Dlaczego wszystkie odcinki 7 serii nie mogły być tak ciekawe, trzymające w napięciu i wzbudzające emocje jak wątek Cook'a? Dlaczego? Z wszystkich trzech historii ta była najlepsza. Szczerze mówiąc liczyłam, że to po odcinkach Cassie poczuję to co teraz czyli pewnego rodzaju niedosyt i smutek, że to już koniec, a tu takie pozytywne zaskoczenie ze strony Cooka. Godne zakończenie całego serialu, a wątki Effy i Cassie chciała bym wymazać z pamięci.
Bez większych spoilerów plz, ale czy były jakieś awiązania do poprzednich serii w 2 odcinku Cooka? :d
Zgadzam się z Tobą , dobrze, że to Cook kończy wszystko. Przynajmniej wyjaśnił swoje sprawy i wiadomo co go czeka, przez to jaki los wybrał. Jestem bardzo zadowolona z takiego zakończenia. Co się tyczy wątków Cassie i Effy, to faktycznie mogli je pociągnąć ciut dalej, zakończyć lepiej, no ale cóż. Chyba nie można mieć wszystkiego :) Pozdrawiam.
Odcinek mi się podobał, naprawdę trzymał w napięciu, aczkolwiek po tym zakończeniu jestem wściekła. Typowy niedosyt w stylu Skins, a do tego jeszcze (SPOILER!) zginęła najnormalniejsza z nich wszystkich osoba, zupełnie niewinna, z którą miałam nadzieję, że Cook ułoży sobie życie po załatwieniu sprawy z Louiem, takim czy innym sposobem. Po części dlatego czuję się zawiedziona. I dlatego, że wiem, że więcej wątków już nie będzie. Przydałyby się takie odcinki z resztą postaci.
No właśnie o ten niedosyt chodzi, ta myśl po zakończeniu odcinka "to naprawdę już koniec?". (SPOILER) Pocieszające jest to że Cook nie związał się z Charlie, denerwująca postać, wolała bym żeby to ona zginęła w tym lesie.
Wydaje mi się, że po Effy Cook nie będzie już kochał nikogo; ewentualnie może szanować kobietę, z którą jest, i właśnie tak traktował Emmę. Charlie - pusta idiotka seksoholiczka, doigrałaBY się, gdyby nie "bohaterski" Cook, Naprawdę, nigdy nie powinien był po nią wracać, zwłaszcza bez wyłuszczenia sprawy Emmie i uświadomienia jej ryzyka, jakie spadnie także na nią. No cóż, gentelman i jego rozterki... Tyle kobiet w potrzebie, a Cooko tylko jeden. SPOILER! I oto z jego winy do jednego trupa dołączyły trzy, tym razem absolutnie niewinne.
Mało tego, że postać irytująca to jeszcze koszmarnie zagrana. Czy tylko ja uważam że Charlie ma ciągle taki sam wyraz twarzy? Rozdziawione usta, głupi uśmieszek i oczy szeroko otwarte niezależnie od tego czy jest zadowolona, rozzłoszczona, podniecona, wściekła czy zdziwiona. Aktoreczka jednej miny.
No dokładnie ta mimika w pewnych momentach była aż komiczna. Ogólnie dziwny sezon, niby jest zakończenie ale nie tego oczekiwali fani, a największy minus całego sezonu to słabo rozbudowane wątki.
No tak, bo Cook to właśnie jeden z tych "dżentelmenów" którzy nie odmówią żadnej kobiecie, czy to w ucieczce, czy w zaspokojeniu potrzeby seksualnej, gdy metr dalej śpi inna (która prawdopodobnie się w nim kocha), a na zewnątrz szuka ich świr z rewolwerem.
W ogóle nie rozumiem po co brał Emmę, nawet gdyby nie wracał się po tą Charlie, nadal byłby w niebezpieczeństwie.
I czemu ten Świr nagle był sam na końcu? przecież przyjechał z tym Robem, poza tym wyglądał na kogoś kto wyręcza się innymi w brudnej robocie.
Eh.
