zamieszzcac bede tu opka o poczatkach znajomosci, przyjazni i milosci....
Nie bedzie to kopia ani "jak to sie zaczelo", ani :ich wspolna droga do milosci"...
Mam kilka pomyslow, ale nie moge ich niestety zamiescic na pozostalych foraach, gdyz one tam nie pasuja...
Mam nadzieje, ze i tu chetnie bedziecie zagladac:)
Pozdrawiam Ines:)
Ciekawa jestem pierwszego spotkania Temperance i Seleya.
Czekam na następne opko:)
siostra to sie przygptuj,
bo nie zamierzam ich laczyc narazie:)
obiecuje, ze bedzie sie dzialo:)
pozdrawiam:******
Po chwili poszukiwan Ang znalazla kolezanke na platformie
- Brennan - krzyknela
- tak, cos sie stalo? - spytala
- nie, ale zaraz sie stanie - rzekla Ang stajac obok pani antroplog
- nie strasz mnie, tylko mi mow co sie dzieje - zpowiedziala zaniepokojaona Brenn
- nic tylko jestem glodna, i jak zaraz czegos nie zjem
- to tu zaraz fikne w kalendarz - spuentowala artystka
- nie wiem, co to znaczy - posmutniala Brennan
- widze, ze musmy popracowac nad twym jezykiem
- w skrocie znaczy, to, ze umre z glodu - wyjasnila
- to nie moglas tak od razu - syknela Tempi
- to nie musialabys mi tyle tlumaczyc,
- tylko bylybysmy juz w drodze na obiad -rzekla skrepowana Brennan
- oj dobrze juz dobrze, chodzmy - zaproponowala Ang
- tak, bo mnie tez zaczyna burczec w brzuchu - rzekla
Obie zaczely sie smiac i szybkim krokiem opuscily Instytut,
udajac sie do pobliskiej knajpik na lunch...
Usiadla przy stoliku obok okna i zamowily cos na obiad...
Takie wypady pozwolily im sie lepiej poznac,
dowiedziec czegos wiecej o sobie, o tej drugiej osobie...
- Ang, wiesz...- zaczela niepwenie Brenn
- nie, co chcesz mi powiedziec - spytala
- Dr Goodman zaproponowala mi wspolprace z
- z... - przerwala jej artystka
- z jakims agnetem FBI, nie znam go
- mamy sobie pomagac nazwajem w razwiazywaniu zagadek - strescila pani antropolog
- to chyba dobrze, taka praca w terenie,
- czy nie tego chcialas? - spytala
- tak, ale obawiam sie jak bedziemy sie dogadywac
- pewnie zauwazylas,
- ze nie jestem dobra w stosunkach miedzyludzkich - rzekla ze smutkiem Tempi
- dasz rade, nie bedzie tak zle, a kiedy go poznamy - rzekla z figlarnym usmiechem Angela
- jutro rano ma byc u mnie w biurze - wyjasnila
- nie jestes ciekawa jaki on jest?
- nie nie szukam partnera zyciowego
- bedziemy tylko ze soba pracowac - wyjasnila
- wiesz nie wierze w przyjazn damsko - meska - powiedziala artystka
- oj nie zartuj, Angela
- pewnie to leciwy starszy pan z brzuszkiem przed emerytura - zazartowala Brenn
- ja tam sie nie moge ju doczekac, zawsze to nowa krew w zespole
- ja mysle, ze bedzie to przystojniak, tak cos czuje,
- taki no wiesz, meski w 100%, prawdziwy macho
- ale oczywiscie masz do niego pierszenstwo - rzekla z usmiechem panna Montenegro
- oj Ang, uwielbiam Twoje pozucie humoru - rzekla antropolog i obie zaczely sie smiac
Po pol godziny opuscily knajpke i powrocily do Instytutu,
gdzie na Dr Brennan czekala niespodzianka w jej gabinecie...
Po pol godziny opuscily knajpke i powrocily do Instytutu,
gdzie na Dr Brennan czekala niespodzianka w jej gabinecie...
Pierwsze kroki instyktownie skierowala do swego gabinetu.
