SESJA I
- Witam państwa na naszej terapii, którą mam nadzieję zakończymy sukcesem...
- Nam nie potrzeba żadnej terapii. Nie jesteśmy czubkami - powiedział agent Seeley Booth przerywając młodemu człowiekowi.
- Właśnie - dodała Bones - ale jakimi czubkami? - zwróciła się do swojego partnera, który popatrzył na nią litościwie.
- Chodzi o wariatów, szaleńców i tym podobnych.
- Ach...
Doktor Sweets słuchał tej wymiany zdań z rosnącą ciekawością. ''Zapowiada się ciekawy przypadek'' pomyślał, po czym nie zrażony że agent mu przerwał kontynuował:
- Nazywam się doktor Lance Sweets i od tego momentu jestem państwa terapeutą. Będziemy się spotykać, by pracować nad waszymi relacjami....
- Nasze relacje są w jak najlepszej kondycji, więc nie widzę sensu w tym całym zamieszaniu. Poza tym Bones się ze mną zgodzi. A jeśli coś dla niej jest nielogiczne to mowy nie ma, by ona na to poszła. Zatem było nam miło, ale na nas już czas - powiedział Booth i wstał z kanapy. Posłał przy tym znaczące spojrzenie Temperance, by ta zrobiła to samo.
- Obawiam się, że chyba tak prosto nie będzie - odparł Słodki.
- A to dlaczego? - Booth był wyraźnie zirytowany.
- Bo nie wiem, czy mieliście okazję już to słyszeć, ale FBI zastanawia się nad rozdzieleniem waszego duetu - oznajmił terapeuta.
- Co?! - zapytali partnerzy równocześnie, a Booth aż usiadł z wrażenia.
- Dlaczego? - zapytała Temperance.
- Doktor Brennan, to nie jest pytanie do mnie tylko...
- Do szefa szefa mojego szefa - dokończył Booth z rezygnacją.
- Dokładnie. Dziękuję agencie Booth za tak przejrzystą i klarowną pomoc - Sweets zwrócił się do Seeley'a - Ja jestem po to, aby sprawdzić czy dalej możecie razem pracować. Mam sprawić by wasza współpraca była jeszcze bardziej wydajna...
- Wydajna? Będziemy przeliczać ile trupów znajdziemy na godzinę? - zapytał agent nie kryjąc irytacji - Albo czy Bones pobije rekord w najkrótszym ustaleniu przyczyny śmierci ofiary? Żałosne...
Booth nie krył swojego niezadowolenia, ta terapia była mu wyraźnie nie na rękę. Nie dość, że miał nawał pracy to jeszcze to! Zostawało coraz mniej czasu na spotkania z synem.
Bones również nie było do śmiechu. Nie lubiła psychologii, a dodatkowe godziny rozmawiania o jej emocjach wcale nie napawały jej optymizmem. ''Czy naprawdę FBI zastanawia się nad rozdzieleniem nas?'' pomyślała i spojrzała na swojego partnera. ''Nie to niemożliwe.''
- A czy jest coś, co możemy zrobić byśmy nadal mogli razem pracować? - zapytał Booth, który myślał o tym samym co Brennna.
- Musicie państwo przychodzić regularnie na terapię. Na każdych kolejnych spotkaniach będziemy poruszać ważne dla was kwestie, może jakieś sprawy które was dręczą - powiedział Sweets - Mam nadzieję, że nasza współpraca okaże się owocna.
Na chwilę w gabinecie zapadła cisza podczas, której Booth intensywnie przyglądał się terapeucie.
- Czemu pan tak na mnie patrzy?
- Zastanawiam się ile masz lat. Jesteś pełnoletni? - zapytał podstępnie agent.
- Oczywiście, że... - lecz tym razem Bones nie pozwoliła mu dokończyć:
- Masz doktorat czy tylko tak się tytułujesz przez wzgląd na swój zawód?
- Tylko mów prawdę, bo jak nie to Bones pokaże na co ją stać. Jedno podanie ręki i TRACH! - Booth klasnął w dłonie dla zwiększenia efektu - I nadgarstek złamany. Wiem co mówię, widziałem na własne oczy - powiedział agent i spojrzał na Tempe, która się uśmiechnęła. Booth też się uśmiechnął co nie uszło uwadze terapeuty.
- Dobrze więc. Żeby było jasne, mam 22 lata i doktorat z psychologii...
''Acha, rozpoczyna się pasjonująca wędrówka po meandrach jego edukacji'' pomyślał Booth i powiedział:
- OK. OK, już wiemy. Ale nie obraź się, bo na naukowca to Ty nie wyglądasz. Co nie Bones?
- No wiesz, młody wiek nie musi świadczyć o braku kompetencji...
- Bones! Co Ty robisz?! - przerwał jej Seeley, a ona spojrzała na niego - Miałaś mnie poprzeć, jak prawdziwa partnerka...
- Wywieranie presji na drugiej osobie - mruknął Sweets pod nosem i coś zanotował.
- Słucham? Kto tu wywiera presję - odparł Booth - Trzeba było ją widzieć nad kośćmi. Tam to dopiero jest ciśnienie. Te nazwy, jakaś łacina, mówią o jakimś tlenku czegoś co okazuje się rdzą...Paranoja.
- Ty to nazywasz paranoją?! A kto nosi kolorowe skarpetki jako tak zwany ''wentyl bezpieczeństwa''.... - odgryzła się Tempe.
- O przepraszam, skarpetki są bardzo oryginalne...
- A krawaty? Nie wspomnę już o ekstrawaganckich sprzączkach do pasków, które przyciągają wzrok do krocza...
- Nie noszę ich w tym celu....Bones, patrzysz na moje krocze?!
- Booth!
- Sama się do tego przyznałaś... - powiedział agent.
- Nie przyznałam się tylko stwierdziłam fakt, a to zasadnicza różnica - przerwała mu Brennan.
Partnerzy zupełnie zapomnieli, że ich rozmowie przysłuchuje się jeszcze doktor Sweets.
''To nie będzie ciekawy przypadek. To będzie extremalnie ciekawy przypadek'' pomyślał doktor i z zadowoleniem napisał coś w notesie.
Broniłam się, ale i na mnie przyszedł czas i przeczytałam. Styl masz lakki moja droga i świetnie się Ciebie czyta. To ciekawy pomysł, by przedstawić urywki z terapii, które jak wiadomo są zwykle ciekawe i zabawne. Gratuluję idei. Jeśli jeszcze wykonanie będzie tak samo interesujące, to zapowiada się udany cykl.
Eldżi
Ślicznie dziękuję za takie cudne komentarze, mam nadzieję że reszta tego cyklu również przypadnie wam do gustu... :]
SESJA II
Booth bębnił palcami o blat stolika do kawy, który znajdował się przed kanapą, na której siedzieli partnerzy.
- Czy coś pana denerwuje? Wydaj się pan niespokojny - powiedział Sweets - Może chciałby się pan podzielić z nami swoimi problemami?
- Ja nie mam problemów - odparł agent i przestał uderzać palcami. Oparł się o oparcie i popatrzył na doktora, który dzielnie wytrzymał jego spojrzenie.
- Tak pan uważa? A pani, doktor Brennan, co o tym myśli?
- O jego problemach? Jego jedynym problemem jest właśnie brak problemów - odparła.
- Cóż za trafna interpretacja Bones, naprawdę - powiedział sarkastycznie Seeley.
Sweets popatrzył na nich. Albo byli tak złośliwi bo chcieli go wystraszyć, albo takie uszczypliwości były dla nich czymś normalnym. Okazało się tym drugim, gdyż już po chwili dwójka osób siedzących na przeciwko Słodkiego śmiała się serdecznie. Słodki nie mógł zaprzeczyć, że oboje bardzo lubią swoje towarzystwo.
- Mógłbym poznać przyczynę tak nagłej zmiany nastroju? - zapytał Słodki, a partnerzy spojrzeli na siebie, a potem na terapeutę.
- No nie wiem czy jesteś wystarczająco dorosły. Niektóre sprawy nie są przeznaczone dla dwunastolatków... - odparł Booth, a Sweets puścił tą uwagę mimo uszu.
- Skoro tak pan twierdzi agencie Booth, to może przejdziemy do meritum naszego dzisiejszego spotkania.
- To znaczy? - zapytał agent.
- Do sedna sprawy - powiedziała Brennan - Meritum to...
- Jezu! Bones, wiem co to jest meritum. Nie mam co prawda tylu doktoratów co Ty, ale proszę Cię...
- Dobra, nie musisz się tak wyburzać - odpowiedziała antropolog.
- Wzburzać, nie wyburzać - poprawił ją Booth, na którego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Jak zwykle zresztą, kiedy jego partnerka popełniła jakąś gafę - Chciałem się tylko dowiedzieć o czym będziemy dzisiaj rozmawiać. Hej Bones, gniewasz się? - odwrócił jej głowę w swoją stronę. Popatrzyli na siebie. Nie musieli nic mówić.
A Sweets w tym czasie jak szalny robił kolejne notatki.
- Ekhm... - chrząknął po chwili, na co Bones i Booth oderwali swój wzrok od siebie i skierowali go na terapeutę - Nie chciałbym przerywać, ale... Czas chyba zacząć. Zatem....Czemu nazywa pan pan doktor Brennan ''Bones''? - zwrócił się do Booth'a a ten popatrzył na doktora jakby widziaa go pierwszy raz w życiu.
- Słucham? A co to za pytanie? I jaki to ma związek z naszymi relacjami? - zapytał zdziwiony Seeley.
- Otóż, bardzo duży agencie Booth. To jak się do siebie zwracacie wpływa na wasze stosunki. Zwrotu za pomocą, którego zwracacie się do partnera może podwyższać lub obniżać jego samoocenę. Czy to jest jasne? - zapytał Sweets kończąc swój wywód, na co odpowiedziało mu parokrotne mrugnięcie Booth'a.
- Rozumiesz coś z tego Bones? - zwrócił się do swojej partnerki.
- Wiesz, że nie znoszę psychologii - odparła - Ale może już zacznijmy, bo mam jeszcze parę spraw do załatwienia w Instytucie.
- A ja w biurze FBI. Zatem zacznijmy i będziemy mieć to z głowy.
- Usiłuję to zrobić już od jakiś dziesięciu minut. Ale dobrze, ponawiam więc pytanie agencie Booth. Dlaczego zwraca się pan do swojej partnerki per ''Bones'' - zapytał Słodki i skierował swój wzrok na agenta.
- Bo pracuje z kośćmi. Czy to tak trudno zrozumieć? A poza tym to taka ksywka. Mówię ''Bones'' i każdy wie o kogo chodzi. Prawda? - Booth zwrócił się do Tempe.
- To prawda. Choć przyznam, że na początku nie bardzo mi się to podobało - odparła Brennan.
- Ale teraz Ci się podoba? - agent zrobił minę niewiniątka.
- Przyzwyczaiłam się - odpowiedziała i pomyślała ''Cholera. On znów to robi. Ten jego wzrok.... Brennan, myśl logicznie!''
- Rozumiem. A czemu nie próbował pan się zwracać do swojej partnerki po imieniu lub tytułować ją zgodnie z jej wiedzą - Sweets popatrzył wyczekująco na Booth'a
- To chyba jasne. Bones każdemu kto nazywa ją Temperance, mówi by zwracał się do niej Tempe. Rozumiesz? - Słodki pokiwał głową, a agent dalej kontynuował - To zbyt personalne, bym się tak do niej zwracał na miejscu zbrodni. No a gdybym używał zwrotu ''doktor Brennan'' za każdym razem kiedy ją wołam, no to nie wiem... A zresztą Bones jest moją przyjaciółką, a przyjaciele nie zwracają się do siebie przez tytuły naukowe. O matko Sweets! Powiedziałem już wszystko na ten temat, więc na litość boską nie patrz już tak na mnie.
