Przedstawiam Wam kolejne moje opko, które zostało zainspirowane tekstem Erica Emmeanuella Schmidta "Oskar i Pani Róża", mam nadzieję, ze się Wam spodoba:)
Przed Wami pierwsza część. Z dedykacją dla Marysi, Kai i Beaty oczywiście i tych, którzy są ze mną i mają ochotę czytać wymysły mojej wyobraźni:)
Buziaczki:*:*:*
A no i oczywiście nie mogę pominąć w dedykacji naszego ukochanego Hinrika. Hinriku- całusy!!!:):):):*
1.
„Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do ciebie wysyłam, bo jak dotąd z powodu nauki nie miałem czasu. No więc, równie dobrze mógłbym napisać: Nazywają mnie Jajogłowym, wyglądam na siedem lat, mieszkam w szpitalu z powodu mojego raka i nigdy się do Ciebie nie odzywałem, bo nawet nie wierzę, ze istniejesz”
Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Dr Temperance Brennan została zaproszona przez władze hospicjum w DC. Dzieci bardzo chciały poznać słynną autorkę i antropolog sądową. Bones nie wiedziała, czy powinna tam pójść, w końcu jej kontakty z dziećmi nie były najlepsze, tak myślała, ale przecież to nieprawda. Jest mnóstwo dzieci, które uwielbiają jej towarzystwo, Parker- syn jej partnera i przyjaciela, a ostatnio już kogoś więcej, dzieci Amy…
Ale, wracając do powyższego zdania… Tak, Seeley Booth już od jakiegoś czasu nie był tylko partnerem Bones. Ich przyjaźń przerodziła się już w coś więcej. Po ostatniej sprawie, kiedy oboje o mały włos nie zginęli, odważyli się wreszcie wyznać sobie swoje uczucia. Stojąc w swoich objęciach z przystawionymi lufami pistoletów do skroni, byli przekonani, że już nikt ich nie uratuje i powiedzieli te dwa magiczne słowa „Kocham cię”. W tamtym momencie do pomieszczenia, w którym się znajdowali wpadła grupa FBI. Ocaleli. Nie żałowali tego, co powiedzieli. Cieszyli się, że w końcu się do tego przyznali. Teraz są szczęśliwą parą i nie muszą się więcej ukrywać przed przyjaciółmi. O ślubie i dziecku na razie nie myślą. Wszystko przyjdzie z czasem, kiedy naprawdę będą na to gotowi. Nie było sensu niczego przyspieszać. Po co niszczyć to co już mają. A mają więcej niż niejeden człowiek na świecie. Siebie. I tylko to się liczyło. Miłość i szczęście.
Kilka nocy po cudownym ocaleniu odważyli się na kolejny krok. Po kolacji przyrządzonej przez Bootha razem udali się do sypialni. To była ich wspólna decyzja. Byli na to gotowi. Dwa spragnione bliskości ciała w końcu połączyły się w jedno. W chłodną zimową noc w mieszkaniu Tempe wydarzył się cud.
Cztery i pół miesiąca później przyszło zaproszenie z Hospicjum. Po rozmowach z Boothem, Angelą i Cam, Tempe zdecydowała się je przyjąć. Nie wiedziała, że ta decyzja zmieni całe jej życie. Ma przyjechać za dwa tygodnie. Spotka się z dziećmi, pogada z nimi, pobawi się, może zechce im przeczytać jakąś bajkę.
Dwa tygodnie minęły bardzo szybko. Nie było żadnych nowych spraw, więc Bones skupiała się przez ten czas na identyfikacji szczątek z Limbo. Nadszedł w końcu ten dzień.
Spotkanie z dziećmi było bardzo udane. Wszystkie były zachwycone panią antropolog. Obawy Tempe okazały się niesłuszne. Po spotkaniu, kiedy rodzice zabrali wszystkie dzieci z świetlicy, Tempe zaczęła się pakować i poczuła na swoich plecach czyjś wzrok… Odwróciła się i jej oczom ukazał się mały chłopczyk, może ośmioletni, siedzący na krzesełku w rogu sali. Wpatrywał się w Bones tymi swoimi małymi zielonymi oczkami z ogromnym zaciekawieniem. Wyglądał na przestraszonego, rączki trzymał ściśnięte na kolanach. Wyglądał jakby chciał uciec, ale bał się poruszyć. Tempe ostrożnie do niego podeszła i usiadła na krześle obok.
-Cześć, jak masz na imię?- spytała, ale chłopiec nie odpowiedział, tylko patrzył.- Ja jestem Temperance. A ty?
- Michael…- odpowiedział nieśmiało.
-Bardzo ładne imię.
-Pani też ma bardzo ładne imię.
-Mów mi Temperance.
-Dobrze.
-Czemu siedzisz tutaj sam? Gdzie są twoi rodzice?
-Moi rodzice się mnie boją…
-Jak to?
-Boją się mojej choroby. Cały czas płaczą… przychodzą dwa razy w tygodniu… i zawsze są smutni. Pan doktor powiedział, że ja umrę…- Bones nie wiedziała, co powiedzieć. Nie spodziewała się takiej otwartej rozmowy. Co prawda ze śmiercią obcowała na co dzień, ale przecież to tylko małe dziecko…- Ty też się boisz ze mną rozmawiać?
-Nie.
-Czemu nic nie mówisz? Powiedziałem ci, ze umrę, a ty nic nie mówisz… Tak jak oni…
-Michael… Nie boję się ciebie. Gdyby tak było, nie siedziałaby tutaj teraz z tobą. Widzisz, tak to już jest na tym świecie, ze ludzie umierają…
-Tak, ale ja mam tylko osiem lat…
-Tak. Ale życie nie wybiera, Michael.
-Jesteś fajna.
-Dzięki- uśmiechnęła się do chłopca.
-Nie jesteś taka jak oni. Nikt nie chce ze mną rozmawiać, bo wiedzą, ze umieram. Tylko kilku kolegów i jedna dziewczynka bawią się ze mną…
-Chcesz to ja też mogę się z tobą pobawić?
-Chcę- na twarzy chłopca pojawił się uśmiech i iskierki radości w oczach.
-Jak chcesz mogę jutro do ciebie przyjść. Dzisiaj muszę iść do lekarza…
-Też jesteś chora?
-Nie, nie chora. Lekarz musi zobaczyć, czy z moim dzidziusiem jest wszystko w porządku.
-Dzidziusiem?
-Tak- Tempe położyła rękę na swoim zaokrąglonym brzuszku, już dość widocznym, w końcu to piąty miesiąc.- Tutaj jest mój dzidziuś.
-Naprawdę?- spytał niedowierzając. Cała ta sprawa z ciążą była dla niego bardzo fascynująca.- Tutaj?
-Tak.
-Cześć, maluszku- powiedział Michael nachylając się nad brzuszkiem Bones- Masz bardzo fajną mamę, wiesz?- Tempe się uśmiechnęła- I bardzo ładną.
-O, dziękuję ci Michael.
-To prawda, Temperance…- zarumienił się lekko.- Przyjdziesz mnie jutro odwiedzić?
-Tak, jak obiecałam.
-Super! To do jutra!- mały wstał i z uśmiechem wyszedł z sali.
-To niesprawiedliwe…- pomyślała Bones, jak mały zniknął za drzwiami- Taki mały… Przecież to jeszcze dziecko…
Zebrała swoje rzeczy i poszła zapytać lekarza, co takiego dzieje się z Michaelem. To co usłyszała, było przerażające. Chłopiec ma raka i już nic nie da się zrobić. Operacje, terapie.. nic nie pomaga… Został mu najwyżej tydzień, może dwa tygodnie życia…
Z tą smutną wiadomością Tempe wyszła z Hospicjum… „Nie powinno być takich miejsc- mówiła do siebie idąc do swojego lekarza- Dzieci nie powinny chorować. Nie powinny tak cierpieć… Nie powinny umierać…
-Kochany…- szepnęła- Rodzice tacy są. Kochają cię, dlatego tak bardzo się boją…
-Joy ma rację, Michael- podeszłam do nich i usiadłam obok na łóżku.- Kochają cię i dlatego to jest dla nich takie trudne…
-Michael?- Joy uniosła twarz męża i spojrzeli sobie w oczy- Oni w końcu to zrozumieją. Nie wiń ich za to, że płaczą. Nie są tak silni jak ty. Nie rozumieją tego, jak Ciocia Tempe… Ale kochają cię i… myślę, że powinieneś im wybaczyć.- Michael patrzył na żonę, na mnie… Otarł łzy i lekko się uśmiechnął.
-Chyba macie rację…
-Słuchajcie, mam coś dla Was…- powiedziałam wstając i wyciągając prezent z torebki- Obiecałam wam…
-Co to, Ciociu?- miałam rację, ciekawość pozwoli im zapomnieć o trudnym temacie rozmowy.
-To jest…- podałam im dwie małe paczuszki.- Zobaczcie sami- uśmiechnęłam się. Oboje trzymali paczuszki w rękach i przyglądali się im z zaciekawieniem. Popatrzyli na siebie, na mnie… kiwnęłam głową, że mogą rozpakować… ostrożnie zerwali papier, spojrzeli na jego zawartość i widziałam, jak na ich twarzyczkach maluje się coraz szerszy uśmiech…
-To jest… Ciociu, to jest…- mówił Michael ze wzruszeniem w głosie.
-To jest nasze zdjęcie ślubne…- dokończyła za niego Joy.- Jakie… piękne…
-Obiecałam wam.
-Ale… jak? Ono jest takie… piękne… takie…- jąkał się Michael.
-Mam przyjaciółkę artystkę. Poprosiłam ją, żeby coś dla was wyczarowała i… wyczarowała. Dodała coś od siebie i…
-To jest cudowne Tempe!- oboje zeszli z łóżka i przytulili się do mnie. Angela naprawdę się na tym zna. Właściwie zrobiła kolaż trzech zdjęć, oprawiła w piękną ramkę, sama nie wiem z czego ją wyczarowała, a jak pytałam, powiedziała, że i tak mi nie powie… Cała Ange….Na jednym zdjęciu stał Michael i Joy objęci z uśmiechami na twarzy. Na drugim siedzieli na łóżku, a na trzecim… moim ulubionym…byliśmy we trójkę… Ja w środku, a obok mnie Joy i Michael z główkami opartymi o mój duży brzuch i wielkimi uśmiechami na twarzy. Tak po prawdzie, to na tym zdjęciu jest nas czwórka…
Kiedy już mnie wyściskali, siedli z powrotem na łóżku i wpatrywali się w zdjęcie „Dziękuję Ange”
-Kochani, muszę na chwileczkę wyjść… zaraz do was wrócę, dobrze?- wstałam.
-Gdzie idziesz ciociu?- spytał Michael podnosząc wzrok.
-Do łazienki. Dzidziuś jest wymagający- uśmiechnęłam się.
-Achaaa- powiedzieli- I tak nie bardzo wiem, co to znaczy- dodał Michael z dziwną miną, chyba wyglądał wtedy tak, jak ja, kiedy ktoś coś do mnie mówił, a ja mówiłam „Nie wiem co to znaczy” Hmm, to tak to zawsze wyglądało z boku… Bardzo dziwna mina… Muszę się podszkolić, żeby jej za często nie używać, chociaż.. Booth mówi, że to we mnie kocha. Więc może, jednak nie będę niczego zmieniać.
-To znaczy, ze Ciocia musi siusiu- powiedziała z powagą Joy. Michael zrobił kolejną dziwną minę. Jak ja kocham te dzieci.
-Acha… dobrze…- powiedział w końcu, ale wydaje mi się, ze nadal nie bardzo rozumiał jaki jest związek między wymagającym dzidziusiem, a siku. Wstałam i wyszłam.
Poszłam oczywiście do toalety, ale nie do końca to był mój cel. Musiałam pójść do Lekarza Michaela. Kiedy weszłam do niego do gabinetu, na krzesłach po drugiej stronie biurka siedziało dwoje ludzi. Rodzice Michaela… Idealnie. Właśnie chciałam się z nimi skontaktować.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale… Państwo są rodzicami Michaela, prawda?- spytałam od razu.
-Tak…- odpowiedziała kobieta. Miała łzy w oczach.
-Dzień dobry, Dr Temperance Brennan- przywitałam się.
-To pani, tak?- tym razem odezwał się mężczyzna- Ciocia Temperance?- spytał niepewnie.
-Tak. To ja.
-Słyszeliśmy ile pani zrobiła dla naszego synka…- kobieta otarła łzy i spojrzała na mnie- Dziękujemy. My, nie potrafimy… Ma pani dzieci? Widzę, ze jest pani w ciąży, ale…
-Niedługo będę miała. Za niecałe cztery miesiące.
-Więc nie wie pani, jakie to straszne dowiedzieć się, ze pani jedyne, najukochańsze dziecko umiera?
-Nie wiem, ale widziałam wiele razy ból rodziców, kiedy dowiadywali się o stracie dziecka. Nie potrafię sobie tego wyobrazić…
-Dr Brennan jest antropologiem sądowym- dodał lekarz.
-Chciałabym, żeby poszli państwo ze mną do Michaela.- powiedziałam wprost- Ona was bardzo potrzebuje.
-Ale jak…?- kobieta wyglądała jakby znowu miała się rozpłakać.