Chciala zabrac ze soba raport z autopsji,
ktory mial jej pomoc przy szczatkach,
ktore pozostaja nadal na stole na platformie...
Wchodzi pewnym krokiem do srodka, a tam....
przy jej biurki siedzi jakis facet,
na dodatek grzebie je w komputerze...
Czyje sie nadto wygodnie, trzymajac swe nogi na biurku...
Jedyne co przykulo jej wzrok, to pstokate skarpetki,
wystajace z nogawki osobnika....
- Kim jestes, i co tutaj robisz - krzyknela
- whoa, to tak sie wita gosci - rzekl
- gosci? nie przypominam sobie, bym Cie zapraszala
- tymbardziej, ze sie nie znamy
- i najwazniejsze zdejmij te nogi z mojego biurka - rzekla akcentujac slowo mojego
- zejdz z mojego krzesla - krzyknela
- o ja nie moge, mam pracowac z kompletna wariatka
- tego sie nie spodziewalem -powiedzial wstajac
- Booth. Agent specjalny Seeley Booth - przedstawil sie podajac jej reke na przywitanie
- Dr Brenan Temperance Brennan - rzekla sciskajac dlon agenta
- o ile mi wiadomo, mials ie pan pojawic jutro - syknela
- tak, ale chcialem pania poznac wzcesnie,
- dlatego wiec, majac chwilke wpadlem - rzekl siadajac na sofie
- to jest Instytutu, tu sie pracuje, rozwiazuje zagadki
- tu nie mozna od tak sobie wpadac - syknela posylajac mu mordercze spojrzenie
- jaka wrazliwa - szepnal
- mowil pan cos? - spytala wsciekla
- nie tak sobie glosno myslalem - odsyknal
- to czym sie pani tutaj zajmuje, hm? - spytal
- jest pani archeologiem? - zapytal zartobliwie
- nie antropolologiem - popowiedziala
- kim - spytal udajac, ze niezrozumial
- Antroploogiem - powtorzyla
- aaa - rzekl
- Archeolog, to osoba, ktora bada zycie i kulture ludow
- praca archeologa jest praca terenowa, bada on roznego rodzaju cywilizacje, relikty
- anroplog, czyli taka osoba, jak ja, bada rasy, ich cechy fizyczne, psychiczne
- glownie zajmuje sie koscmi - wyjasnila
- ale lubi sie chwalic, hm
- juz ja ja ujazmie, nie bedzie taka madra - pomyslal
- moze bedziemy mowic sobie po imieniu - zaproponowal
- chetnie, Temperence - powiedziala
- Seeley - rzekl podajac jej reke
- mowi pani, mowisz - poprawil sie
- ze zajmujesz sie koscmi, tak? - spytala
- tak - rzekla, coraz mocniej sciskajac jego dlon
- to bede sie do Ciebie zwracac Bones - zaproponowal
- nie - syknela, nadal trzymajac jego dlon w swojej
- dobrze, dobrze Bones - rzucil
- nawet to do Ciebie pasuje - rzekl
- jedno mnie zastanawia?
- nie wygladasz mi na antropologa - rzekl
- nie? - zdziwlia sie
- antrolog kojarzy mi sie z osoba w podeszlym wieku, a Ty..
- a ja? - spytala
- a Ty jest ladna, za ladna, jak na antropologa - rzekl
- dziekuje - powiedziala a na jej policzku pojawil sie rumieniec
- to samo sadzilam o Tobie - rzekla po chwili
- o mnie, nie rozmumiem - powiedzial zdziwiony
- tez wyobrazalam sobie jakiegos starszego pana z brzuszkiem, przed emerytura - wyjasnila
- wiec widzisz , ze taki nie jestem - powiedzial wstajac
- nic mi nie brakuje - zapewnil
- tak widze - rzekla spogladajac na jego umiesnione cialo
- ja juz musze isc, widzimy sie jutro
- czesc Bones - rzekl na odchodne
- nie nazywaj mnie tak, zrozumiales - rzekla zdenerwowana
Pomachal jej na pozegnanie i opuscil jej gabinet, zostawiajac ja sama...
super czesc, swietne dialogi, takie z humorem, nie wiem, co mam jeszcze napisac, bardzo mi sie podoba:)
fajne poczatki B&B czekam na wiecej takich sprzeczek! one sa takie słodkie a oni sa nieraz jak dzieci. czekam na cdk!
wow wow wow, co za dialog, swietna, cudowna i przezabawna czesc:)
swietnie sie ja czyta, bardzo mi sie podoba:)
Pomachal jej na pozegnanie i opuscil jej gabinet, zostawiajac ja sama...