Terapeuta tylko znowu coś zanotował, po czym zwrócił się do Bones:
- A pani jak zwraca się do swojego partnera?
- Booth.
- Tak po prostu?
- Tak. A jak miałabym się do niego zwracać? - zapytała Tempe.
- Nie nadała mu pani żadnego przezwiska? Czegoś co odzwierciedlałoby jego charakter?
Bones pomyślała przez chwilę ''Coś co odzwierciedlałoby charakter. Hmm...'' Ućmiechnęłą się.
- Co panią rozbawiło? - zapytał Sweets, a Booth mu zawtórował:
- Właśnie Bones, co Cię tak bawi?
- Mnie nic. Tylko przypomniałam sobie jak pewnego razu nazwała Cię Angela - Booth i Słodki cały czas się jej przyglądali - ''Pan Czarujący Uśmiech'' - powiedziała w końcu, a Booth zaprezentował o co chodzi.
- Zgadza się pani z tą opinią, doktor Brennan? - drążył temat Sweets.
- Z czym?
- Z czarującym uśmiechem pani partnera.
- Bones powiedz doktorkowi, że wprost nie możesz się oprzeć temu zniewalającemu uśmiechowi i będzie po sprawie - powiedział Booth.
- Nie robi on na mnie wrażenia. Już się przyzwyczaiłam - odparła Brennan i znacząco spojrzała na Booth'a. ''Kogo ja oszukuję? Kidy się uśmiecha to nie mogę się na niczym skupić'' dodała w myślach.
- No wiesz co? - Booth był wyraźnie zawiedziony.
- Powiedziałam, że się przyzwyczaiłam. Co wcale nie oznacza, że wcześniej mi się nie podobał... - ''No to ładnie Brennan, rzuć mu się jeszcze na szyję. Sweets będzie miał o czym pisać''
Na dźwięk jej słów na twarzy Booth'a znów pojawił się uśmiech ''A więc jednak ją powala. Yeah....''
Sweets przysłuchiwał się tej wymianie zdań z nieukrywaną ciekawością. Trwałoby to zapewne jeszcze dłużej, gdyby nie dźwięk telefonu, który rozbrzmiał w gabinecie.
- Prosiłem, by wyłączyć telefony komórkowe - powiedział terapeuta.
- Niestety wykonujemy zbyt poważną pracę, by sobie na to pozwolić - odparł agent i wyjął Motorolę z kieszeni marynarki - Booth...Tak....Jesteśmy razem....Gdzie?......Dobrze, zaraz będziemy - rozłączył się spojrzał na Sweets'a - Przykro nam, ale służba wzywa. Chodź Bones, znaleziono nowe szczątki - agent wstał z kanapy i ruszył do wyjścia, to samo zrobiła Temperance.
- Ale jeszcze nie skończyliśmy... - zaczął Słodki.
- Niestety, odbijesz to sobie następnym razem. Do zobaczenia w nie najbliższej przyszłości - odparł Booth i zamknął za sobą drzwi.
- A żebyś wiedział agencie Booth, że sobie odbiję - powiedział sam do siebie terapeuta i zamknął notatnik.
To kolejna notka. Czekam na wasze komentarze i opinie :] czy się podobało czy nie.
Do zobaczenia... :)
w prawdzie w serialu jeszcze nie dotarłam do wizyt u Słodkiego, ale jeśli są równie ciekawe jak twoje to nie mogę się ich doczekać :)
czekam na kolejna sesję;]
Sesja trwa dalej :) Dzięki za komcie, mam nadzieje ze dalej tez sie spodoba :)
SESJA III
Booth i Brennan siedzieli w milczeniu na kanapie. Co jakiś czas zerkali tylko a to na Sweets'a, który przypatrywał im się ze spokojem na twarzy, a to na leżące przed nimi, na stoliku czyste białe kartki i kredki.
''Zapomniał sprzątnąć zabawki?'' pomyślał agent i poprawił mankiety białej koszuli. Brennan także nie wiedziała o co chodzi.
- Co to jest? - zapytała w końcu, gdyż nie zamierzała dłużej czekać na samoistny rozwój wypadków.
- Chodzi pani o przedmioty leżące na stoliku? - zapytał Słodki i rozsiadł się wygodniej w fotelu.
Bones przytaknęła i spojrzała na Booth'a. Jego mina zdradzała wszystko - ''Co się dziwisz, przecież nasz doktorek to świr!''
- Kupiłeś sobie kredki i chciałeś się pochwalić? - zapytał Seeley - Jeżeli tak, to bardzo ładne te Twoje zabawki. Ale może teraz zaczniesz już swoją gadkę, my posłuchamy i sobie pójdziemy. Mamy śledztwo w toku...
- Agencie Booth, rozumiem że nie przepada pan za osobami młodszymi od siebie i na dodatek mądrzejszymi....
- Słucham? Nieee... Teraz to przesadziłeś. Czy myślisz, że gdyby tak było w rzeczywistości to cały czas współpracowałbym z Bones!
Temperance uśmiechnęła się ''A więc jednak uważa, że jestem od niego mądrzejsza...Ma racje - jestem!'' pomyślała, a tymczasem jej partner dalej kontynuował:
- Oczywiście chodzi mi tu o sprawy naukowe, bo wątpię czy Bones potrafiłaby włączyć odtwarzacz DVD...
- Słucham?! - ''Doigrałeś się Booth'' - Co to miało znaczyć? Uważasz, że nie potrafiłabym włączyć DVD? Żałosne...
- Nigdy nie widziałem Ciebie podczas tej prozaicznej czynności...
- Więc nie wysuwaj pochopnych wniosków - powiedziała Tempe.
- Ekhm...przepraszam, ale chyba najwyższy czas powrócić do naszego głównego problemu - przerwał ich kłótnię Sweets.
- No to wróćmy już. Dobra? - odparł kpiąco Seeley i poluźnił węzeł przy krawacie. Coraz mniej mu się to wszytko podobało. To całe gadanie o uczuciach wcale nie było mu potrzebne. Dobrze wiedział co czuje, a co najważniejsze do kogo.
- Wspaniale. Odpowiadając na pani wcześniejsze pytanie doktor Brennan, przed państwem leżą kartki i kredki... - ''Przeliteruj jeszcze'' pomyślał Booth - ...będą one dzisiaj głównym narzędziem pracy.
Partnerzy posłali sobie znaczące spojrzenie. ''Doktorek zwariował'' pomyśleli oboje.
- A co niby konkretnie mielibyśmy z TYM robić? - zapytał agent siląc się na uprzejmość w głosie.
- Zaraz się państwo przekonają. Proszę zatem niech każde z was weźmie po kartce. Śmiało, proszę się nie krępować - zachęcił Sweets, a Booth i Brennan sięgnęli po kartki - A teraz proszę narysować...
- Ja nie mam talentu plastycznego - przerwała mu Bones.
- Ja też. A zresztą za jakie grzechy mamy coś rysować? - dodał agent.
- Powiedział pan ostatni, że będę mógł sobie ''odbić'' wasze wcześniejsze wyjście...
- Zemsta! Acha! Jako psycho...
- Agencie Booth jako psycholog to chyba ja wiem lepiej o co chodzi - Słodki poptrzył na Booth'a który tylko zamrugał z niedowierzania ''Cudownie, dzieciak wchodzi w okres buntu!'' pomyślał.
- A co do państwa talentu. To ma być rysunek poglądowy, więc nie oczekuję od was arcydzieł na miarę ''Mona Lisy'' Leonarda da Vinci - powiedział niezrażony ich brakiem chęci do współpracy terapeuta.
- OK. Skoro tak twierdzisz. No to co mamy narysować? Swoje autoportrety? - Seeley nawet nie starał się ukryć swojego sceptycyzmu.
- Nie, agencie Booth. Chcę byście narysowali na kartkach to o czym teraz myślicie, dowolne skojarzenia.
Odpowiedział mu wzrok partnerów, którzy patrzyli na niego jak na niespełnego rozumu.
- Wszystko? - zapytała Tempe - O czym myślimy?
- Dokładnie doktor Brennan. Proszę, mają na to państwo dziesięć minut.
Booth i Bones nadal siedzieli niewzruszeni i patrzyli na Słodkiego.
- Już dziewięć minut - powiedział Sweets.
- Możesz być cicho?! - powiedział nagle Booth - Zastanawiam się co mam narysować, a Twoja paplanina mi tego nie ułatwia.
- Dobrze to ja już się nie odzywam, ale radzę się zabrać do pracy...
Booth posłał mu mordercze spojrzenie.
''Co mi chodzi po głowie? Hmmm....'' myślał Booth nerwowo stukając kredką w kartkę. ''Przecież nie narysuję Bones...Ach! Już wiem!'' agent doznał nagłego olśnienia i zaczął coś skrobać na białej kartce.
Temperance nadal nie wiedziała co ma namalować. Spojrzała na partnera, który zawzięcie kreślił jakieś linie na papierze. ''Co On tam rysuje?'' - pomyślała ''Pewnie swój samochód''. Jej nic nie przychodziło do głowy, a Sweets jej nie pomagał obdarzając ją przenikliwym spojrzeniem. ''Dobra Brennan, skup się i pokaż na co Cię stać'' pouczyła samą siebie i uśmiechnęła się. Po czym nachyliła się nad białą jeszcze kartką papieru.
Parę minut później...
Doktor Sweets przyglądał się przez ten czas partnerom z nieukrywaną ciekawością. Oboje zawzięcie coś rysowali. Mógł uznać to za sukces, gdyż przygotowując się do tego spotkania wątpił, czy zgodzą się na ten eksperyment. A jednak. Jego pacjenci potrafili czasem zaskoczyć.
- Czas minął - oznajmił w końcu - Złóżcie kartki na pół i proszę mi je oddać.
- To nie dowiem się co narysowała Bones? - zapytał Booth oddając swój obrazek Słodkiemu.
- A do czego Ci ta wiedza Booth? - odparła Brennan.
- Po prostu jestem ciekaw...
- Dowiecie się państwo wszystkiego, ale na następnej sesji. Najpierw ja przeanalizuję wasze prace - powiedział terapeuta.
- Chyba, że tak - odparł agent i spojrzał na Bones.
- Nie patrz tak na mnie. I tak Ci nie powiem co narysowałam.
- Wcale tego nie oczekuję.
- Akurat - prychnęła Bones - Doktorze, czy możemy już wyjść? Chciałabym jeszcze wrócić do Instytutu.
- Sądzę, że tak...
Na te słowa Booth i Bones poderwali się z kanapy i ruszyli do drzwi.
- Ale najpierw chciałbym poprosić o państwa numery telefonów - Sweets zwrócił się do partnerów, którzy odwrócili się w jego stronę.
- A po kiego grzyba potrzebny Ci jest mój numer telefonu? - zapytał Seeley.
- Aby mieć lepszą łączność. Pytam o to z grzeczności, bo równie dobrze mógłbym dostać wasze numery od FBI. Ale uznałem, że kultura wymaga bym zapytał.
- To niech kultura teraz pójdzie po nie do FBI. Ja nie zamierzam ułatwiać Ci tego zadania - Booth odwrócił się na pięcie i otworzył drzwi - Chodź Bones.
- Booth? - zwróciła się do niego antropolog.
- Tak?
- O co chodziło z tym grzybem?
Agent przewrócił oczami o powiedział:
- Wyjaśnię Ci to w samochodzie...