-On nie boi się śmierci. Pogodził się z tym. Jedyna rzecz jaka go boli, to, to, ze jego rodzice nie potrafią tego zrozumieć. On was potrzebuje. Myślicie, ze on nie widzi jak płaczecie po kątach, jak szepczecie, powiedział mi to dzisiaj, dziecko widzi wszystko. Przepraszam, ze to powiem, ale taka jest prawda, nawet jeśli was to zaboli trudno, ale może coś zrozumiecie. Powinniście wziąć się w garść, pójść do niego i z nim porozmawiać, normalnie. Traktujcie go jak dawniej, nie pokazujcie mu, ze przeraża was jego choroba. Nie przelewajcie swojego strachu na niego. Michael umrze, nic na to nie poradzicie, ale musicie zdać sobie sprawę, ze to może nastąpić w każdej chwili. Nigdy sobie nie wybaczycie, ze przed jego śmiercią, nie potrafiliście się z nim pogodzić, powiedzieć mu, jak bardzo go kochacie, bo tego jestem pewna. Kochacie go i dlatego to was tak boli. Rozumiem to. Ale idźcie do niego, możecie nie dostać drugiej szansy. Kiedy on odejdzie, już nigdy z nim nie porozmawiacie. Wykorzystajcie ten czas, który wam został. To jest dla niego bardzo ważne- rozgadałam się jak najęta… Oni tylko patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami. Kiedy skończyłam zapadła głucha cisza. Nikt nie odważył się odezwać. Po prostu stali i patrzyli na mnie… Nie płakali… Chyba musieli pozwolić informacjom dojść do nich. Mówiłam trochę szybko… Dopiero po jakimś czasie odezwała się matka
-Dziękuję…- i znowu cisza. Wymienili spojrzenia między sobą, potem popatrzyli na mnie- Ma pan rację. – wstali, zabrali rzeczy- Musimy do niego pójść, Dr Brennan, pójdzie pani z nami?
-Oczywiście.- uśmiechnęłam się. Dotarło do nich. Pozostało im teraz tylko naprawić relację z synkiem. Odwróciliśmy się w kierunku drzwi, podszedł do mnie lekarz
-Jest pani bardzo mądrą kobietą- powiedział z uśmiechem- Dziękuję pani.
-Wiem, doktorze. Oni musieli to usłyszeć…
-Dobrze, ze im pani to powiedziała…
Wróciliśmy do Sali Michaela.
-Michael…- zaczęłam- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
-Jeszcze jedną? Jaką?- spytał ciekawy.
-Najlepszą.- uchyliłam drzwi… oczom Michaela ukazały się dwie tak dobrze znane sylwetki.
-Cześć, synku…- powiedzieli.
-Mama? Tata?
-Tak- żadne z nich nie płakało. Uśmiechali się. Michael patrzył na nich, jakby nie wierzył, ze tam są. Po chwili wstał z łóżka, ostrożnie się do nich zbliżył, patrzył… i przytulił z całej siły
-Cieszę się, ze przyszliście!
-My też, kochanie…- powiedziała matka, kucając.
Przytulali się, wycałowali… było im to potrzebne. Nareszcie się porozumieli.
Po chwili…
-Mamo, tato- zaczął Michael podchodząc do łóżka. Szedł powoli. Widać było, że ma coraz mniej siły. Czuł się źle, wiedziałam to, ale nie dał po sobie nic pokazać. Walczył. Był silny, ale… umierał…- To moja żona, Joy- przedstawił im ukochaną.
-Żona?- spytali zaskoczeni i popatrzyli na mnie. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.
-Tak. W końcu mam już 78 lat- uśmiechnął się, a rodzice ponownie spojrzeli na mnie. Uśmiechałam się. Nie wiedzieli dokładnie co się dzieje, ale zaakceptowali wszystko- Pobraliśmy się już dawno. Kocham ją.
-Witaj w rodzinie, Joy- tata podszedł do dziewczynki i wyciągnął do niej rękę.
-Cześć- powiedziała lekko speszona.
-Chodźcie, siądźcie ze mną i z Joy… Joy zaraz wraca do domu. Cieszę się, ze poznaliście moją żonę.
Rodzice usiedli. Michael pokazał im zdjęcia ze ślubu. Byli bardzo szczęśliwi. Patrzyłam na o wszystko z boku. Michael opowiedział im swoje życie, pokazał zdjęcia, opowiedział o ślubie o tym, że na razie nie będą mieć dzieci, że już nie zdążą, ale bardzo się kochają. Michael wyjaśnił rodzicom, że mimo, że Joy wyjeżdża to i tak zawsze będą razem, bo łączy ich wielka miłość. Oboje spojrzeli na mnie, a w ich oczach widziałam wszystko. Nie musieli mówić, odczytałam to… „Dziękuję”, nic więcej nie było potrzebne. A tego czytania z oczu nauczyłam się od ciebie, mój kochany. Przed twarzą pojawił mi się uśmiech Seeley’a.
Po godzinie przyszli rodzice Joy. Porozmawiali chwilę i nadeszło to co nieuniknione. Musieli się pożegnać. Joy wyjeżdża… Nie płakali. Przytulili się, szepnęli „Kocham cię” i… Joy wyszła z rodzicami. Będę za nią tęsknić… Na zawsze pozostanie w moim sercu.
Michael czuł się coraz słabiej, położył się do łóżka. Nadszedł czas na mnie… a skoro Michael ma przy sobie teraz swoich rodziców, mogę spokojnie wrócić do domu. Potrzebują trochę czasu, muszą się sobą nacieszyć.
-Na mnie już czas, Michael- powiedziałam, wstając.
-Już idziesz, Ciociu?- spytał słabym głosem.
-Muszę, kochanie. Ale… twoi rodzice zostaną przy tobie…
-Ciociu- wyciągnął rączki do góry, podeszłam… mocno mnie przytulił i szepnął do ucha- Kocham cię Ciociu… Dziękuję ci za wszystko. Dzięki tobie jestem szczęśliwy. Wiem, że jest ze mną coraz gorzej, ale nie boję się…- uśmiechał się. Spojrzałam w jego oczka i nie widziałam w nich strachu, widziałam radość.
-Ja też cię kocham, Michael. i… dziękuję ci.
Pocałowałam go w policzek, Michael pocałował mnie, wstałam.
-Do widzenia- zwróciłam się do rodziców.
-Do widzenia, Dr Brennan- odpowiedzieli z uśmiechem- Dziękujemy- również się uśmiechnęłam. Pomachałam jeszcze raz Michaelowi na pożegnanie i… wróciłam do domu.
To chyba był dobry dzień… Prawda?
Boże, Twoje opowiadania są piękne, choć to nie jest odpowiednie słowo. Żadne ze słów nie odda emocji, jakie wzbudza czytanie Twoich historii. Masz prawdziwy talent ;))
Bardzo Ci dziękuję:) Cieszę się, że Tobie też podoba się to co piszę:) To dla mnie wiele znaczy:)
Dziękuję:*:*:*
Po geografii jest to mój 2 ulubiony przedmiot :):):)
zawsze miałam w szkole same 5 ( no 3 też się zdarzyła) i jakieś konkursy po drodze się zdarzały(kangura)
Moi znajomi nie bardzo lubieją matematykę i ja nie wiem dlaczego??
Jak można nie lubic matematyki?
A Wy dziewczyny co sądzicie
Och Kasiu..........
Jaka wzruszająca część ....
Niestety niekiedy rodzice nie potrafią pogodzić się z tym że ich dzieci odchodzą i tym właśnie je ranią
Ale dzięki naszej kochanej Bones rodzice Michaela zrozumieli że moga te ostatnie chwile spędzic razem szczęśliwie....
Najsmutniejsze było chyba pożegnanie Michaela z żoną Joy....
Dzieki Tempe Micheal ma okazje przeżyć życie którego nie będzie miał tak jak chce jest to smutne ale zarazem daje nam nadzieję.....:):):)
Kasiu nie wiem jakich słów mam użyć żeby opisać jakie to jest piękne jesteś GENIALNA i czekam na to co zdarzy się w kolejnych częściach choć wszyscy wiemy jaki będzie koniec......
Pozdrawiam Kasię, Marysię i Kaię oraz naszego uroczego Hinrika:):):*:*
Dziękuję jeszcze raz Kasiu i Beatko, że we mnie wierzycie :) postaram się robić to co na prawdę będę kochać, tak jak Ty Kasiu kochasz swój teatr :) jeszcze raz dziękuję :** jesteście Przekochane :)
Ja właśnie jestem lepsza z przedmiotów ścisłych i bardziej je lubię... a wręcz przeciwnie humanistyczne... polski i historia to dla mnie czarna magia ale jakoś udaje mi się jeździć na 4 z tych przedmiotów :)
Najbardziej ze ścisłych lubie matematykę, później fizykę i na końcu chemię :)
Oczywiście mi nie przeszkadza również jeśli ktoś jest bardziej humanistą w końcu każdy ma własną osobowość :)
Oczywiście... marzenia spełniają się tylko wtedy, kiedy głęboko się w nie wierzy, wierzy się że się spełnią :) nie można rezygnować ze swoich marzeń :)
Kasiu... całkowicie zgadzam się z Beatką :) pięknie, wzruszająco... nic dodać nic ująć po komentarzu Beatki :) rewelacyjna część... coraz częściej chce mi się płakać... już się boję jak będę wyć na zakończeniu.. buuu...
Jesteś GENIALNA i widać, że jesteś bardziej humanistką... ja bym czegoś takiego w życiu nie napisała... :) Ekstra... gratulacje niezwykłego talentu pisarskiego :)
Ja nie za bardzo przepadam za geografią, chociaż nie jest ona aż taka zła... :) nawet ją lubię :)
Również mam raczej 5, no może więcej 4 i 3 też się zdarzały ale to już z wosu xD :) swoją drogą nie wiem po co niby mi się przyda ten przedmiot... ale skoro już jest to niech będzie... :)
Właśnie... ja jak już tu pisałam już z któryś raz uwielbiam matematykę... chociaż wiesz Beatko, Ci którzy jej nie rozumieją i nie lubią liczyć na pewno jej nie polubią... Ale każdy ma coś swojego co kocha :)
Też brałam udziały w konkursach(kangurach) :P :)
Już od przedszkola czy podstawówki w 1 klasie rozwiązywałam zadania "z kangurkiem" a nie trzeba było ich robić ale ja zawsze musiałam je rozwiązać... :) A jak mi coś nie wychodzi to liczę na różne sposoby, aż mi w końcu wyjdzie dobry wynik.. tak już mam... :) hehehhe :)
A jak z Waszymi ocenami w szkole Kasiu i Kaiu :)
Uch ale się rozpisałam... he he ale wiadomo... - pasja xD :PP
Pozdrowionka dla Was i buziaczki: Kasi, Beatki i Kai... :) oraz wspaniałego Hinrika :)
A u mnie obecnie ocen nie ma, bo chwilowo przerwałam swoje studia, ale rok temu było naprawdę dobrze, poniżej 4 nie schodziłam, ale wiadomo studia związane z teatrem, to inaczej być nie mogło:P To było łatwe:) hehehe
A u mnie w liceum było odwrotnie ze ścisłymi, najszybciej i najłatwiej łapałam chemię, potem matematyka i fizyka na końcu, to było coś przez co choćby nie wiem co, nie potrafiłam przejść. Jestem noga z fiz i nic mi nie pomoże:P Po prostu nie łapię,ale myślę, że to też wiele zależało od nauczycieli, akurat z mat mi się nie poszczęściło... Do liceum lubiłam w liceum moje lubienie się skończyło:P Tak samo miałam z historią na przykład, zawsze lubiłam, a w liceum znienawidziłam. Teraz lubię, jak czytam z własnej woli:P
Maryś, dobrze że się rozpisujesz:) Ja to lubię:*
Buziaczki i pozdrowionka dla Kochanych Marysi, Beatris i Kai:*::* I męskiego przedstawiciela- Hinrika:) Oczywiście:)
I następna część:)
9.
Dziś rano, gdzieś koło godziny 9, kiedy byłam w Instytucie, zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to Booth…. Wiedziałam, że nie dotyczy to na pewno żadnej nowej sprawy. Odkąd jestem w ciąży, już prawie szósty miesiąc, nie jeżdżę w teren. Nie siedzę też długo w pracy, nie chcę narażać naszego dziecka… Spojrzałam na wyświetlacz…. Nie znam tego numeru… Odebrałam… „Brennan?”… Coś się stało?... Oczywiście już… już jadę. Do widzenia…
Dzwonili rodzice Michaela, poprosili bym jak najszybciej przyjechała do hospicjum. Coś się dzieje… czuję to. Może Michael gorzej się poczuł? Mam jakieś dziwne złe przeczucie.
Szybko poszłam do Dr Saroyan i poprosiłam o wolne na dzisiejszy dzień. Muszę do niego jechać. Na szczęście nie było żadnego problemu. Jak dobrze jest mieć tak kochanych przyjaciół, którzy… po prostu cię rozumieją, nie pytają… ufają ci. Znalazłam ich, tutaj w Jeffersonian. Zebrałam rzeczy i najszybciej jak mogłam, wyszłam z Instytutu. Zamówiłam taksówkę, na tym etapie ciąży wolę nie ryzykować jeżdżenia samochodem, zresztą gdyby Booth się dowiedział…
Jak na złość w mieście były straszne korki, a ja czułam, że nie mam dużo czasu i… martwiłam się tym, że nie wiem, co się dzieje… W końcu dotarliśmy, wyszłam z taksówki tak szybko, że zapomniałam o zapłaceniu kierowcy, musiałam się wrócić. Przeprosiłam… zrozumiał. Weszłam do budynku i szybko skierowałam swe kroki do Sali Michaela. Otworzyłam drzwi, ale… nikogo nie było. Co tu jest grane? Rozejrzałam się po pomieszczeniu… Nic z tego nie rozumiem… Przyszli rodzice Michaela… Wyglądali źle…
-Dr Brennan…- zaczął mężczyzna.
-Co się stało? Przyjechałam najszybciej jak mogłam. Gdzie Michael? Znowu ma jakieś badania? Co się dzieje?- zarzucałam ich pytaniami.
-Dr Brennan… Michael…- zaczęła kobieta, ale załamał jej się głos. To był znak… już wiem, co się stało…
-Czy…?
