest po prostu Boothem xD :PP
Ja też o to samo proszę Ciebie Kasiu, Beatko i Kaiu, bo bardzo miło się z Wami rozmawia na poszczególne tematy :)
Jeszcze raz Pozdrowionka i buziole dla Beatki, Kasi i Kai :)
... I oczywiście dla naszego Hinrika... :) - Jesteś COOL :)
Oj to już się nigdy nie zmieni. Notes i garść długopisów zawsze mam w torebce:) Bez tego się nie ruszam, zawsze sprawdzam czy są:)
Macie racje, David niech zostanie Boothem, nie chciałabym żeby Emily okazała się kolejną jego zdobyczą, bo jest piękna, mądra i utalentowana... Jeśli takie jest jego stanowisko, jeśli to nie jest prawdziwa miłość, to ja wolę żeby trzymał się od niej z daleka. Jakkolwiek go lubię, to nie chcę by skrzywdził Em, nie zasługuje na to, jest kochana. Ale jeśli żywi do niej prawdziwe uczucia, to niech o to walczą, jeśli to nie ma być kolejny skok w bok:P No cóż ale my nigdy nie dowiemy się co tak naprawdę jest między nimi:(
Dobrze, że moje "gadanie" Wam nie przeszkadza:P Uwielbiam gadać:P hehehehe a jeszcze bardziej lubię rozmawiać z Wami:* też bardzo mi miło:) Super się dogadujemy i to jest naprawdę świetne. Możemy gadać, gadać, gadać i gadać i to się nigdy nie znudzi, przeciwnie:)
Oczywiście Kochane pozdrawiam Was wszystkie Marysię, Breatę i Kaię:):):):):*:*:*
I oczywiście niezastąpionego, najwierniejszego Hinrika:)
I dorzucam kolejną część, cieszę się, że się Wam podoba. To opko będzie trochę smutniejsze, ale i takie czasem muszą się pojawiać:)
BUZIACZKI:*
4.
Temperance weszła do pokoju Michaela, ku jej zdziwieniu nie był sam. Obok niego siedziała równie mała dziewczyna o pięknych długich blond włosach i niebieskich oczach. Była uśmiechnięta i najwyraźniej bardzo dobrze czuła się w towarzystwie swojego kolegi.
-Cześć Michael- powiedziała Bones.
-Ciocia Tempe!- mały wstał, podbiegł do niej i mocno przytulił.- Miałaś rację.
-Tak?
-Tak!
-Może przedstawisz mnie swojej koleżance?
-Jasne! Ciociu, to jest Joy, moja najlepsza koleżanka…- Michael mówiąc to, lekko się zarumienił, co Ne umknęło uwadze Bones.- Joy… to jest właśnie Ciocia Tempe, o której ci tyle opowiadałem.
-Dzień dobry…- powiedziała nieśmiało dziewczynka.
-Cześć, Joy- Tempe uśmiechnęła się i podała ręką małej. Joy nieśmiało wyciągnęła swoją rączkę i podała ją Bones.- Miło mi cię poznać.
-Michael, nie kłamał. Jest pani naprawdę piękna…
-Mów mi Tempe.
-Dobrze, Tempe…
-Michael tak powiedział?- uśmiechnęła się.
-Tak… I powiedział jeszcze, że nosisz w sobie małego dzidziusia..
-To prawda.
-Gdzie?
-Tutaj- Bones położyła rękę na swoim brzuchu.- Chcesz dotknąć? Daj rączkę…- powoli położyła rękę Joy w miejscu, gdzie rozwijało się dziecko- czujesz? Kopie.
-Tak! Jakie to zabawne!
-Ja też mogę?- niepewnie spytał Michael.
-Jasne- położyła również rączkę Michaela na swoim brzuchu.
-A! rzeczywiście kopie, ale fajne.
-I tak cały dzień… Kopie i kopie. Chyba już nie może doczekać się przyjścia na świat.- Do pokoju weszła jedna z pań opiekunek.
-Joy… O witam Dr Brennan- powiedziała
-Dzień dobry.
-Joy… Musimy iść na badania. Chodź- mała niechętnie wstała i poszła za opiekunką.
-Tempe…- powiedziała, odwracając się w drzwiach do Bones- Przyjdziesz jeszcze kiedyś do Michaela?
-Tak.
-Będę mogła przyjść?
-Oczywiście.
-Super- wyszły na badania.
-I jak Michael? Dzisiaj masz 18 lat… Joy… to tylko twoja koleżanka?
-Nie.. nie tylko.
-Bardzo ją lubisz prawda?
-Bardzo. Jest najpiękniejszą i najbardziej kochaną dziewczynką jaką spotkałem.
-To prawda. Ona wie o tym, że tak bardzo ją lubisz?
-Tak. Ona też mnie lubi.
-To wspaniale.
-Tak. Ciociu. Poczytasz mi „Oskara”?
-Oczywiście. Ale najpierw opowiedz mi co dzisiaj robiłeś…
-Cały dzień zbierałem się, żeby pójść i powiedzieć jej jak bardzo ją lubię. Bałem się. Wiesz, mieć 18 lat wcale nie jest tak łatwo. Myślałem, że to fajnie jest być dorosłym, ale musisz podejmować wiele trudnych decyzji. Dorastanie to syf. Ale już mam to za sobą. Więc, poszedłem do niej, jak już się w końcu odważyłem… i zaprosiłem ją do siebie. Chciałem pokazać jej to…- wyjął z szuflady rysunek- To Joy. Namalowałem to wczoraj.- obrazek rzeczywiście przedstawiał małą, blond dziewczynkę i dużymi niebieskimi oczami. To było niesamowite. Tak mały chłopiec, tak doskonale uchwycił piękno dziewczynki.- Malowałem to prosto z serca… Miałem jej twarz przed oczami… I tak ja zapamiętałem.
-Jest naprawdę piękna.
¬-Najpiękniejsza na świecie. Oczywiście ty też jesteś piękna, Tempe, ale… chodzi mi o dziewczynkę w moim wieku…
-Michael, nie musisz się tłumaczyć- uśmiechnęła się Bones- To oczywiste, ze twoja ukochana jest dla ciebie najpiękniejszą osobą na ziemi.
-Jest jak anioł, wiesz?
-Tak?
-Tak. Jest miła, lubi się ze mną bawić, nie boi się mnie… Często się śmieje i ma bardzo piękny uśmiech… Słuchaliśmy razem muzyki Chopina, ten pan jest bardzo dobry. Gra piękną muzykę. Joy też się podobała. Razem malowaliśmy, śmialiśmy się i bawiliśmy. To był bardzo fajny dzień, wiesz?
-Cieszę się. Jesteś szczęśliwy?
-Bardzo.
-Masz jeszcze siłę po tak wyczerpującym dniu posłuchać o dniu Oskara?
-Jak najbardziej. Jestem ciekawy jak Oskar przeżył swój dzień.
-Dobrze- Bones wyjęła książeczką z torebki, Michael usiadł po turecku na łóżku i czekał aż Bren zacznie czytać.
„(…) Peggy Blue, chciałbym ci coś powiedzieć: nie chcę żeby cię operowano. Wyglądasz bardzo ładnie. Do twarzy ci w niebieskim. (…)
Chcę, żebyś to ty Oskarze, bronił mnie przed duchami.
Możesz na mnie liczyć Peggy
Byłem cholernie dumny. W końcu to ja wygrałem!
Pocałuj mnie.
Pocałunki to jakaś obsesja u dziewczyn, naprawdę muszę tego potrzebować. Ale Peggy, w przeciwieństwie do Chinki, nie jest zboczona, nadstawiła policzek i muszę przyznać, że zrobiło mi się ciepło, kiedy ją całowałem.
Dobranoc Peggy.
Dobranoc Oskarze.
I tak, Panie Boże minął mój dzień. Rozumiesz teraz, ze dorastanie to tak zwany, niewdzięczny wiek. Bo naprawdę jest ciężko. Ale w końcu, kiedy się dojdzie do dwudziestki, wszystko się jakoś układa. Więc przedstawiam ci moją dzisiejszą prośbę: chciałbym, żebyśmy się z Peggy pobrali. (…) Jeśli nie masz tego w ofercie, powiedz mi szybko, żebym mógł zwrócić się do właściwej osoby. Nie chciałbym cię pospieszać, ale przypominam, że nie mam dużo czasu. A wiec małżeństwo Oskara i Peggy Blue. Tak lub nie. Zorientuj się, co się da zrobić, bardzo by mnie to urządzało. Do jutra, całusy. Oskar. PS Jaki właściwie jest Twój adres?”