Stala, jak wryta...
Nie wiedzial, co powiedziec, co w jej przypadku bylo bardzo dziwne...
Zawsze miala ciety jezyk, wiedziala,
co i jak powiedziec dosadnie, by kogos wbilo w fotel...
Ale teraz byla bezbronna...
Wiedziala, ze ow agent to niezle ziolko,
i wspolpraca ich nie bedzie miec sensu,
bo to, co soba reprezentuje, nie pomoze w razwiazywaniu zagadek,
a nawet moze nawet zaszkodzic...
Wiedziala do kogo ma sie udac, by do tej ich wspolpracy nie doszlo....
Szybkim krokiem opuscila swoj gabinet...
Opuszczajac go wpadla na swa przyjaciolke,
ktora ciekawa, kim byl przystojny nienzajomy,
opuszczajacy biuro pani antroplog, musiala sie tego natychmiast dowiedziec...
- Sweety - krzyknela do przechodzacej jak burza Bones
- Ang, przepraszam, ale nie mam teraz czasu - krzyknela
- ok, czekam na Ciebie w gabinecie - krzyknela artystka
Brennan tylko jej pokiwala twierdzaca glowa,
spieszac sie do gabinetu Dr Goodmana...
Podeszla do drzwi, pukajac..
- Prosze - uslyszala
Weszla do gabinetu, a tam siedzial sobie w najlepsze,
popijajac kawe jej niedoszly wspolpracownik...
- Co on tu robi? - spytala
- moze sie poznacie - powiedzial Dr Goodman
- Dr Brennan, to jest wlasnie agent Seeley Booth - rzekl
- wiem, mielismy juz to nieszczescie sie poznac - syknela
- ja tam nasz pierwszy raz wspominam mile - rzekl usmiechniety agent
Na to zdanie Bones poslala mu mordercze spojrzenie...
Dobrze, ze wzrok nie ma mocy zabijania,
bo inaczej agent padlby na ziemnie martwy...
- Widze, ze ju sie poznaliscie - powiedzial zdziwiony Goodman
- tak - potwierdzili jednoczescnie
- to dobrze, widze, ze sie nawet zgadzacie
- to dobrze o Was swiadczy i wrozy na przyszlosc - rzekl po chwili
- przyszlosc - syknela
- ja z nim nie widze swojej przyszlosci - powiedziala
- a co to magiczna kula Ci to wywrozyla - spytal
- wrrr - syknela
- nie moge z nim pracowac - rzekla
- czemu? - spytal zdziwiony Dr Goodman
- on, on - zaczela sie miotac
- ja, ja - zaczal sei przedrzeznaic Booth
- wydusisz to z siebie w koncu - dodal po chwili
- nie moge z nim pracowac, on jest
- on jest
- Calkowicie niezdolny do traktowania czegokolwiek na powaznie - rzekla po chwili
- daj mu szanse, on jest najlepszy w tym, co robi - wyjasnil Goodman
- czy to ma mi schlebiac? - spytala
- jutro poprowadzicie razem sprawe
- wtedy zobaczymy jak sie Wam ulozy
- jak dlugo mam z nim pracowac - spytala wsciekla
- zalezy od niego - powiedzial
Bones zrobila sie czerwona, jak burak i wsciekal opuscila gabinet, trzaskajac drzwiami....
-Mowilem, ze wrazliwa - szepnal agent z usmiechem na twarzy...
Świetne dialogi.
Ciekawe jak będzie się między nimi układać.
Czekam na kolejną część:)))
- Mowilem, ze wrazliwa - szepnal agent z usmiechem na twarzy...
Biega wsciekal po korytarzu, po chwili wpadajac do gabinetu...