Partnerzy wyszli, a Sweets popatrzył na ich rysunki.
- No, no... - zacmokał zadowolony.
I co wy na to?
No nie no DWA opowiadania przerwanie w takim momencie ?!!
No wiesz no ty co?? :P
No cóż mam powiedzieć podtrzymuje moje zdanie z ostatniego posta na "Moja radosna twórczość :]" ^^
Tak trzymaj !
boskie teksty!!! zgadzam się z moist dlaczego w takim momencie przerywasz...? mam nadzieję, że 'odbije' to sobie następna częścią... xD
Świetne!! Już myślałam ,że Bones zapyta Bootha o jakiego grzyba konkretnie mu chodzi? Haha!! Po za tym chcę się dowiedzieć co narysowali B&B!
A teraz dowiecie się co było na rysunkach :]
''Indżoj''!
SESJA IV
- Booth możesz się uspokoić?
- Jestem spokojny.
- Jakoś nie widzę.
- A co Ci przeszkadza.
Brennan nie odpowiedziała tylko skrzyżowała ręce na piersi, a agent dalej kiwał się do przodu i do tyłu.
- Na miłość boską! Masz chorobę sierocą? - Bones nie wytrzymała.
- Ja...
- Przepraszam, że musieliście państwo na mnie czekać. Ale cóż, takie uroki współpracy z FBI – do gabinetu wszedł Sweets i niezrażony swoim spóźnieniem jak gdyby nic się nie stało, spokojnie usiadł na swoim fotelu – Możemy zaczynać?
- Nareszcie – mruknął Booth i oparł się o oparcie kanapy, na co Tempe wymownie pokręciła głową.
- Rozumiem, że bardzo się pan za mną stęsknił agencie Booth, ale no cóż...
- Daruj sobie, dobrze. Mamy ważniejsze sprawy na głowie – odparł Seeley.
Doktor nie odpowiedział. Wstał i podszedł do biurka, z którego wyjął białą teczkę.
- Tu są wasze rysunki – powiedział i z powrotem usiadł na swoim miejscu.
- Już znasz nasze pragnienia? - zapytał sarkastycznie Booth, na co Słodki tylko się uśmiechnął.
- Owszem. No to zaczynamy.... Może od pani, doktor Brennan – Sweets zwrócił się do Tempe, która poważnie powątpiewała w prawdziwość teorii, jakie mógł wysnuć terapeuta na podstawie jej rysunku.
- Skoro tak, proszę – odpowiedziała, a Słodki wyciągnął z teczki rysunek i pokazał go partnerom.
- No nie, Bones! A Tobie tylko praca w głowie – zaśmiał się agent, na co Temperance posłała mu spojrzenie, które mogło by zamrozić nawet lawę z wulkanu. ''Ciekawe co Ty narysowałeś''.
Obrazek Brennan przedstawiał kość.
- Czy mogłaby pani powiedzieć czemu narysowała pani ten przedmiot? - zapytał Sweets.
- To chyba logiczne. Jestem antropologiem i moja praca polega na badaniu kości. Cały czas rozwiązuje sprawy, ustalam przyczynę śmierci ofiary, więc to chyba zrozumiałe że myślę o szczątkach – odpowiedziała Bones i spojrzała na swojego partnera, który nie krył rozbawienia.
- Rozumiem. Czyli uważa pani, że ta kość ma związek z pracą?
- Tak. Tak uważam – odparła Brennan.
- No dobrze. Teraz kolej na pana, agencie Booth – Słodki zwrócił się do Seeley'a – Oto i pana arcydzieło.
Doktor wyjął drugą kartkę papieru i pokazał zgromadzonym.
''Wiedziałam'' pomyślała Bones i powiedziała:
- A Ty nie myślisz o niczym innym tylko o samochodach?
- Przepraszam bardzo, ale samochody to nie jest to czym zajmuję się na codzień – odparł Booth.
- Mężczyźni – westchnęła Bones.
- No co?! Sweets pozwalasz jej na to? Ona teraz burzy mój system wartości. A poza tym Ty też jesteś.... - Booth popatrzył na terapeutę z powątpieniem - ....no też jesteś facetem. Co prawda może nie samcem alfa jak ja, ale...
- O! Co ja słyszę? Zna pan takie pojęcia jak ''samiec alfa''? No proszę, może nie jest tak źle jak myślałem....
- Źle? Cudownie! Nie dość, że przychodzę tu z Bones pod przymusem, to jeszcze dowiaduję się że jesteśmy beznadziejnym przypadkiem....
- On zwrócił się tak do Ciebie – przerwała mu Tempernce.
Booth wzniósł oczy wymownie ku górze:
- Panie, za jakie grzechy.... - ''Przecież chodzę do kościoła'' dodał w myślach – No dobra Sweets. Opisuj już te obrazki i miejmy to już za sobą. A i jeszcze jedno, co do pojęć antropocośtam.... to gdybyś Ty popracował z Bones też byś znał takie słówka.
Brennan uśmiechnęła się. ''Skoro pamięta takie rzeczy to znaczy, że mnie słucha''.
- Dziękuję za wyjaśnienie – powiedział Słodki – A teraz może naprawdę wrócimy już do tych rysunków. Ostrzegam, że możecie być państwo zaszokowani ich interpretacją...
- Sweets, po paroletniej współpracy z Bones już mnie nic nie zaszokuje – przerwał terapeucie agent i spojrzał na swoją partnerkę.
- Wzajemnie Booth – odgryzła się antropolog.
Sweets tylko pokręcił parę razy głową. ''Czy Oni nie dadzą mi dojść do słowa?'' pomyślał. W końcu partnerzy zamilkli, kiedy zauważyli że od dłuższego czasu Słodki nic nie powiedział, tylko im się przyglądał.
- Czy coś się stało? - zapytał Booth siląc się na niewinność.
''Tak, wy się staliście!'' chciał odpowiedzieć Słodki, lecz zamiast tego obdarzył partnerów pobłażliwym spojrzeniem i powiedział:
- Czy mógłbym już zacząć?
- Proszę – odparła Bones i zarówno ona jak i jej partner wygodniej rozsiedli się na kanapie przeczuwając, że pogadanka doktorka może trochę potrwać.
- Dziękuję. Zacznę od interpretacji rysunku doktor Brennan, ale proszę już nie przerywać – dodał widząc, że Bones chce już coś powiedzieć – Narysował pani kość, twierdząc że ma to związek z pracą. Niestety muszę panią rozczarować. Ten obrazek ma niewiele wspólnego z pracą.
- Jak to? - Tempe nie mogła się powstrzymać, by nie zadać tego pytania.
- Kość na pani rysunku wyraża niepokój i obawę. Boi się pani straty, utraty przyjaciela, kogoś bliskiego....
Brennan słuchała tego w skupieniu. Narysowała kość, bo myślał że tak będzie najbezpieczniej, że nie pokarze w ten sposób swoich uczuć, emocji. Wyszło jednak odwrotnie. Wszystko co powiedział Sweets się zgadzało. Od zawsze obawiała się utraty osób, które kochała. A teraz kiedy wreszcie znalazła osobę, której ufała, która zawsze była przy niej kiedy ona tego potrzebowała, osobę która znaczyła dla niej więcej niż przyjaciel... Temperance obawiała się, że może stracić Booth'a.
- I to wszystko można powiedzieć na podstawie jednej, lichej kosteczki? - zapytał zaskoczony agent, a Sweets przytaknął – Nieźle. Ciekaw jestem co wymyśliłeś na mój temat.
- Już spieszę, by udzielić odpowiedzi na to pytanie – powiedział Słodki, który zaczynał ironizować ze swoim podopiecznym – Pan rysunek przedstawia samochód. Przyznam, że analiza w tym wypadku była trudniejsza, gdyż samochód w ujęciu psychologicznym może mieć wiele interpretacji. Może oznaczać samodzielność i wolność...
- To by się zgadzało. Jestem wolnym i stuprocentowo samodzielnym mężczyzną – przerwał doktorkowi Booth i dumnie się wyprężył.
- Ale z drugiej strony – ciągnął dalej Słodki – samochód może oznaczać jakieś przedsięwzięcie, które według pańskiego mniemania może skończyć się porażką.
Seeley nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał. ''Cholera, dobry jest!'' pomyślał o terapeucie, ale zaraz potem przemknęło mu przez myśl, że już nigdy nie zgodzi się na takie zabawy. Skoro tyle można wyczytać z rysunku to co dopiero z zachowania. Agent zerknął na Bones, ale szybko się opamiętał. ''Czy to znaczy, że nie powinienem wyznać Bones co czuję?'' Jego myśłi przerwał Sweets.
- Oczywiście nie twierdzę, że to co pan planuje okaże się porażką. To wszystko będzie zależało od pana – Sweets uśmiechnął się do partnerów, którzy popatrzyli na niego z niedowierzaniem.
''Nie znoszę psychologii'' pomyśleli w tym samym momencie i spojrzeli na siebie.
- No dobrze. Chyba starczy na dziś. Przemyślcie państwo, to co powiedziałem. Acha i następne spotkanie chciałbym przeprowadzić w miejscu, w którym czujecie się komfortowo...
- Samochód – powiedział Booth, a w tym samym czasie Bones powiedziała:
- Instytut.
- Ale miejsce komfortowe dla was obojga – uśmiechnął się terapeuta.
Bones i Booth wymienili znaczące spojrzenia i razem powiedzieli:
- Royal Dinner.
- To taka knajpka, na pewno wiesz gdzie jest – dodał Seeley.
- Tak, wiem. W takim razie do zobaczenia. Powiadomię was telefonicznie o spotkaniu. Niech pan tak na mnie nie patrzy agencie Booth. Zdobyłem wasze numery – odparł tryumfalnie Sweets i gestem pokazał że mogą opuścić już jego gabinet.
- A podobno bazy FBI są najlepiej strzeżone – powiedziała Temerance do partnera.
- Nie zaczynaj.
- Ale...
- Żadnego ale. Do samochodu – Booth wyraził stanowcze polecenie i oboje wyszli z gabinetu.
No i co wy na to? Jak się podobało? Jak zwykle czekam na wasze opinie i dziękuję za tak pozytywne recenzje ostatniej notki. Cieszę się, że się podoba :]
No Booth spełnia wymogi samca alfa a co do Bones... :)
Ale to już każdy sam powinien ocenić.
SESJA V
- Na pewno nie chcesz spróbować? - Booth nabrał na widelec kawałek ciasta i podsunął swojej partnerce pod nos. Znajdowali się w Royal Dinner i czekali na swojego terapeutę.
- Booth, potrafię sama jeść – odparła Bones – I dziękuję, ale zadowolę się sałatką.
- Ty i te Twoje sałatki – powiedział agent i wziął kęs szarlotki – Nie możesz jeść normalnie?
- A czy sałatka to nie jest normalne jedzenie?
- Nie, to jest jakaś zielenina. Żarcie dla królików...
- Masz okruszek ciasta na twarzy – przerwała mu Temperance.
- Tak? Gdzie? - agent zaczął strząchać pozostałość ciasta, jednak czynił to bezskutecznie. W końcu Bones postanowiła się nad nim zlitować.
- Tu – wyciągnęła rękę i delikatnie strąciła dłonią okruszek z twarzy Booth'a. Jej smukłe palce dotknęły jego policzka elektryzując go. Ten niewinny gest znaczył dla obojga znacznie więcej. Tę jakże intymną chwilę przerwał Sweets, który nagle pojawił się przy ich stoliku. Przyszedł parę minut wcześniej i obserwował swoich podopiecznych. Jednak dopiero teraz postanowił się ujawnić.