Bones skończyła czytać rozdział. Michael wpatrywał się w nią z otwartą buzią.
-To było piękne, Ciociu… Jak dobrze, ze Oskar odważył się i poszedł powiedzieć Peggy, że ją kocha…
-Tak. Ale widzisz pewną różnice między tobą a Oskarem?- spytała z tajemniczym uśmiechem.
-Nie wiem…
-Ty szybciej się odważyłeś na taki krok. Poszedłeś do niej i jej to powiedziałeś. Jesteś bardzo odważny Michael.
-Chyba tak.- mały się uśmiechnął.- Wiesz, Ciociu Tempe… Ja… też chciałbym żebyśmy się z Joy pobrali…
-Jeśli ty tego pragniesz i… ona tego pragnie, to się spełni. Jutro możesz ją o to zapytać.
-Tak zrobię. Jestem bardziej odważny- ponownie się uśmiechnął i wypiął małą pierś do przodu. Jego zachowanie przypominało Bren o jej ukochanym. Zupełnie, jak Booth, taki mały samiec-alfa…
Bones siedziała jeszcze jakąś chwilę z Michaelem. Rozmawiali, śmiali się i dobrze bawili. W końcu przyszedł czas i Bren musiała wracać do domu. Ze względu na jej stan, trochę szybciej się męczyła. Musiała pamiętać, że teraz odpowiedzialna jest jeszcze za kogoś, za tą malutką osóbkę rozwijającą się pod jej sercem.
Beatko przepraszam, ale w poście wyżej wcisnęło mi się "r" w Twoim imieniu, nie wiem jak to się stało. może to ta godzina?:(
Buziaczki.
Nic się nie stało :) Moję imię z tym "r" brzmi nawet fajnie :)hahahahaha
Bardzo piękna część. Już brak mi słów pochwały dla Ciebie i tego co piszesz jesteś po prostu SUPER!!!!!!!!!!!!!!!!
Czsami życie się tak układa że nie wiemy co mamy robić. Ja miałam ostatnio trudny okres i dzięki WAM KOCHANE DZIEWCZYMY i oczywiście dzięki BONES i dzięki HINRIKOWI i tej stronie dodajecie mi sił i pozwalaci wierzyć że będzie dobrze :):):):):):):):)
Z niecierpliwością czekam na kolejne części
Pozdrawiam i przesyłam buziaczki:*:*:*:*:*:*
Dla naszego kochanego HINRIKA grące buziaki
:*:*:*
Każdy czas ja czytam ten opko, ja płakam. To jest ten sam uczuć ja miewałam w Rwanda. Dzieciom nie powinny cierpieć. One są takie niewinnym, czytym, dobrym... Jedyny nadziej jest Bóg wie lepiej i wie co robi.
Kisses ;*
Beatko, na pewno będzie dobrze, wszystko zawsze się kiedyś układa, także się nie martw:) :*:*:*
Kaiu masz rację, dzieci nie powinny cierpieć, jak to powiedziała kiedyś Angela w jednym z odcinków "Dzieciństwo powinno polegać na śmiechu i zabawie" coś w tym stylu i jeszcze coś o huśtawkach:) Dzieci są kochane:)
Jak zawsze wielkie buziaczki dla Was i Hinrika:):*:*:*
5.
„Od czasu kiedy poznałam Michaela, wiedziałam, ze zmieni coś w moim życiu. Wiedziałam, ze dzięki niemu coś zrozumiem. Następnego dnia kiedy przyszłam w odwiedziny, chłopiec czuł się bardzo dobrze. Co prawda lekarze nie widzieli poprawy stanu jego zdrowia, ale Michael promieniował szczęściem. Doktor mówił, że moje wizyty tak na niego wpływają. Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli tak, to jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. Wiem, ze nie zostało mu wiele dni życia i jeśli udało mi się sprawić by był szczęśliwy… To wiele dla mnie znaczyło.
Kiedy weszłam do jego sali siedział razem z Joy. Razem wyglądali pięknie. Nie wiem czemu, ale skojarzyli mi się z taką pomniejszoną wersją mnie i mojego partnera. Na ich twarzach malowały się uśmiechy i widać było, że bardzo się kochają.
-Ciociu Tempe- zaczął Michael jak tylko otworzyłam drzwi pokoju.- Miałaś rację. Ja i Joy… właśnie się pobraliśmy- podszedł do swojej żony i delikatnie podniósł jej rękę- To moja żona- na palcu dziewczynki znajdował się czerwony plastikowy pierścionek.
-Gratuluję, moi kochani. Nareszcie. Najwyższy czas. Ile to dziś masz lat, Michael?- spytałam.
-Dzisiaj, już 28- powiedział dumnie.
-To ja mam 29- powiedziała po chwili namysłu Joy.- Jestem od ciebie o rok starsza- dodała z uśmiechem.
-Ale to ja będę zawsze się tobą opiekował. Jestem mężczyzną i muszę dbać o moją żonę.
-Starszą żonę.
-Tak, starszą żoną- zupełnie jakbym słyszała siebie i Bootha. To takie niesamowite.
-Skoro już jesteście małżeństwem, to może… Zechcielibyście mieć jakąś pamiątkę? Na przykład ślubne zdjęcie?- zapytałam.
-Tak!!!- widać było, że ten pomysł bardzo im się spodobał.
-A więc paro młoda, proszę ustawić się do pamiątkowego zdjęcia.
Zeskoczyli z łóżka, Michale podszedł do stolika po kwiaty, które zrobił sam z papieru, wręczył je swojej żonie i trzymając się za ręce ustawili się do zdjęcia. Wyjęłam aparat z torebki
-Uśmiech- powiedziałam patrząc przez obiektyw. Na twarzach dzieci pojawił się szeroki uśmiech, a w oczach błyski radości. Pstryk! I jest.- Pięknie. Poproszę przyjaciółkę i wywoła dla was zdjęcia.
-Super!- skakali z radości- ale z tobą Ciociu też musimy mieć zdjęcie.
-Ok. zaczekajcie chwilkę- wyszłam na korytarz i porosiłam jedną z pielęgniarek by zrobiła nam zdjęcie. Ustawiliśmy się razem i, znowu pstryk. Kolejne zdjęcie jest. Z dwóch zdjęć nagle zrobiło się pięć, dziesięć… wyszła nam cała sesja zdjęciowa. Angela będzie miała trochę roboty.
-Dziękuję- powiedziałam do pielęgniarki. Podeszła do mnie, oddała mi aparat i powiedziała cicho
-Nie wiem, jak pani to robi. Oni nigdy nie godzili się na żadne zdjęcia… Jeszcze nigdy nie widziałam ich takich szczęśliwych.
-Magia- odparłam i sama nie wierzyłam w to, co powiedziałam. Przecież ja nie wierzę w czary.
-Magia…- powtórzyła, uśmiechnęła się do mnie, do dzieci i po chwili wyszła.
-Ciociu, ciociu!- krzyczał Michael podbiegając do mnie.- Poczytasz nam?
-Tak! Tak!- wtórowała mu Joy.
-Oczywiście. Już… Jeśli jesteście gotowi…
-Tak!- krzyknęli razem i usiedli na łóżku. Wyjęłam książeczkę i siadłam obok nich.
-To zaczynamy…
„Załatwione, jesteśmy małżeństwem. Dzisiaj dwudziesty pierwszy grudnia, zbliżam się do trzydziestki i właśnie się ożeniłem jeśli chodzi o dzieci, postanowiłem z Peggy Blue, że pomyślimy o nich później. Szczerze mówiąc, sądzę, że nie jest jeszcze gotowa.
(…)
Kiedy się obudziłem, mogliśmy porozmawiać.
- Więc to poważna sprawa ty i Peggy?
-Jeszcze jak, ciociu. Jestem cholernie szczęśliwy. Pobraliśmy się dzisiaj w nocy.