-Tak- powiedział mężczyzna- Michael nie żyje…
-Ale… Jak? Przecież wczoraj…
-Zmarł dzisiaj w nocy. Zasnął i kiedy rano chcieliśmy go obudzić… Nie zareagował… Odszedł…
-Uśmiechał się…- dodała kobieta. Rozpłakałam się. Pierwszy raz tak naprawdę się rozpłakałam. Nie mogłam się powstrzymać. Przecież wiedziałam, że on umrze, wiedziałam to… przygotowałam go na to… ale to wciąż bardzo boli. Wiem, że będzie nadal w moim sercu, nigdy o nim nie zapomnę, ale… już z nim nie porozmawiam… Michael, przecież nie skończyłam czytać ci książki… Poczułam się źle, tata Michaela chyba to zauważył, nogi mi się ugięły, pomógł mi usiąść…
-Ostrożnie Dr Brennan…- powiedział zatroskany- Spokojnie, proszę oddychać, spokojnie… tak…- stosowałam się do wskazówek i po chwili poczułam się odrobinę lepiej. Ale ból w sercu… on został i myślę, że szybko nie zniknie. Taki ślad już nigdy się nie zagoi.
Michael… wierzyłam we wszystko, co ci mówiłam, o śmierci, o innym świecie, o tym, ze zawsze będziemy razem, ale… przykro mi… Pokochałam cię, jak własne dziecko…
Położyłam ręce na swoim brzuchu i siedziałam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć… po raz pierwszy nie potrafiłam wydusić z siebie słowa…
-Lepiej się pani czuje?- spytała kobieta siadając koło mnie.
-Tak… Nic mi nie jest…- odpowiedziałam.
-Nawet pani nie wie ile pani dla nas zrobiła. Gdyby nie to, co wczoraj usłyszeliśmy… nie zdążylibyśmy pogodzić się z synem. Dzięki pani nasz dzień wygląda inaczej… Nie potrafię sobie wyobrazić, co by było, gdybyśmy wczoraj tu nie przyszli. Drugiej szansy już byśmy nie dostali… nigdy… Michael był gotowy…
-Tak… Wydaje mi się, że… on już dawno był gotowy… Czekał tylko na odpowiedni moment. Myślę, ze dał wam szansę. Czekał aż przyjdziecie i też to zrozumiecie. Kiedy się z wami spotkał, porozmawiał, kiedy się pogodziliście… poczuł, ze spokojnie może odejść…Wczoraj… pożegnał się ze mną… Powiedział „Kocham cię Ciociu… Dziękuję ci za wszystko. Dzięki tobie jestem szczęśliwy. Wiem, że jest ze mną coraz gorzej, ale nie boję się” teraz wiem, że to było pożegnanie. Wiedział…
-Myślę, że wiedział, Dr Brennan… z nami też się pożegnał… wczoraj…
-Niesamowity chłopiec… Będę za nim bardzo tęsknić…
-Wiemy, co zrobiła pani dla naszego synka- odezwał się tata- Jeszcze raz dziękujemy…- Nie odpowiedziałam, uśmiechnęłam się tylko.
-Michael zostawił coś dla pani…- matka podeszła do stolika, otworzyła szufladę i wyjęła z niej zaklejony list. Podeszła do mnie- Proszę… Jest adresowany do pani…- podała mi list.
-Co to takiego?- spytałam zaskoczona.
-Nie wiem. Nikt nie otwierał. To do pani…- uśmiechnęła się. Siedziałam i wpatrywałam się w niewielką kopertę…
-Zostawimy panią na chwilę samą…- powiedział ojciec Michaela, zabrał żonę i wyszli, a ja zostałam sama w miejscu, w którym ostatnio tak często przebywałam…
W końcu zebrałam się na otworzenie listu… Dużymi literami, lekko krzywymi był napisany list do mnie…. Widać było, że Michael bardzo się starał, ale wiedziałam też, że ciężko było mu go napisać, to było widać po kształcie liter… Nie miał już siły trzymać długopisu w ręce… Dlatego list był krótki… Zaczęłam czytać…
„Kochana Ciociu!
Przepraszam Cię, ale… ale wypożyczyłem „Oskara” i chciałem sam doczytać do końca… Czułem, że nie zdążysz mi przeczytać, a bardzo chciałem poznać zakończenie. Nie udało mi się… zostały mi dwa rozdziały… i czuję, że zaczynam umierać. W końcu mam już 88 lat. To bardzo dużo. Przeżyłem całe swoje życie dobrze i niczego nie żałuję. Mam żonę, która mnie kocha, którą ja bardzo kocham i mam Ciebie, Ciociu Temperance. Dziękuję Ci. Pokazałaś mi świat, miłość i życie. Dzięki Tobie pogodziłem się z rodzicami. Czekałem na to. Wiedziałem, że mogę odejść, ale ta jedna niewyjaśniona sprawa mnie trzymała. Nie mogłem umrzeć, nie rozmawiając z moimi rodzicami. Ich też bardzo kocham, Ciociu…
Chyba czas się pożegnać… Czuję, że już się nie zobaczymy…
Odwiedziesz mnie czasem? Bardzo bym tego chciał… Chciałbym zobaczyć twojego dzidziusia. Przyjdź z nim kiedyś do mnie, ja Cię zobaczę. Będę wiedział kiedy. Mówiłaś mi kiedyś, że ci których kochamy, na zawsze zostają z nami. Wierzę w to, bo to czuję. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu… Mam nadzieję, że mnie nie zapomnisz. Jesteś moją najukochańszą Ciocią Temperance. Będę za Tobą tęsknił.
Michael.
PS Miałaś rację to jak zasypianie….”
Czytałam i czułam jak łzy powoli spadają na kartkę… Wiedział… Czuł to… Chciał przeczytać Oskara? Michael kochanie, wiem, ze teraz na mnie patrzysz… Czuję to…
Wyjęłam książkę z torebki, siadłam na krzesełku, na którym zawsze siedziałam czytając Michaelowi i Joy… Otworzyłam na przedostatnim rozdziale…
-Kochany, dotrzymam obietnicy. Poznasz historię Oskara do końca…. Mam nadzieję, że mnie słyszysz… -spojrzałam w bliżej nieokreśloną przestrzeń i czułam… że mnie słucha, widziałam go siedzącego na łóżku i wpatrującego się we mnie tymi swoimi pięknymi, zaciekawionymi oczkami… Zaczęłam czytać… Przedostatni rozdział, bardzo krótki…
„Szanowny Panie Boże
Sto dziesięć lat. To dużo. Chyba zaczynam umierać.
Oskar”
Czułam jak ciepła łza spływa po moim policzku… szybko jednak ja starłam… Michael nie może widzieć moich łez… Przewróciłam kartkę i…
-To już ostatni rozdział, Michael…
„Szanowny Panie Boże,
Chłopiec umarł.
Będę wciąż panią Różą, która odwiedza chore dzieci, ale nie będę już ciocią Różą. Byłam nią tylko dla Oskara.
Zgasł dzisiaj rano, w czasie półgodzinnej przerwy, kiedy z jego rodzicami poszliśmy napić się kawy. Zrobił to bez nas. Myślę, że czekał na tę chwilę, żeby nas oszczędzić. Jakby chciał, żebyśmy nie cierpieli, patrząc, jak odchodzi. To on w gruncie rzeczy nad nami czuwał.
Jest mi ciężko na sercu, Oskar w nim mieszka, nie mogę go wyrzucić. Muszę powstrzymać łzy aż do wieczora, nie chcę, aby mój ból konkurował z bezbrzeżną rozpaczą jego rodziców.
Dziękuję Ci, że dałeś mi poznać Oskara. Dzięki niemu byłam zabawna, wymyślałam legendy, znałam się nawet na zapasach. Dzięki niemu śmiałam się i przeżywałam radość. Bardzo mi pomógł w Ciebie wierzyć. Jestem przepełniona miłością, czuję, jak mnie pali, dał mi jej tyle, że starczy na wszystkie następne lata.
Do zobaczenia, ciocia Róża.
PS: Przez ostatnie trzy dni Oskar stawiał na szafce przy łóżku kartonik. Myślę, że to Ciebie dotyczy. Napisał na nim: „Tylko Bóg ma prawo mnie obudzić”.”
Michael zrobił to samo… Świadomie, bez nas… nie chciał żebyśmy widzieli, jak umiera… Jakie te dwie historie są do siebie podobne… Nie wiem, jak długo siedziałam… Chyba bardzo długo… Czułam jego obecność i nie chciałam wychodzić, dopóki tak było…
W końcu ktoś wszedł do Sali… Myślałam, ze to rodzice Michaela, ale jakie było moje zdziwienie, jak w drzwiach zobaczyłam… Bootha.
-Booth? Co ty tu robisz?- chyba wyglądałam jakbym zobaczyła ducha.
-Bones, kochanie… Jest wieczór…- powiedział. Dopiero teraz spojrzałam za okno… robiło się ciemno… Przesiedziałam połowę dnia…?- Przyjechałem po ciebie.
-Skąd wiedziałeś, ze…
-Przecież codziennie tu przychodziłaś… do Michaela. Co się stało? Nie zadzwoniłaś, martwiłem się o ciebie… i o nasze maleństwo…- podszedł do Bren.
-Michael umarł, Booth. Dziś w nocy. Zostawił dla mnie list…- pokazała list od Michaela.
-Mój Boże…- Bootha bardzo zmartwiła ta wiadomość. Mimo, ze nie poznał Michaela osobiście… wiedział ile znaczył dla Bones…
-Booth. Nie możemy płakać- powiedziała widząc łzę w jego oku- Michael by tego nie chciał. Był gotowy, chciał odejść… Miał 88 lat…Byłoby mu przykro widząc, jak płaczemy… On nad nami czuwa…
-Bones…
-Wiem, nigdy w to nie wierzyłam. Ale… dzięki Michaelowi uwierzyłam… Naprawdę czuję jego obecność, Booth… Naprawdę…
-Kocham cię Bones.
-Kocham cię… Seeley…
-Chodźmy do domu…
-Tak…- wstała i dopiero poczuła, jak bardzo jest zmęczona… Zachwiała się… Booth ją podtrzymał.
-Co się dzieje, kochanie?
-Nic… Jestem zmęczona… Za dużo wrażeń… Poza tym.. nasze dziecko nie dawało mi dziś spokoju, wierci się cały dzień, kopie…
-To znaczy, ze zdrowe. Złap mnie za szyję. Zaniosę cię do samochodu.
-Booth nie możesz dźwigać. Twoje plecy…
-Daj spokój. Ciebie zawsze mogę nosić- uśmiechnął się.
-Pamiętaj, że teraz nie jestem sama… Ważę dużo, dużo więcej… Nasz maluszek już zdążył nieźle podrosnąć… Jestem gruba i ciężka…
-I najpiękniejsza na świecie- pocałował Bones- Ciążą bardzo ci służy kochanie. Nieważne, że ważysz więcej. Promieniejesz, jesteś zupełnie inną kobietą… Piękną, kochaną, moją… moją Bones.
-Booth…
-Złap mnie za szyję. Uniosę i ciebie, i nasze dziecko- Tempe w końcu posłuchała, oplotła jego szyję i Booth podniósł dwójkę ukochanych osób. Ostrożnie zaniósł ich do samochodu. Ruszyli do domu…
Wróciliśmy do domu…
Kasiu ja dosłownie ryczę... na prawdę ryczę
Nie jestem w stanie nic napisać... cały czas było wielkie wzruszenie a łzy już mi puściły jak czytałam list od Michaela... (chociaż wiem, mama mnie uczyła, że nie można czytać cudzych listów, no ale... wiesz :P)
Pięknie, cudownie...
Michael to na prawdę mądry chłopiec... wiedział, że.. dlatego się wcześniej pożegnał...
Tak dużo wspólnego ma Michael z Oskarem... chyba nawet wszystko...
Nie wiem jak Wy ale mi się jeszcze wydaje, że duże podobieństwo jest między Bones a Michaelem... chodzi mi o to, że Bones m.in. dzięki Boothowi uwierzyła w miłość i pogodziła się z ojcem i bratem tak Michael z rodzicami... pomogła mu uwierzyć w niektóre rzeczy tak jak jej pomógł ukochany...
Jeszcze tak mega wzruszający moment był, kiedy Bones czytała dwa ostatnie rozdziały książki... jak siedziała i wierzyła, że On ją słyszy... (płaczę)
Ekstra rewelacja :) Chylę głowę...
Dziękuję, że lubisz Droga Kasiu czytać te moje "gadanie" :)
Aha no to bardzo dobrze się uczyłaś... :) :)
Ja jestem dopiero w gimnazjum... :) w podstawówce w miarę jeszcze cierpiałam historię, ale teraz już nawet nie chce mi się słuchać nauczycielki... :) siedzę niby słucham ale nie słucham... :P nie chce mi się... ja jeszcze jutro pierwszą mam historię i często zdarza się, że jestem nie wyspana, a nawet zawsze, bo oglądam Kości i się nie wyśpię... Ale muszę obejrzeć inaczej i tak nie zasnę... ;P
Tak dużo racji masz mówiąc, że zrozumienie przedmiotu zależy od nauczyciela... ja np mam bardzo fajną panią od matematyki, która umie wyjaśnić i to bardzo dobrze :) i jest akurat jeszcze moją wychowawczynią z czego się bardzo cieszę... :) identyczną sytuację miałam w podstawówce :)
Z fizyki też mam bardzo miłego pana, który jednocześnie jest dyrektorem szkoły... i wcale nie jest taki zły... he he już 3 raz przekłada nam spr i chyba już jutro zrobi... :PP
A pani od chemii jest taka sobie... nie raz ją lubię nie raz nie... zależy od dnia i godziny... xD :)
Aaa.. i chociaż mam bardzo fajną panią również od historii to za Chiny Ludowe nie mogę polubić tego przedmiotu ale do tego już chyba raczej nie dojdzie... xD :PP
A panią od polskiego to strasznie nie lubię... wredna jest i tyle... chociaż przez ostatnie kilka dni była spoko dla nas ale i tak jej nie polubię i tyle... bo nie muszę lubić każdego nauczyciela...
