Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78478
7,0 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

WSTĘP

Biegłem długim korytarzem, ktoś mnie gonił – nie widziałem go ale słyszałem wyraźne kroki za moimi plecami. Coraz głośniejsze, coraz szybsze… zdawało mi się, że czuję czyjś oddech na karku. Nie mogłem odwrócić głowy, nie mogłem już uciekać szybciej, w uszach huczała mi wzburzona krew, wszędzie czuć było gazem i jeszcze czymś, dziwny zapach… powiedziałbym że to kwiaty gdyby nie fakt, iż nigdzie takowych nie było. I nagle zobaczyłem światło, było tak intensywne że zmusiło mnie do podniesienia obolałej ze zmęczenia ręki i zasłonięcia oczu. Na końcu korytarza były drzwi. Durze , szklane drzwi, a za nimi ona – Temprance. Stała tam i patrzyła na mnie lekko unosząc dłoń. Jakby chciała się przywitać, pokazać że wszystko jest w porządku, że nic mi się nie stanie… Poczułem ulgę w tym samym momencie, w którym dźwięk budzika postawił na nogi co najmniej połowę mojej kamienicy. Kolejna noc z koszmarem, jak długo to jeszcze potrwa? Od kiedy Grabarz pochował mnie żywcem a my wciąż nie znaliśmy sposobu na udowodnienie mu tego, nie przespałem ani jednej nocy spokojnie. Nie powinienem być sam. Wiem, że brzmi to dziecinnie, ale może jakbym z kimś porozmawiał, napił się piwa i obejrzał kawałek dobrego footballu… może wtedy nie miałbym czasu na koszmary.
Zadzwonił telefon – to Temprance, najpierw uratowała mnie w złym śnie, teraz ratuje mnie od natarczywych myśli na jawie.
- Cześć Bones (nie znosiła gdy tak do niej mówiłem, a mi sprawiało to dziką przyjemność)
- Booth, musisz przyjechać do Instytutu! – powiedziała jednym tchem, i jak zwykle nie dając czasu na odpowiedź dodała – natychmiast! Mamy kolejne morderstwo.
Po tych słowach rozłączyła się. Nie wiem czy przyszło jej do głowy żeby poczekać na jakieś pytanie , aprobatę, zaprzeczenie, czy chociażby jęk potwierdzający że nadal trzymam w dłoni telefon. Po trzech latach wspólnej pracy, a nie powiem że zaczęło się przyjemnie, zdążyłem do pewnych spraw przywyknąć. Znałem ją dobrze, o ile ktokolwiek może powiedzieć że JĄ POZNAŁ. Wydaje mi się jednak, że pozwoliła mi na więcej. Momentami nawet, miałem pewność, że próbuje się zwierzać. Zwłaszcza gdy chodziło o jej brata i ojca. O mamie nie mówiła wcale. Rok temu znaleźliśmy jej ciało. Wspólnie doszliśmy do tego kto i z jakiego powodu dopuścił się morderstwa. Nie było to trudne, sprawca chyba chciał zostać złapany, zostawił po sobie charakterystyczne ślady. Sprawa była krótka, choć niestety bolesna. Dla mnie również. Nie czuję radości ze złapania mordercy, kiedy widzę że przyjaciółka – tak, przyjaciółka, nie tylko partnerka – cierpi. Bones nie okazywała uczuć ani przez dwa lata jakie ze mną spędziła nad wieloma skomplikowanymi zbrodniami, ani przez rok po zakończeniu wspominanej przeze mnie sprawy jej matki. Były chwile, kiedy czułem, że ją za to podziwiam, a nawet takie, w których czułem wdzięczność, że nie muszę jej pocieszać. Nie umiałbym tego zrobić. Nie pomyślcie, że jestem nieczuły. Wręcz przeciwnie. Wiem jednak, że gdyby taka chwila nadeszła, ujawniłbym zbyt wiele miłości do niej jako kobiety. Wtedy nasza współpraca dobiegłaby końca. Tak naprawdę sam nie wiem czego bardziej się boję. Tego że stracę jej pomoc w rozwiązywaniu morderstw (jest najlepszym na świecie antropologiem sądowym), czy utraty jej zaufania, przyjaźni i towarzystwa na co dzień. Wiem, że nie odwzajemnia moich uczuć. Życie nauczyło ją perfekcyjnie ukrywać emocje. Sam nie miałem łatwo, już jako małe dziecko miewałem myśli samobójcze przez ojca alkoholika-sadystę i nie radzącą sobie z nim ani ze mną matkę. Każde z nas, wybrało inną metodę obrony. Ja całkowicie oddałem się mojemu synowi, staram się być dobrym ojcem i obywatelem. Naprawiam błędy mojej rodziny, choć wiem że nie cofnę czasu. Tempe natomiast zamknęła się na wszystko i wszystkich. Nawet żarty traktuje śmiertelnie poważnie i trudno z nią znaleźć wspólny temat. Mam wrażenie, że kiedyś wybuchnie, jeśli nadal tak usilnie będzie tłumić wszelkie objawy człowieczeństwa. Widzę w jej oczach, że są chwile kiedy jej mury obronne pękają, są to sekundy, czasami minuty. Po nich zawsze jest gorzej. Zimniej i ciszej.
Myślami byłem przy tej kobiecie, i nie wiem kiedy zdążyłem dojechać do gmachu, w którym cała masa zezulców (naukowców zezujących w swoje mikroskopy) tylko czekała żeby uprzykrzyć mi dzień. Uważali się za mądrzejszych, bez wątpienia tacy byli, lecz ogarniało mnie uczucie obrzydzenia na myśl, za jakiego idiotę mają mnie. Fakt, czuli do mnie respekt. Wiedzieli, że jestem niezastąpiony w odczytywaniu ludzkich intencji, znali moja niezawodną intuicję i wysoką odporność na stres. Doceniali nawet to, że wiele lat służyłem jako snajper, Mimo że przeze mnie wielu straciło życie, czuli że na to zasłużyli. Jednak w dalszym ciągu mieli się za geniuszy i obnosili się z tym jak kura ze świeżo zniesionym jajkiem.