- Dzień dobry – powiedział wesoło, na co Bones szybko zabrała rękę z twarzy Booth'a i oboje speszeni jakby doktor przyłapał ich na czymś zabronionym spuścili wzrok – Gdzie mógłbym usiąść?
- Może na moim miejscu – Booth wstał i okrążył stolik, by usiąść obok Brennan, która przesunęła się robiąc mu miejsce.
''I znów potrzeba kontaktu'' zanotował w myślach Słodki, ale usiadł na miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmował agent.
- Chcesz kawę? - zapytał Seeley, który chyba chciał by doktor szybko zapomniał o tym co widział.
- Chętnie – odparł Słodki – Mam nadzieję, że nie musieliście długo czekać – zwrócił się do Bones, kiedy Booth poszedł po kawę.
- Nie. Zresztą i tak przyszliśmy tu wcześniej na lunch – odpowiedziała Brennan.
- Rozumiem. Dziękuję – Booth postawił przed terapeutą kubek z kawą i ponownie zajął miejsce obok Bones – Myślę zatem, że możemy już zacząć. Cieszycie się, że dzisiejsza sesja ma miejsce poza gabinetem?
- Jeżeli Cię to uszczęśliwi, to odnosząc się do moich przeżyć, czuję się tu swobodniej – powiedział agent.
- I oto mi chodziło – uśmiechnął się Sweets – Chciałem dzisiaj poruszyć problem ze sfery uczuciowej...
Bones i Booth popatrzyli na niego z niedowierzaniem. ''Sfera uczuć?'' pomyślała Tempe ''To absurdalne...''. Myśli jej partnera nie różniły się znacznie ''Pięknie. Nie ma to jak prawdziwy samiec alfa... Boże co ja z tym samcem....prawdziwy mężczyzna gadający o uczuciach''.
- A ta sfera uczuciowa to konkretnie czego ma dotyczyć? - zapytała Bones
- Uczuć. Emocji. Pasji. Namiętności...
- Whoa, whoa! Sweets spokojnie – zastopował doktora agent, gdyż ten najwyraźniej poddał się chwili.
- Przepraszam – poprawił się terapeuta – Ale to fascynujące odkrywać zakamarki ludzkiej duszy...
- Dusza nie ma zakamarków. Osobiście powątpiewam również w istnienie duszy – przerwała mu Brennan – ta cała religia to wymysł dla ludzi, by...
- Bones, ale przecież z antropologicznego punktu widzenia ludzie od zawsze w coś wierzyli – przerwał jej Booth posyłając przy tym swój najpiękniejszy uśmiech. Brennan spojrzała na niego.
- To moja kwestia – powiedziała w końcu, a Seeley pokiwał głową z uznaniem ''No proszę, Bones wychodzi na ludzi'' pomyślał i uśmiechnął się, co znowu zaskoczyło jego partnerkę, która była przekonana że jej słowa skutecznie powstrzymały Booth'a od żarcików – I z czego się tak cieszysz?
- Z Ciebie – odparł agent i skierował swój wzrok na terapeutę. Bones jeszcze przez jakiś czas przyglądała się profilowi Seeley'a natomiast Sweets jak zwykle zastanawiał się, czy tych dwoje łączy tylko praca. I nie miał tu na myśli wcale podobieństwa mentalnego – o to był spokojny, chodziło raczej o kontakt fizyczny.
- Czy w państwa najbliższym otoczeniu mają państwo osoby, do których możecie się zwrócić po radę, pomoc... Chciałbym, by wasze odpowiedzi były szczere – Sweets postanowił zacząć sesję terapeutyczną.
- Tu chyba nie będzie problemu. Taką osobą jest Bones – wykrztusił z siebie Seeley, jednak nie spojrzał przy tym na Tempe, która kiedy usłyszała słowa Booth'a poczuła ulgę. Sama nie wiedziała czemu. Czy tak bardzo zależało jej na tym co myśli jej partner? Przecież tak naprawdę nic między nimi nie było, nic się nie wydarzyło.... A jednak kiedy kiedy Booth był w pobliżu ona była inna, szczęśliwsza. Ostatnio coraz częściej o nim myślała, ale już nie jak o przyjacielu czy partnerze. Z zamyślenia wyrwał ją głos Słodkiego, który poprosił Booth'a o uzasadnienie swojego wyboru. Agent po chwili odpowiedział:
- Hmmm..... Bones jest moją partnerką. Mam do niej stuprocentowe zaufanie. Mimo tego, że czasami wyskakuje z tymi swoimi tekstami.... - uśmiechnął się - ...wiem, że potrafi mnie wysłuchać kiedy tego potrzebuję. W zasadzie wystarczy tylko jej obecność bym....bym poczuł się lepiej – dodał po chwili zawahania, zastanawiając się czy wyrazić to na głos. Jego wzrok nadal był jednak utkwiony w blacie stolika.
Sweets był pod wrażeniem otwartości agenta. Nie przypuszczał, że będzie on skłonny do tak osobistego wręcz wyznania.
- Dziękuję agencie Booth.
Seeley spojrzał w końcu na Temperanc, która dłubała widelcem w resztkach sałatki.
- Doktor Brennan.... Doktor Brennan
- Słucham? Przeprasza, mówiłeś coś Sweets? - zapytała po chwili antropolog.
- Chciałem, aby teraz pani podzieliła się z nami swoimi odczuciami – powiedział Słodki.
''Ja? No i co ja mam powiedzieć?'' pomyślała Brennan i spojrzała w czekoladowe oczy Bootha ''Przepadłam''.
C.D.N.
To jest część pierwsza tej sesji druga pojawi się niebawem.
hm... ta sesja jest rewelacyjna :)z niecierpliwością czekam na jej dalszą część :)
uwielbiam te ich potyczki słowne. maja coś w sobie. A ty odtworzyłas to w idealny sposób ;D Jestem na tak! Dwa razy na tak. Trzy razy. Czyli przechodzisz do nastepnego etapu ;DD.
Donbra, przesadziłam. ;] Ale na serio, naprawdę miło się czyta. Oby tak dalej.
Czytając Twój tekst nasuwa mi się pytanie: czy istnieje coś takiego jak samica Alfa i jak to się ma do samca Alfa? Wie ktoś coś na ten temat?
http://wiadomosci.onet.pl/1247792,2679,1,samica_alfa,kioskart.html
To tylko prawdopodobnie publicystyczny wymysł, ale i tak polecam;)
ja nie wiem czy jest coś takiego jak samica alfa i jak to się odnosi do samca... w 100% zgadzam się z loose cannon co do potyczek słownych :D bardzo wciągające te sesje;]
LG przeczytałam artykuł o samicy Alfa i stwierdzam , że dr Brennan bardzo dużo z niej ma (chociaż nie jestem pewna co do kolekcji butów) Haha! Rozśmieszyły mnie najbardziej komentarze pod tym artykułem np. Czy samica Alfa jest lepsza od samicy Beta? Tak poważnie to w sytuacji B&B trzeba wziąć pod uwagę antropologiczny punkt widzenia.....
Co do komentarzy pod art., to zapewne ludzie sobie robią przysłowiowe żarty, że nie powiem inaczej...;)
Wybaczcie mi, kliknęłam nie tam gdzie potrzeba i dlatego teraz SESJA V jest bezpośrednio pod sesją IV, zamiast pod waszymi cudownymi opiniami :(
Mam nadzieję, ze to nie przeszkodzi wam w czytaniu... :]
Ta sesja (a raczej druga część sesji V będzie już dobrze zamieszczona) zatem przyjemnego czytania :]
Ciekawa jestem co na to powiecie :)
Przypominam, że akcja rozgrywa się w Royal Dinner...
SESJA V - C.D.
Wyczekujący wzrok Sweets'a zmusił w końcu Bones, by ta rozpoczęła swoje wystąpienie na temat swoich uczuć. Niepewnie zaczęła:
- Zawsze byłam sama i nie potrzebowałam osoby na której mogłabym polegać. Zawsze starałam się być samodzielna, tak bym nie potrzebowała nikogo, bym mogła sama o siebie zadbać. Przywykłam do tego, lecz..... - przerwała zastanawiając się czy dobrze robi mówiąc o tym, stwierdziła jednak że nie może tego dłużej dusić w sobie - ....lecz nie przeczę, że czasami czuję już ciężar samotności... - to były najbardziej osobiste słowa jakie wypowiedziała do tej pory na sesjach terapeutycznych - ...oczywiście jest Angela, która zawsze mnie wysłucha, pomoże. Nie zmienia to jednak faktu, że... - znów przerwała próbując dobrać odpowiednie słowa, nie chciała by Sweets pomyślał, że Booth znaczy dla niej więcej niż przyjaciel - ...że osobą, na której zawsze mogę polegać, mogę zadzwonić do niej o każdej porze dnia i nocy i mogę być pewna, że ta osoba zaraz przyjedzie jest Seeley. Zawsze był przy mnie kiedy potrzebowałam wsparcia, przyjaciela lub po prostu dobrego słowa. On po prostu był i mam cichą nadzieję, że nadal tak będzie.
''O w mordę! Jestem genialny, terapia skutkuje!'' pomyślał Słodki. Jego podopieczni wreszcie zaczęli mówić o swoich uczuciach i co najważniejsze nie starali się zaprzeczać samym sobie.
Booth natomiast nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał. Był jednak szczęśliwy. Bones mu ufała i pomimo wielu drobiazgowych kłótni cieszyła się z jego obecności. Seeley poszukał pod stolikiem dłoni swojej partnerki i lekko ją uścisnął. Spojrzeli sobie w oczy. Ten drobny gest wyrażał więcej niż tysiąc słów. Po chwili jednak zdali sobie sprawę, że nie są tutaj sami. Doktor tylko im się przyglądał, ale już zdołał wysnuć następne wnioski.
- No dobra Sweets. Powiedzieliśmy co czujemy. Czy coś jeszcze? - agent postanowił przerwać milczenie.
- Zastanawiam się, czy w waszym otoczeniu jest para... - odparł.
- Para? W sensie para że para czy para osób? - dociekał Booth.
- Para: mężczyzna i kobieta w związku. Czy mam tłumaczyć dalej? - odpowiedział Sweets.
- Nie trzeba – mruknął agent.
- Jest – przerwała im Bones – Angela i Hodgins. Ale co Oni mają wspólnego z nami? To znaczy z naszymi relacjami? - poprawiła się.
- Proszę mi o nich opowiedzieć – powiedział Słodki nie zwracając uwagi na ostatnie pytanie antropolog.
- O nich? Ale o ich karierze naukowej, osobowości? - zapytała Tempe.
- Chyba chodzi mu o to jak się poznali i tego typu sprawy – powiedział Booth, a doktor posłał mu spojrzenie które mówiło, że agent trafił w dziesiątkę.
- Acha.... Ale tu nie ma dużo do opowiadania. Poznali się w pracy – odparła Brennan.
- A długo razem pracowali wcześniej, zanim zaiskrzyło między nimi? - zapytał Sweets, a Bones popatrzyła na niego dziwnie. Booth już wiedział o co chodzi.
- Zaiskrzyło czyli mówiąc Twoim językiem feromony zaczęły działać – zwrócił się do swojej partnerki i uśmiechnął się. Bones również się uśmiechnęła. Seeley znał ją lepiej niż ktokolwiek inny.
- Jakiś czas pracowali ze sobą, ale nic między nimi nie było. Dopiero niedawno...
- Rok temu – uściślił Booth.
- Niech Ci będzie. Rok temu coś ''zaiskrzyło'' jak powiedziałeś.
- I co pani o tym sądzi? - zapytał terapeuta.