Huh... troszkę się zmęczyłam machając palcami ale to nic... :)
Serdeczne pozdrowionka dla Kai, Kasi i Beatki... :) buziaczki Moje Drogie :* :* :* i dla jedynego mężczyzny... niezastąpionego Hinrika :*
Świetną. Ja płakiwam jak suseł ;(( Dzieciom nie powinno chorować, cierpiec i płakiwać... Oni sa dzieciami... ;((((
Ja w szkołą lubiowąłam biologią, chemią i fizyką. Maths i geometry był fajną też. I English Literature, ja lubiłam też. Najgorsza? Latin i German. Ja nie mogłam znosić ;P W nasz szkół każdy uczeń musuje zdać Latin i językom obcy ;/ Geography nie był mój ulubiony, World's history i Us history też. Szczęściowo ja miałam programom Natural Sciences i tam był tylko jednemu semestr z tego ^^
Matt i ja byli dzisiaj u pastor. Już wiem kiedy biorę śluba. I'm a lil bit scared...
Całusy moim dziewczynom: Kate ;*, Mary ;* & Beatriz ;* i drugi najkochańszy facet światu - Hinrik ;*
.... to było... po prostu ...perfekcyjnie napisane jakie emocje targały Bones i rodzicami Michaela
Płacz nie ustaje tak od razu po śmierci a ja jestem bardzo miękka jeśli o to chodzi
Brak słów by coś mądrego napisać.....
Ciekawe co się wydarzy w kolejnych częściach czekamy
Oj Kaiu wszystkiego najlepszego z okazji zbliżającego się ślubu :):):):)będzie dobrze zobaczysz wszystko sie ułoży :):):):):)
Jesteście super dziewczyny :):):):):):):)
pozdrawiam:) Kaie;* Kasię;* i Marysię;* i oczywiście wspaniałego Hinrika:*
Kaiu, ale super! Zobaczysz wszystko będzie idealnie. wiadomo, że trochę strachu zawsze jest, ale to normalne, w końcu wkraczasz na nową drogę w życiu, to jest zmiana, ale najważniejsze jest to, ze się kochacie:) Bardzo się cieszę Twoim szczęściem i jeszcze raz Wam gratuluję:*:*:*
Ech szkoła, szkoła, szkoła... Ja się bardzo cieszę, że już nie chodzę do liceum, zawsze było dla mnie... nie wiem... jakoś tak czułam, że uczę się wielu niepotrzebnych rzeczy i tracę czas siedząc w niej do późna, ale szybko mija i potem zaczynają się studia, które są zdecydowanie lepsze. Wreszcie robisz to, co cię interesuje. Chociaż nie powiem, lubiłam nawet chodzić do szkoły, choć fizyka mnie przerażała i historia... wtedy jeszcze też angielski, a teraz jaka zmiana:P to mój ukochany język:) Oki nie gadam więcej, tylko wrzucę kolejną część. Cieszę się, ze udało mi się Was wzruszyć, chciałam żeby ten temat zmusił trochę do myślenia i trochę potargał emocjami:P
Buziaczki dla Kochanych dziewczyn Kai, Beatris, Marysi:*:*:*:* Mnóstwo buziaczków.
I całusy dla zawsze wiernego Hinrika:)
10.
Dwa dni później odbył się pogrzeb chłopca, na którym oczywiście nie zabrakło Bones, Bootha i Angeli. Przyszła też Joy z rodzicami, przyjaciele, lekarze z hospicjum i oczywiście rodzice Michaela.
-…Niech spoczywa w pokoju.- skończył ksiądz. Pierwsza do trumny podeszła Joy, położyła małą białą różę..
-Kocham cię mój mężu..- szepnęła ze łzą w oku- Wiem, ze zawsze przy mnie będziesz. W sercu…
Każdy po kolei podchodził. Dopiero na końcu, kiedy wszyscy już się rozchodzili podeszła Bones z Boothem… Chciała chwilę pobyć z nim sama. Położyła białą różę… Stała i patrzyła… Wiedziała, ze nie powinna, ale jednak nie potrafiła powstrzymać łez. Same spływały po jej policzkach.
-Michael… Przepraszam, wiem, ze nie powinnam płakać- powiedziała ocierając łzy- Ale nie potrafię… Tak bardzo cię pokochałam… Będzie mi ciebie bardzo brakowało. Mam nadzieję, że jednak jeszcze się kiedyś spotkamy. Obiecałam ci, że na zawsze pozostaniesz w moim sercu i to się nigdy nie zmieni. Nigdy cię nie zapomnę. Nawet nie wiesz ilu rzeczy mnie nauczyłeś, ile pomogłeś mi zrozumieć… dzięki tobie stałam się innym człowiekiem… Dziękuję ci za to.
Booth stał obok i patrzył na swoją ukochaną. Nie poznawał jej… Tak bardzo się zmieniła przez te wszystkie lata… a teraz… dzięki Michaelowi zmieniła się jeszcze bardziej. Już dawno nie była tą zimną, racjonalną panią antropolog, niewierzącą w miłość, uczucia, przywiązanie, przeznaczenie… w Boga… Stała się najcieplejszą osobą, jaką kiedykolwiek znał. Miała w sobie tyle miłości, tyle uczucia… Od zawsze wiedział, ze pod tą maską kryje się mała dziewczynka o wielkim sercu. Miał rację. Teraz już nie bała się otworzyć na świat. Nie bała się pokazywać swojej słabości.
Po jakimś czasie podszedł do niej… Objął ją w pasie, a ręce położył na jej brzuchu. Czując jego dotyk, Bones mocno się w niego wtuliła. Cicho płakała… ale wiedziała, że nie jest sama. Już nigdy więcej. Ułożyła głowę na jego ramieniu i stali tak razem wtuleni nad grobem Michaela.
-Wracajmy do domu, Booth…- szepnęła po jakimś czasie- Jestem bardzo zmęczona…
-Dobrze, kochanie- odpowiedział. Przytulił ją i razem ruszyli do samochodu.
W domu
-Połóż się kochanie- powiedział Booth zdejmując płaszcz Tempe- Musisz odpocząć.
-Tak… Ostatnio coraz szybciej się męczę…- powiedziała. Booth pomógł jej się rozebrać i zaprowadził do sypialni. Położyła się. Przykrył ją kocem
-Jak się czujesz?
-Dobrze, Booth…
-Zrobię ci herbaty i zaraz do ciebie przyjdę.
-Dobrze…
Po kilku minutach wrócił z kubkiem ciepłej herbaty, postawił ją na stoliku, a sam wskoczył do łóżka. Bones od razu się w niego wtuliła. Oplótł ją ramieniem, jedną ręką gładził po głowie, a drugą położył na jej brzuchu.
-Zmieniłaś się Tempe…- powiedział po jakimś czasie.
-Tak… Ty pomogłeś mi się zmienić…- odpowiedziała cicho kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
-Mówię o jeszcze innej zmianie… O tym czego nauczył cię Michael i Joy… Czytałem książkę, którą napisałaś… o nich i o sobie…
-Masz rację… Dzięki nim wiele zrozumiałam… Zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze… Patrząc na nich… ich małżeństwo… Zobaczyłam, jak potężna jest miłość, jak ważne jest by się jej nie bać i… jeśli się ją spotka, poddać jej się bez wahania. Miłość pomogła im przetrwać najtrudniejszy okres… Jest tak silna… Nigdy bym nie powiedziała, że może być aż tak silna… Kiedyś w nią nie wierzyłam, byłam głupia… To najpiękniejsza rzecz pod słońcem… Zrozumiałam to i cieszę się, że ja też ją znalazłam. Dzięki nim, zrozumiałam też, jak bardzo, bardzo cię kocham i że moje życie bez ciebie nie ma sensu. Potrzebuję cię, jak tlenu, bez ciebie nie oddycham, nie żyję… nie ma mnie. Jesteś częścią mnie, jesteśmy jednością… bez niej nie istnieję… Jesteś moim sercem, a człowiek nie może żyć bez serca…
-Bones..- z oka agenta płynęły łzy szczęścia- Tak bardzo cię kocham. Moje życie bez ciebie też nie istnieje. Istniejemy tylko razem. Tylko razem możemy żyć…
-Tak. Tylko razem istniejemy…. Osobno nas nie ma. Jesteśmy jednym ciałem, jedną duszą…
-Tak, kochanie….
-A nasza córeczka jest cudem..
-Największym cudem. Najlepszym i najpiękniejszym cudem. Owocem potężnej miłości, naszej miłości.
-Teraz już nasze życie zostało podzielone na trzy części. Bez naszej córeczki nie ma nas…
-Tak, Bones. Żadne z nas nie może istnieć osobno.
-Pobierzmy się, Booth…
-Co?- to było zupełnie niespodziewane. Bones… Jak ona się zmieniła…
-Weźmy ślub. W kościele, taki najprawdziwszy. Stańmy się prawdziwą rodziną, przed Bogiem…
-Bones…- Booth czuł, jak w oczach zbierają mu się łzy.
-Tego też mnie nauczyli. Wiary, Booth. Wiary w Boga… Ty mnie tego nauczyłeś… Chcę wierzyć.
-Jeśli tego chcesz, Bones… Będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie…
-Tego chcę Booth.
-Więc pobierzmy się.
-Jak najszybciej.
-Jak najszybciej, kochanie…
Dwa tygodnie później odbyła się uroczystość. Skromna, kameralna, tylko najbliżsi przyjaciele. Ślub był oczywiście w kościele. Bones w pięknej białej sukni i Booth w najlepszym smokingu ślubowali sobie „miłość, wierność i uczciwość małżeńską” przed obliczem Boga. Dla wszystkich było to niespodzianką, ale dobrze wiedzieli, ze to już nie jest ta sama Temperance Brennan sprzed kilku lat. Byli szczęśliwi widząc, że te dwie zagubione dusze w końcu się odnalazły i złączyły.
Wesele też było piękne. Mały, wynajęty domek, bliscy i… zakochani, którzy od tego dnia stają się prawdziwą rodziną.
Miesiąc później…
Bones wpadła na chwilę do Instytutu. Nie do pracy, już nie pracuje… zostało niewiele do rozwiązania, poza tym zrozumiała, że teraz dziecko jest najważniejsze i to o nie musi dbać przede wszystkim. Sama zaproponowała Boothowi, że pod koniec ciąży powinna wziąć wolne i odpoczywać w domu..
-Cześć Ange…- powiedziała wchodząc do gabinetu artystki.
-Cześć sweety!- pisnęła Angela i od razu podbiegła do przyjaciółki.- Jak ty pięknie wyglądasz- patrzyła na nią z wielkim uśmiechem. Bones miała na sobie niebieską sukienkę, która pięknie układała się na jej bardzo dużym brzuchu. Na jej twarzy malowało się niezmierne szczęście. Kwitła.
-Jak się czuje maleństwo i mamusia?- spytała.
-Dziękuję, Ange, czujemy się bardzo dobrze- Bren uśmiechnęła się- Ale… muszę usiąść…- Ange podstawiła przyjaciółce krzesło. Bren usiadła- Jest coraz cięższa… Już z trudem mi się chodzi.. czuję, że to już niedługo…
-Tak się cieszę, sweety.
-Ja też. Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa… Tak bardzo kocham Bootha, naszą córeczkę… Cieszę się, że przestałam się bać… i… wreszcie mam rodzinę, o której zawsze marzyłam. Kochającą rodzinę…
-I jesteś panią Booth- powiedziała z uśmiechem Ange.
-Tak. Jak to ładnie brzmi, prawda? Temperance Brennan- Booth…
-lepiej nie może, kochana.
-Ange.. byłam dzisiaj u wydawcy…
-Zgodził się?
-Tak. Powiedział, ze wyda książkę… Rozmawiałam też wcześniej z prawnikami i powiedzieli, ze nie będzie żadnych problemów z prawami autorskimi. Zgodzili się na publikacje książki na podstawie „Oskara i Pani Róży”
-Wspaniała wiadomość.
-Tak. Za niecały miesiąc powinna się pojawić…
-O tu jest moja żona- powiedział Booth wchodząc do gabinetu Angeli.
-Booth.- Bren odwróciła się do męża. Podszedł do niej i pocałowali się na powitanie. Angela mimo, ze już tyle razy to widziała, nadal nie mogła wyjść z podziwu. Patrzyła na całującą się parę z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Słyszałem, że uda się wydać książkę- powiedział, kiedy skończyli pocałunek. Nie podniósł się jednak, ciągle byli bardzo blisko.
-Tak…
-Bardzo się cieszę, Bones…- znowu się pocałowali. Bren wplotła rękę we włosy Seeley’a, on objął ją w pasie… Ange nic nie mówiła. Nie chciała im przerywać.
-Ange… Pozwolisz, że zabiorę swoją żonę do domu…- powiedział odwracając się do artystki.
-jasne, Seeley.- odpowiedziała. Booth pomógł Bones wstać, przytulił do siebie…
-Do zobaczenia, Ange…- powiedziała Bren odwracając się do przyjaciółki.
-Pa, sweety.
Wyszli. Angela siedziała i uśmiechała się sama do siebie.