Poczułem chłód klimatyzowanego laboratorium. Przeszły mnie ciarki. Miejsce to było tak zimne, sztywne i nieskazitelnie czyste jak sama Bones. Pasowała tu jak ulał. A jednak gdy zobaczyłem ją pochyloną nad roztrzaskaną w drobne kawałki ludzką czaszką, poczułem trudne do opisania ciepło. Wiedziałem, że w głębi serca jest dobrym człowiekiem. Że mimo skorupy jaką się otacza, nie jest obojętna na ludzkie cierpienie. Zdradzała ją pasja z jaką dążyła do odkrycia prawdy, do przywrócenia nawet kilkuset letnim kościom ich prawdziwej twarzy i realnego nazwiska. I za to ją kochałem. Całym sercem, mocniej niż mógłbym przypuszczać. Ja – dorosły mężczyzna – mający na swoim sumieniu dziesiątki ludzkich żyć, skrzywiony przez najbliższą rodzinę, samotny ojciec i najtwardszy z agentów mojego wydziału – kochałem kobietę, której balem się nie tylko o tym powiedzieć, ale nawet dwuznacznie okazać.
- hej Bones! Wcześnie zabrałaś się do pracy. Czyżby kolejna noc spędzona w instytucie?
- cześć Booth – odmruknęła znad czaszki, jakby w ogóle nie zauważyła, że naprawdę tu jestem – możesz iść do Cam? Poda Ci szczegóły sprawy – dodała w pełni pogrążona w myślach, których nie chciałbym poznać.
Poszedłem do Cam. Lubiłem jej towarzystwo. Kiedyś nawet coś nas łączyło. Przed wieloma laty i niezbyt długo, ale sentyment pozostał. Nadal dobrze się ze sobą czuliśmy i wiem, że gdybym wyznał jej co czuję do Brennen, na pewno poradziłaby mi jak zapomnieć o niej skutecznie. Tak, próbowałaby mnie zniechęcić. Nie żeby nie przepadała za Tempe. Lubiła ją jako koleżankę i ceniła jako pracownika. Tak jak pozostali członkowie załogi, wiedziała dobrze, że nie wolno nikomu jej skrzywdzić. Miała mnie za łamacza damskich serc, nie zdolnego do prawdziwej miłości, a jedynie do zaliczania kolejnych niewinnych kobiet na mojej drodze. Nie dziwię się jej, takiego właśnie jej siebie pokazałem. Camille zniosła nasze rozstanie, była podobna do mnie, lubiła sex i nie chciała żadnych zobowiązań. Dla Bones takie traktowanie byłoby niewybaczalne. Zraniono ją już tyle razy, że każdy kolejny mógł być zabójczy. To była ostatnia rzecz jakiej chciałem.
- Witam, kogóż ja widzę? Od kiedy wstajesz o tej porze? – zapytała widząc mnie w drzwiach
- Wstaję jak muszę… choć znasz mnie tak dobrze, że wiesz ile przekleństw padło po usłyszeniu budzika…
- Wyobrażam sobie – zaśmiała się, lecz po chwili dodała już poważnie – W nocy przywieźli ciało. Z tego co mówią „moi zezulce” – jak ich uroczo nazywasz – ofiarą jest mężczyzna w wieku pomiędzy 20 a 25 lat, wzrost ok. 184 cm, muskularna budowa ciała, prawdopodobnie sportowiec. Nie znamy jeszcze przyczyn śmierci. Wiemy, że znalazła go grupka harcerzy, którzy szukali drewna do gasnącego ogniska. Wg Dr Brennen, nie żyje mniej więcej od tygodnia - zamyśliła się na chwilę, po czym ciągnęła dalej – chciałabym żebyś pojechał tam i obejrzał to miejsce. Weź ze sobą naszą panią doktor, bo inaczej spędzi kolejne 4h wpatrując się w kawałek kości czołowej ofiary.
Zaśmiałem się pod nosem, wiem że morderstwo to poważna sprawa. A tym bardziej, dopóki nie znajdziemy sprawcy. Nigdy nie wiadomo z kim mamy do czynienia, jak wiele istnień jest zagrożonych dopóki nie zamkniemy zwyrodnialca. Jednak wizja Temprance, wpatrującej się w kość, i tym samym nie pozwalającej na badania Jackowi (specjaliście od mułu i owadów) ani Angeli (artystce, robiącej dla nas rekonstrukcje twarzy), przesłoniła wszystkie ważniejsze kwestie. Milion razy widziałem jak zaborcza potrafi być jeśli chodzi o kości, potrafiła godzinami skupiać się na jakimś odłamku (co zawsze mnie fascynowało) i po takich oględzinach, często umiała opisać nie tylko wygląd, wiek, płeć i kolor skóry ale nawet hobby zmarłego, czy jego drobne wypadki z dzieciństwa.
- dzięki Cam, myślę że uda mi się ją oderwać od pracy… wiesz, dziś jest rocznica śmierci jej matki. Powinna pojechać na cmentarz, nie uważasz, że dobrze będzie jak ją tam podstępem zawiozę?
- nie wiem Seeley, znasz ją przecież. Coś wymyśli żeby Ci przeszkodzić – dotknęła mojej dłoni – ale spróbuj, to ważne żeby uczyć ją człowieczeństwa.
- masz rację, postaram się. Idę, zanim Hodgins zrobi komuś krzywdę.
Machnąłem na pożegnanie i wróciłem do laboratorium. To było do przewidzenia. Zastałem Bones dokładnie w tym samym miejscu, i w tej samej pozycji, co wchodząc tu dziś po raz pierwszy.
Zapowiadał się ciężki dzień….