- Jak to co? Jestem szczęśliwa, że moi przyjaciele są razem. Pasują do siebie.
- A pan agencie Booth?
- Co ja?
- Co pan uważa na ten temat?
Booth usiadł wygodniej i powiedział:
- Jak dla mnie to.... Może inaczej. Kiedy zaczynałem współpracę z Bones i zezulcami miałem do nich podejście raczej negatywne. Angela wydawała mi się najbardziej ''ludzką'' osobą. I na początku nic nie wskazywało na to, by ona i Hodgins mieli być razem. Ale no cóż mił...
- Miłość jest niewidoma – dokończyła Tempe.
- Ślepa Bones. Mówi się ''Miłość jest ślepa''. Ale tak to prawda. I w zasadzie nie przeszkadza mi ich związek. Są szczęśliwi, więc – zakończył agent – Niewidoma...nie mogę – zaśmiał się, a Bones posłała mu mordercze spojrzenie.
- A co sądzicie państwo o tym, że są oni kolegami z pracy. Nie przeszkadza wam to? - zapytał Słodki – Czy słusznie zrobili łącząc życie prywatne z zawodowym...
- Jeśli ludzie się kochają to nie ma to znaczenia – powiedział Booth. Sam nie wiedział czemu tak łatwo przyszło mu wypowiedzenie tych słów. Kiedyś był gorliwym konserwatystą, by oddzielać te dwie sfery: prywatną i zawodową. Ale to wszystko się zmieniło, kiedy uświadomił sobie jak bardzo mu zależy na pewnej osobie.
Bones nie mogła uwierzyć w słowa, które popłynęły z ust jej partnera. ''Czy to znaczy, że jest szansa?''
- A linia? - zapytała Booth'a spoglądając na niego.
- Jaka linia? - Sweets był zdezorientowany. Partnerzy nie zwrócili jednak uwagi na jego pytanie. Czekoladowe oczy Booth'a popatrzyły w oczy Temperance. Czy w jej spojrzeniu była nadzieja? A może to tylko gra świateł? Przemknęło prze myśl agentowi.
- Linia nie ma znaczenia, dla ludzi którzy chcą być razem – odparł Seeley.
- Ale sam mówiłeś, że...
- Wiem co mówiłem, ale to było dawno. Tyle rzeczy się zmieniło, moje podejście do niektórych osób, moje.... uczucia – przerwał jej agent. Dużo rzeczy się zmieniło, to była prawda. Mimo tego rozsądek podpowiadał mu, że ta linia musi być zachowana. Dla ochrony. Dla bezpieczeństwa. Ale już nie mógł dłużej z tym walczyć.
Sweets słuchał tej rozmowy i nie wierzył własnym uszom. Jego pacjenci nie rozmawiali ze sobą jak zwykli partnerzy z pracy. Terapeuta dobrze wiedział, że chodzi tu o znacznie więcej. Te słowa, te proste gesty, nawet cisza jaka zapadała mówiły wszystko.
- Chyba muszę uznać tę sesję za udaną. Nawet bardzo – powiedział w końcu Słodki.
- Tak? Jakoś nie zauważyłem czegoś nadzwyczajnego – odparł Booth.
- Ani ja – dodała Brennan – Ale ja się nie znam na psychologii...
- A ja zauważyłem. Ale niestety jeszcze nie mogę tego wam zdradzić. Być może sami do tego dojdziecie.... - powiedział Sweest i wstał od stolika.
- To po co są te sesje, skoro i tak nam nic nie mówisz? - zapytała Bones.
- Ależ doktor Brennan, ja nie muszę nic mówić. Wy sami dobrze wiecie o co chodzi. Ale na mnie już czas. Widzimy się na następnej sesji w moim gabinecie. Do zobaczenia – Słodki wyszedł z lokalu zostawiając Booth'a i Brennan samych.
- Dziwny gość – powiedział agent a Bones się uśmiechnęła – To może teraz skusisz się na kawałek placka?
Booth posłał Tempe czarujący uśmiech.
- A wiesz, że się skuszę – odparła Bones.
- Już się robi madame. Zaraz wracam – agent poszedł do baru i po chwili wrócił z dwoma talerzykami, na których spoczywały dwa kawałki szarlotki – Proszę – postawił jedną porcję przed swoją partnerką. W miłej atmosferze zaczęli konsumpcję, a Sweets bacznie im się przyglądał ze swojego samochodu.
No i jak?
Znów zaczynam od podziękowań za cudne opinie :*
Dla wszystkich czytających...
SESJA VI
Krople deszczu bębniły o parapet za oknem. W gabinecie Sweets'a pomimo zapalonej lampki panował półmrok. Bones siedziała w ciszy i obserwowała jak Słodki i Booth zabijają się wzrokiem. Przed chwilą między agentem i terapeutą wywiązała się zażarta dyskusja na temat sfery intymnej Seeley'a. Sweets wysnuł teorię głoszącą, że Booth może mieć problemy ze znalezieniem partnerki życiowej przez to, że tyle czasu spędza z Brennan. Oczywiście agent kategorycznie zaprzeczył.
- Skoro jest pan o tym tak przekonany – powiedział w końcu Słodki – to czemu pana związki z kobietami są tak krótkotrwałe?
- A Ty skąd wiesz, że są? - odgryzł się Booth.
- Już mówiłem, że mam swoje źródła. Ale niech pan odpowie na pytanie.
- A nawet gdyby były krótkotrwałe to co z tego. W końcu to moje życie, moja sypialnia i mogę tam być z kim chcę i na jak długo chcę! Czy wyraziłem się jasno? A to, że tak dużo czasu spędzam z Bones nie ma tu nic do rzeczy – powiedział Booth i rozluźnił węzeł krawatu ''Cholerny dzieciak ma rację, znowu! Ale przecież nie powiem, że jedyną osobą jaką chciałbym widzieć u siebie w sypialni jest Bones'' pomyślał.
- W końcu pracujemy razem – dodała Brennan, by wesprzeć swojego partnera, który posłał jej wdzięczne spojrzenie – To chyba jasne, że musimy być razem....
Sweets zrobił zdziwioną minę.
- To znaczy... przebywać ze sobą – poprawiła się rozumiejąc swój błąd – Przecież nie będziemy rozwiązywać śledztw przez telefon.
Seeley gorliwie przytaknął.
- A pani związki z mężczyznami? - teraz terapeuta zwrócił się do Temperance.
- Dziękuję. Nie narzekam – odparła.
''Moja dziewczynka. Zaczyna się uczyć jak nie wdawać się w dyskusje'' pomyślał Booth ''Ale chwila! Co to znaczy – nie narzekam?!''
- Masz kogoś? - teraz to Seeley zadał pytanie Bones.
- A od kiedy to interesujesz się moim życiem uczuciowym? - odparła a przez myśl jej przemknęło, że jej partner może być zazdrosny. W końcu to typowe dla samców alfa.
- Jesteśmy partnerami, a partnerzy mówią sobie takie rzeczy.
- Ty mi nie powiedziałeś o Camille – odgryzła się Tempe.
- Był pan z doktor Saroyan? - zapytał Słodki.
Booth tylko na niego spojrzał lecz nie odpowiedział na jego pytanie.
- Bones, znasz sytuację. A zresztą to było dawno, dziwię się że jeszcze o tym pamiętasz – powiedział Booth – Ale wracając do Ciebie, masz kogoś?
- Nie mam dla Twojej wiadomości – odparła.
- Chwała Panu – powiedział Booth i się uśmiechnął.
- Słucham? - zapytała zdziwiona Temperance – Uważasz, że jest za co dziękować, bo jestem sama?
- Bones, nie zrozum mnie źle... - ''Cholera, mogłem trzymać język za zębami'' - ....pracujemy nad ważną sprawą no i... no..nie chciałbym, aby coś, a raczej ktoś Cię rozpraszał – Booth uśmiechnął się.
''Coś mnie rozpraszało? To Ty mnie rozpraszasz!'' pomyślała Brennan.
- A właśnie – doktor Sweets wreszcie się odezwał przerywając rozmowę jaka wywiązała się między partnerami – Nad jaką sprawą teraz pracujecie?
- Jeszcze nie wiesz? Sweets zapuściłeś się – zacmokał agent.
- Co zapuścił? - zapytała Tempe.
- Nic nie zapuścił. Chodzi o to, że nie zdobył informacji. Kapewu? - Booth zerknął na Bones, która patrzyła na niego jak na wariata – O co chodzi?
- Co to za skrót: KPW? - zapytała a jej partner przewrócił oczami.
- Żaden skrót. Zapytałem się tylko czy zrozumiałaś wyjaśnienie ''zapuszczenia się'' – odparł po czym zwrócił się do Słodkiego – No to gdzie Twoje wtyczki wywiadowcze doktorku? Co?
- Zasadniczo moje wtyczki dotyczą bardziej państwa, niż spraw nad jakimi pracujecie. Tego chciałbym się dowiedzieć od was – spokojnie odparł Sweets – I jeżeli chce pan opuścić dzisiaj ten gabinet... - ''Gabinet. Pokój tortur'' pomyślał Booth - ...to radzę współpracować. Ja mam czas, ale czy...
- Dobra, dobra. Naczytałeś się kryminałów i teraz chcesz relacji z pierwszej ręki. Ale niech Ci będzie. Ciało doradcy finansowego zostało znalezione w sali konferencyjnej. Facet pracował dla dużej firmy farmaceutycznej. Nie wiadomo komu zależało na jego śmierci – streścił całe zajście Booth.
- A są jacyś podejrzani?
- Wszyscy pracownicy biura, a konkretnie osoby które pracowały w nim jakieś dwa tygodnie temu – odpowiedziała Brennan.
- Czemu dwa tygodnie?
- Bo tak oszacowałam czas zgonu. A po wstępnych oględzinach udało się też ustalić, że ofiara zginęła od ciosu jakimś narzędziem, które wbiło się w klatkę piersiową co wywołało....
- Bones oszczędź mu tego nadmiaru wrażeń, bo jeszcze się przestraszy i nie będzie mógł zasnąć w nocy – przerwał jej Seeley i posłał terapeucie znaczący uśmiech.
- Zatem śledztwo jeszcze trwa? - zapytał niezrażony Sweets.
- Tak - odparła Tempe – Angeli udało się zrekonstruować twarz, więc....
- Chwileczkę, myślałem że to chodzi o jakieś świeże zabójstwo. Przecież powiedzieliście, że ciało znaleźliście w sali konferencyjnej a przecież nie mogło ono tam leżeć nie wiadomo ile czasu niezauważone – powiedział zdezorientowany Słodki.
- Zapomniałem dodać, że ofiara była w szafie pancernej – powiedział Booth – A zresztą Sweets, to nie mogło być normalne ciało bo wtedy nie potrzebowałbym Bones.
- Ach... - do Sweets'a wreszcie dotarło – No, ale znając wasze możliwości, nie wątpię byście nie rozwiązali tej sprawy przed naszym kolejnym spotkaniem.
- Na pewno – odparł agent – A kiedy kolejna sesja? Nie chciałbym, aby odbyła się w ten weekend bo mam zamiar spędzić go z Parkerem, moim synem jakbyś nie wiedział.
- Doskonale wiem kto to jest Parker. A ma pan jakieś konkretne plany dotyczące tego co będziecie robić? - zapytał niewinnie doktor.
- Nie zastanawiałem się nad tym...
- Doskonale! - wykrzyknął Sweets a Booth popatrzył na niego jak na wariata – W ramach terapii doktor Brennan ten weekend spędzi z wami.
- Słucham?! - Bones włączyła się do rozmowy – To nie jest najlepszy pomysł.