„Jak ja się cieszę, że wreszcie jest między wami, tak jak być powinno”. Nagle usłyszała głośny, przerażający krzyk…
Kasiu pięknie... :) super rozmowa Bones z Boothem w łóżku... :) ekstra... nie umiem napisać nic mądrego więc już nic nie piszę ;)
Aaa... i co to za "głośny, przerażający krzyk" ? bardzo bardzo ciekawe... :) czekam na cd :)
Kaiu Wszystkiego Najlepszego na Nowej Drodze Życia. I tak jak Kasia mówi to normalne, że się boisz... jak każda kobieta :)
Najważniejsze, że się kochacie :) Wszystko będzie dobrze ;)
Kaiu pozwól, że Cię poprawię... a raczej wyjaśnię :)
Mówi się, że się płacze jak bóbr, nie suseł xD :)
Jak suseł to się śpi :)
Ale to tak w ramach ciekawostki :)
Ja lubię chodzić do szkoły pomimo, że trzeba się uczyć i odrabiać zadania domowe i takie tam, ale bardzo lubię swoją klasę... doskonale się z nimi dogaduję i zawsze jest ekstra miło... :) I tylko dlatego rano wstaję xD :)
Ja uczę się tylko niemieckiego, a angielski to tylko troszeczkę... powierzchownie... ale to kiedyś już pisałam :PP
Niektóre słówka i wyrażenia angielskie rozumiem ale tylko te prostsze ale chociaż tyle... bo nie uczę się tego języka... :)
Ja np nie wiem po co mi się przyda w przyszłości wos... rrr... strasznie nie lubię tego przedmiotu dlatego zawsze zamulam ciężko xD :PP ale chyba mnie rozumiecie dziewczęta ? :)
I właśnie dzisiaj miałam mieć test z lektury ale nie mieliśmy... he he i bardzo się z tego cieszę... :)
I jeszcze do przedmiotów, które lubię mogę zaliczyć biologię... :) mamy bardzo fajną panią, która sypie jakimiś ciekawostkami... :) heh... :)
Totęż tak na koniec mogę stwierdzić, że szkoła byłaby super, gdyby nie nauka xD :)
Pozdrowionka dla moich Kochanych: Beatki, Kai i Kasi :)
gorące buziaczki :) i naszego męskiego przyjaciela - Hinrika ;)
PS: Dziewczyny oglądałyście wczorajszy odcinek Kości ?
Był super... he he bardzo się uśmiałam :) moja mama również. A tak nie za bardzo lubi ten serial przez te szczątki itp. Przez to, że to jak mówi "działa na wyobraźnię" A wczorajszy bardzo się jej podobał...
Mi również... jak każdy zresztą :)
Suslu, bobru, kogo obchodzi? Oba gryzoniowe ;P Ale ja sprobuje zapamietywac ;D Jest jakis idiom z wiewiorek? ^^
Ja ostatnio zastanawiala (moze to jest glupio, ale ja nie chadzalam do szkola w Polska) - klasa jest na stala? W Us kazdemu uczniu ma jego wlasny plan na dzien i codziennie takim samym lekcjom. I na kazdy lekcyj ty chodzisz z rozne osoby. Ja myslala w Polska tez tak jest i balam pytywac Natalie co jest to jak bo ona smieje ;(
Kisses! :*:*:*:*:*:*:*
PS. Moze spotykamy jakos wakacjom? ;)
Kaiu nie wiem... chyba nie... obecnie nic nie przychodzi mi do głowy ale chyba raczej nie ma :)
Może Kasia i Beatka wiedzą ? :)
Nie w Polsce tak nie ma.. :) dzielą nas na klasy przypisują plan i musimy chodzić wg planu :) he he :)
Teraz obecnie jak jestem w gimnazjum to przez 3 lata chodzę z tymi samymi ludźmi mi muszę powiedzieć, że się z tego cieszę :)
Co rok nam się tylko plan zmienia :)
Buziaczki i pozdrowienia dla Was :) :* :* :*
PS: Nie wiem czy dam radę... A Dziewczyny co Wy na to ? :)
Bardzo piękna część:):):)
Trochę smutna:( pogrzeb Michaela ...........
Ale świetnie napisałaś moment jak Bones mówi Boothowi że Go kocha i chce wziąść z nim ślub kościelny...
super że wydawca chce wydać książkę.........
No właśnie co to za krzyk????
Mam nadzieję żę dowiemy się wkrótce:):):)
Co do szkolnictwa w Polsce to jest chyba tak w całym kraju że chodzi się ileś lat razem z tymi samymi osobami tylko zmiena sie plan lekcji na dane lata:):):):):):):):)
Pozdrowienia dla SUPER DZIEWCZYN Marysi, Kasi i Kai
BUZIAKI:*:*:*
Hinriku jesteś niezastąpiony:):*:)
Hmmm z wiewiórką nic mi się nie kojarzy... Pomyślę jeszcze nad tym:)
Maryś, ja nie oglądałam na polsacie, bo nie mogę słuchać lektora, ale wiem, który odc leciał. Uwielbiam go. Na przemowie Hodginsa zawsze płaczę ze śmiechu, uwielbiam te jego miny i ten piękny obrazek za oknem, jak BB przenoszą zwłoki. Zawsze leżę ze śmiechu. I mój ukochany tekst "Hank nas opuszcza, dokąd on idzie? Kto wie?" a za oknam BB. hahahaha:)
Jeszcze kod, zamiast zamordowany to przetłumaczony:)
Okulary Cam i to jak się potem nieboszczyk uśmiecha:P
Całą ta sytuacja z "fryzurą Hitlera"
W ogóle cały odcinek jest bosssski:) Jeden z moich ukochanych:)
Kaiu, właściwie nigdy się nie zastanawiałam nad tym czy nudno jest z tymi samymi ludźmi chodzić do klasy przez kilka lat. Nie wiedziałam, że np u Was jest inaczej, ale wydaje mi się to bardzo interesujące. masz okazję poznać wielu ludzi, to jest super:) Tak jak już dziewczyny pisały, jednak klasa i różne przedmioty każdego dnia, a plan wciąż sie zmieniał.:)
Przedstawiam Wam przedostatnią część i to czym jest ten tajemniczy krzyk:)
11.
Wybiegła z gabinetu i pognała w miejsce, z którego dochodziły krzyki. Zobaczyła Bones trzymającą się za brzuch…i panikującego Bootha. Bren ciężko oddychała, Cam, która już zdążyła przybiec, pomogła jej usiąść.
-Co się dzieje?- spytała przerażona Ang.
-Ange… ja rodzę…- wydyszała Bones.
-O Boże!- pisnęła artystka
-Angela dzwoń po karetkę!- krzyknęła Cam- Jack, zajmij się Boothem, bo nam tu zaraz padnie!- zwróciła się do Hodginsa- Brennan oddychaj spokojnie.
Karetka przyjechała bardzo szybko. Zabrali rodzącą Bones do szpitala. Booth pojechał z Jackiem, Cam i Angelą, oczywiście samochodem Hodginsa. Sam nie był w stanie prowadzić.
Szpital.
-Doktorze…- powiedział Booth wyskakując z samochodu
-Zabieramy żonę na porodówkę.- odpowiedział.
-Spokojnie Booth. Wszystko będzie dobrze- Bones uśmiechnęła się do męża.
-Mogę być przy porodzie?- spytał niepewnie.
-Chcę żebyś przy mnie był, Booth…- spojrzała na lekarza. Ten tylko kiwnął głową i ruszyli do środka.
Po godzinie na świecie pojawiła się mała dziewczynka…
Sala.
Bones leżała wykończona na łóżku, obok niej siedział Seeley. Czekali na swoją córeczkę.
-Kiedy ją do nas przyniosą, Booth?- pytała zniecierpliwiona i patrzyła na drzwi.
-Spokojnie, kochanie…- Booth dotknął dłonią policzka Bones. Czując jego ciepło trochę się uspokoiła, spojrzała w te jego piękne czekoladowe oczy i już wszystko było dobrze- Zrobią jej badania i na pewno zaraz ją do nas przywiozą…
-Tak bardzo chcę ją już zobaczyć… Nie mogę się doczekać…
-Wiem.
-Nigdy nie sądziłam, że będę miała dziecko… Nigdy nie wierzyłam, że to jest możliwe… A jednak, zobacz…My jesteśmy małżeństwem, a gdzieś tam jest nasza kochana córeczka…
-Zawsze ci mówiłem, że ty też będziesz miała rodzinę, Bones.
-Najwspanialszą… Nawet w najskrytszych marzeniach nie sądziłam, że spotka mnie takie szczęście… Najpierw ty, a teraz… dziecko… Kocham cię, Booth i będę ci to powtarzać zawsze i tak często jak to tylko możliwe. Kocham cię…
-Ja też cię kocham Bones i nigdy nie przestanę…
Do Sali weszła pielęgniarka wioząc małą dziewczynkę.
-Państwo Booth?- zaczęła zbliżając się do łóżka Tempe- Wasza córeczka.
-To ona… Booth….- Tempe podniosła się na łóżku by lepiej zobaczyć dziewczynkę.
-Tak, Bones, to ona- na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Tak szczęśliwi to chyba jeszcze nie byli nigdy.
-Zdrowa. Dziesięć na dziesięć punktów. Zdrowa i… piękna. Czuję, że nie będzie mogła opędzić się od mężczyzn- pielęgniarka uśmiechnęła się.- Zostawię państwa samych…- odwróciła się i wyszła.
-Booth… ona jest taka maleńka… taka piękna…- dziewczynka otworzyła oczka i spojrzała na rodziców
-Jest piękna jak jej mamusia…- powiedział z uśmiechem Seeley.
-I tatuś. Ma twoje oczka… Piękne, czekoladowe oczy, dla których straciłam głowę… Cześć kochanie… Booth… chciałabym ją potrzymać…
-Oczywiście, kochanie…- Booth pochylił się nad łóżeczkiem, ostrożnie wyjął córeczkę i podał swojej żonie. Bren delikatnie przytuliła dziewczynkę do piersi.
-Nasze dziecko, Booth, nasza kochana kruszynka…
-Nasza, Bones, nasza…
-Zobacz… uśmiecha się, w ogóle nie płacze…- Bones patrzyła ze łzami w oczach na owoc ich wspólnej miłości.
-Bo wie, ze jest bezpieczna. Wie, że jest w ramionach mamy… która bardzo ją kocha.
-I wie, że obok jest tata, który też bardzo ją kocha i zawsze przy niej będzie.
-Będzie najszczęśliwszym dzieckiem…
-Na pewno, Booth… Będzie miała to co najważniejsze w życiu. Miłość i kochającą rodzinę i może kiedyś… niedługo… brata albo siostrę?
-Chcesz tego?- spytał ze łzami w oczach.
-Tak. Chcę mieć dużą rodzinę. Chcę jeszcze urodzić twoje dzieci… Jeśli tylko ty będziesz tego chciał.
-Oczywiście, Bones. Zawsze marzyłem o dużej rodzinie.
-Więc będziemy musieli się postarać…- uśmiechnęła się.
-Postaramy się, postaramy- również się uśmiechnął. Dziewczynka wpatrywała się w Bones.
-Jesteś piękna…- Bren leciutko pogłaskała córeczkę palcem po policzku.- Szczęście… Booth…
-Tak?
-Dajmy jej imię… Joy… Joy to radość, szczęście…
-Joy… Piękne imię…
-To też moje dawne imię… zapomniane na tyle lat… Ale… my nigdy nie pozwolimy, żeby nasza córka była nieszczęśliwa. Joy będzie szczęśliwa, będzie kochana i będzie wierzyć w miłość…
-Cześć Joy…- teraz Booth ostrożnie pogłaskał małą po główce.
-Chcesz ją potrzymać?
-Tak…
Bones podała tacie maleńką Joy. Teraz Booth trzymał na rękach jedną z najważniejszych istotek w jego życiu.
Po jakimś czasie przyszli też przyjaciele z Jeffersonian, którzy do tej pory czekali na zewnątrz. Byli oczarowani małą Joy. Angela oczywiście nie mogła przestać mówić, chwalić i przeżywać, jaką będzie ciocią, jak bardzo rozpieści dziewczynkę… Wszyscy byli bardzo szczęśliwi. Zrobili kilka zdjęć na pamiątkę i po dość krótkim czasie wyszli. Bren musiała odpocząć, poród, mimo że krótki był bardzo męczący… Ale warto było. Pojawienia się dziecka na świecie zmienia wszystko… wnosi tyle radości do życia… tyle nieopisanej radości…
Dwa dni później Bones i Joy zostały wypisane do domu…
Booth w ciągu jednego dnia urządził pokoik dla córeczki. Wymalował ściany, wstawił nowe łóżeczko, meble, zabawki… Dom był gotowy do przyjęcia nowej osóbki w rodzinie.
Pojawienie się Joy wywróciło życie państwa Booth do góry nogami. Oboje nadal pracowali, ale każdą wolną chwilę spędzali z córeczką. Oczywiście przez pierwsze cztery miesiące Bones i Booth siedzieli w domu z Joy. Dopiero później wrócili do pracy. Ale i ta nie wyglądała jak dawniej. Brennan bardzo się zmieniła. Nie siedziała do późna, chyba że wydarzyło się coś bardzo ważnego. Dogadała się z Camille i jej godziny pracy skróciły się do godziny 14. Później mogła zająć się dzieckiem. W czasie, kiedy pracowała, Joy zostawała z opiekunką, czasami Bren zabierała ją ze sobą do Instytutu, wtedy, kiedy nie było nowej sprawy i nie musiała badać kości. Kiedy proszoną ją o identyfikowanie starszych szczątek, ciocia Angela z ogromną chęcią zajmowała się dziewczynką. Wszyscy pomagali rodzinie Booth jak tylko mogli. Booth też starał się mniej pracować, by każdą wolną chwilę spędzać ze swoimi kochanymi dziewczynami. Nie trzeba mówić, jak bardzo szczęśliwy był Parker, kiedy poznał swoją młodszą siostrzyczkę. Jak tylko miał okazję opiekował się nią i Bones. W końcu to mały Booth.
Ps Kaiu, a czy ja dobrze kojarzę, że Ty w wakacje czy w najbliżeszej przyszłości wybierasz się do Polski, czy mi się coś pomieszało?:)
Buziaczki dla wszystkich: Kai, Maryś, Beatris i Hinrika:):*:*:*
Tak, ja bede w Polska od 6/3 do 8/26 ;) Mam przesiadek w NY i Amsterdam. Lecenie Boston - Warsaw bedzie trwac 24 godzinom (ale to zawiera prawie 13 czekanie na nowy lot) ;DDD Moj tata ma milom w KLM i wybieral tego bileta za darmo. Szczesciowo wracanie z przesiadek tylko w Paris i 11 godzinom cale lecenie (i tylko 1 godzin czekanie! ;P)
Kisses ;*
Oj Kaiu nie wiem jak inni ale mi nie jest nudno ze swoją klasą... wtęcz przeciwnie :) a nowych ludzi można poznawać inaczej... :) i to też jest ciekawe :)
Kasiu cudna część... jakie to było piękne... od momentu, kiedy mała Joy pojawiła się na świecie... :) to jak ze sobą rozmawiali... :) hmm... super :) ... ciekawe czy mała dziewczynka będzie miała rodzeństwo... xD :) ;) oczywiście Parker to mały Booth, więc jakby miałby się nie opiekować swoją siostrzyczką i jej mamą...?? xD :) ekstra czekam na niestety ostatnią już część...