ocenił(a) serial na 8
Anushiak

Kuchenka... Wiesz co? Spodziewałam się badziewia. No bo ludzie, czego można się spodziewać po takim początku widocznym na stronie głównej forum. Biegłem? Ktoś mnie gonił? Liczyłam, że zaraz pojawi się motyw zapchlonego króliczka ciągnącego go do zmutowanej marchewki na polu kukurydzy, a w międzyczasie Tempe wstanie, postawi lewą nogę na podłodze, potem prawą, potem podniesie się do pozycji siedzącej, a potem wreszcie wstanie do pionu. Pójdzie do łazienki gdzie dokona czynności zwykle tam wykonywanych, a aby podkreślić nie wiadomo po co jej nie przystosowanie do społeczeństwa i generalnie normalnego życia będzie mamrotać pod nosem formułki dotyczące antropologicznego powstania umywalki lub muszli klozetowej. A tutaj?!
Przyznam, że jestem zaskoczona. Naprawdę niezły styl i przyzwoita gramatyka, co się rzadko zdarza u autorów debiutujących na filmwebie. Nie mówię, że było bezbłędnie pod tym względem (choćby małe litery po myślniku rozpoczynające wypowiedź dowolnej postaci), ale ładnie było! Pierwszoosobowa narracja? Normalnie powiedziałabym "be", ale jakoś mnie wciągnęło. No i widzisz, wciągnęło mnie, chociaż nie miałam takiego zamiaru i co tu teraz zrobić? Chyba czekać na nową część, bo masz talent. A talenty trzeba szlifować. To, że przy okazji uszczęśliwisz co najmniej jednego czytelnika to korzyść poboczna. Tak więc powodzenia w dalszej twórczości. Z chęcią zobaczę "podchody" naszych ulubieńców. A nuż widelec łyżeczka Booth tym razem nie złamie serca naszej genialnej pani doktor?
Pozdrawiam
Mashe

(Za wyjątkowo długą wypowiedź użytkownika Mashe dziękujemy w dniu dzisiejszym firmie Fervex oraz 38,2 stopniowej gorączce).

mashe

Pierwszy raz w życiu postanowiłam coś napisać. Błędy wiem, że są, i na pewno będą :) Staram się ich unikać, ale przyzwyczajenie mi przeszkadza. Nie wklejałam dalszego ciągu ponieważ czekałam na jakąkolwiek wypowiedź. Jeśli zobaczyłabym totalną krytykę, dałabym sobie spokój. Po co męczyć ludzi moja niechcianą twórczością. Nie mam wprawy w pisaniu, mam jednak nadzieję, że tu jej nabiorę i w przyszłości nie będę musiała się posiłkować bohaterami seriali, a wykorzystam swoje własne pomysły. Postaram się systematycznie dodawać kolejne fragmenty. Teraz wszystko zalezy od tego - czy praca mi pozwoli na odrobinę czasu wolnego.
Pozdrawiam i dziękuję pięknie za uwagi :)
Ania

Anushiak

ROZDZIAŁ PIERWSZY (początek)