Ale i tak, Cook jak zwykle sexy.
Właśnie, usunięcie przez reżyserów Roba tylko po to, żeby Cook miał szanse na wyjście z klasą - dziwne. Przypuszczam, Cook że po prostu przywiązał się do Ems babe, nie chciał ciągle uciekać sam, a przede wszystkim gdyby Świr zapragnął dorwać Cooka, mógłby posłużyć się Emmą. No i było duże prawdopodobieństwo, że świr zadowoli się swoją Charlie, a Cooka zostawi na jakiś czas/zawsze w spokoju. Scena seksu z wyczerpaną z rozpaczy Emmą w tle, taką biedniutką i niewinną, była żałosna, obleśna Charlie nie zasługiwała na pocieszenie. Z drugiej strony Cook nie odmawia seksu z założenia, o ile nie ma Effy dla siebie - tylko wtedy cała reszta mu dynda.
Usunięcie Roba ma sens. Można to wytłumaczyć np. tak, że Rob w tym czasie zajmował się zakopaniem/ukryciem ciał rodziców Emmy ;-)
Na "serii" Rise się nie zawiodłem. Świetnie przedstawiony Cook, najbardziej mdłe były odcinki z Cassie. Jak zwykle - nie wiedziała czego chce.
Może Rob nie żyje? Gdy Cook znajduje samochód Louiego gdzie zabił rodziców Emmy to najpierw słychać 2 strzały a potem jeszcze jeden kiedy Cook ucieka do dziewczyn. Może Louie zabił Roba.
patrzysz ,ale nie widzisz. słyszysz, ale nie słuchasz. Cook jest wydmuszką. Nigdy nie "ułoży sobie z kimś życia". To tylko kompilacja tkanek, komórek i narządów którą przy życiu utrzymują najbardziej trywialne i oczywiste procesy biologiczne. Takie złudne "ochłapy" człowieczeństwa, jak troska, szczerosc, pozorne zaangazowanie, potrzeba bliskości czy rozmowy, badz tez pewnego rodzaju moralna swiadomosc swiata są płytkim, chwilowym bębniącym gdzies w oddali echem kiedys zaslyszanych i gdzies zaobserwowanych przyzwoitosci, nie majacych dzisiaj dla niego zadnych wartosci. Jest pusty, wypaczony, wybebeszony, wyzuty z wszystkiego i każdego, poza automatycznie napędzającym go instynktem przetrwania. Istnieje, bo nic innego mu nie pozostało. Dosc zaskakujace jest to, że po zakończeniu 4 sezonu, gdy przyszło mi snuc domysly i wyobrazenia na temat dalszych losow bohaterów, smierc Cooka poza byciem dosc rychla oczywistoscia, zawsze jawila mi sie jako ukoronowanie zdemoralizowanego, zatrutego, zepsutego, nieprzyzwoitego do bolu i przede wszystkim samotnego stylu zycia. Naturalna autodestrukcja. Nigdy nie przypuszczalam, ze zabije go drugi czlowiek.
Naprawdę macie takie wrażenie? Bo moim zdaniem ten odcinek to już była kompletna porażka, bardziej odrealnić i udramatyzować tego serialu się chyba nie dało(choć w koszmarnych sezonach 4 i 6 twórcy bardzo się starali).
Jedyne odcinki z sezonu 7, które mi się podobały, to odcinki Cassie. Jedyne w miarę realistyczne, z przyjemnym klimatem, trochę niczym niezły film niezależny, a trochę jak odcinki z sezonów 2 lub 5. Skupiające się na bohaterce i jej emocjach, a nie na nagromadzeniu dramatów.
No ale najwidoczniej oglądaliśmy "Skins" z zupełnie innych powodów.
w sumie się zgadzam z Tobą.ja naprawdę bym się ucieszyła ze "zwykłego" zakończenia, a zamiast tego obejrzałam jakiś skandynawski kryminał. podsumowując poziom dramatyzmu i odrealnienia w całym sezonie: poza zdrowym rozsądkiem. rak, smierć, więzienie, pościgi i wielokrotne morderstwa. część Cassie nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia ale na tle tych sensacji to faktycznie wypadła najlepiej.