Strasznie smutno bez Michaela... :(
W rzeczy samej o ten odcinek mi chodzi ;) Racja to wszystko co wymieniłaś było po prostu mega zabawne :) uśmiech to mi z twarzy nie schodził xD :) nie ma się co dziwić po takiej dawce dobrego humoru :) cały odcinek od początku do samiuśkiego końca strasznie mi się podobał i żałowałam, że się już skończył... Hmm a jak Booth śpiewał i tańczył... xD he he
A zakończenie... hmmm... Widać, że oni do siebie pasują... :) jak ładnie razem wyglądali pod tą parasolką... hmmm (marzy) :)
Sweets również był niezły... :) ha ha... Wszyscy odwalili dobrą robotę... nie mogłam również z tego jak Booth z Angelą musieli nie dopuścić do tego aby ktoś zaglądnął to trumny... xD i w rezultacie wyszła im wspomniana wcześniej "fryzura Hitlera" i super była reakcji tej "matki" Hanka (co później okazało się że nią nie jest) na tę "fryzurę Hitlera" xD :) można byłoby tak pisać w nieskończoność... xD :)
Pozdrawiam Was Dziewczyny bardzo serdecznie - Wielkie Fanki Serialu Kości: Beatkę, Kaię oraz Kasię :) i rodzynka Hinrika :)
Oj przepraszam, że wcześniej nie wrzuciłam epilogu, ale wczoraj nie miałam dostępu do neta... porządki na kompie...:( bleee, a dziś od rana tłumaczę Bonesowe spoilery:) Nie miałam nawet chwilki żeby zajrzeć. I'm so sorry:)
Już naprawiam moje spóźnienie Kochane i dorzucam ostatnią część opowiadania o Cioci Temperance z serdecznymi pozdrowieniami i ogromnymi buziakami dla Kochanych Marysi, Kai, Beatris i Hinrika, oczywiście. Pamiętam:)
BUZIAKI:)
12. EPILOG
Pewnego pięknego dnia, wreszcie wydano książkę na podstawie „Oskara i Pani Róży”- „Michael i Ciocia Temperance” napisana przed Temperance Brennan- Booth i Michaela.
Sprzedaż była ogromna. Po kilku dniach zyskała niesamowitą popularność.
W dniu wydania książki, kiedy Bones już dostała egzemplarze, poszła na grób Michaela. Booth wiedział, ze chce być tam sama, choć się do tego nie przyzna, dlatego też sam zaproponował, że zostanie z Joy, a ona powinna pójść.
Cmentarz…
Bones stoi nad grobem Michaela, już nie płacze. Obiecała mu to kiedyś. Wyjęła książkę i czytała…
-Historia pewnego uroczego chłopca, o pięknych zielonych oczach i wielkim sercu, spisana przez Temperance Brennan- Booth i Michaela
(…) Michael odszedł, ale ja wiem, że na zawsze zostanie ze mną. W moim sercu nigdy nie zabraknie dla niego miejsca. Czuję, że jest blisko. Nigdy go nie zapomnę. Dzięki Tobie Michael zrozumiałam wiele rzeczy. Może wcześniej znałam życie, wiele nauczył mnie mój ukochany Booth, ale Ty Michael pokazałeś mi inną stronę życia. Nauczyłeś mnie zatracenia się w tym, co najważniejsze… Miłości. Patrząc każdego dnia na ciebie i Joy, widziałam jak bardzo się kochacie i widziałam, że nic, żadna siła na całym świecie nie jest w stanie was rozbielić. Łączy Was potężna, czysta miłość i… Ja też ją poczułam. Inaczej patrzę teraz na świat. Więcej rozumiem. Uwierzyłam w magię… Poczułam, ze potrafi zdziałać cuda… dzięki niej to co niemożliwe stawało się możliwe. Kocham Cię Michael i zawsze będę kochała. Nigdy o tobie nie zapomnę. Mimo, że nie ma Cię z nami na tym świecie, wiem, ze tam gdzie jesteś teraz jest Ci dobrze. Wiem, ze jesteś szczęśliwy. Wierzę, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Do zobaczenia, Michael…
Twoja Ciocia Temperance.
PS. Dzięki niemu uwierzyłam w Ciebie, Boże. Może jednak istniejesz? Pomogłeś mu odejść w spokoju… Jednego nie rozumiem. Dlaczego pozwoliłeś mu umrzeć?...
Wierzę…
Bones skończyła czytać książkę.
-Obiecałam Michael, że ją wydamy. Szkoda, ze nie zdążyłam ci jej dać osobiście, ale jeśli to co mówi mój mąż jest prawdą… to będziesz wiedział, ze byłam, że twoja historia została spisana i wydana z pięknymi obrazkami, twoimi obrazkami. Cały świat pozna twoją historię.- Kładzie książeczką na małym grobie.- Wierzę, że jesteś teraz ze mną. Czuję to…
Stała jeszcze dłuższą chwilę, jednak w końcu trzeba było wracać do domu, do męża i córeczki.
Życie toczyło się dalej. Miesiąc później Bren miała wspaniałą wiadomość dla męża… Wystarczyło jedno zdanie, by Booth po raz kolejny poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi… „Jestem w ciąży”… Dokładnie osiem miesięcy później na świecie pojawił się chłopiec- Michael Booth…
Lata mijały, Tempe nie zapomniała o Michaelu, regularnie odwiedzała jego grób. Joy i Michael rośli i byli najszczęśliwszymi dziećmi pod słońcem.
2 lata później
Cmentarz… Cała rodzina Booth przyjechała po raz kolejny odwiedzić Michaela. Booth został z synkiem przy samochodzie, miał dopiero dwa latka, jeszcze nie do końca rozumiał, po co przyjechali… Joy już miała trzy latka i razem z mamą poszła złożyć kwiaty na grobie chłopca. Stały trzymając się za ręce. Po chwili Joy spytała.
-Znałaś go, mamusiu?
-Tak, Joy. Znałam go, bardzo dobrze.
-Ma na imię Michael?
-Tak.
-Tak samo, jak ten chłopiec z książki, którą mi czytałaś…?
-Tak.
-Czy ten Michael to Michael z twojej książki?
-Tak, skarbie. Dokładnie ten sam.
-I on umarł w szpitalu?
-Tak. Trzy lata temu…
-Trzy lata? Ja mam trzy lata… Czyli kiedy ja się urodziłam, ten chłopiec umarł?
-Kilka miesięcy przed tobą, kochanie.
-A czy… Ciocia Tempe z tej bajki, czy… to ty mamusiu?
-To ja, słonko. To ja…
-Szkoda mi tego chłopca… Nie powinien był odchodzić… Bał się?
-Nie, nie bał się. Tak jak jest w książce. Nie bał się śmierci. Śmierć jest naturalną koleją rzeczy. Co prawda nie u dzieci, raczej umieramy jak jesteśmy starzy, ale tak też się czasem zdarza.
-To smutne.
-Tak. Ale Michael był gotowy. Przeżył swoje życie, miał 88 lat i umarł szczęśliwy. Myślę, że Oskar mu w tym pomógł.
-Ja myślę mamusiu, że ty też mu w tym pomogłaś…- po chwili:- Czy to znaczy, że ty i tatuś i ja, i mój braciszek… też kiedyś umrzemy?
-Kiedyś na pewno. Ale mamy dużo czasu.
-Nie chcę, żebyś kiedyś umarła, mamusiu…
-Obiecuję, kochanie, że nigdy cię nie zostawię. Nigdy. Zawsze będę przy tobie.
-Kocham cię, mamusiu! Najbardziej na całym świecie!
-A ja kocham ciebie, słoneczko. Najmocniej, jak to tylko możliwe. I ciebie, i twojego braciszka, twojego tatę i… twoją siostrę lub brata…
-Nie rozumiem…- powiedziała Joy z dziwną miną w stylu Bones „Nie wiem co to znaczy”. O tak były do siebie bardzo podobne.
-To znaczy, że mam dla was dobrą wiadomość… Wkrótce nasza rodzina znowu się powiększy…
-Będę miała jeszcze jednego braciszka?
-Albo siostrzyczkę…
-Tak się cieszę mamusiu!- przytuliła się do Bones, Bren wzięła ją na ręce- Tatuś wie?
-Zaraz się dowie, kochanie…- uśmiechnęła się. „Michael, to jest właśnie moja Joy… Ta którą nosiłam w brzuchu, kiedy byłam u ciebie…- mówiła w myślach, słowa nie były potrzebne, popatrzyła w niebo, wiedziała, ze słyszy- „Teraz możesz ją poznać. A tam… przy samochodzie, razem z moim mężem jest mój synek, Michael, tak dałam mu imię po tobie… A… pod moim sercem rośnie kolejny dzidziuś. Obiecuję, że jego też poznasz, kochanie… Zawsze będziemy cię odwiedzać i moje dzieci, obiecuję ci to, będą doskonale znać twoją historię. Będą cię pamiętać, tak jak i my. Kocham cię Michael…”
Wróciła do samochodu… Nie od razu powiedziała Boothowi o kolejnej ciąży. Poczekała aż dojadą spokojnie do domu… Tam podzieliła się z ukochanym kolejną dobrą nowiną. Oczywiście Booth skakał ze szczęścia
-Mówiłam ci, kochanie, że chcę mieć dużo dzieci… z tobą…
-Kocham cię Bones.
-A ja kocham ciebie, Seeley…
Po dziewięciu miesiącach urodził się drugi chłopczyk- Kyle…
Ich historia na tym się nie kończy. Jeszcze całe życie przed nimi. Jedno jest pewne, życie nigdy nie było tak szczęśliwe, tak przepełnione miłością jak teraz. Mieli dom, rodzinę, trójkę dzieci, miłość i co najważniejsze mieli siebie…
A o Michaelu… nie zapomną nigdy… Zmienił ich życie…
Chłopiec patrzył z góry i czuwał nad swoją ukochaną Ciocią Temperance i jej rodziną… i oczywiście nad swoją żoną- Joy…
THE END
Ależ Kasiu nie musisz przepraszać... :) doskonale Cię rozumiem :)
Piękny Epilog... :) brak mi słów... jakie aby określić moje uczucia w tej chwili... mega wzruszające... a sceny przy grobie Michaela... raz kiedy Bones przyniosła mu książkę a dwa z córeczką... jakie to było piękne...
A swoją drogą ciekawe jak duża w tej opowieśći będzie rodzina Booth... xD :PP
Pozdrowionka dla odjechanych krejzolek czyli Was: Beatkę, Kasię i Kaię oraz Hinrika... :) również pamiętam :P "On zawsze pozostanie w moim sercu" :) i Wy również :)
Niektorym dzieczynom pracuja wiec maja zaden czas ;P
I znowu plakiwalam jak bober. Clicznom opowiadaniom ;)
Calusy dla dziewczynom&Hinrik ;****
Kaiu ja też płakałam jak bóbr :)
Kasiu masz talent oj masz :)
No niestety takie życie... człowiek i praca... mnie też to czeka a jak na razie to dla mnie jest szkoła...
No to Kochane życzę Wam czasu po pracy a może nawet w pracy :PP i miłego pracowania :)
Pozdrawiam WAS i JEGO :P
Ja jestem recepcjonistek w gabinet psychiatra i neurolog. Pierwsze dwa tygodniom ja bylam przerazony pacjentom. Ale po rok pracowanie ja przyzwyczaila ;P
Tak, ja lubie. Czasyma ona meczy i jak ja mowilam, pacjentom bywa straszna, ale ja ucze od kazdy pacjent dziekowac za zdrowie. U nas w gabinet sa ludziom z guz mozg, schizofren, Alzheimer... I kazdy z nich uswiadomiuje mi ja mam duzo duzo szczescie ;)
Oh Kasiu jakie śliczne :).............
Aż brak mi słów żeby opisać jak pięknie piszesz i to zakończenie po prostu boskie i takie Bonesowe....
Umiesz pokazać jakie uczucia rządzą Temperance i że jednak jest ludzka choć twierdzi że nie ale dzięki Michaelowi zrozumie
Jesteś genialna i potrafisz tak pisac że można nawet nie zauważyć jak wciąga nas twoje opowidanie:):):) to dobrze i bardzo byśmy chciały (prawda dziewczyny) żebyś nigdy nie przestawała pisać :):):)
Mamy nadzieję że już niedługo napiszesz jakieś inne opowiadanko byle nie za długo:):):)
Czekam z niecierpilwością:):)
No coż dziewczyny ja w pracy mam teraz urwanie głowy i nie za bardzo mam czas ale jak tylko będę mogła sie odezwę
Pozdrawiam serdecznie Kasię, Marysię i Kaię :):):):):):):):):):):)
No i oczywiście naszego kochanego Hinrika:):):):):):):)
PS. BUZIAKI DLA WSZYSTKICH :*:*:*:*:*:*:*
To dobrze, że lubisz swoją pracę... :)
Oj tak człowiek powinien docenić to, że jest zdrowy a często bywa tak, że na to nie zwraca uwagi...
Przekonują się o tym jak ważne jest zdrowie dopiero kiedy będą chorzy i później tego żałują, że mogli dbać o zdrowie...