Udało mi się namówić Królową Lodu na wycieczkę. Co prawda nie na piknik pod gołym niebem, z kocem w kratę i wiklinowym koszem, o czym marzyłem nie jednej nocy, prawie słysząc jej przyjemny, dźwięczny śmiech, lecz zapowiadało się również ciekawie. Przede wszystkim dlatego, że jechaliśmy razem. Była to pierwsza wspólna sprawa po prawie tygodniowej przerwie. Przyglądałem jej się delikatnie, żeby nie zauważyła. Widziałem, że coś się dzieje, coś zupełnie niezwiązanego z rozpoczętym dochodzeniem. Wolałem jeszcze nie pytać. Z doświadczenia wiem, że powie sama, jak poczuje, że jest na to gotowa. Zawsze czuję ból w piersiach, kiedy widzę że cierpi na swój niezrozumiały nikomu sposób, a ja nie jestem w stanie jej pomóc. Nie żebym nie umiał – ona po prostu nie daje mi takiej szansy. Nie wiem jak to się dzieje, ale jest jedyną osobą, w stosunku do której tracę swój cały intuicyjny dar.
- Wszystko ok.? Wydajesz się być nieobecna – odważyłem się jednak zapytać – znów coś z bratem? – Ross miał niebywałą zdolność do ładowania się w tarapaty, ku rozpaczy młodszej siostry, która takowych problemów nie miewała nigdy. A na pewno nie z własnej winy.
- Słucham? – chyba wyrwałem ją z naprawdę głębokiego zamyślenia, bo minę miała jakby dopiero zauważyła, że prowadzę auto w którym siedzi – pytasz czy wszystko ok.? Nie, nie jest ok. Ale Ross tym razem nie ma z tym nic wspólnego. Uprzedzając kolejne pytanie – Max (niedawno odnaleziony ojciec Bones z mocno kryminalną przeszłością) też wyjątkowo nie.
Chciałem zadać kolejne pytania, milion pytań, połowę z nich zapewne by przemilczała albo odpowiedziała tak, że nawet z pomocą jej przyjaciół naukowców, nie odgadłbym o co chodziło. Nie było czasu. Akurat w tym momencie dojechaliśmy na miejsce zbrodni. Też tak macie? W najważniejszym momencie rozmowy, w tym przypadku na samym jej początku, dzieje się coś co każe ją natychmiast przerwać. Szlag może trafić. Nie dziwię się że tak wielu ludzi chodzi stale podenerwowana… widocznie – ONI TEŻ TAK MAJĄ!
Dookoła nas rozciągał się las. Dogasające ognisko i kilka plastikowych butelek (które jak to Bones trzeźwo zauważyła, rozkładać się będą dłużej niż wyrastały te drzewa) to jedyne ślady, potwierdzające, że trafiliśmy w dobre miejsce. Byłbym zapomniał, potwierdzała to jeszcze obecność dziewięciu funkcjonariuszy FBI i strażnika leśnego, który jak się właśnie dowiedziałem, nie miał pojęcia o zorganizowanym obozie harcerskim a co dopiero o morderstwie jakie miało miejsce na jego terenie. Bones już nie wyglądała na smutną ani nawet zmyśloną. Poprawiła mankiety twarzowego kombinezonu, nałożyła jeszcze bardziej twarzowe gumowe rękawiczki i zaczęła pławić się w swoim żywiole. Inaczej mówiąc, rozpoczęła grzebanie w przesiąkniętej krwią ściółce, przy okazji zahaczając o więlką kupę … chyba niedźwiedzia… którą uznała za niezwykle interesującą i natychmiast kazała ją spakować dla Hodginsa. W lesie spędziliśmy kolejne 3 godziny. Udało mi się porozmawiać ze strażnikiem, nie był to zbyt inteligentny człowiek, ale takich lubię. Najłatwiej uzyskać od nich proste informacje. Dowiedziałem się od kiedy tu pracuje, ile razy w ciągu dnia objeżdża teren, i dlaczego przez ostatnie 2 dni nie mógł tego zrobić. Kiedy już udało nam się wydostać z buszu i nie wiem jakim cudem zapakować wszystkie „cenne” znaleziska (czyli ok. połowę gleby z całego lasu, zwierzęce ekskrementy i inne takie obrzydlistwa), zadzwoniła Cam, z prośbą, aby w drodze powrotnej, wejść jeszcze do harcówki w której czekają na nas przerażone znaleziskiem dzieci. Tego mi jeszcze brakowało, lubiłem