- Dlaczego? - zapytał zaciekawiony terapeuta, natomiast Seeley nie odzywał się. Sam chciał poprosić Bones, by towarzyszyła mu podczas spotkania z synem, a doktorek jednak okazał się szybszy.
- Bo nie jestem dobra jeśli chodzi o kontakt z dziećmi – wyjaśniła antropolog.
- Skąd ta pewność? Miała pani kiedyś kontakt z dziećmi? - drążył temat Słodki.
- Nie, ale...
- No widzi pani doktor Brennan. A zresztą jestem przekonany, że poradzi sobie pani doskonale. Skoro na codzień wytrzymuje pani z ... - Sweets spojrzał na Booth'a.
- Wypraszam sobie. Jestem spokojnym i ułożonym mężczyzną – odparł agent.
- Oczywiście, ale wszyscy mężczyźni to duże dzieci – powiedział doktor.
- Nareszcie się przyznałeś, że masz dwanaście lat – uśmiechnął się Seeley.
- Chodziło mi tu raczej o pana, agencie Booth – odparł Słodki, na co agentowi zrzedła mina.
- Po tej terapii zostanę schizofrenikiem - mruknął Booth i opadł na oparcie kanapy.
Oczywiście nie muszę chyba dodawać, że jak zwykle jestem ciekawa waszych opinii na które czekam z niecierpliwością :]
:DDDDDD
już kiedyś Ci to pisałam.... boskie, cudowne teksty!
uwielbiam te ich przekomarzania się... szczególnie w twoim wydaniu!;]
ja tez bym chciala nalezec do tego Fun Clubu! jak zwykle genialne twoje opowiadanie! czekam na kolejan czesc! Pozdro!
Świetny pomysł z tym fun clubem! Jak już wspomniałam na drugim forum Charlotte masz talent, świetnie wychodzą ci dialogi. Czyli jak zwykle świetnie ;D
Ps. Wesołego Nowego Roku!
Charlotte, taka drobna prośba, napiszesz do mnie maila ??
moist@o2.pl. Chciałabym Cię o pare rzeczy zapytać... Tylko napisz szybko mmniej wiecej max 3-4 dni bo potem nie będę mogła sprawdzić...
Gorąco dziękuję za te wszystkie cudowne komentarze :* Kiedy czytam tak wspaniałe opinie to aż chce mi się dalej pisać i tworzyć :]
Przyjemnej lektury.....
SESJA VII
Booth i Brennan weszli do gabinetu terapeuty w dobrych nastrojach i usiedli na kanapie. Agent posłał szeroki uśmiech Sweets'owi.
- Czy dziś jest jakiś dzień dobroci dla terapeutów? - zapytał Słodki.
- Nie, chyba nie. A przynajmniej ja o niczym nie wiem – odparł Booth – A czemu pytasz?
- Bo od kiedy tu weszliście uśmiechy nie schodzą z waszych twarzy, a pan agencie Booth nie posłał jeszcze pod moim adresem żadnej obelgi. Jestem zaskoczony – powiedział Sweets.
- Nie trzeba było mu o tym przypominać – do rozmowy włączyła się Bones.
- Może rzeczywiście.... No ale dobrze. Czy mogę zatem poznać powód waszego zadowolenia? - zapytał Słodki.
- Udało nam się rozwiązać sprawę – odparł Booth.
- I dlatego pan się tak szczerzy? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że doprowadzenie śledztwa do końca wywołało u pana aż takie pokłady dobrego humoru, a wręcz euforii – drążył temat terapeuta.
- Powiemy mu? I tak się dowie – powiedziała Temperance do Booth'a i popatrzyła na niego znacząco.
- A o czym miałbym się dowiedzieć? Uświadomiliście sobie, że nie możecie bez siebie żyć? Co prawda trochę czasu wam to zajęło, ale.... A może poszliście o krok dalej i postanowiliście się pobrać?
Teraz na twarzach partnerów pojawił się wyraz zaskoczenia.
''Pobrać? Ja i Booth?'' pomyślała Bones. ''Doktorek oszalał. Bones i małżeństwo...'' pomyślał Booth.
- Muszę Cię rozczarować Słodki, ale nie trafiłeś. Bones to mogłaby wyjść za mąż, ale tylko za jakieś kości – powiedział Seeley, a Tempe dała mu kuksańca w bok – A to za co?
- Ciesz się, że tylko tyle. Wiesz co potrafię – powiedziała antropolog.
- OK. OK. Już dobrze, ale ja z tymi kośćmi tylko żartowałem – wyjaśnił agent.
- Ja myślę – odparła Bones i uśmiechnęła się. Booth zrobił to samo.
- Częsty kontakt fizyczny – mruczał pod nosem Sweets robiąc notatki.
- Hej Słodki! Jaki kontakt fizyczny? Przecież my nie uprawiamy....to znaczy nie....
- Nie uprawiacie seksu? To chciał pan powiedzieć? - zwrócił się do Booth'a Sweets – Ale do pana wiadomości, kontakt fizyczny nie ogranicza się tylko do współżycia...
- WIEM!
- To czemu, gdy o nim wspomniałem to od razu przyszedł panu do głowy seks? Czyżby kojarzył go pan z doktor Brennan?
''O nie...Już nie żyjesz!'' pomyślał Booth. Bones lekko się zarumieniła, rozmowa zaczęła schodzić na niebezpieczne tory. Ona i Seeley w jednym łóżku?
- Jesteśmy u psychologa czy seksuologa? - zapytała w końcu Temperance – Nie widzę związku naszych fantazji seksualnych z poprawą relacji między mną i Booth'em....
- A co jeśli w tych fantazjach występuje partner z pracy? - Sweets podniósł jedną brew do góry i wyczekująco spojrzał na Bones – Nigdy nie miała pani fantazji, no może odejdźmy już od kontekstów seksualnych, w których brał udział agent Booth?
Brennan przez chwilę milczała, a potem wykrztusiła z siebie:
- Miałam.
- Miałaś?! - wykrzyknął Seeley nie kryjąc zaskoczenia – Chyba muszę przestać nosić te wyzywające sprzączki do pasków...
- Ale to nie były sny erotyczne – dokończyła szybko.
- Nie? - powiedział Booth z rezygnacją – A już myślałem, że śnimy o tym samym...
- Słucham? - zapytała Temperance – Śnisz o mnie?
Sweets zaczął wnikliwie przysłuchiwać się rozmowie swoich pacjentów. Już od pierwszej sesji wiedział, że tych dwoje ciągnie do siebie. A kiedy ze sobą rozmawiają to powietrze naładowane jest iskrami.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – ciągnęła dalej Brennan.
- No i co mam Ci powiedzieć... Raz mi się przyśniłaś. O! Wielkie mi halo... - ''Kurde. Raz razy sto'' – Naprawdę nie ma o czym mówić. A ja Tobie w jakim kontekście się przyśniłem? - teraz to agent zadał pytanie.
''Jeszcze trochę, a będę tu zbędny'' pomyślał Sweets.
- Podczas pracy... - wydukała Bones, ale mówiąc to spuściła wzrok. ''Gdybyś wiedział jakiej.... Brennan opanuj się!''' upomniał się w duchu.
- No to sprawa się wyjaśniła. Czasami dobrze jest wyrzucić z siebie nagromadzone emocje – powiedział zadowolony terapeuta – Zakończmy zatem temat fantazji. Może powiecie mi jak minął wasz wspólny weekend?
Booth spojrzał na Bones. Czy wydawało mu się, czy zauważył cień uśmiechu jaki przemknął po jej twarzy?
- Było dobrze – powiedziała antropolog – Jeśli mam mówić o swoich odczuciach to... to nie spodziewałam się, że będę się tak dobrze bawić.
Booth wypiął dumnie pierś i z gracją poprawił mankiety śnieżnobiałej koszuli.
- A jak spędziliście ten czas? - pytał dalej terapeuta.
- W sobotę rano wraz z Parkerem przyjechaliśmy po Bones i zabraliśmy ją do ZOO. Następnie wybraliśmy się na mały piknik, a dzień zakończyliśmy w kinie – odparł agent.
- Ciekawy rozkład dnia. A jak się pani czuła w towarzystwie syna pani partnera?
- Parker to naprawdę cudowne dziecko. Jest miły i sympatyczny....
- Wiadomo po kim – przerwał jej Seeley i uśmiechnął się.
- No tak. Zapomniałam, że w końcu Parker to Ty w pomniejszeniu. Tylko kolor włosów się nie zgadza...
- Czepiasz się szczegółów Bones. Liczy się ogólne wrażenie – odparł Booth.
- Czyli nie było źle. A udało się pani nawiązać kontakt z Parkerem?
- Może ja odpowiem na to pytanie – powiedział Booth, a Sweets i Tempe popatrzyli na niego, ten jednak niezrażony kontynuował – Gdy odwieźliśmy Bones do domu i zostałem sam z synem, tem zaczął nawijać, to znaczy mówić jak najęty, że doktor Bones... - uśmiech zagościł na twarzy Seeley'a - ...jest niesamowita, mądra, kochana i wiele innych przymiotników określających jej osobowość. Aż sam byłem zdziwiony, skąd Parker posiada aż tak bogate słownictwo...
- Naprawdę tak o mnie powiedział? - Temperance nie kryła swojego zaskoczenia.
Booth przytaknął.
- Czyli pani obawy okazały się bezpodstawne – powiedział Sweets, Booth w tym czasie wstał z kanapy, to samo zrobiła jego partnerka – A państwo gdzie się wybierają? Sesja się jeszcze nie skończyła...
- To jest właśnie powód naszej radości. Rozwiązaliśmy sprawę i przydzielili nam następną – odparł Booth.
- A w ramach niej, musimy opuścić Waszyngton – dodała Brennan.
- Tak. Za dwie godziny mamy samolot, więc....
- I dlatego tak się cieszycie? - Słodki nadal nie rozumiał.
- Doktorku, nie zobaczymy się przez najbliższe dwa tygodnie. TO jest powód do zadowolenia. No to na razie. Adios! Hasta lavista! Etc. W każdym razie żegnaj!
Booth i Bones wyszli pozostawiając oniemiałego Sweets'a samego.
Oczywiście czekam na komcie :) i jeszcze raz dziękuję za tak pozytywną ocenę poprzednich sesji. Thanks!!!!
ich rozmowa o fantazjach seksualnych... - o mało nie spadłam z krzesła ze śmiechu...xD
a tym prawdziwym powodem ich zadowolenia rozwaliłaś mnie na łopatki..xD
Jedyne, co mogę zrobić, to połączyć się z innymi forumowiczkami z zgodnym okrzyku: "ŚWIETNIE!!! CZEKAMY NA WIĘCEJ!!!"
Po pierwszym odcinku wyraziłam swoją opinię o pomyśle i napisałam, iż mam nadzieję, że wykonanie cyklu będzie równie dobre. Dziś muszę orzec, iż "Terapia" nie tylko dobrze się zapowiada, ale i jest zajmująca pod względem treści. Forma godna pochawły, a całość lekka i dopracowana. Na uwagę zasługuje też dowcip, zgodność rysów postaci z oryginałem i duża doza prawdopodobieństwa opisanych przez Ciebie zachowań.
Do całości dołączam szacun;)
Odzywam się sporadzycznie, ale nie lubię sie powtarzać;). Muszę się jeszcze przyjrzeć Twoim zabiegom fabularnym...