-Pobraliście się?
-Tak. Robiliśmy wszystko, co robią mężczyzna i kobieta, kiedy są małżeństwem.
-Tak?
-A co ty sobie myślisz? Która to teraz godzina? Skończyłem dwadzieścia lat i mam swoje życie, no nie?
-Jasne.
-Poza tym, wyobraź sobie, wszystko, co dawniej, kiedy byłem młody, wydawało mi się ohydne, na przykład pocałunki, pieszczoty, teraz mi się podoba. Niesamowite, jak człowiek się zmienia, prawda?
-Bardzo się cieszę, Oskarze. Doroślejesz.
-Jednego tylko nie zrobiliśmy, pocałunku z języczkiem. Peggy Blue bała się, że od tego może zajść w ciążę. Jak sądzisz?
-Myślę, że ma rację.
-Tak? Można mieć dzieci, jeśli pocałuje się kogoś w usta? W takim razie będę miał dzieci z Chinką.
-Nie martw się Oskarze, to mało prawdopodobne. Bardzo mało.
(…)
Peggy Blue przysięgła, że dziś wieczór to ona przyjdzie do mnie, jak tylko będzie mogła, a ja przysiągłem jej, że tym razem nie będę jej wkładał języka. Bo fakt, że to nie sztuka mieć dzieci, ale trzeba jeszcze mieć czas, żeby je wychować.
To tyle Panie Boże. Nie wiem o co cię prosić dziś wieczorem, bo to był piękny dzień. Chociaż tak. Spraw, żeby jutrzejsza operacja Peggy przebiegła pomyślnie. Nie tak jak moja, jeśli rozumiesz, co chcę powiedzieć.
Do jutra. Całusy
Oskar
PS: Operacje to nie są sprawy duchowe, może nie masz tego na składzie. Więc sprawy, żeby niezależnie od tego, jaki będzie wynik operacji, Peggy Blue dobrze go przyjęła. Liczę na ciebie.”
I Michael i Joy siedzieli z szeroko otwartymi buziami. Byli lekko zszokowani. Pierwszy odezwał się Michael.
-Ciociu… To prawda, czy nie?
-Co takiego?- spytałam.
-Można mieć dzieci, jak pocałuje się kogoś w usta?
-Nie, to jest niemożliwe.
-Uff- oboje odetchnęli z ulgą.
-Joy, ja bardzo cię kocham, wiesz?- zwrócił się do żony.
-Ja ciebie też- odpowiedziała- Ale…
-Ale… chyba na razie nie będziemy mieli dzieci, prawda?
-Prawda. Też nie jesteśmy na to gotowi. Tak jak Oskar i Peggy.
-Właśnie. Oskar ma rację. Trzeba mieć czas, żeby je wychować.
-Tak, czyli… na razie… żadnych dzieci?
-Na razie- oboje się uśmiechnęli i przytulili. No tak, gdyby od pocałunki sprawiały, że kobiety zachodziłyby w ciążę, to… moglibyśmy z Boothem założyć przedszkole. I to nie jedno… To chyba jednak dobrze, ze to nieprawda.
Pobawiliśmy się jeszcze chwilę razem, potem pożegnałam się z moim ulubionym małym małżeństwem i wróciłam do domu do mojego ukochanego.
Wiadomo Kasiu... uzbrojona "po zęby" to podstawa... xD :P
Kasiu zgadzam się w całej rozciągłości o tym co pisałaś o Emily i Davidzie... tak niestety my się nie dowiemy tego co jest między nimi.. :(
Oczywiście, że nie przeszkadza Twoje gadanie :) bardzo miło się z Wami rozmawia o rzeczach o których z nikim innym z nawet nie poruszam tego tematu, bo wiem, że mnie nie zrozumieją, a na tym forum mam Was i mogę się z Wami dzielić wszystkim za co bardzo Wam dziękuję :) dzięki temu moje samopoczucie się poprawia :) uwielbiam z Wami pogawędzić :) i to jest rewelacyjne doświadczenie... :)
Tak z innej beczki to ja nigdy za bardzo nie uczestniczyłam w żadnym forum - to jest moje pierwsze :) (nie licząc obowiązkowego szkolnego ale na tym nie gada mi się aż tak miło jak tutaj (-: ) i strasznie się cieszę, że mam Was :) :* :* :* :)
Kasiu SUPER CZĘŚĆ... ja już naprawdę nie wiem co mam pisać... ciągle to samo... nie mam żadnych zastrzeżeń :) jakie to było smutne, wzruszające kiedy Bones pozwoliła dotknąć dzieciom swojego brzucha... :) piękne... jestem pod wrażeniem :) czekam na cd :)
Bardzo się cieszę, że w jakimś stopniu możemy ci pomóc Droga Beatko... :) mi również dzięki Wam robi się od razu lżej na serduszku... :) bardzo się z Wami zżyłam i mam nadzieję, że będziemy ze sobą rozmawiać dzięki Hinrikowi na tej stronie :)
Tak jest Kaiu... dzieci nie mogą tak cierpieć... one są jeszcze niewinne niczemu złemu i nie wiem jak tak może być... :( strasznie mnie to smuci...
I oczywiście na koniec nie może zabraknąć pozdrowionek i gorących całusków dla Was Kochane: Beatki, Kasi i Kasi... :) Uściski :)
OOO... prawie bym zapomniała o Naszym męskim przyjacielu Hinriku... - nie gniewaj się... często bywa tak, że skleroza dopada ludzi nawet jeszcze tych młodych :PP
Oj i ten ślub Michael i Joy piękny... płakałam... raz wprowadzasz mnie w stany nieustającego śmiechu a teraz w hmmm... nie wiem jak to nazwać.. strasznie mnie wzruszasz :)
Buziaczki :* dla Was :*
Każda część jest jeszcze piękniejsza od poprzedniej a myślałam że to niemożliwe. Mnie też bardzo podobał sie moment jak Tempe pozwala dotknąć dzieciom swego brzucha :):):)... i jak wyjaśnia im że dzieci nie biorą się z pocałunków :)... i to że jakby tak było musieli by z Boothem założyć przedszkole i to nie jedno :)
Ja bardzo dziękuję Wam za wsparcie i to też jest moje pierwsze forum na jakim jestem. Mnie z Wami też super się rozmawia:)
Pozdrowienia dla WSZYSTKICH którzy czytają to forum W szczególności dla Marysi, Kasi i Kai(Kasi):*:)
Hinriku - DZIĘKUJEMY:):*:)
W moim przypadku to nie jest pierwsze forum, tylko trzecie, ale bardzo się cieszę, ze tu trafiłam. Też się z Wami zżyłam i uwielbiam z Wami pogawędzić, to jest super, od razu mi się uśmiech na twarzy maluję:) To jest niesamowite:)
Bardzo gorące pozdrowionka i całusy najszczersze dla Beatki, Marysi, Kai:):*:*:* Jesteście niezastąpione!!!:)
I oczywiście Hinriku Kochany o Tobie też pamiętam:) Jak ja uwielbiam Twoje imię:*:)
6.
Dzisiaj do Joy przyjechali rodzice i zabrali ją na cały dzień, dobrze się czuła, więc lekarz nie mieli żadnych przeciwwskazań. Gorzej było z Michaelem. Dziś czuł się bardzo słabo. Dostał kolejne leki i znowu słaby, leżał przykuty do łóżka
Nie miał na nic siły, ale za wszelką cenę chciał posłuchać o Oskarze. Siadłam więc na krzesełku obok jego łóżka i zaczęłam czytać…
„Peggy Blue była dzisiaj operowana. Przeżyłem dziesięć strasznych lat. Ciężko jest być trzydziestolatkiem, to czas pełen trosk i obowiązków.
(…)
Ciocia Róża trzymała mnie za rękę, żebym się nie denerwował.
- Czemu twój Pan Bóg, ciociu, pozwala, żeby istnieli tacy ludzie jak Peggy i ja?
- Całe szczęście, że powołuje was do życia, Oskarku, bo bez was świat nie byłby taki piękny.
Nie. Nie rozumiesz. Dlaczego Pan Bóg pozwala, żebyśmy byli chorzy? Albo jest zły, albo nie jest aż taki mocny.
