Czekałem na ekranizację z utęsknieniem. Książkę połknąłem za jednym zamachem. Ale serial, no cóż. Delikatnie mówiąc nie mogłem strawić.
Tak rozbuchanej promocji dawno nie było. Chyba twórcy domyślali się, że stworzyli szmirę, którą trzeba będzie opchnąć.
Ale po kolei w punktach.
1. Gra aktorska. Straszna. Zupełnie jakbym oglądał przedstawienie teatrzyku szkolnego, gdzie amatorzy wygłaszają tylko zapamiętane kwestie. Bez zaangażowania, bez wejścia w rolę. I coś tam gadają niewyraźnie. Dlaczego reżyser dopuścił do tak żałosnego zagrywania się wybitnych wydawać by się mogło aktorów. No może Szyc poradził sobie. Ale reszta? Szkoda czasu. 2 na 10
2. Zdjęcia. Poprawne, ale bez artystycznego zacięcia. Wszystko bez głębi ostrości i budującego nastrój światła. 3 na 10.
3. Scenografia. Scenografowie popisali się dekoracją a nie scenografią. Wnętrza kompletnie niewiarygodne. Co z tego, że meble z epoki ale dlaczego tak symetrycznie ustawione? Nikt tak nie mieszka, a w szczególności bohaterowie książki. I te awangardowe obrazy Mondriana u Kumy Kaplicy, prymitywnego bandziora. 1x10.
4. Muzyka. W zasadzie jej nie ma. Nic nie buduje napięcia.
5. Reżyseria. Niestety do bani. Warszawa opisana u Twardocha to duszne brudne zatłoczone miasto. Tu nie ma nic z nastroju książki. Szerokie ulice dzielnicy północnej są puste. A wszyscy wiemy, że była to gęsta zabudowa z wąskimi brudnymi i gęsto zaludnionymi ulicami. Aktorzy wystylizowani prosto od krawca. Nawet na obskurnym Karcelaku jest czysto. Mam wrażenie, że reżysera albo zmuszono do stworzenia poprawnego obrazu wideo, albo jest gorzej niż przeciętnym amatorem. Dlaczego nie pokazano choćby przez moment panoramy Warszawy lat 30, żeby umiejscowić historię?
Przyznam, że na to bardzo liczyłem. Serial trwa 8 długich odcinków. To męka jak w Berezie Kartuskiej, z której zdrowym się raczej nie wychodzi. Zdecydowanie nie polecam.