- Brenn, dobrze sie czujesz
- czy cos sie stalo - spytala zdziwiona zachowaniem przyjaciolki
- ten, z ktorym mam pracowac, jest grubianiniem - syknela
- spokojnie Sweety, czemu tak uwazasz? - spytala Ang
- wpadl dzis do mnei do biura, jakby nigdy nic, rozgoscil sie
- to niby malo - spytaal
- nie nie moze byc - szepnela
- ten pzrystojniak, ten cukiereczek, tak sie zachowal, nie - rzekla smutna
- ten cukiereczek, jak go nazywasz, nie przypadl mi do gustu,
- jak dla nie to jest szowinistyczna swinia i tyle - syknela zdenerwowana
- Sweety, nie mozesz oceniac ludzi po pierwszym nieudanym spotkaniu, wiesz- probowala uspokoic Brenn
- wiem, ale
- daj mu szanse, moze tylko chcial Cie sprawdzic i tyle - zaznaczyla
- sprawdzac to on sobie moze...
- zobaczysz, cos czuje, ze sie od siebie nie bedziecie mogli oderwac - szepnela Ang
- watpie, nasza wspolraca sie szybciej skonczy, niz sie zacznie - wyjasnila Bones
- one nie pomoze mi rozwiazac zadnej zagadki, mowie Ci
- nie mozna oceniac ludzi po pozorach - rzekla Ang
- po czym? nie wiem, co to znaczy - szepnela Bones
- nie wazne, Sweety, chodzi o to, ze musicie sie lepiej poznac
- wiesz o co mi chodzi - spytala zdezorientowana Brennan
- nie wiem,. co nie zmienia faktu, ze sie nie polubimy
- nie moge pracowac z zadufanym w sobie jakims modelu - syknela
- pzresadzasz, nie wiesz jaki jest, daj mu szanse,
- jutro zaczynacie wspolprace, tak - spytala panna Montenegro
- tak - rzekla Bones
- zobaczysz jak sie sprawuje na polu zawodowym,
- i sama ocenisz Wasza dalsza wspolprace - wyjasnila
- masz racje, poczekam do jutra,
- zoabczymy jak pan madrala sprawdzi sie w terenie - rzekla
- to jak idziemy na lunch - zaproponowala ANg
- tak, tajskie w Royal Dinner - spytala
- tak - rzekla Ang
Obie udaly sie do pobliskiej restauracji na lunch...
Obie udaly sie do pobliskiej restauracji na lunch...
Zamowily ulubione danie i cos do picia... Rozmowa sie kleila, rozmawialy o wszytkim, za wyjatkiem pracy...
Czas uplywal im w iscie przyjacielskiej atmosferze... Dzieki przyjaciolce powoli zapominala o jej nowym partnerze...
Niestety lunch minal szybko, i obie musialy powrocic do pracy...
Pierwsze kroki, jak zwykle skierowala na platforme... To, co tam zobazcylo, zdziwilo ja, nie to, by pierwszy raz widziala szcatki... zastanawiala sie czemu nikt nie poinformowal jej o sprawie, tylko dowiaduje sie o tym nie dosc, ze ostatnia, to przez przypadek...
Byla naprawde wsciekla...
Tym bardzieje, ze jej nowy partner przeszkadzal jej asystentowi w pracy....
- Czemu nie zadzwoniles do mnie ? - syknela szturchajac go
- wiedzialem, ze jestes na lunchu
- nie chcialem Ci przeszkadzac w jedzeniu
- bys nie zwymiotowala na wiadomosc o tym,
- co lezy na stole - rzekl
- to jest zmarly i nalezy mu sie szacunek
- dla Twojej wiadomosci, to kosci,
- to, cos czym zajmuje sie od lat
- i na ich widok, nie zbiera mnie na wymioty
- w przeciwienstwie do Ciebie - rzekla widzac mine agenta spogladajacego na cialo
- Wiesz i w tym sie roznimy, - rzekl
- w czym - spytala nie rozumiejac
- ja dobrze dogaduje sie z ludzmi
- Ty natomiast z koscmi - syknal
- i tym sie roznimy - wyjasnil
Zapanowala niezreczna cisza... Nie spodziewala sie uslyszec tego od nikogo, tymbardziej od kogos takiego, jak on....