Może faktycznie zbyt melodramatyczne zakończenie, ale jakoś... nie wiem, cały siódmy sezon ma taki specyficzny klimat. Wszystkie trzy historie dawały dużo do myślenia. Mało znam seriali, gdy po końcu odcinka czujesz ciągle "to coś" i nie możesz zapomnieć o tym, co właśnie obejrzałeś. A siódmy sezon właśnie taki był. Bardzo emocjonalny, dramatyczny, dający wiele do myślenia. Jak dla mnie wielki plus.
Choć z drugiej strony możliwe, że klimat "Rise" pasował akurat mi - lubię dramatyczne zakończenia, bo sama historia była chyba trochę przyciężkawa dla przeciętnego widza, który chciał obejrzeć kontynuację swoich ulubionych "Skinsów" z pierwszej i drugiej generacji.
scena finałowa - konfrontacja z louie'm i odejście były świetne, ale uważam ze nie była do tego potrzebna wczesniejsza rzeź, i to mi najbardziej zgrzyta. zakończenie fire też w sumie było fajne, ale jakbym miała oceniac sezon jako całość - po prostu za dużo tego wszystkiego jak na serial o "typowym życiu nastolatków (które dorosły)"
Goku, ja też wolę zdecydowanie mniej odrealnienia i mnie również odcinki Cassie bardzo się podobały ze względu na realizm właśnie. Przy Cooku po cichu liczyłam na coś podobnego, ale szczerze mówiąc się nie spodziewałam, i słusznie, bo i rozczarowanie było mniejsze. A że w pewnych momentach pojechali po bandzie to już inna sprawa.
Naprawdę myślisz że bardziej odrealnić się nie dało? Równie dużo dramatyzmu i nierealnych sytuacji było w innych sezonach. Jako, że zaczęłam od początku oglądać drugą generację to pierwszy lepszy przykład z brzegu gangsterzy w białych i zielonych dresikach z ortalionu, których przywódca, lider ma skłonności sadomasochistyczne, czy też chyba dla wszystkich najmniej zrozumiała śmierć Freddiego. To tylko dwa przykłady ale wydaje mi się, że Skinsy nigdy nie były serialem całkowicie realnym, trzeba do niego podejść raczej z przymrużeniem oka ;)
przez ten siódmy sezon w ogóle polubiłam Cooka i teraz chcę obejrzeć trzeci i czwarty sezon dla niego, bo jest ciekawą postacią. ale płakać się chce, że już koniec :(
Zakonczenie troche drastyczne, a ile bledow w ostatniej scenie ojoj. Goryl Louiego po prostu wyparowal, widac z buta z lasu wracal, a sam Louie lezacy na sniegu w pewnym momencie wyparowuje. Odcinki z Cookiem w roli glownej mimo wszystko bardzo pozytywne, w przeciwienstwie do nudnych Fire i Pure. Cook widac bardzo sie zmienil od zakonczenia 4 sezonu, wydoroslal. Szkoda, ze juz ma tak nas.rane w papierach, ze pozostaje mu tylko wieczna ucieczka.
[ SPOILER ALERT!!!]
Identyczne odniosłam wrażenie! Taki z Louiego mafioso, a tak łatwo Cook dał mu radę. I gdzie się podział ten ochroniarz?
No i Charlie - strasznie wkurzająca i mało realna, jej życie wisi na włosku, a ona się śmieje i chce się z Cookiem ruchać.
Mimo tych niedociągnięć i tak jestem zachwycona tym, że chociaż te ostatnie 2 odcinki trzymały w napięciu (w przeciwieństwie do 4 poprzednich, a w szczególności do tych z Cassie).
Jeszcze jedna tylko uwaga - czemu "Rise"? "Fire" i "Pure" jestem w stanie zrozumieć, ale w przypadku Cooka - nie za bardzo.
Rise, bo Cook, jakby nie patrzeć - jest buntownikiem.