- Od razu widać, że nie jesteś chora!
- Co możesz o tym wiedzieć?
Kompletnie mnie zatkało. Nigdy nie pomyślałem, że ciocia Róża, która zawsze ma czas i jest taka troskliwa, może też mieć jakieś problemy.
- Nie musisz nic przede mną ukrywać, ciociu, możesz mi wszystko powiedzieć. Mam co najmniej trzydzieści dwa lata, raka, żonę na sali operacyjnej, więc znam trochę życie.
- Kocham cię, Oskarze.
- Ja ciebie też.
(…)
Potem znowu spałem. Niesamowite, ile ja teraz sypiam.
Przed wieczorem ciocia Róża obudziła mnie, mówiąc, że Peggy Blue jest już z powrotem i że operacja się udała.
Poszliśmy razem ją odwiedzić. Przy łóżku stali jej rodzice. Nie wiem, kto ich uprzedził, Peggy czy ciocia Róża, ale wyglądało na to, że wiedzą, kim jestem, traktowali mnie z dużym szacunkiem, postawili dla mnie krzesło między sobą, tak że mogłem posiedzieć przy żonie razem z teściami.
Cieszyłem się, bo Peggy wciąż była niebieskawa. Doktor Dusseldorf zajrzał na chwilę, potarł sobie brwi i powiedział, że za parę godzin to się zmieni. Spojrzałem na matkę Peggy, która nie jest niebieska, a mimo to jest bardzo ładna i pomyślałem, że właściwie moja żona Peggy może mieć kolor, jaki zechce, a ja i tak będę ją kochał.
Peggy otworzyła oczy, uśmiechnęła się do nas, do mnie, do swoich rodziców, a potem znowu zasnęła.
Jej rodzice byli spokojni, ale musieli jechać.
- Powierzamy ci naszą córkę - powiedzieli mi. - Wiemy, że możemy na ciebie liczyć.
Z ciocią Różą poczekaliśmy, aż Peggy otworzy oczy po raz drugi, a potem poszedłem do siebie odpocząć.”
Jako, że następny rozdział jest krótki, postanowiłam go jeszcze przeczytać. W ten sposób będę mogła dłużej z nim posiedzieć, a on nie będzie czuł się samotny.
„- Nie wiem, co mnie podkusiło, ciociu, z Brigitte...
- Tak zwany demon południa, Oskarze. Dopada mężczyzn między czterdziestym piątym a pięćdziesiątym rokiem życia: chcą się upewnić, sprawdzić, czy podobają się jeszcze innym kobietom oprócz tej, którą kochają.
- No dobrze, jestem normalny, ale też baran ze mnie, no nie!
- Tak. Jesteś najzupełniej normalny.
- Co powinienem zrobić?
- Kogo kochasz?
- Peggy. Tylko Peggy.
- To powiedz jej. Pierwszy związek jest zawsze bardzo kruchy, podatny na różne wstrząsy, ale jeśli jest dobry, trzeba walczyć o jego zachowanie.
Jutro, Panie Boże, jest Boże Narodzenie. Nigdy nie kojarzyłem, że to są Twoje urodziny. Spraw, żebym pogodził się z Peggy, bo nie wiem, czy to z tego powodu, ale jestem dziś wieczór bardzo smutny i w ogóle nic mi się nie chce.
Do jutra, całusy, Oskar.
PS: Teraz, kiedy już jesteśmy kumplami, co chcesz dostać ode mnie na urodziny?”
-Nigdy bym nie zrobił czegoś takiego mojej kochanej Joy- mówił cicho, bardzo słabym głosem- Kocham tylko ją i nigdy bym jej nie zdradził, jest moją Joy.
-Wiem, Michael.- powiedziałam gładząc go po głowie.
-Dobrze, ze operacja Peggy się udała. Chciałbym, żeby Joy też była zdrowa. Chciałbym być zdrowy, żeby móc się nią opiekować…
Zrobiło mi się bardzo smutno. Patrzyłam na tego maleńkiego chłopca, który tak bardzo cierpiał przez swoją chorobę. Czułam, że nieobecność Joy tak na niego wpływa, ale… niestety lekarstwa już przestawały działać i nawet obecność jego żony, nie pomoże mu pokonać choroby… Chce mi się płakać…
-Jestem zmęczony, Ciociu… Chyba pójdę spać…- powiedział zamykając oczy.
-Dobrze, kochanie- pocałowałam go w czoło i wstała.
-Nie odchodź, Tempe…- usłyszałam, jego mała rączka mnie zatrzymała, na chwilę jeszcze otworzył oczy.- Zostaniesz ze mną, dopóki nie zasnę?
-Oczywiście..
Usiadłam z powrotem. Cały czas trzymałam go za rączkę. Po pięciu minutach Michael spał. Był spokojny, ale.. czułam, że jest smutny. Cicho wstałam, spakowałam się, jeszcze raz pocałowałam go w czoło
-Dobranoc, Michael.- szepnęłam i wróciłam do domu.
Temperance Brennan weszła do mieszkania i ciągle nie mogła przestać myśleć o chłopcu. Wiedziała, ze umiera, on wiedział, że umiera i nikt nie mógł nic na to poradzić… Nawet nie zauważyła, że nadal płaczę. Podszedł do niej ukochany, przytulił i czuła jak wszystko puszcza. płakała jak dziecko…
-Coś się stało, Michaelowi, kochanie?- spytał mocno tuląc Tempe w swoich silnych ramionach.
-On umiera… Booth… Był dzisiaj taki smutny… Taki słaby. Leżał na tym swoim łóżeczku podłączony do kroplówek… i…- nic więcej nie była w stanie powiedzieć.
-Spokojnie, Bones, spokojnie, kochanie. Pomagasz mu się z tym pogodzić, musisz być silna. On nie może widzieć, że się boisz, że płaczesz…
-Wiem… Ale to jest dla mnie takie trudne. Nie mogę patrzeć, jak umiera takie małe dziecko… Takie kochane…
-Przywiązałaś się do niego. Dlatego stało się to jeszcze trudniejsze.
-Tak, Booth. Pokochałam tego chłopca. Tak bardzo go pokochałam…
-Kochanie. Popatrz na mnie- uniósł delikatnie twarz Bren…ich oczy się spotkały. Otarł łzy…- Ci których kochamy zawsze z nami będą, tutaj- przyłożył swoją rękę do miejsca, którym biło jej serce-. Zawsze.
Tylko patrzyła, nie była w stanie nic powiedzieć, patrzyła w te jego piękne czekoladowe, pełne miłości oczy i wiedziała, ze jej nie okłamuje, że nie mówi tego tylko po ty, by zrobiło jej się lepiej, nie kłamie.
-Kocham cię, Booth- nie czekała na odpowiedź tylko powoli zbliżyła swoje usta do niego i po chwili delikatnie muskali swoje wargi.
-Kocham cię, Temperance- powiedział na chwilę przestając. Jednak po chwili złączyli swe usta w namiętnym pocałunku. na początku był bardzo delikatny, ale powoli przeradzał się w coraz bardziej zachłanny. Z rozkoszą smakowali swoich ust. Pogłębiali pocałunek. Tempe czuła się bezpiecznie, wiedziała, że przy nim niczego nie musi się bać.
Nie zjedli kolacji, razem poszli do sypialni złączeni nadal w pocałunku. powoli pozbyli się swoich ubrań i leżąc na łóżku po raz kolejny doświadczyli cudu. Booth oczywiście był bardzo delikatny, w końcu jego Bones nosiła teraz w sobie ich dziecko.
Zasnęli wtuleni w siebie. Bones wiedziała, że jutro wszystko będzie inaczej wyglądało. Booth ma rację, nie może się załamywać, musi pomóc Michaelowi. Nie może przełożyć swojego strachu na to biednie dziecko. Nie ma takiego prawa. Spała z uśmiechem na ustach, spała w jego ramionach, więc nic złego nie mogło się stać…
Kasiu pojawiły się łzy w mych oczach po przeczytaniu tej części... od samego początku aż do końca.
Jejku jak to strasznie wyglądało, jak Michael leży taki słaby, podłączony do kroplówek... buuu...
A rozmowa z ukochanym... równie piękna :) brak mi słów...