Oj tak Beatka jak najbardziej ma rację... :) ja nie chcę żebyś przestawała pisać :) z wielką przyjemnością będę czytała Twoje opowiadania Kasiu :)
Również z niecierpliwością czekam na kolejne arcydzieło w Twoim wykonaniu :)
Pozdrowionka dla: Kasi Kai i Beatki :) i Hinrika :)
Macie rację, zdrowie jest ważne i często nie potrafimy go docenić. Dobrze jest lubić swoją pracę, to bardzo pomaga:)
Ej dziewczyny Kochane, nie przesadzajcie:P Jest wiele osób, które piszą lepiej ode mnie... Ale baaaardzo, bardzo, nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że podoba się Wam to co piszę. Dzięki Wam mam i takim pięknym słowom mam siłę by pisać dalej i jak na razie nie zanosi się na to żebym kiedyś przestała... Co chwilę pojawiają mi się jakieś nowe pomysły, tylko czas nie pozwala mi ich rozwijać... ale ale wszystko zapisuje w notesikach, na kartkach, wszędzie gdzie się da i to czeka na rozwinięcie:) Na pewno w końcu napiszę:)
Hmmmm, to może w takim razie tym razem przedstawię Wam jeszcze kilka drabbli:)
Jesteście naprawdę Kochane:*:*:*:*
Największe i najszczersze BUZIAKI jakie tylko mogą być i pozdrowionka dla moich Ukochanych Marysi, Beatris, Kai i niezastąpionego Hinrika:)
Ps Wiem, ze to mówiłam, ale cieszę się, że miałam okazję Was poznać:):*:*:*:*
1. But why?
Pogoda tego dnia była naprawdę piękna... Pod jednym drzewem widać obejmującą się parę. Ona stoi z przodu, on obejmuje ją w pasie i trzyma swoją głowę w zagłębieniu jej szyi. Włosy kobiety tańczą na wietrze. Mężczyzna trzyma ręce na dużym brzuchu kobiety, oczekują dziecka. Nikogo wokół nich nie ma, tylko oni, sami. Wszystko wydaje się być w porządku, ale dopiero podchodząc bliżej widać, że na ich twarzach maluje się smutek, a z oczu płynął łzy. Stoją wpatrzeni w maleńką tabliczkę…
-Dlaczego nasze dziecko musiało odejść?- pytała kobieta.
-Nie wiem, Bones… nie wiem- oboje płakali.
A na niebie świeciło słońce…
2. LANCELOT
-Daisy musimy poważnie porozmawiać- powiedział, jak tylko kobieta weszła do jego gabinetu.
-Co się stało, Lancelocie?- spytała z figlarnym uśmieszkiem.
-Ostatnio dużo myślałem o nas i doszedłem do wniosku…- westchnął.
-Tygrysku, co ty zamierzasz?
-Myślę, że powinniśmy oboje trochę od wszystkiego odpocząć…
-Lance? Nie chcesz już ze mną być, tak? Wiedziałam, przepraszam cię za wszystko co zrobiłam, chociaż nie wiem, co… ale przepraszam, ja …
-Daisy, daj mi skończyć. Musimy od wszystkiego odpocząć i wyjechać na jakieś wakacje.- uśmiechnął się.
-Co?
-Jedziemy na wakacje, tylko we dwoje!
-Jak ja cię kocham, mój Lancelocie!- krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
3. Podszeptana decyzja
„A nocą z otwartymi oczami, udajemy sen odwróceni plecami… Razem, a jednak w samotności… Tyle mi dajesz miłości…”
Bones leżała na łóżku i wsłuchiwała się w głos w swojej głowie. Obok niej leżał mężczyzna. Wiedziała, że to nie jest TEN mężczyzna, którego pragnie, którego kocha nad życie. To był błąd i ona musi coś z tym zrobić. Wstała, ubrała się i cicho wyszła z jego mieszkania. Szła pustymi ulicami, w strugach deszczu… Doszła na miejsce, było późno, ale zapukała. Drzwi się otworzyły, zobaczyła ukochaną twarz
-Bones? Co się stało?
-Kocham cię Booth…- szepnęła.
-Bones…- porwał ją w ramiona…
4. RZECZYWISTY SEN
-Ogłaszam was mężem i zoną… Może pan pocałować pannę młodą- mężczyzna uniósł welon ukochanej kobiety i po chwili złączyli swoje usta w pocałunku.
Angela i Hodgins tańczą razem w rytm wolnej piosenki, czuja swoją bliskość, wreszcie są razem Nagle obraz się rozmywa, Jack otwiera oczy.
-Sen…- szepcze do siebie- Znowu ten sam sen… Ange, nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham…
-Naprawdę?- spytała wchodząc z kubkiem kawy do sypialni.
-Ang?- spytał zaskoczony- Co ty…?
-Wczoraj trochę wypiliśmy i pozwoliłeś mi zostać na noc… Pamiętasz?
-Ang ja…
-Ja ciebie też kocham, Jack- usiadła na łóżku obok niego- Zawsze cię kochałam.
nom i to takie.... jeszcze kilka mam:)
BUZIAKI jeszcze raz:)
Ależ ja na prawdę myślę, że Twoje pisanie jest znakomite :) nie bądź taka skromna ;) :P
Ja również bardzo cieszę się z tego powodu, że Was Kochane Dziewczyny poznałam :)
Kasiu co do drabbli to super :)
1. Jakie smutne... A zapowiadało się tak pięknie... Dlaczego akurak dziecko Bones i Bootha ? (pytanie retoryczne :P)
2. Fajne, lekkie i przyjemne... :) Najbardziej podoba mi się LANCELOT :P, którego wymyśliła Daisy :) he he ale pasuje do naszego doktorka :)
3. W końcu... :) Bones powiedziała to co naprawdę już od dawna wiedziała :) he he :)
4. Jaka niespodziewanka :P dla Hodginsa... :) Oni się kochają jak Bones i Booth (takie jest moje zdanie) :)
Fajowskie drabble :) czekam na kolejne :) ;)
życzę po za tym dużo dużo dużo dużo (...) weny i czasu na pisanie :)
Pozdrawiam Was Kochane: Beatkę, Kaię i Kasię :) oraz niezastąpionego Hinrika i Całuski :)
Kasiu musisz nam uwieżyć jak mówimy ze kochamy twoje opowiedanka są po prostu genialne
Ja też się cieszę że Was poznałam Kaiu, Marysiu, Kasiu i Hinriku:):):)
A drabble świetne
1.Właśnie dlaczyego..... ale czasmi tak bywa że życie wystawia nas na próby i tylko to jak jesteśmy silni pozwala przezwyciężyć przeciwności losu
2.No cóż cała Daisy, myśli że czeka ją najgorsze a tu Lanselot sprawia nam i jej miłą niespodzinkę
3.No wreszcie.... lepiej później niż wcale oby w filmie było wcześniej
4.Rzeczywisty no tak ... czekamy kiedy Angela i Jack będą razem.....
Wszyscy czekamy na następnę oby jak najszybciej (ale nie poganimy:))
Kasiu dużo weny i czasu na pisanie i na ogladanie B&B Powodzenia
Gorące uściski dla Kasi, Marysi i Kai Oraz uroczego Hinrika
Buziaki :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Oki, wierzę Wam, wierzę:):):) i bardzo się cieszę, bardzo, bardzo, bardzo:):):)
Cieszę sie też, że te drabble też sie Wam podobają:)
Hmmm miałam dzisiaj coś napisać, rano po obejrzeniu nowego odcinka Bones moja wena szalała, ale potem padłam, po nieprzespanej nocce i teraz jakoś wciąż nie mogę się obudzić... Pomysły spisane, także mam nadzieję, że szybciutko uda mi się je zrealizować, a tym razem przedstawię Wam jedno z moich najnowszych opek, Onepart tym razem i trochę takie inne, trochę chyba nawet bardzo (oh ta poprawna polszczyzna moja, dzisiaj:P:))
Mam nadzieję, że też sie spodoba:)
Buziaczki dla Najwspanialszych Beatris, Marysi, Kai, no i oczywiście Hinrika, bez którego nie mogłybyśmy się komunikować:) BUZIACZKI:*:*:**
MOŻNA POWIEDZIEĆ, ŻE ZNAM PEWNĄ HISTORIĘ...
Można powiedzieć, że znam pewną historię…
Ale nie wiem, jakiego rodzaju jest ta historia, to Ty musisz się tego dowiedzieć.
Ty musisz znaleźć prawdę…
Od Ciebie zależy jaki będzie jej koniec.
Szczęśliwy? Smutny?
Nowe życie czy śmierć?
Wielka miłość czy nieporozumienie, rozczarowanie?
Twoje życie zależy tylko od Ciebie. Tylko Ty możesz stworzyć swoją historię.
Musisz decydować o swoim życiu, podejmować decyzje, iść właściwą ścieżką.
Pomyśl o tym.
Pomyśl o rzeczach, które możesz zrobić. Jak możesz sprawić, by Twoje życie było lepsze i jak możesz dążyć do szczęścia.
Musisz przestać się bać. Uwierzyć w miłość i iść z nią.
Poddać się uczuciu.
Miłość jest najważniejszą rzeczą w życiu człowieka.
Kiedy ją odrzucasz albo jej odmawiasz… Możesz zniszczyć sobie życie.
Strach nie jest dobry. Wiesz o tym.
Wiesz dobrze, że masz kogoś, kto Cię kocha tak bardzo, że jest gotowy dla Ciebie zginąć.
Wiesz, że to musi być miłość, ale nie chcesz się do tego przyznać.
To jest złe.
Musisz otworzyć swoje serce i zaryzykować.
Jeśli tego nie zrobisz, któregoś dnia stracisz Go na zawsze i będziesz żałować, że nigdy nie miałaś odwagi zaryzykować.
Stracisz wszystko.
Ale kiedy zrozumiesz, co zrobiłaś źle… wtedy będzie już za późno i nic nie da się zrobić.
Pomyśl o tym.
Pomyśl o podjęciu dobrej decyzji.
Decyzji, której nie będziesz żałować.
To jest Twoje życie i wszystko zależy od Ciebie.
Można powiedzieć, że znam pewną historię… o dwóch ludziach, którzy nie wiedzieli czym jest miłość.
Nie
Jedno z nich doskonale wiedziało czym jest…
Drugie nie wiedziało albo nie chciało wiedzieć, nie chciało zrozumieć.
Dlaczego?
Możesz zapytać.
Nie wiem.
Może dlatego, że się bała albo dlatego, że strasznie Ją skrzywdzono w dzieciństwie?
Może dlatego, że nie wierzy w miłość?
Kto wie?
Dlaczego tamtego dnia Go odtrąciła? Czemu powiedziała „Nie!”?
Czemu powiedziała: „Ja nie jestem hazardzistką.”?
To nieprawda, że nie potrafi się zmienić, bo jest naukowcem, a nie hazardzistką.
Czemu powiedziała to wszystko osobie, którą kocha?
Wiemy, że kocha Go tak bardzo… miłość jest tak potężna, że ją przeraża.
Te uczucia są dla niej nieznane, są tak niezrozumiałe, tak dziwne… nigdy nie poznała miłości.
Nigdy nie czuła tego, co teraz, więc skąd ma je znać? Nie zna ich.
Potrzebuje kogoś, kto nauczy Ją miłości, uczuć, życia, kochania się, bycia razem, wszystkiego…
Znalazła kogoś takiego.
Tak! Znalazła!
Ale nie potrafi tego zaakceptować. Nie potrafi…
Może któregoś dnia zrozumie, ale… właśnie „ale”
Co może zrobić?
Można powiedzieć, że znam pewną historię…
Jakiego rodzaju historię?
Sam musisz o tym zdecydować.
Musisz zdecydować jaki to rodzaj historii.
Szczęśliwy… Dobry… Miły…
Miłość… Bycie razem… Bycie samotnym…
Tracenie życia… Śmierć… Umieranie…
Miłość… Zabawa…
Smutek… Zło… Romantyczność… Dramat…
Związek… Partnerstwo… Dzielenie życia…
Stawanie się jednością… Samotność… Cud….
Łamanie praw fizyki…
Musisz podjąć decyzję.
Wasze życia zależą od Was. Uczucia zależą od Was…
Co zamierzacie z tym zrobić?
Możecie sobie pomóc? Możecie sprawić, że będziecie szczęśliwi?
Będziecie razem?
Stracicie siebie?
Pozwolicie na to?
Nie możecie! Pamiętajcie! Nie możecie uczynić siebie smutnymi!
Jeśli miłość między Wami istnieje… Musicie ją znaleźć!
W przeciwnym razie będziecie nieszczęśliwi do końca życia.
Wiecie o tym.
Jest hazardzista….
Jest naukowiec…
Co Ich łączy?
Miłość?
Tak myślicie?
Macie rację!
Łączy Ich potężna miłość, o którą muszą walczyć, którą muszą ocalić.
Ona musi się zmienić, musi spróbować, musi spróbować być hazardzistką.
A On musi Jej w tym pomóc, nauczyć Ją wszystkiego, pokazać miłość…
Kiedy będą wreszcie stać na tej samej drodze, wygrają!
Jeśli nie… Wiesz, co się stanie… Miłość przegra. To nie może się stać.
Miłość, ta prawdziwa miłość nie ma prawa przegrać. Nie ma…
Miłość jest najważniejsza w życiu…
Siła miłości jest… dobrze wiesz!
„Raz w życiu miałam kogoś, kto mnie potrzebował… komu na mnie zależało…
Raz w życiu…”
Nie pozwól sobie na poczucie winy i tęsknotę za poprzednim życiem, kiedy mogłaś być szczęśliwa…
Nie odrzucaj miłości, tylko dlatego, ze jej nie znasz, że nie potrafisz…
Potrafisz!
Można powiedzieć, że znam jedną historię…
Jak ona się skończy?
Teraz wszystko zależy od Nich!
Kasiu ja nie wiem co napisać... strasznie mi się płakać chce... i jeszcze jak sobie pomyśle, że Oni mogą stracić to co ich łączy... czyli miłość... przez to, że Ona się boi... przecież On jej pomoże...
Zgadzam się z każdym, jednym słowem... Miłość nie może przegrać... musi wygrać bo czym jest życie bez miłości ? Prawdziwej miłości ? Jest nieszczęściem... jeszcze kiedy miało się na nią szansę a się ją odrzuciło...
"Teraz wszystko zależy od nich!"