Pozdr. od LG
Jest mi bardzo miło czytać takie słowa, tym bardziej że ja w odcinkach ''Bones'' nie doszłam jeszcze do terapii ze Sweets'em. Jest to spowodowane brakiem kablówki i zbyt wolnym internetem (nic nie mogę ściągać ;
Wyobraźnię to ja mam, oj mam ale czasami takie pomysły przychodzą go głowy, że aż strach... ;P
Ta sesja jest co prawda trochę krótka, ale zawsze...
Trochę odbiega od normy [czyt: nie w gabinecie] ale mam nadzieję, że będzie się podobać choć ja sama mam co do no niej trochę mieszane uczucia. Ale dobra kolejną sesję czas zacząć....
SESJA VIII ( telefoniczna)
Uporczywy dźwięk telefonu przerwał sen agenta. Jego głowa była dziwnie ciężka. Nie otwierając oczu prawą ręką na oślep wymacał Motorolę.
- Booth – rzucił zachrypniętym głosem.
- Witam. Tu doktor Sweets. Mam nadzieję, że nie obudziłem pana – powiedział lekko zaskoczony terapeuta.
- Nieee... - agent wreszcie otworzył oczy i to co zobaczył nie pozostało bez odzewu – O cholera!
- Czy coś się stało? - zapytał Słodki.
- Nie. Nic – głos Seeley'a był jakiś dziwny.
- Czy aby na pewno?
- Moja głowa... - do uszu Sweets'a dotarł jakiś kobiecy głos.
- Czy słyszałem doktor Brennan? - zaczął dociekać. Był przekonany, że wyrwał Booth'a ze snu, a skoro teraz obok niego była Brennan... To niewątpliwie mogło oznaczać tylko jedno. Milczenie agenta zdawało się potwierdzać jego teorię – Czy jest pan tam, agencie Booth?
- Jestem, jestem.
- A czy jest z panem doktor Brennan?
Była. W międzyczasie zdążyła się już obudzić. Po woli zaczęło do niej docierać co się dzieje.
- Jest – powiedział w końcu Seeley – Pracowaliśmy do późna no i....
''Jasne! A ja jestem królowa Elżbieta II'' pomyślał Sweets.
- To się cieszę. W takim razie może przełączy pan to połączenie na głośnik, bym mógł słyszeć was oboje – powiedział terapeuta.
- A po co?
- Bo przeprowadzam właśnie kolejną sesję terapeutyczną – w głosie Słodkiego można było usłyszeć zadowolenie.
- Teraz? Tutaj? Chyba Cię... - Booth już chciał wyrazić swoje zdanie, jednak nie czuł się w pełni sił by wdawać się w potyczki słowne z szalonym doktorkiem. Dlatego tylko posłusznie włączył tryb głośnomówiący – Już włączyłem.
- Cudownie. Dzień dobry doktor Brennan.
- Dzień dobry – odparła niepewnie Bones i spojrzała na swojego partnera.
- Jak śledztwo? Rozwiązaliście już sprawę? - zapytał Słodki.
- Tak. Jutro wracamy. Musimy tylko dopilnować ostatnich formalności. Akta, profile, badania DNA i te sprawy – odpowiedział agent.
- To dobrze. W takim razie już niedługo znów zobaczę was u siebie na kanapie.
- Najwyraźniej – powiedziała Tempe.
- No, ale wróćmy do sprawy. Jak wam się pracowało w innym państwie?
- Normalnie. A jak się miało pracować? - Booth'a coraz bardziej zadziwiały pytania Słodkiego.
- Nie czuliście się zagubieni? W końcu to nie wasze rewiry... Musieliście być zdani tylko na siebie.
- Owszem, ale przeżyliśmy. Więc nie masz się o co martwić – powiedział Seeley.
- A poza tym miejscowa policja bardzo nam pomogła – dodała Brennan.
- Taa... Zwłaszcza jeden - powiedział kpiąco agent, a Bones posłała mu spojrzenie, którego jednak nie mógł zobaczyć Sweets.
- Jest pan zazdrosny agencie Booth? - zapytał Słodki.
- Ja? Gdybym był zazdrosny nie byłbym teraz z... - przerwał bo chyba za bardzo się zagalopował.
- Tak? Nie byłby pan z kim... - drążył temat terapeuta.
- Sweets przestań zadawać takie pytania z samego rana. Moje szare komórki jeszcze się nie obudziły – odparł agent.
- Jest godzina pierwsza po południu – powiedział spokojnie Słodki, na co partnerzy spojrzeli na zegar wiszący na ścianie. Popatrzyli na siebie. ''Mamy przegwizdane'' pomyśleli.
- No proszę. Jak ten czas szybko leci – powiedział wesoło Booth – A dopiero była ósma.
Agent wiedział, że na nic się to zda. Sweets na pewno już skojarzył fakty.
- Słyszę, że na nic ta sesja. Oboje jesteście państwo w nie najlepszej kondycji umysłowej....
- Tak, trochę masz rację – przytaknęła Bones.
- No to ja już nie będę was dłużej męczył. Zobaczymy sie po waszym powrocie. A teraz nie przeszkadzam. Zajmijcie się sobą. Do zobaczenia – Sweets rozłączył się, a partnerzy jeszcze przez jakiś czas wpatrywali się w telefon.
- Zajmijcie się sobą? Co to miało znaczyć? - zapytała Bones.
- Chyba to co było wczoraj....
- Chodzi Ci.... - odpowiedziało jej kiwnięcie głową – Ale właściwie co było wczoraj?
Tymczasem Sweets w Waszyngtonie był pewny, że następna sesja będzie bardzo emocjonująca
No i co wy na to? Czekam na opinie, jak zwykle zresztą i gorąco dziękuję za tamte pochwały :)
Nie spodziewałam się że te sesje mogą wywołać aż taki entuzjazm :)
Jak się przekroczy Rubikon, to ciężko panować nad sytuacją. Co innego opisywać oczekiwanie na prezent, a inaczej trzeba sobie radzić z opisywaniem prezentu rozpakowanego. Nabiedzisz się teraz by niespodzianka nie spowszedniała... ciekawe jak sobie z tym poradzisz:)
Zagadkowa LG
Przyjemnego czytania....
SESJA IX
Tik-tak, tik-tak, tik-tak....
Miarowy odgłos zegara wypełniał ciszę jaka panowała w gabinecie doktora Sweets'a.
Tik-tak, tik-tak, tik-tak...
Booth i Bones siedzieli w milczeniu na kanapie. Z przeciwnej strony Słodki bardzo uważnie im się przyglądał. Brennan nie lubiła takich sytuacji. Nie lubiła czuć się niepewnie, a niepewność to było jedyne co czuła w tej chwili. ''Czy Sweets wie?'' przeszło jej przez myśl i spojrzała na swojego partnera. Jego profil był jak zwykle spokojny, tylko lekkie drganie mięśnia żuchwy zdradzało, że coś jest nie tak, że prawdopodobnie Booth myśli o tym samym co ona.
- Czy zamierzacie dalej państwo milczeć? - zapytał w końcu Sweets, którego wprost zżerała ciekawość – Czy chcecie mi o czymś powiedzieć?
- My.... - rozpoczęli w tym samym momencie, a Słodki posłał im zachęcający uśmiech.
- W sumie nic się nie stało – powiedział niepewnie Booth.
''Nic? Ty to nazywasz nic?!'' Bones popatrzyła na niego znacząco.
- No może nie aż takie nic – poprawił się agent zauważając wzrok Temperance.
''Teraz lepiej'' pomyślała antropolog.
- Czyli jednak coś zaszło między wami. Czy mógłbym się dowiedzieć co to było? - drążył temat terapeuta.
Partnerzy milczeli. W ich głowach trwała gonitwa myśli. ''Powiedzieć mu czy nie?'' myślał gorączkowo Seeley. Brennan zastanawiała się czy przyznanie się do tego co zaszło zmieni coś w ich relacjach. Nie wiedziała co ma zrobić. W końcu to był tylko jeden raz....
- Spaliście ze sobą? - niespodziewane pytanie doktora przywołało partnerów do rzeczywistości.
- Eeee... - wydobył z siebie agent.
- To co zaszło, to było tylko ''eeeee....'' mam rozumieć? - zapytał Sweets.
- Jakby Ci to powiedzieć.... - zaczęła Bones.
- Po prostu. Zrozumiem.
Booth zaśmiał się nerwowo i poluźnił węzeł krawatu. W gabinecie było zdecydowanie za gorąco.
- No bo widzisz..... My.....
- My nic nie pamiętamy – dokończyła za Seeley'a Brennan – to znaczy coś pamiętamy, ale....
Słodki popatrzył na nich z rozbawieniem. ''Boże, już do czegoś doszło, a oni tego nie pamiętają. Cudownie.'' pomyślał. Na twarzach partnerów malowało się lekkie zarzenowanie.
- Jak do tego doszło? - zapytał Lance.
- Do czego? - odpowiedział pytaniem Booth.
- Do tego, że znaleźliście się w jednym łóżku. I niech pan nie udaje. Potrafię wyczytać z waszego zachowania i słów więcej niż się panu wydaje – powiedział Słodki.
Agent tylko zamrugał parę razy.
- Słucham – zachęcił Sweets.
Booth i Bones popatrzyli na siebie. Nie musieli nic mówić. Dobrze wiedzieli, że i tak prędzej czy później będą musieli powiedzieć o tym Słodkiemu. Lepiej mieć to już za sobą.
- Byliśmy na małym przyjęciu pożegnalnym....
''A więc to była praca do późna'' pomyślał terapeuta.
- ...Świętowaliśmy razem z tamtejszą policją. Zostaliśmy trochę dłużej w barze niż inni no i trochę drinków za dużo... - w głosie agenta słychać było lekkie zawstydzenie - ....no i ta muzyka. Pamiętam tylko....
- Taniec....Wędrówkę po schodach.... Łóżko – dokończyła Bones.
- No a resztę już znasz bo zadzwoniłeś następnego ranka, a raczej popołudnia – dodał Seeley.
- I tylko tyle pamiętacie?
- Nie bądź wścibski Sweets. To są sprawy intymne – powiedział agent.
- Agencie Booth, ja po prostu staram się dowiedzieć jakie.... jaki był wasz stosunek do sytuacji w jakiej się znaleźliście. Czy jesteście zadowoleni? Czy może czujecie się z tym źle?
- Niepewnie – wyrwało się Temperance, a Sweets i Booth popatrzyli na nią zaskoczeni. Ona i mowa o uczuciach?
- A dlaczego? - ciągnął podjęty wątek terapeuta.
- Bo...Bo to było coś innego, trochę niezwykłego. A my tego nie pamiętamy. Nie wiem czy teraz będzie między nami, to znaczy między mną i Booth'em tak samo.
- A chciałaby pani, by coś się zmieniło?
- Ja... Ja nie wiem. To jest dziwna sytuacja. Ja...
- Spokojnie doktor Brennan.
- Właśnie Bones. Wszystko będzie OK – Booth wziął Tempe za rękę i posłał jej spojrzenie pełne czułości. Tak bardzo chciał, by teraz zaszła jakaś zmiana w ich stosunkach. Chciał by łączyła ich relacja mocniejsza od przyjaźni. A ta noc.... Noc, której nie pamiętali mogła stać się zarówno początkiem czegoś dobrego, ale również zaprzepaścić mogła wszystko.
Temperance poczuła ciepło jego dłoni. Ten gest przywołał w jej wspomnieniach przebłysk tamtej nocy. Jego dłoń.... jego ciepło.... jego pocałunki.....
Czy byli gotowi na następny krok? Czy mogli być kimś więcej niż partnerami z pracy?
- Dostrzegam w waszym zachowaniu pewne wahanie. I chcecie i nie chcecie zarazem. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Tylko co.... - myślał głośno Sweets – Już wiem! Musicie na nowo poczuć, że nic nie może popsuć tego co was łączy. Że tamta noc nie była przypadkowa...