Pięknie po raz kolejny udało Ci się całkowicie mnie wzruszyć... Nie wiem czy będę w stanie w takim stanie zasnąć ;)
Dziewczyny pomimo, iż jest późna godzina wpadł mi do głowy pewien pomysł, na który oczywiście nie musicie się zgodzić, ale było by miło, gdybyście się zgodziły...
A mianowicie co wy na to abyśmy ujawniły z której części Polski "pochodzimy"... ?
Strasznie mnie to ciekawi zważając na fakt jakie jesteśmy w stosunku do siebie podobne w swojej pasji jaką jest oglądanie serialu Kości oraz takie same poglądy dotyczących poszczególnych spraw... i jak miło nam się ze sobą rozmawia :)
Więc ciekawi mnie jakie jest prawdopodobieństwo, że może zamieszkujemy w tym samym "regionie" naszego kraju...
Oczywiście Kaiu jeśli masz ochotę też możesz wziąć w tym udział ;)
To ja zdradzę najpierw... - mieszkam w wojewódzctwie lubuskim :)
Co wy Kochane Dziewczęta na to...??
Pozdrowionka i całuski dla: Kasi:*, Beatki:* i Kai:* :) i najwierniejszego jak na razie faceta :P, którego spotkałam - Hinrika :P całuski :)
PS. Przepraszam w poprzednim, moim poście jest dwa razy Kasi... miało być dla Kai, ale wdusiło mi się nie chcący "s" i Kasia miała dwa razy... :)
Maryś, to jest bardzo fajny pomysł:) biorąc pod uwagę to, ze rzeczywiście dogadujemy się znakomicie i fajnie nam się spędza razem czas na forum:*:)
W takim razie, ja będę druga i się ujawnie, a raczej ujawnię mój region.
Ja pochodzę z dolnego śląska, konkretnie z małego, dziwnego miasta, co się zowie Wałbrzych:)
Mam nadzieję, że jednak uda Ci się zasnąć...:)
Buziaczki.
No to ja nie tylko zdradzę swój region ale i też małą miejscowość, w której mieszkam... - to jest taka mała Wschowa :)
Nie wiem czy kiedykolwiek o niej słyszałyście ale jest coś takiego ;)
Dziękuję, że we mnie wierzysz... też mam taką nadzieję :)
Dla Was Bu$$$ i Hinrika :* :)
A słyszałam kiedyś o Twoim mieście:) Nie wiem dokładnie gdzie, ale kojarzę i wiem, że istnieje:):):)
No oczywiście, że wierzę, jak mogłabym nie wierzyć?:):*:*:*
A to fajnie... ja o Twoim też słyszałam :)
Po prostu sądziłam, że nikt raczej nie słyszy o mojej miejscowości ze względu na to jaka ona jest mała... a jednak jest troszkę znana xD
Ok, ja dołączę też. Teraz ja mieszkam w Boston, ale kiedy ja byłam mieszkająca w Polską ja mieszkałam w Gdansk ;P Wcześniej ja mieszkiwałam w Tokio, ale to jest inny historyj ;P
Kisses ;*
Witam Was dziewczyny i naszego kochanego rodzynka Hinrika:):):)
Bardzo wzruszająca część i widzimy że Bones jednak nie jest tak obojętna jak twirdzi i umie dogadać się z dziećmi na pewno będzie wspaniałą matką dla swojego maleństwa
Potrafi też mówić o swoich uczuciach i widać że kochają się z Boothem jak wariaty. Łzy się kręcą w oku ............
Mnie też bardzo podoba sie pomysł żeby ujawnić skąd jesteśmy i ja się dołączam. Ja mieszkam w wielkopolsce powiat Międzychodzki Gmina Chrzypsko Wielkie wieś Białcz pewnie żadna z Was nie słyszała :):)
A ja mam następną propozycję może napieszemy ile mamy wiosenek na swoim koncie co Wy na to ??
Ja mam jeszcze 23 ale już niedługo 24
Pozdrawiam Kai:*,Marysię:*,Kasię:* i naszego Hinrika:* UŚCISKI
Wow Kaia ile miejsówek ma na koncie :) A w Gdańsku to mieszka moja bliska ciocia :)
Beatko szczerze to ja nie słyszałam o Twojej miejscowości ale teraz już wiem... :) A Ty słyszałaś o mojej ? :PP
Na moim koncie jest dopiero całych 15 wiosenek a już niedługo, a raczej długo xD :P, bo w październiku będzie ich już 16 :)
Ja to już kiedyś pisałam ale nie zaszkodzi znowu :P ;)
Pozdrowionka dla niezastąpionych: Kaię, Beatkę i Kasię :) Buziole :* :* :* i przyjaciela Hinrika :) :** - jesteś boski xD :)
O, ja też nie słyszałam o Twojej miejscowości Beatko:) (mogę mówić na Ciebie Bećka? Mam koleżankę, Twoją imienniczkę i zawsze wszyscy tak na nią mówią i za każdym razem korci mnie żeby tak napisać:P:)
Ja obecnie, jeszcze do lipca mam 21 lat:)
Serdeczne pozdrowionka dla Beatki, Kai i Marysi i jedynego rodzynka naszego Hinrika:):*
Buziaczki Kochani:*:*:*
7.
Dzisiaj Michael był w na tyle dobrym stanie, ze lekarz prowadzący pozwolił mu wyjść na dwór. Hospicjum było otoczone przepięknym parkiem i zielenią, więc mieliśmy gdzie pójść na spacer. Ubrałam go ciepło. Pamiętam, ze jest bardzo osłabiony i podatny na wszelkie infekcje, dlatego nie mogło zabraknąć chociaż cienkiej czapki, chustki na szyję i kurteczki. Jako, ze w moim stanie też musiałam o siebie dbać, byłam równie dobrze zabezpieczona. Coraz ciężej mi się chodzi, maluch już swoje waży, poza tym nie jestem przyzwyczajona do tak dużego brzucha, a miałam wrażenie, ze z każdym dniem rośnie coraz bardziej. Ciuchy, które ostatnio kupiłam już były za ciasne, także nie obyło się bez małych zakupów. Mój partner jest z każdym dniem coraz bardziej szczęśliwy, a i Michael jest widocznie podekscytowany tym, co się ze mną dzieje. Ta cała ciąża jest dla niego wciąż nie lada zagadką. Zastanawia się, jak dziecko może znajdować się moim brzuchu, wewnątrz mnie. Czaszami zadaje trudne pytania „Ciociu Tempe, a jak ten maluszek wydostanie się na świat?”. I co odpowiedzieć? Przecież nie powiem mu, jak dokładnie wygląda poród. Choć nie wierzę w czary, to powiedziałam Michaelowi, że mamusia zasypia, a lekarze, którzy są jak czarodzieje, w tajemniczy sposób sprawiają, że dzidziuś pojawia się na świecie. Wiem, że nie powinnam tak zmyślać, ale mimo, że Michale dziś ma skończone 48 lat, to myślę, że mówiąc mu prawdę i tak by tego do końca nie zrozumiał. Lepiej jest pozostać w świecie magii i czarów. Tak jest dla nas o wiele przyjemniej. Oboje cieszymy się, że możemy razem przebywać w tym nierealnym świecie, gdzie wszystko jest możliwe, nie ma kłopotów i wszystko zależy od nas. To dzięki niemu tam jestem. Nigdy nie wierzyłam w magię, ale teraz muszę przyznać, że coś w tym jest. Chyba zaczynam wierzyć…
Ale wracają do naszego spaceru. Ciepło ubrani wybraliśmy się na przechadzkę po parku. Joy znowu miała jakieś kontrolne badania i musiała zostać w szpitalu. Michael bardzo chciał przy niej być, ale nie pozwolono mu wejść na salę. Żeby choć trochę oderwać jego myśli od badań żony, za zgodą lekarza, zabrałam go na świeże powietrze. Obiecałam oczywiście, że wrócimy, jak tylko Joy będzie znowu w normalnej sali.
Pochodziliśmy między wysokimi drzewami, słońce świeciło wysoko. To był bardzo piękny dzień. Żadne z nas nie czuło się na siłach na długie spacery, dlatego po kilkunastu minutach usiedliśmy na ławeczce pod zielonym dębem.