Chwile ciszy przerwala Ang, ktora pojawila sie w poszukiwaniu czaszki do rekonstrukcji denata...
Widac bylo, ze agent wpadl ejj w oko, jak rowniez ona jemu...
- Czesc, jestem Angela Montenegro, milo mi - rzekl na przywitanie
- Czesc, Seeley Booth, mnie jeszcze milej - rzekl usmiechajac sie
- Sweety, czy macie juz cos dla mnie - spytala po chwili
- tak, ale
- Sweety?,
- chyba zartujesz - syknal Booth, przerywajac pani antroplog
- nie zwracaj uwagi na chlopczyka - syknela
- tak zaraz bedziesz ja miec,
- tylko Zack ja oczysci - rzekla podajac czaszke asystentowi
Po chwili byla juz gotowa do rekonstrukcji... Ang wziela ja i udala sie do siebie...Zostawiajac dwojke na platformie...
- Zack oczysc kosci - polecila
- jak beda gotowe zawolaj mnie, dobrze - poprosila
- tak jest Dr Brennan
- dziekuje - rzekla opuszcajac platforme...
Udala sie do siebie, do gabinetu... Agent podazyl za nia...
- czemu mnie sledzisz - spytala siadajac przy biurku
- ja...
- nie masz niczego innego do roboty - przerwala mu
- nie wlasnciwie, nie mam - odburknal siadajca na kanapie
- i co zamierzasz tutaj tak siedziec? - spytala
- tak - odpowiedzial
- tak po prostu - syknela
- tak, chyba nie masz nic naprzeciw
- bede siedziec cichutko, jak trusia
- jak mysz pod miotla -zaczal wymieniac
- nie wiem, co to znaczy - rzekla
- Bones - zaczal
- nie nazywaj mnie Bones, juz Ci to mowilam
- mam Ci to przeliterowac? - spytala
- nie ja rozumiem slowo nie... - wyjasnil
Siedzieli w ciszy, on przegladal jakies magazyny naukowe, ona zajela sie pisaniem powiesci...
Cisze, ktora zapoanowala w jej gabinecie, przerwal stukot, jej smuklych palcy w klawiature, czym rozzloscila agenta...
- Bones - syknal
- nie mow tak na mnie - odburknela
- mnie sie to podoba, mozesz dla mnie tez wymyslic jakis pseudonim
- ja sie nie obraze - rzekl
- nie mam czasu na wymyslanie Ci przezwisk
- pozatym, nie bede miala, az tyle czasu, by ich uzywac - syknela
- uuu to masz ich, az tak wiele - spytal
- mam bogate slownictwo, jesli o to hodzi - syknela
- tak, pewnie pani antroplog i bogate slownictwo
- pewnie wiesz jak jest czaszka i kosc w kilku jezykach - syknal
- zebys wiedzal - rzekla poirytowana
Sprzeczke, wymiane zdan, czy jak mozna bylo to nazwac, przwerwal im Zack, ktory mial cos do powiedzenia pani antropolog...
ciesze sie, ze sie podoba:)
to jest juz ostatnia czesc przed wakacjami,
nastepne po:)
pozdrawiam cieplutko wszystkich,
co czytali, i co komentowali
do uslyszonka po wakacjach, czesc:)
i jest kłotnia. szkoda ze na cedeka bedzie trzeba tak długo czekac. czekam na cdk
oto kolejna czesc:) mam nadzieje, ze nie wypadla zle, ale to nie mnie oceniac:(
milego czytania......
Sprzeczke, wymiane zdan, czy jak mozna bylo to nazwac, przwerwal im Zack, ktory mial cos do powiedzenia pani antropolog...
Wpadl do gabinetu, jak strzala... Booth, az podskoczyl z wrazenia...