- Ale to nie....
- Porozmawiamy o tym jeszcze. A teraz chciałbym abyście wrócili do swoich normalnych zajęć. Nie proszę byście zapomnieli o wszystkim. Chcę byście przeszli nad tym do porządku dziennego. Czy to jest zrozumiałe?
Booth i Bones przytaknęli.
- Cieszę się. Skontaktuję się z wami odnośnie następnego spotkania. Dziś jesteście już wolni.
Partnerzy powoli wstali z kanapy. To nie była normalna sesja. Pozostało uczucie niedosytu i znów niepewność co przyniesie kolejny dzień.
Tradycyjne pytanie: jak się podobało? ;]
Cholera jasna... ups sorry słuchaj ty piszesz te opowiadania czy masz już je napisane. To już trzecie opowiadanie w tym dniu... chyba naprawdę to lubisz??? A odpowiedz na tradycyjne pytanie: bardzo mi się podobało...!!! W skali 1 -10 stawiam na 100... ot moja odpowiedź.
Terapia i Przepraszam są już zakończonymi dziełami. Nowe FF, które pojawiło się na Z.4 jeszcze dopracowuję, ale już kończę :]
A pisać, ostatnio bardzo polubiłam, to taka moja ''odskocznia'' od życia codziennego... :P
SESJA X (część I)
- Nie rozumiem czemu kazałeś nam tu przyjechać – powiedziała Bones do Sweets'a, który właśnie pojawił się przy partnerach.
- No i na dodatek musieliśmy się spakować. O co chodzi? - Booth także był lekko zdezorientowany tym całym zamieszaniem. A to nie zdarzało mu się często.
- Jedziemy na biwak! - odparł wesoło doktor.
- Słucham? Chyba żartujesz. Nie mogę tak po prostu opuścić Instytutu – powiedziała Temperance – Twoje zachowanie jest nieprofesjonalne....
- Właśnie! Co Ty sobie wyobrażasz! Że rzucimy wszystko i od tk pojedziemy na tydzień do lasu?! - wyraził swoje zdanie Booth i oparł sie o maskę samochodu.
- To nie będzie żaden tygodniowy wyjazd, tylko weekendowy wypad – odparł Słodki.
- Kto wypadł? - zapytała Bones, która coraz mniej rozumiała.
- Nikt nie wypadł. To takie określenie krótkiego wyjazdu – wyjaśnił spokijnie agent.
- No ale w końcu przyjechaliście...
- Jakbyśmy nie przyjechali to rozpętałbyś III Wojnę Światową – przerwał mu drwiąco Seeley, ale terapeuta zignorował jego uwagę i dalej kontynuował:
- I jesteście jak widzę spakowani – spojrzał przez szybę do samochodu i zauważył dwie małe torby na tylnym siedzeniu.
- Tak, tyle że na biwak potrzeba czegoś takiego jak namiot. A jak widzisz to nie jest coś, co zabieram ze sobą każdego ranka – powiedział Booth.
- Oto niech się pan nie martwi. Ja zadbałem o ekwipunek obozowicza – odparł wesoło Sweets – To chyba możemy jechać.
- Teraz? - zapytała Bones.
- Tak. A czemu to panią tak dziwi? Jest piątkowe przedpołudnie, zanim dotrzemy na miejsce będzie wieczór.
''Boże, trzy dni ze Słodkim. Czy może być coś gorszego?'' pomyślał Booth i wyciągnął kluczyki z kieszeni spodni.
- Dobra. Pakuj te namioty i w drogę. Tylko szybko bo się jeszcze rozmyślę – powiedział Seeley i otworzył bagażnik.
Jakiś czas później w samochodzie...
- Sweets, czy aby na pewno dałeś mi dobre wskazówki jak mam dojechać na to miejsce? - Booth poprawił okulary i zerknął we wsteczne lusterko.
Słodki właśnie studiował mapę.
- Teraz się za to zabrałeś?! Naprawdę gratuluję pomysłu – rzucił sarkastycznie agent.
Bones nie odzywała się. Wpatrywała się w krajobrazy mijające za szybą. Niebo zaczynało już przybierać barwę fioletu. Nastawał wieczór.
- O! To ta dróżka! - Sweets wskazał palcem na słabo widoczną drogę wiodącą przez las.
- Tu?
- Tak, tak!
Booth włączył lewy kierunkowskaz i wjechał do lasu. Im byli głębiej, tym było coraz ciemniej. Gałęzie drzew uderzały o maskę SUVa.
- Pięknie. Przez ten Twój wypad będę miał porysowany samochód – zajęczał Seeley.
Brennan tylko się uśmiechnęła, dobrze wiedziała że ten SUV dla Booth'a jest jak jego drugie dziecko.
- Tam rozbijemy obóz – Słodki znowu wskazał palcem miejsce w cieniu drzew. Było niedaleko nich. Parę minut później agent zaparkował czarnego Chevroleta na niewielkiej polanie otoczoneh potężnymi drzewami.
- Jak tu cudownie! Przyroda, świeże powietrze – Słodki wziął głęboki oddech dla zwiększenia efektu.
Booth i Bones spojrzeli na niego i pokiwali głowami z litością.
- Dobra Sweets, starczy tych zachwytów. Bierz się za rozstawianie namiotów – powiedział agent i otworzył bagażnik. Razem z Tempe zaczął wyjmować zapakowane rzeczy.
- Niestety, ale rozczaruję pana agencie Booth. Tu już zaczyna się terapia i rozstawienie namiotów to wasze zadanie – Słodki uśmiechnął się, a partnerom zrzedły miny.
- A czy to nie jest sposób, by uniknąć pracy? - zapytała Brennan.
- Właśnie. A Ty co? Będziesz siedział i patrzył jak my w pocie czoła męczymy się z naszymi miejscami do spania? Terapeuta.... - Seeley pokręcił głową.
- Odnosząc się najpierw do pani pytania, doktor Brennan. Wspólna praca jaką w tym przypadku będzie rozstawienie namiotów ma pokazać czy umiecie współpracować także w innych dziedzinach niż łapanie morderców czy badanie szczątek. A co do tego, co ja będę robił podczas gdy wy będziecie ''ćwiczyć'' waszą współpracę to... Pójdę i nazbieram drewno na ognisko – oznajmił doktor, odwrócił się na pięcie i wszedł między drzewa. Booth;owi i Bones nie pozostało nic innego jak zabrać się do pracy.
--
- Bones, weź przytrzymaj tę rurkę – powiedział jakiś czas później Seeley stawiając stelaż jednego z namiotów.
- Przecież trzymam...
- Nie tą.... Tą po prawej... - wysapał Booth, który miał już serdecznie dość całego zamieszania. Pierwszy namiot udało im się rozstawić bardzo szybko, z drugim szło im jednak znacznie gorzej. No i na dodatek jeszcze te cholerne komary.
- I jak wam idzie? - z lasu wyłonił się Sweets niosąc naręcze suchych gałęzi.
- Nie ironizuj – rzucił Booth – pomógłbyś nam...
- Nie zamierzam, a zresztą mój namiot już stoi...
- A właśnie. Tu są tylko dwa namioty, a nas jest troje.... - powiedziała Bones.
- Wy będziecie spać w jednym. Dlatego jest większy – odpowiedział spokojnie terapeuta i położył chrust na ziemię.
- My? Razem? - powiedzieli jednocześnie.
- A z czego tu się tak dziwić? Przecież już spaliście razem. A tu chodzi tylko o przenocowanie pod jednym namiotem – powiedział Słodki co jeszcze bardziej zdziwiło partnerów. Takich zagrywek mogli się spodziewać po Angeli, ale żeby Sweets... - No dobra, ale zapada noc, a wy jeszcze nie macie noclegu. Radzę się pospieszyć....
Słodki skierował się do swojego namiotu.
- A Ty gdzie? A kto rozpali ognisko? - zapytał Booth.
- Pan i pana partnerka. Oczywiście wszystko w ramach terapii. Proszę to potraktować jako biwak all inclusive – zadowolony doktor zniknął we wnętrzu swojego namiotu.
Parę przeklnięć świata i 100 ukąszeń później....
- Nareszcie – Booth zmęczony, ale dumny spojrzał na to, co razem z Bones udało mu się stworzyć. Przed jego oczami stał duży namiot, a niedaleko paliło się ognisko, do którego jego partnerka dorzucała co jakiś czas chrust. Zaraz też z drugiego namiotu wyszedł Sweets.
- Widzę, że udało się wykonać zadanie – powiedział zadowolony – Co prawda trochę to trwało...
- Trwałoby krócej gdybyś pomógł – przerwał mu Seeley.
- Ale to nie moja tylko wasza terapia. To wy macie się napocić, a ja mam tylko wydać osąd – odparł niezrażony Słodki – A tak przy okazji....Jesteście głodni?
- Jeszcze się pytasz?! Nie jadłem nic od rana. Umieram z głodu – agent zrobił zbolałą minę i prawą dłoń umiejscowił tam gdzie powinien być żołądek.
- Naukowo patrząc to przez jeden dzień nie da się umrzeć z głodu – wtrąciła Brennan – co innego...
- A Ty znów swoje. Bones tak się tylko mówi. Naprawdę, gdzieś Ty się uchowała przez te wszystkie lata – powiedział agent – Masz szczęście, że los zesłał mnie na Twoją drogę...
- Nie ma czegoś takiego jak los...
- I znowu to robisz – przerwał jej Seeley.
- Co?
- Wszystko uzasadniasz naukowo.
- Jestem naukowcem.
- To co z tego? A ja jestem detektywem i nie widzę wszędzie morderców, ani nie każę się każdemu legitymować....
- A co było....
- Bones! Na Boga, zmiłuj się! Ja powiedziałem tylko, że jestem głodny.... - Booth schował twarz w dłoniach na znak zrezygnowania. Bones była niereformowalna.
Sweets tylko słuchał. Nie musiał zadawać pytań, wystarczyła tylko obserwacja.
- Czy nadal jesteście głodni? - zapytał po chwili terapeuta. Odpowiedział mu błagalny wzrok agenta.
- Znając Ciebie to pewnie to pewnie zaraz powiesz, że w ramach terapii ja i Booth mamy zapolować na naszą kolację niczym ludzie pierwotni – powiedziała Bones na co Seeley wzniósł oczy do nieba. Na szczęście jednak dla wygłodniałego agenta Sweets powiedział:
- Tu się pani myli, doktor Brennan. Przygotowałem jedzenie.... No może nie ja, ale...
- Nieważne. Chwała tej osobie – przerwał mu agent – Ale nie myśl sobie, że zaraz padnę do Twoich stóp i zacznę bić pokłony w podzięce za Twoje względy.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło – odparł Sweets i wszedł z powrotem do namiotu. Po chwili wyszedł z niego niosąc jakiś kosz – Oto jedzenie. Nie są to jakieś rarytasy, ale...
- Sweets nie gadaj głupot! My tu z Bones padamy z głodu, a Ty jeszcze moralizujesz....
- Zanim zupełnie zatracicie się w tej kłótni – przerwała im Tempe – Skoro wszyscy są głodni to może zacznijmy przygotowywać kolację? Hmmmm...? - i bezceremonialnie zabrała Słodkiemu kosz z rąk.
C.D.N.
Nie za długie? Mam tylko nadzieję, że nie było za nudne.
Świetne!! Nie mogę się doczekać spanie B&B razem w namiocie. Pomyślałam, że byłoby śmiesznie gdyby nagle zaczęła się burza, a Sweets bałby się piorunów!!