Michael był dzisiaj jakiś smutny. Mimo lepszego stanu zdrowia, widziałam, że coś go gnębi.
-Michael. Powiedz mi- zaczęłam- dlaczego dziś jesteś taki smutny?
-Joy…- odpowiedział cicho.
-Coś się z nią stało?
-Jutro albo pojutrze ma wrócić do domu…
-To znaczy, że dobrze się czuje?
-Tak. Podobno ostatnie badania były, jak powiedział lekarz „zadowalające”, więc… teraz wróci do domu.
-Dlatego jesteś taki smutny, tak?- spytałam trzymając jego małą rączkę w swojej.
-Tak, bo… zostanę znowu sam. Mam 48 lat i… zostanę sam na starość… moja żona wyjedzie i… wiem, ze już jej nigdy nie zobaczę, nie jestem głupi, ciociu… Stracę ją.
-Michael. Odpowiedz mi na jedno pytanie.
-Tak?
-Bardzo kochasz, Joy, prawda?
-Jak nikogo na świecie. To moja żona. Zawsze będę ją kochał.
-A więc nigdy jej nie stracisz.
-Ale ona jutro wyjeżdża.
-Tak, ale… jeśli ją kochasz, na zawsze pozostanie z tobą- wzięłam jego rączkę i przyłożyłam do jego serduszka- Tutaj, kochanie, zawsze ją znajdziesz. Nieważne, jak daleko będzie, w twoim sercu pozostanie na zawsze. Zawsze będzie przy tobie. Jeśli będziesz o niej pamiętał i nadal kochał, tak jak kochasz, zostanie z tobą. W sercu.
-Jesteś pewna, ciociu?- spytał mnie podejrzliwie na mnie patrząc.
-Jestem pewna, kochanie. Nasi najbliżsi, których kochamy, o których pamiętamy, zawsze będą w naszych sercach, a dopóki tam będą… nigdy ich nie stracisz.
-Czy… i ja będę zawsze z tobą? Wiesz… kiedy już umrę, czy zostanę w twoim sercu? Będziesz mnie pamiętać?... zawsze?
-Oczywiście, Michael. Zawsze będę cię pamiętać i nigdy nie przestanę kochać.
-I będziemy razem, tak?
-Zawsze będę cię nosić w swoim sercu. Michael, tak, będziemy razem. Pamiętasz? Nieważne jak daleko, zawsze pozostaje tutaj- przyłożyłam rękę do swojego serca.
-Kocham cię Ciociu Tempe- Michael ze łzami w oczach mocno się do mnie przytulił.
-Kocham cię Michael- przytuliłam jego małe ciałko do serca i ręką otarłam łzy spływające po jego policzku- Nie płacz, skarbie. Zawsze będziemy razem.
-Już nie płaczę- otarł ostatni łzy, popatrzył na mnie i szeroko się uśmiechnął- Już nie płaczę, Ciociu.
Tak bardzo pokochałam tego chłopca… Ma w sobie niesamowitą silę i niewyobrażalną miłość.
Kiedy wracaliśmy humor Michaela znacznie się poprawił. Trzymał mnie za rękę i z dużym uśmiechem na twarzy nucił jakąś melodię.
W pokoju chłopca jak obiecałam pierwszego dnia, zabraliśmy się za czytanie kolejnego rozdziały „Oskara i Pani Róży” tym razem dołączyła do nas Joy. Siedzieli trzymając się za ręce i z uwagą słuchali opowieści o kolejnym dniu z życia Oskara.
„Szanowny Panie Boże,
Dzisiaj rano, o ósmej, powiedziałem Peggy Blue, że kocham ją, tylko ją i że nie wyobrażam sobie życia bez niej. Rozpłakała się, wyznała, że zdejmuję jej z serca wielki ciężar, bo ona też kocha tylko mnie i na pewno już nigdy nikogo nie znajdzie, zwłaszcza teraz, kiedy jest różowa.
(…)
W każdym razie, kiedy się obudziłem, było ciemno, zimno i cicho, a ja leżałem sam na wilgotnym dywaniku. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem sobie, że może zrobiłem głupstwo.
Wysiadłem z samochodu i wtedy zaczął padać śnieg. Ale nie był taki przyjemny jak w „Walcu śnieżynek” z Dziadka do orzechów. Zęby szczękały mi jak nie wiem co.
Zobaczyłem duży oświetlony dom. Poszedłem w jego kierunku. Z trudem. Żeby dosięgnąć dzwonka, musiałem podskoczyć tak wysoko, że padłem jak długi na wycieraczkę.
Tam właśnie znalazła mnie ciocia Róża.
(…)
- Wszyscy w szpitalu cię szukają, Oskarze. Pełna mobilizacja. Twoi rodzice są zrozpaczeni. Zawiadomili policję.
- To do nich podobne. Myślą, że ich pokocham, kiedy zakują mnie w kajdanki...
- Co masz im do zarzucenia?
- Boją się mnie. Boją się ze mną rozmawiać. A im bardziej się boją, tym bardziej mam wrażenie, że jestem potworem. Dlaczego ich tak przerażam? Jestem aż taki brzydki? Śmierdzę? Kompletnie zidiociałem?
- Nie boją się ciebie, Oskarze. Boją się choroby.
- Choroba jest częścią mnie. Nie muszą zachowywać się inaczej, dlatego że jestem chory, chyba że mogą kochać tylko zdrowego Oskara?
- Kochają cię, Oskarze. Powiedzieli mi to.
- Rozmawiasz z nimi?
- Tak. Są bardzo zazdrośni o to, że się tak dobrze rozumiemy. To znaczy może nie zazdrośni. Smutni. Smutni, że im się nie udaje.
Wzruszyłem ramionami, ale złość trochę mi przeszła. Ciocia Róża zrobiła mi drugą gorącą czekoladę.
- Wiesz, Oskarze, umrzesz któregoś dnia. Ale twoi rodzice także umrą.
Zdziwiło mnie to, co mówi. Nigdy dotąd o tym nie myślałem.
- Tak. Oni też kiedyś umrą. Samotnie. Ze strasznymi wyrzutami sumienia, że nie udało im się pogodzić ze swoim jedynym dzieckiem, Oskarem, którego bardzo kochali.
- Nie mów mi takich rzeczy, ciociu, bo dostanę chandry.
- Pomyśl o nich, Oskarze. Zrozumiałeś, że umrzesz, bo jesteś inteligentnym chłopcem. Nie zrozumiałeś jednak, że nie ty jeden. Wszyscy kiedyś umrzemy. Twoi rodzice. Ja.
- Tak. Ale ja pierwszy.
- To prawda. Ty pierwszy. Ale czy z tego powodu wszystko ci wolno? Czy wolno ci zapominać o innych?
- Zrozumiałem, ciociu. Zadzwoń do nich.”
Kiedy skończyłam czytać oboje siedzieli i nic nie mówili. Postanowiłam, że to ja pierwsza się odezwę
-Kochani…- zaczęłam- Już mówiłam dziś Michaelowi, ale myślę Joy, że ty też musisz wiedzieć- spojrzałam na dziewczynkę- Wiem, ze jutro wracasz do domu i że będziesz bardzo tęsknić za swoim mężem.
-Tak- z oka Joy spłynęła łza.
- Nie płacz, słonko- uśmiechnęłam się do niej. Michael starł łzę z policzka ukochanej.
-Ciocia ma rację, kochana żono. Nie musisz płakać. Ja zawsze będę przy tobie, a ty zawsze będziesz przy mnie. Tutaj- przyłożył swoją dłoń do serca Joy- I tutaj- drugą rękę przyłożył do swojego serca- Ciocia mówi, że ci których kochamy i o których pamiętamy, zawsze tu będę. Nie ważne, jak daleko wyjadą, tutaj pozostaną na zawsze.
-W sercu?- spytała dziewczynka patrząc w oczy Michaela.
-Tak. W naszych sercach. Kocham cię, Joy- uśmiechnął się.