Cóż, widzę, że nie jestem jedynym, któremu ostatnia z części przypadła do gustu. Przy Fire czułem się jakbym oglądał coś zrobione na siłę, bo tak się zadeklarowało wcześniej i głupio byłoby tego nie zrobić. Naiwne dzieciaki w świecie dorosłych (widać było pewien kontrast) - kompletnie mnie to nie porwało. "Pure"...MDŁE! Liczyłem na jakiekolwiek zakończenie wątku z Sidem, bo dla mnie pozostawił pewien niedosyt. Jedno co muszę przyznać (z resztą tak samo twierdziłem już podczas oglądania I i II sezonu) - aktorka jest niesamowicie fotogeniczna i atrakcyjna, co nie mogło umknąć uwadze, podczas półtorej godziny Pure'a. Odnośnie ostatniej części to liczyłem...czekałem....pragnąłem, aby dokończyła ostatnią scenę z IV sezonu. Pomijając jakieś egzystencjalne myśli Cooka i tylko "wzmiankę" o tym, co się wydarzyło (nadinterpretując - wiadomo, że Cook sporo rzeczy ukrywał, może stąd tylko taka "wzmianka") - czekałem na szczegóły. Nie będę ukrywał, że w przypadku Pure i Rise, odcinki mogły się rozpocząć wyjaśnieniem, które się nam, widzom, należy;) Absolutnie też liczę się z tym, że przecież I i II generacja bawiła na ekranach parę lat temu i aktorzy nie muszą się zgodzić na grę w dodatkowych odcinkach. Nie śledziłem zapowiedzi, więc nie wiem jak prezentowała się sprawa obsady - może ktoś tam odmówił współpracy, ale pomijając to - przez wszystkie 7 sezonów bawiłem się niesamowicie i o to przecież chodzi!
Faktycznie, nie myślałam o "Rise" jako 'buntować się, powstać', tylko bardziej 'wznieść się', 'stać się lepszym' ale Twoja interpretacja bardziej ma sens :)
Przecież ostatnia scena 4 sezonu została pokazana w postaci ostatniej sceny tego sezonu:D Najpradopodobniej tak samo wyglądała walka Cooka z Fosterem, z tymże on go wykończył, a Lou nie:)
Co do Charlie to faktycznie, kurde, wlasciwie to Cook odpowiada za smierc Emmy bo nie dosc ze ja wciagnal w to wszystko, to dodatkowo zachcialo mu sie baraszkowac w jakiejs norze, w srodku lasu.
Ale tak z innej bajki. Patrzac na Effy i jej "bossa" i patrzac na Charlie z Cookiem, czy nie zauwazyliscie jakiegos podobienstwa? Szef Effy wypisz, wymaluj Freddy, a Charlie, typowa latawica, jak Effy w drugiej generacji.
Jeszcze dodam, że i tak sezon mi się bardzo spodobał. Nie szkodzi, że wydźwięk ogólny jest negatywny i wiele wątków miało co prawda smutne zakończenie, ale nie beznadziejne. Zdecydowanie więcej emocji niż w 2 poprzednich sezonach. Lubię to :)
Jedyny z trzech wątków który naprawdę mi sie podobał. Po obejrzeniu miałam to typowe dla skinsów uczucie smutku jak to było w poprzednich seriach. Takie lekkie otępienie i nie wiesz co masz myśleć.
Cook jak zwykle mnie nie zawiódł. najlepsze 2 odcinki w tym sezonie. Ale ogarnął mnie straszliwy smutek, że to juz definitywny koniec. Odcinki o Cook'u mogłabym oglądać i oglądać, wydaje mi się że w jego wątku była największa głębia.