dzieci, ale niezbyt dobrze radziłem sobie z takimi skrzywionymi już na całe życie istotami, które tylko dlatego że znalazły się w złym miejscu i o złej porze, teraz będą mogły sobie przypiąć nową odznakę – znalazłem trupa i się nie porzygałem. Ciekawe jaki to byłby symbol ?? Ok., nie ważne. Trzeba się spieszyć. Bones całą drogę udawała, że wcale dziś rano nie przyznała się do tego że ma problem. Opowiadała podekscytowana o tym co znalazła, i zaczynała już snuć domysły, co tak naprawdę mogło się wydarzyć. Troszkę to było dziwne, to zwykle ja układałem scenariusze, a ona tłumaczyła mi z oślim uporem że wszystkiego się dowiemy poznając fakty i nie ma żadnego sensu tworzenie teorii zbyt wcześnie, bo na pewno popsują nam one obiektywną ocenę wydarzeń. Widocznie tylko ja musiałem czekać na poznanie faktów. Kobiety - nigdy ich nie zrozumiem tak jak bym tego chciał. Na razie przeczekuję. Jak tylko sprawa dobiegnie końca, znów znajdziemy chwilę na drinka, może dwa lub trzy – takie mini świętowanie zwycięstwa. Całym sercem wiem, i wiem że Wy też wiecie, że wolałbym świętować zupełnie inaczej, byłem jednak wdzięczny za te krótkie chwile, kiedy mogłem oglądać ją szczerze uśmiechniętą, czasami śpiewającą lub po prostu lekko pijaną. Wtedy dowiaduję się najwięcej, poznaję ją od wewnątrz. Już teraz potrafię wymienić jej ulubione kwiaty, kolory, zespoły muzyczne i tytuły książek. Fakt, z tymi ostatnimi mógłbym mieć mały problem, ale kto by nie miał w przypadku kobiety nie uznającej telewizji, czytającej w każdej wolnej chwili i to nie romanse czy kryminały, tylko wydania MOCNO naukowe. Parker – mój syn, jest zafascynowany jej wiedzą. Zawsze zaskakuje go ciekawostkami o których się nie śniło nawet jego przemądrym nauczycielom. Śmiać mi się chce, za każdym razem jak robi wielkie oczy ze zdziwienia. Cieszę się, że ją lubi, ale bardziej jestem jej wdzięczny za zarażenie go pociągiem do nauki. Ja mogę go nauczyć grać w piłkę, albo skakać do basenu na bombę. To chyba też potrzebne dzieciom, prawda?
Odbiegłem od tematu. Miało być o sprawie… czy naprawdę Was ona interesuje? Mnie tak, ale tylko służbowo. Prywatnie jestem rozdarty pomiędzy synem a uczuciem z którym coraz mniej sobie radzę. Spędzam z Temprance zbyt dużo czasu. Zbyt dużo i zbyt mało jednocześnie. Widzimy się codziennie, od rana do późnej nocy. Często gdzieś razem wyjeżdżamy, chodzimy na bankiety, odgrywamy różne role – o ile wymaga tego od nas prowadzone śledztwo. Byliśmy już nie raz parą narzeczonych, małżeństwem a raz nawet rodzeństwem (to było najcięższe do zagrania). Za każdym razem odkrywałem jej nowe cechy, których na co dzień nie okazuje nikomu. Wiem że jest niesamowicie wrażliwa na czyjś ból i cierpienie, wiem że oddała by życie za mnie (tak jak ja za nią), wiem że jest odważna, kreatywna i twarda. Jeśli zastanawialiście się wcześniej co powoduje że na jej widok kolana mi się uginają a głos niejednokrotnie uwiązł mi w gardle, tu macie odpowiedź. To kobieta ideał, piękna i mądra. Marzę jednak, o poznaniu sposobu, jak otworzyć jej oczy, duszę i przede wszystkim serce, na świat który nas otacza, i na mnie. Przede wszystkim na mnie. Kiedy mówię, że tego czasu może być zbyt wiele…. mam na myśli marne szanse na powodzenie. Skoro i tak ma nam się nie udać, to chyba lepiej unikać pokus. Jak mam o niej nie myśleć, albo przynamniej robić to odrobinkę rzadziej, jeśli nie mam na to czasu. Gdzie się nie obejrzę tam ją widzę. Nie jesteśmy razem tylko wtedy, kiedy jest mi najbardziej potrzebna - czasie świąt rodzinnych i w mojej sypialni nocą.