- A to co? - syknal Booth
- Chlopczyk uciekl z przedszkola? - rzekl szcerzac swe biale zeby
- Dr Brenann, znalazlem cos ciekawego - rzekl Zack niezwracajac uwagi na agenta
- Dla Twojej wiadomosci, to moj asytent, a nie przedszkolak - syknela na agenta
- Dobrze, ja juz nic nie mowie - powiedzial
- Co znalazles Zack - spytala po chwili
- Na kosciach sa slady, ktorych nigdy nie widzialem, - rzekl asystent
- I to ma byc asystent - syknala zadowolony Booth
- Mowilem Ci, ze to przedszkolak - rzekl jej do ucha
- Zack, nie przejmuj sie tym panem, on juz wychodzi - rzekla spogladajac na agenta
- Oj i tu sie mylisz, ja sie nigdzie nie wybieram
- dobrze mi sie tu siedzi - dokonczyl
W gabinecie zapanowala cisza... Miala ochote go doslownie udusic... Byla na niego wsciekla....
- Zack, przyjrzyjmy sie razem tym kosciom - rzekla
Asystent przytaknal i oboje opusili gabinet, zostawiajac samego agenta.......
Po chwili byli juz na platformie....
Zack pokazal pani antropolog kosci... Sama tez po raz pierwszy widziala tak zniszczone kosci...
Po chwili doszla do wniosku, ze osoba ta musiala byc na cos, chora, gdyz kosci same nie rozpadaja sie... Tymbardziej w taki sposob....
Zlecila wspolpracownikom dalsze badania......
W tym samym momencie na platformie pojawil sie on.....
- Bones, mamy sprawe - krzyknal, czym zwrocil uwage wszystkich
- Nie krzycz, nie jestem glucha
- Ale moge sie stac, jak bedziesz sie tak darl - szepnela
- Mowilas cos? - spytal niedoslyszac
- Nie, jedzmy i miejmy to za soba - rzekla i ruszyla w jego strone
Ruszyli z parkingu z piskiem opon..... Jechali w milczeniu... Cisza ta potrafila doslownie zabic... Agent zaczal sobie pogwizdywac, by czas szybciej im uplynal... Antropolog cierpliwie wyslychiwala tego... Po chwili dojechali na miejsce....
Wysiadla trzaskajac drzwiami....
- Whoa, spokojnie - syknal
- Wiesz ile kosztuje to auto??
- To nie zabawka, chcesz wrocic na piechote - spytal wsciekly
- Wiesz moge kupic 10 takich aut - syknela
- Poza tym, wroce sama, nie martw sie - rzekla i ruszyla w strone szczatek
- Ale wrazliwa baba - syknal i spojrzal jeszcze raz na drzwi, ktorymi trzasnela
W tym samym czasie.......
- Tu za duzo jest miesa
- To nie moja dzialka - zrekla kucajac nad cialem
- Musimy cialo przewiesc do Instytutu
- Tam sie nim zajmiemy - rzekla
Po chwili dolaczyl do niej agent....
- A co tu tak smierdzi? - spytal
- To ludzkie cialo wytwarza taki odor - wyjasnila mu
- O Boze, czuc to chyba na kilometr - rzekl zatykajac reka nos
Spojrzala na niego i podniosla sie....
- Zmarlemu nalezy sie szacunek
- Jak slysze jestes katolkiem
- To chyba powinienes to wiedziec, nie - syknela
- Ok, przepraszam - rzekl skruszony
Po chwili powtorzyla prosbe.....
- Prosze zabrac cialo do Instytutu - rzekla
Nikt jednak, z jej prosby nie zrobil sobie nic..... Powoli zaczela sie denerwowac...
Agent uratowal sytuacje, ktora powoli robila sie grozna....
- Prosze sluchac, co mowi pani antropolog - rzekl
- Prosze cialo zabrac do Instytutu - dokonczyl
- To mozemy juz wracac - rzekl do niej
- Tylko ostroznie z drzwiami - poprosil
Ruchem reki wskazal je samochod....
- Mowiles, ze mam wrocic na piechote
- Co zmieniles zdanie? - spytala
- To byla pzrenosnia, zart - wyjasnil
- Nie moge Cie tu zostawic samej
- Chodz, nie bede Cie prosil na kolanach - powiedzial
Niechetnie zgodzila sie... Nie miala nawet czym wrocic do Instytutu... Udala sie z nim do samochodu i oboje powrocili do Instytutu.....