-Kocham cię Michael. I Zawsze będę- przytulili się do siebie, a ja cichutko siedziałam i obserwowałam tą piękną scenę. W oku zakręciła mi się łza. Te dzieci mają w sobie tyle miłości, tyle ciepła… tak bardzo się kochają. Położyłam rękę na swoim brzuchu i czułam kopnięcia swojego maluszka. Ono też kocha… czuję to…
-Kochani, zostawię was teraz samych- powiedziałam po chwili- Jutro do was przyjdę- wstałam i uśmiechnęłam się do dzieci.
-Ciociu…- powiedzieli razem- Jesteś najwspanialsza na świecie. Zawsze będziesz w naszych sercach- kolejna łza spłynęła mi po policzku.
-A wy w moim- przytuliliśmy się na pożegnanie i chwilę potem wyszłam.
To najwspanialszy dar- Dzieci. Najpiękniejsze, co może człowieka spotkać w życiu. I pomyśleć, że kiedyś tak się przed tym broniłam, ze nie chciałam mieć dzieci… Może się bałam, że nie będę dobrą matką? Nie wiem czego się bałam. Dzieci są wspaniałe i… takie kochane. Dzięki Michaelowi i Joy już się nie boję. Już nigdy. Cieszę się, że niedługo będę miała dziecko, że my będziemy mieli dziecko. Cieszę się, jak nigdy i nie mogę się doczekać, aż wreszcie będę mogła tulić je w ramionach.
To był naprawdę piękny dzień. Zobaczyłam wielką miłość dwójki dzieci. Niesamowitych dzieci i… przestałam się bać. Dziękuję Michael, dziękuję Joy… Kocham Was.
Kasiu po tej dawce tekstu ja nie mogę nic powiedzieć, choćbym chciała ale nie mogę... jakie to było wzruszające... aż łezka się w oku zakręciła...
Jakie to piękne... miłość dwojga dzieci tak młodych a jednak tak dojrzałych do miłości...
Tak jak Booth powiedział Bones a później ona dzieciom - "ci, których kochamy na zawsze pozostaną w naszych sercach" - piękne słowa i jak najbardziej się z nimi zgadzam... :)
Kasiu jesteś rewelacyjna w tym co z Nami robisz i z opowiadaniem... :)
Pozdrawiam Was serdecznie Kochane: Kasiu :*, Kaiu :* i Beatko :* oraz naszego listonosza hinrika :* :)
Zgadzam się z Marysią to było bardzo wzruszające......
I ta miłość między dziećmi taka dojrzała niekiedy dorośli nie potrafią się tak kochać jak te dzieciaki:):) po prostu piękne
Rewelacyjna, cudowna, wspaniała, genialna..... brak słów pochwały żeby Ci napisać jaka jesteś ale ja myślę że ty to wiesz:):):)
Możecie zwracać się do mnie jak Wam wygodnie :):):):)
Może być Bećka choć często mówili też na mnie Beatris:):):)
Pozdrowienia dla odjechanych krejzolek Kai:) Marysi:) i Kasi:)
No i nasz wspaniałay Hinrik - jesteś i to jest piękne
PS: A może napiszemy też czym każda zajmuje się w życiu??
No wiecie co Dziewczyny ja wiem gdzie są miejsca w których mieszkacie Wschowa, Wałbrzych, Boston, Gdańsk, Tokio(Kai jak widzę dużo podróżujesz:):):))
Interesuję się geografią więc co nieco wiem :)hahaha
Ja obecnie mam że tak powiem "słodką" pracę jak mówią moi znajomi bo pracuję w cukierni:):)hehehehehehe
Uściski i Buzaiki dla WSZYSTKICH Kai, Kasi, Marysi i oczywiście Hinrika:*:*:*
Przepraszam Kaiu :)
W poście poprzednim miało być Kaia ale zjadłam 'a' mam nadzieję że się nie gniewasz :):):):):):):):):):):):):):):):):):):):):):):):):):):)
Ja nigdy dobra z geografii nie byłam, ale mniej więcej się orientuję:P:) hehehhe
Hmmm, Beatris chyba bardziej mi się podoba niż Bećka:P Super! Kojarzy mi się z Belatrix (z Harrego Pottera), którą uwielbiam:P
Jak fajnie w cukierni, słodziutko rzeczywiście, mhhhmmm:P
Ja jak kiedyś już wspominałam pracuję sobie w teatrze- Obsługa widowni, także miejsce które kocham najbardziej na świecie:) Z nim wiążą się moje plany przyszłościowe, więc wszystko jak na razie jest na swoim miejscu:)
Buzialki dla Kochanych dziweczyn:):):):*:*:*:*
A ja Beatko niestety nie wiem, nie słyszałam nigdy wcześniej o Twojej miejscowości a o reszcie słyszałam ;)
Ale teraz już wiem... :)
Z tego co wnioskuję, to ja jestem jak na razie najmłodsza na tym forum xD :)
Hmmm.. tak rzeczywiście to Beatko musisz mieć na prawdę słodko w pracy :)
Tak tak pamietam jak pisałaś o swojej pracy... :) :P
Teatr jest super, zwłaszcza po przeczytaniu Twojego dzieła "Zdrada w teatrze" :)
Oczywiście pozdrowionka dla Beatki, Kasi. Kai i Hinrika :) Buziaczki :)
Ok, teraz ja. W June ja bede 19 (urodziny w Polska! ;P). Ja pracowuję w gabinet psychiatrowo-neurologowy jako receptionist, ale od September ja zaczynam studiowywać medicine na Harvard, więc ja będę musiowała give it up ^^
Całusom dla wszystkim ;**
Oj to widzę że jestem najstarsza:)hahahahaha
nie martwcie się jak mówię skąd jestem to prawie nikt nie wie gdzie to jest
Kaiu to życzę Tobie wszystkiego dobrego i powodzenia na studiach wierzymy w Ciebie uhm Harvard :):):):) a jakaś konkretna specjalizacja??
Kasiu na pewno masz fajną pracę i Tobie też życzę aby spełniły się twoje marzenia
A Marysia się uczy?? A jakieś konkretne plany na później którymi chcesz się z nami podzielić??:):):)
Całusy Dla Was kochani Marysiu:* Kaiu:* Kasiu:* i Hinriku :*
Kaiu podłączam się do życzeń :) Wszystkiego dobrego na studiach i aby wszystko szło jak najbardziej po Twojej myśli :)
Ja życzę również Wam wszystkim spełnienia najskrytszych marzeń, bo na to zasługujecie jak każdy człowiek :) ... Kasiu, Beatko i Kaiu :)
Hmmm... tak tak Beatko uczę się... xD przynajmniej się staram... xD :) nie no żartuje :) dobrze mi idzie :) jestem z siebie dumna :) nie to, że wkuwał całymi nocami na każdą lekcje... broń boże jak ja dużą ilość czasu spędzam na tym forum z Wami :)
Hmmm... niestety jeszcze nie wiem co chcę robić jak będę dużą dziewczynką, taką jak Wy... na prawdę nie wiem...
Ale może to zabrzmi dziwnie ale uwielbiam matematykę... i sądzę, że pójdę gdzieś w tym kierunku...
Pozdrowionka dla Was Kochane: Kasiu, Beatko i Kaiu :) i jedynego męskiego przedstawiciela tego "gatunku" wśród nas - wspaniałego Hinrika :)
Marysiu na pewno znajdziesz to czego szukasz może jeszce o tym nie wiesz ale to cię samo znajdzie
Matematyka jest fajna:):):):):)
Oj mam dzisiaj nastrój filozoficzny .............
Dziękuję Ci Beatko za tak miłe słowa... :) mama mówi mi identycznie :) na pewno znajdziesz to co tak na prawdę chcesz robić :)
Ja uwielbiam matematykę... to jest mój ulubiony przedmiot, dlatego chodzę do matematycznej klasy :)
U mnie w domu, moje rodzeństwo strasznie nie lubi "królowej wszystkich nauk" i strasznie się na mnie krzywo patrzą xD :) ale ja się cieszę, że tak bardzo dobrze ją rozumiem :)
A jak Wy sądzicie ? Jakie jest |Wasze nastawienie do tego przedmiotu ? :)
Beatris ma rację, na pewno znajdziesz to, co chcesz w życiu robić Maryś. Ja do połowy 3ciej klasy liceum nie byłam pewna, co i czy ryzykować:)
Ja za matematyką nie przepadam, może dlatego, ze nie bardzo ją rozumiem, nie byłam z niej mocna, należę raczej do humanistów:P:) Ale rozumiem, ze można ją lubić:) W ogóle mi nie przeszkadza, ale ścisłe przedmioty to jest to z czego raczej byłam słaba, chociaż matematyka wypadała o niebo lepiej przy fizyce w moim przypadku:P hehehe
Kochane Dziewczyny, ja też życzę Wam, zeby wszystkie najskrytsze marzenia się Wam spełniły. Zawsze trzeba wierzyć i iść po nie, nie poddawać się i jak trzeba to walczyć, a na pewno się spełnią:):):):*:*:*
Kaiu masz bardzo ciekawą pracę:* Harvard, super!!!:):):)
Buziaczki Beatris, Maryś, Kaiu i Hinriku:*:*:*
Sorka, że wcześniej nie dodałam części, ale jakoś tak wybyłam z domu:P hehehe dopiero skończyłam "wyć":)
8.
