Nie sprawdza się nawet jako guilty pleasure. Festiwal nietrafionych pomysłów, idiotycznie skonstruowany świat, jadący na najgorszych schematach, źle zagrany (Matthew Goode powinien czym prędzej zmienić agenta, bo granie w takich telewizyjnych szmirach nie jest dla niego godne), relacje bohaterów są prowizoryczne, chemii pomiędzy nimi brak (zresztą postacie to nieźli idioci), nieangażujący.
W przedbiegach przegrywa chociażby z "Pamiętnikami wampirów", które są przykładem idealnego guilty pleasure. Równie durne romansidło, ale przynajmniej z charyzmatycznymi postaciami i chemią pomiędzy nimi.