Och ale mnie poniosło... ale w taki właśnie nastrój wprawił mnie ten Onepart... pięknie to napisałaś... jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu pisarskiego :) Jesteś wielka i zdania nigdy nie zmienie, więc się z nami tu nie kłóć o Twoim domniemanym braku talentu czy coś takiego...
To dobrze, że wszystko sobie spisujesz :) A nie poprawna polszczyzna często się zdarza (mi też) bo to bardzo trudny język :P xD
Pozdrawiam Was Dziewczyny i Hinriku bardzo serdecznie :)
"trochę chyba nawet bardzo (oh ta poprawna polszczyzna moja, dzisiaj:P:))"
To dźwiękuje prawie jak ja ;P
Opowiadaniom jest świetne, ja lubię takie refleksjowe. One inspirowują moim myśleniom i pomagają ustawiać życie dobrze. Thanks ;*
Całusom dla wszystkim ;*
PS. Ja zabawiłam egoistka i zrobiłam cała notka o ja ;D www.mycreativity.blox.pl
Kasiu to było świetne !!!!!!!!!!!!!!!
Wiesz co ci powiem że opisałas moje uczucia po obejżeniu 100 odcinka jakbym czytala swoje mysli super :):):):)
Pisz pisz czekamy :):):):)
wpadłam na chwilę i tyle do nadrobienia :):):)
zasypiam przy klawiturze :)
Uciekam papa Całuski dla Kai, Kasi, Marysi i Hinrika:*:*:*:*
Maryś nie będę się z Wami kłócić, nie lubię się kłócić z nikim:):P:)
Miło, że tak myślicie, to znaczy, że to wszystko ma sens. Dziękuję:"
Kaiu, a no rzeczywiście tak zabrzmiało:) Ja Cię też strasznie przepraszam, ze nie doczytałam jeszcze Twojego opka... widziałam też, że wrzuciłaś nowe, ale ostatnio nie mam czasu czytać, nad czym ubolewam, ale niedługo znowu wszystko nadrobię, obiecuję:) Mam już taaaaakie zaległości i źle się z tym czuję...
Beatris, ja miałam podobnie po 100-tnym odcinku, rozwalił mnie całkowicie, a ten z Grabarzem teraz? To dopiero był mega odcinek, widziałyście już?:)
Myślę, że dodam jeszcze kilka drabbli, mam jeszcze onepartowca jednego i zaczęte opko, kilka rozdziałów już ma, ale do końca mu brakuje jeszcze, tym bardziej że pojawiają się nowe pomysły za każdym razem, jak coś piszę:)
BUZIACZKI i POZDROWIONKA dla Kai, Marysi, Beatris i Hinrika:):*:*:*
Ps, ja też już zasypiam, ale chyba jeszcze coś obejrzę... i zasnę na tym hheheehe, jak zawsze:)
1. OBIETNICA
Ciepła noc, księżyc świeci na niebie rzucając światło na puste uliczki Waszyngtonu. Z nieba spadają kolejne krople deszczu, powoli zaczynało padać coraz bardziej… Cisza… Nagle z mroku wyłania się postać mężczyzny. Biegnie. Krople deszczu trafiają w jego przestraszoną twarz.
-Bones, wytrzymaj! Zaraz u ciebie będę!- jego głos próbuje przedrzeć się przez szum deszczu- Zaczekaj na mnie!- im bliżej był budynku, do którego zmierzał, tym szybciej biło jego serce- Kochanie…
Wbiegł zmachany do szpitala
-Temperance Brennan! Gdzie ona jest?
-Sala numer 5, nie mogliśmy czekać, poród już się zaczął.
-Jestem kochanie- powiedział dołączając do ukochanej.
-Zdążyłeś…
-Obiecałem- oboje się uśmiechają.
2. Jej utracony świat…
Znowu tam była. Piękna, zielona łąka, po której zawsze biegała jako mała dziewczynka. Te same kwiatki uśmiechające się na jej widok, te same stare domki, rozpadający się płot… Biegła przed siebie, czuła wiatr we włosach. Za nią biegł mały, biały piesek, jej przyjaciel z dzieciństwa. Czuła się szczęśliwa. Tutaj przeżyła piętnaście wspaniałych lat ze swoją rodziną, tutaj była kochana, tutaj nie raz słyszała, jak brat woła za nią „Marco!”. Tutaj był jej świat, utracony na lata…
Tempe uśmiechnęła się szeroko i pobiegła dalej.
Przyjaciele stali za szybą w szpitalnym korytarzu i patrzyli, jak odchodzi od nich najlepsza przyjaciółka…
3. ZAKOCHANA
Dostała propozycję pacy. Musi wyjechać na 3 lata. Wszystko już spakowane, udało jej się pożegnać z dotychczasowym życiem. Trudno, musi zacząć od nowa, gdzie indziej. Nic ją tu nie trzyma. Nic?
Poszła na odprawę…
Wbiegł na płytę lotniska. Samolot właśnie odleciał. Koniec. Już nigdy jej nie zobaczy. Z jego oczu spływały gorzkie łzy. Jedno słowo- wystarczyło jedno słowo, by jego życie odzyskało sens.
-Booth?- odwrócił się i ujrzał twarz, za którą już tęsknił.
-Bones?
-Nie mogłam… Kocham cię- rzuciła mu się na szyję. Łzy płynęły nadal, ale… teraz były już oznaką szczęścia.
Samolot odleciał, a ona? Zakochana… została!
4. SZCZĘŚCIE?
Wreszcie spełniły się moje marzenia. Znalazłam kogoś, kogo pokochałam, komu pozwoliłam się do siebie zbliżyć, otworzyłam swoje serce. Potrafię kochać, Seeley mnie tego nauczył. Staliśmy się jednością. Kiedy dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Kilka dni później wzięliśmy ślub. Macie rację, nigdy w to nie wierzyłam… zmieniłam się. Mam wspaniałego męża, cudowną córeczkę, swoje szczęście… I chociaż nie ma mnie teraz z Wami, czuję, że wiecie o mojej obecności, mimo tego, że nie ma mnie wśród żywych. Musiałam… dla Was, dla ciebie Joy, nie mogłam pozwolić Ci umrzeć. Kocham Cię córeczko, kocham Cię Seeley Booth…
Kaiu racja to co napisała Kasia zabrzmiało troszeczkę po Twojemu xD :) Ja też uwielbiam czytać opowiadania takie co daje co myślenia... ogólnie wszystkie lubię ale te najbardziej :)
Beatko ale przy klawiaturze na pewno nie wygodnie :P wiem sama tego kiedyś doświadczyłam xD :) :P
Widzisz Kasiu nie wolno się kłócić... :P To dobrze, że nie będziesz tego robić :) Ja też nie lubię kłócić się ale w sprawie kiedy mam racje to muszę :P
Nie nie tego z Grabarzem jeszcze nie widziałam (chyba) a opiszesz co się wydarzyło w tym odcinku ? :)
Wow to zaczyna się obiecująco :) Drabble, onepart i opoko... super :) jestem bardzo entuzjastycznie nastawiona na to co się dalej wydarzy... :P
A co do drabbli to "wyrok" jest następujący: xD :P
1. Zaczęło się tak przerażająco i tajemniczo (jak dla mnie) a to na szczęście nasz agent specjalny śpieszył się na poród xD :) super takie miłe zaskoczenie było :)
2. Pięknie... smutne ale piękne, bo właśnie takie są najpiękniejsze :) ekstra :)
3. No pewnie... jak Bones mogłaby wylecieć gdzieś, gdzie nie ma Bootha... nie mogłaby... :) Bo nigdzie nie znajdzie takiego Bootha... :) I fajnie by było gdyby tak łatwo jej było xD powiedzieć że kocha naszego agenta w serialu... hmmm... (marzy)...
4. I kolejny wzruszający drabbl... jakie to smutne kiedy jedno życie umiera a drugie jego kosztem przychodzi na świat... (płacz) Jejku jak się musiał czuć Booth... ale ma teraz mała Tempe, którą będzie kochał nad życie... piękne :)
Jejku ja się będę powtarzać ale co mi tam... Uwielbiam atmosferę na tym forum i Was dziewczyny... :)
A zatem pozdrowionka dla Was Kochane: Beatko, Kaiu i Kasiu :) oraz naszego kochanego rodzynka... da dam da dam... xD Hinrika :) całuski i uściski przesyła Marysia :) :* :* :* :*
Ja jestem TAKA zazdrosnom. Ja nie umiem pisywac drabble and ty i nera jestescie takie swietnom... Ja ukradne wasze talenty przez ucha kiedy wy bedziecie uspione! Mwahahaha! <evil laugh>
No, I won't. Ja kocham was za bardzo ;P Ja napisywalabym wiecej, ale Matt jest remontowany nasz mieszkaniom i dzwoni kazdy sekund (on nie obchodzi ja pracuje) czy ja naprawde kupilam fioletowy farb, czy ja naprawde chce bialym meblom... Jak dzieckom.
Wiec pisaj, pisaj, bo ty masz talenta! ;)
Kisses, girls ;*
Maryś naprawdę chcesz wiedzieć przed oglądaniem o czym był odcinek?:P
Powiem ogólnikowo, jest to naprawdę ciężki czas dla Bones, przez to zaczyna się zastanawiać czy dalej chce pracować przy rozwiązywaniu morderstw, mówi że jest tym już zmęczona. Taffet to wredna... nawet nie powiem, bo pasują tutaj tylko niecenzuralne słowa. Grabarz broni się sama, podważa autorytet wszystkich z Jeffersonian. Nie powiem, jaki był wyrok, nie chcę zepsuć Ci oglądania, a naprawdę odcinek jest mega emocjonujący, ja na nim prawie cały czas ryczałam. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest "większy" niż 100-tny. Aż się boję finału, skoro on został okrzyknięty "WIelkim odcinkiem wprowadzającym zmiany w życiu wszystkich bohaterów" Trzeba czekać do piątku, a to jeszcze tak dłuuuugo.
Aaaa no i moja ukochana scena to koszmar Bones, ale już nic więcej nie powiem:P
Kaiu Kochana Ty masz naprawdę ogromny talent pisarski, myślę, że jakbyś spróbowała napisać drabble też byłyby niesamowite. Jestem o tym przekonana:) Musisz spróbować:)
Nie wrzuciłam wczoraj nic, bo znowu byłam na 18tce, także same rozumiecie:P:) hehehehe, No a dzisiaj od noooo od południa:P siedzę i tłumaczę teksty, nie miałam nawet chwilki żeby zajrzeć...:(
Teraz dodam resztę drabbli i może opko i zmykam dalej tłumaczyć:)
A ja też powtórzę:) Tż uwielbiam atmosferę na forum i Was Kochan dziewczyny:)
Buziaczki, buziaczki, buziaczki i pozdrowionka dla Marysi, Kai, Beatris i jedynego mężczyzny Hinrika.
1. SPOKÓJ
Z oświetlonego sztucznym światłem pokoju słychać krzyki mężczyzny i kobiety:
-Nie, to już koniec!
-Uspokój się- mówi mężczyzna.
-Koniec z nami! Nic już nas nie łączy. Dajmy sobie z tym spokój
-Ale…
-Nie kocham cię, zrozum to wreszcie!
-Dobrze, jak chcesz. Idź, idź więcej nie wracaj, nie chcę cię znać- płakał.
Temperance i Seeley siedzieli na kanapie i z minami zdegustowania wpatrywali się w ekran telewizora.
-To najgorszy film jaki widziałam- powiedziała.
-Ckliwa, beznadziejna komedia romantyczna…- wyłączył telewizor, położył rękę na brzuchu Tempe- Jak się czujesz kochanie?
-Znakomicie. Dzidzia dziś jest wyjątkowo spokojna…
2. STRATA
Czasem nie wierzysz, że coś takiego może się przytrafić. Nie ufasz światu i nie chcesz być jego częścią. Starasz się o nim nie myśleć, zamykasz się przed wszystkimi. Pomyśl tylko, czy odgradzanie się murem od wszystkich przyniesie ci coś dobrego? Czy warto rezygnować ze szczęścia przez coś tak głupiego, jak strach?
Te właśnie słowa chodziły jej teraz po głowie, słowa jej przyjaciółki Angeli. To była ich ostatnia rozmowa. Po niej zdecydowała się pojechać do Bootha i powiedzieć mu wszystko. Są razem, ale nie ma już jej … Tego samego dnia, kiedy oni zyskali siebie, ktoś inny odebrał im najlepszą przyjaciółkę…
(A to chyba moje ulubione drabble, pisane w nocy, czyli wtedy kiedy wpadają mi do głowy różne głupi pomysły, szalone:P:)
3. Zrobiliśmy to
-Bren?
-Tak, Ange, zrobiliśmy to, wreszcie- odpowiedziała Bones widząc wzrok artystki.
-Żartujesz?!- pisnęła- Poważnie? Zrobiliście to? I jak? Jak było? Nie mam na myśli… nie no wiesz, co mam na myśli- mówiła podekscytowana.
-Było nawet przyjemnie, chociaż, jakoś dziwnie się czułam- odpowiedziała.
-Dziwnie? Co nie byłaś podekscytowana? Czy to twój pierwszy raz?- zażartowała.
-Nie pierwszy, już kiedyś to robiłam, ale nie z Boothem.
-Sweety, ale…
-Z Boothem było przyjemniej, ale… Nie wiem… jakoś ta cała idea chodzenia do kościoła do mnie nie przemawia. Tam jest zimno i świece wydzielają dziwny zapach- szczęka artystki opadła na podłogę.
(aaaa, zapomniałam powiedzieć przy drabble Bone, że było inspirowane moimi doświadczeniami. W ten dzień, w którym je napisałam znalazłam na cmentarzu kość, miedniczą prawdopodobnie wiewiórki i zachowywałam się dokładnie, jak córeczka BB:P:, koleżanka się ze mnie śmiała... i ja też:)
Jeszcze raz BUUUUZZZIIIAAACZKIII:):*:*:*:*