Dziś nadszedł dzień pożegnania. Kiedy weszłam do Sali zobaczyłam uśmiechniętego Michaela. Wiedziałam, ze ani on ani Joy już nie cierpią z powodu rozstania. Zrozumieli, ze kilometry nigdy nie będą w stanie ich rozdzielić. Miłość przetrwa wszystko. Teraz i ja to wiem.
Siedziałam z Michaelem, kiedy przyszła do nas Joy. Chciała przed wyjazdem posłuchać jeszcze rozdziału z książki, chciała pobyć jeszcze w ramionach męża.
Kiedy już siedzieli wtuleni w siebie, zaczęłam czytać…
„(…)
Zajrzał do nas doktor Dusseldorf Miał, jak zwykle, minę zbitego psa, która sprawia, że ze swoimi czarnymi krzaczastymi brwiami wygląda jeszcze bardziej malowniczo.
- Czesze pan sobie brwi, panie doktorze? - zapytałem.
Rozejrzał się wokół siebie, zaskoczony, jakby chciał spytać cioci Róży, moich rodziców, czy dobrze usłyszał. W końcu, zdławionym głosem, powiedział: tak.
- Niech pan nie robi takiej miny, doktorze Dusseldorf. Będę z panem szczery, bo zawsze uczciwie brałem lekarstwa, a pan skrupulatnie próbował zwalczyć moją chorobę. Niech pan się nie zachowuje, jakby czuł się winny. To nie pana wina, że musi pan oznajmiać ludziom złe nowiny, choroby o łacińskich nazwach i to, że nie ma ratunku. Niech pan sobie odpuści. Niech pan się wyluzuje. Nie jest pan Panem Bogiem. To nie pan rozkazuje naturze. Pan tylko stara się naprawiać. Niech pan trochę wyhamuje, doktorze Dusseldorf, przestanie się tak przejmować, nabierze trochę pokory, bo inaczej nie będzie pan mógł długo wykonywać tego zawodu. Proszę spojrzeć, jak pan wygląda.
Słuchając mnie, doktor Dusseldorf miał usta otwarte, jakby połykał jajko. Potem uśmiechnął się, tak naprawdę, i pocałował mnie.
- Masz rację, Oskarze. Dziękuję, że mi to powiedziałeś.
- Nie ma za co, panie doktorze. Do usług. Niech pan przyjdzie, kiedy pan zechce.
(…)
Szanowny Panie Boże,
Peggy Blue opuściła szpital. Wróciła do domu. Nie jestem głupi, wiem, że już nigdy jej nie zobaczę.
Nie będę do Ciebie pisał, dlatego że mi smutno. Przeżyliśmy razem życie, Peggy i ja, a teraz zostałem sam i leżę w łóżku łysy, stary i zmęczony. Ohydnie jest się starzeć.
Dzisiaj przestałem Cię lubić.
Oskar.”
-Oskar ma rację…- pierwszy odezwał się Michael.- To nie wina lekarza… Jest bardzo mądry…
-To prawda- odpowiedziałam, patrząc na dzieci.
-Ale się złożyło… Peggy wyjeżdża… Joy też…- spojrzał na żonę- Ale my dzięki tobie wiemy coś, czego nie wiedział Oskar.- złapał żonę za rękę- My wiemy, że nigdy siebie nie stracimy, że na zawsze już będziemy razem. Nic nam w tym nie przeszkodzi.
-Masz rację, Michael.
-Ciociu?- spytał, a ja czułam niepewność w jego głosie. Niepewność i strach.
-Tak?
-Powiedz mi… Wiem, że ty mi to powiesz. Ty jedna rozmawiasz ze mną szczerze… o wszystkim…
-Co chcesz wiedzieć, kochanie?- spytałam wiedząc, że szykuje się jakieś trudne pytanie.
-Czy… Czy umieranie boli?- takiego pytania się jednak nie spodziewałam i przyznam szczerze, ze trochę mnie zwaliło z nóg. Zebrałam jednak w sobie siły, powstrzymałam łzy, które cisnęły mi się do oczu i spokojnie odpowiedziałam…
-Nie, Michael. Nie boli. Śmierć jest jak zasypianie. Po prostu zamykasz oczy, zaczynasz śnić… śnić coś pięknego… Pojawia się świat jaki sobie wymarzysz i… zostajesz w nim. Zostajesz w tym wymarzonym, pięknym świecie, gdzie wszystko jest tak, jak chcesz. Każdy wyobraża go sobie inaczej. Wszystko zależy od ciebie. Śmierć to jak kolejne, nowe życie.- Michael przez jakiś wpatrywał się we mnie tymi swoimi małymi oczkami, chyba rozpracowywał, czy mówiłam prawdę. Jak mogłabym go okłamać. Booth w to wierzy… A jeśli on w to wierzy to coś musi w tym być. Tak naprawdę sama chcę w to uwierzyć. Patrzył na mnie i nic nie mówił. Też się nie odezwałam. Czekałam… W końcu odetchnął i powiedział:
-Dziękuję, Ciociu, że mnie nie okłamujesz. Wierzę ci. Wiesz, ja tak naprawdę nie boję się śmierci… Bałem się.. bólu. Już tyle razy mnie coś bolało, że tego chyba bym nie zniósł. Staram się trzymać, starałem się trzymać, nie płakać, nie krzyczeć, kiedy mnie kłuli, robili zastrzyki, operacje… ale to zawsze bolało…
-Wiem, Michael.- ile to dziecko wycierpiało w swoim życiu… Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić. I teraz okazuje się, ze ten cały ból był na nic… bo chłopiec i tak umrze… i nic nie da się z tym zrobić. Ta bezsilność mnie przeraża. Dlaczego tacy kochani, mili, szczęśliwi i zakochani ludzie muszą tak cierpieć? Dlaczego nikt nie może z tym nic zrobić?
-Wiesz, co jeszcze mnie boli?- spytał po chwili.
-Co?
-To, że moi rodzice tego nie rozumieją, że… nadal się mnie boją… Dlaczego? Przecież ja już się z tym pogodziłem. Ja wiem, że umrę i jestem na to gotowy. Dlaczego oni nie potrafią tego zrozumieć i pogodzić się z tym?- mówił smutny- To boli mnie najbardziej, zawsze bolało… Płacz mamy, kiedy myślała, ze nie widzę, szepty… i ten ich wzrok… Jakbym zrobił coś złego, a to przecież nie moja wina, że jestem chory. Nie moja wina, Ciociu! Ja tego nie chciałem, nie zrobiłem im tego specjalnie- coś w nim pękło, był bardzo roztrzęsiony- Traktują mnie, jakby to była moja wina, traktują mnie jakbym już nie żył i już nade mną płaczą. Czemu oni nie są tacy jak ty Tempe? Ty mnie rozumiesz, rozumiesz śmierć i wiesz, że tak czasami już jest. Niczego przede mną nie ukrywasz, nie kłamiesz, nie starasz się na siłę uśmiechać, kupować mi prezentów, żeby pokazać, jak mnie kochasz. Nie płaczesz po kryjomu, nie udajesz, ze wszystko jest w porządku. Czemu oni tacy nie mogą być?- chłopiec zaczął płakać. Było źle. Nie bał się śmierci, nie potrafił sobie poradzić z odtrąceniem rodziców… Joy przytuliła męża do siebie.