Skończyłem oglądać rosyjski serial ''Konwój PQ-17'' i uważam, że to był najśmieszniejszy film wojenny, jaki kiedykolwiek widziałem. Mniej śmieszne jest to, że twórcy prawdopodobnie nakręcili to absolutnie poważnie.
Odniosłem wrażenie, że reżyser nie bardzo wiedział, co chce pokazać - czy zrobić kolejną ''radziecką'' laurkę i obśmiać wszystkich, poza ZSRR, czy może wskazać na okrucieństwo wojny, czy oddać hołd wszystkim sojusznikom.
O tytułowym konwoju w zasadzie nie ma za wiele. Niby był, niby go zatopiono, ale jakoś tego nie pokazano na ekranie - wszystko kręci się po sztabach, gabinetach, kajutach, czasami z przebitką jakiejś sceny marynistycznej. Wrogami w zasadzie nie są Niemcy, ale Anglicy i ich polityczne zagrywki, dążące do sabotowania wysiłku wojennego ojczyzny proletariatu. Generalnie Angole jawią się jako banda imbecyli, którzy całkowicie przypadkiem zdobyli łatkę ''najbardziej doświadczonych marynarzy'', walczyć jakoś nie chcą, jak już ich dopadają Niemcy, to zachowują się jak żółtodzioby, biegające bezładnie w panice. Amerykanie - to samo, wśród nich wybija się jeden proletariusz, który prawi ciągle komunały o konieczności pomocy Rosji, o odwdzięczeniu się za 1776 rok, o rosyjskich przyjaciołach (a jego kumpel dla odmiany ciągle marudzi, że Rosja i tak upadnie). ''Sajuzniki'' zachowują się wyjątkowo niemrawo. Sowieci - tradycyjnie - od dziecka chcą walczyć z faszystami. W sumie to jest ciągle jedna i ta sama osoba, tylko ma różne buzie i głosy, ale nadal mówi to samo. Gwiazdorem jest I kłamczuch RKKF, niejaki Nikołaj Łunin, który w tym uniwersum storpedował Tirpitza i niszczyciel. Radzieccy marynarze to prawdziwi pogromcy Niemców - mimo iż, jak padło w serialu, mają malutką i słabą flotę (zaledwie dwukrotnie większą od niemieckiej).
Ale i tak do historii przechodzi załoga U-Boota (oczywiście, anonimowego), prawdziwa wisienka na tym torcie. Ci nikczemni bandyci w ciągu 8 odcinków popełniają o 400 % zbrodni więcej, niż cała Kriegsmarine w latach 1939-45, z lubością rozstrzeliwując rozbitków. Jakby było tego mało, nie umieją walczyć z czymkolwiek, co może się bronić - kiedy bohaterski radziecki statek odpowiada ogniem, od razu się zanurzają, zaś kuter rybacki nie daje się zatopić hitlerowskim torpedom. Ci wyrachowani nikczemnicy nie mają jednak szans z ruskimi babami obsługującymi czołgi, załadowane na pokładach statków handlowych (wtf...).
Finałowa scena - absolutny majstersztyk, kiedy płonący kuter taranuje U-Boota (rękami 15-latka) i wszystko znika w malowniczej eksplozji. Zmieniam zdanie o flocie ZSRR, to pewnie oni wytopili te prawie 800 U-Bootów, tylko podli imperialiści ukradli im laury.
Technicznie - do bani. Zgodność historyczna - do bani. Logicznie - do bani. Aktorstwo - do bani. Scenografia - do bani. Sceny nalotów - emm... wszyscy dostają bezpośrednie trafienia 250 kg bombami, ale nikomu nic się nie dzieje (zwłaszcza ruskiemu bohaterskiemu statkowi). Dźwięk - do bani. Nawet sceny z kronik filmowych są do bani, bo np. ostatni odcinek kończy się pięknym widokiem tonącego ''Barhama'', który w Arktyce nigdy nie pływał, bo go Niemcy zatopili koło Egiptu. Masa koszmarnych bzdur i przekłamań, totalnych przeinaczeń i kompletnego reinterpretowania historii w najgorszym, sowieckim stylu.