ocenił(a) serial na 8
Anushiak

Jak na pierwszy tekst to jestem pod wrażeniem. Z takim startem może być tylko lepiej.
Taka mała uwaga - troszkę lepiej się czyta, kiedy robisz odstępy w tekście. Kończysz jedną myśl - linijka przerwy i następna. Taka imitacja akapitów. Czytelnik wtedy widzi, że czytanego tekstu ubywa, a kiedy jest taki zapis jak wyżej - ma się wrażenie że tekst jest strasznie długi i męczący. I zrezygnuj z dwóch znaków "?". To raczej coś co w języku polskim bierze się z gadu gadu, a wcale nie wygląda dobrze.
Podoba mi się sposób w jaki ukazałaś Bootha. Ten fragment o tym, że lubi zwyczajnych ludzi, bo łatwiej się z nimi dogadać, pokazuje że lubi zezulców, ale czasem czuje się przytłoczony ich wiedzą. Śmiem twierdzić, że twoje postacie są absolutnie kanoniczne. Albo ten fragment o skrzywionych psychikach dzieci? Podejrzewam, że to odwołanie do znalezionego przez Parkera palca.
Cóż, może nie zawsze piszę komentarze, ale zawsze czytam nowe części. Powodzenia! Życzę weny, czasu i pomysłu.
Pozdrawiam
Mashe

ocenił(a) serial na 8
Anushiak

Wszystko super tylko... Załóż sobie bloga, pisz wordzie, nie wiem, ale nie tu. Tu mówimy o serialu a nie piszemy jakieś opowiastki.