A jak myślicie, co się działo z rodzicami Emmy od momentu ich wyjścia z domu? Jak to na 'Skins' przystało, jeszcze jeden niedokończony wątek do kolekcji. ;)
ja myślę, że ten gościu co wcześniej był razem z Loui'm (chyba Rob) gdzieś ich zabrał i najprawdopodobniej zabił, bo w scenie finałowej go nie było.
podobnie jak większość tutaj, bardzo podobały mi się odcinki 'Rise'. w 3 i 4 sezonie jakoś nie przepadałam za Cookiem, ale jego wątek w 7 sezonie pozytywnie mnie zaskoczył.
całe dwa odcinki były mistrzowskie, szczególnie przemyślenia Cooka w tle. podobało mi się, że Cook się zmienił na lepsze (nie tylko psychicznie ale też fizycznie). olbrzymim plusem jest tutaj Emma, którą polubiłam od początku.
SPOILER!
scena ukazująca Emmę-wisielca sprawiła, że popłakałam się, jakby to był ktoś z mojej rodziny czy przyjaciół. naprawdę mocna scena. w żadnym innym odcinku Skinsów, nie było takiej sceny, żebym mogła się aż tak popłakać. mistrzostwo!
Mam pytanie odnosnie tego jak rozumiecie jedna ze scen z ostatniego odcinka.
Mianowicie jak Cook odrzuca bron, nastepnie przytula sie do Charlotte... i w tym momencie pojawia sie krociutki dialog, ktory mnie zaintrygowal:
Cook: I didn't do it
Charlotte: I know
Czy tylko ja interpretuje te slowa w podwojny sposob.
Przez chwile przeszlo mi przez mysl, ze Cook odnosi sie do ''rzekomego'' zabicia doktorka.
A ucieka, poniewaz nie moze z tym zyc, ze nie pomscil smierci Freddiego.
Co sadzicie?
moja interpretacja jest całkiem inna. otóż mnie się wydaje, że Cook naprawdę zabił doktorka i dlatego ucieka, a słowa które zacytowałeś oznaczają że Cook nie zabił Loui'ego, chociaż już wycelował w niego broń i był bliski zrobienia tego ponownie z zemsty.
To jest w sumie logiczne, tylko zastanawialem sie dlaczego on jej o tym powiedzial, skoro ona stala tuz obok niego.
Bo w rzeczywistosci dialog wygladalby mniej-wiecej tak:
Cook: Nie zrobilem Tego
Charlotte: Wiem k*rwa, przeciez stoje obok ciebie
Nie wiem, moze Cook byl w jakims amoku?
Z reszta to nie pierwszy raz, kiedy bohaterzy Skins gadaja od rzeczy
Charlie wczesniej Cook'a prosiła żeby zabił loui'ego, ale on powiedział że więcej tego nie zrobi. A może chodziło o to że Cook te słowa "I didn't do it" wypowiedział trochę jak przeprosiny, a ona ze zrozumieniem odpowiedziała "I know". Można sie tu doszukiwać wielu znaczeń tego dialogu.
Tu się zgodzę z Tobą, wątek Cook'a trzymał najbardziej w napięciu. :)
Aczkolwiek mi osobiście ciężko było przyzwyczaić się do postaci Cook'a jako takiego poważnego człowieka. To samo tyczy się reszty bohaterów.
Zgadzam się co do odcinka z Cookiem. Mnie rozwaliła scena jak sprzedaję prochy nastolatkom , a jak oni wysiadają z Jego samochodu mówi - "Cholerne dzieciaki" i ten Jego uśmiech. A sam nie był lepszy w młodości:)
SPOILER
Kiedy zobaczyłam tego wisielca modliłam się , błagałam niebiosa by to nie była Emma.
Strasznie mi jej żal , że wciągnięto ją w to całe gówno, bo Cook chciał pomóc jakiejś dziwce. Nie dość , że Emma zginęła , to zapewne jej rodzice również. Zupełnie niewinni ludzie !
Mnie też wkurzyła śmierć Emmy. Była niewinną osobą i w dodatku sympatyczną , a Cook naraził Jej życie , bo chciał pomóc tamtej. Powinna zginąć ta Charlotte. A Cook pewnie nawet nie zauważył , że Emma Go lubi , a nie to co ta Charlotta
Przez chwile myślałam, że Cook trzymając wtedy tamtą strzelbę i mierząc w Luiego przeniesie ją na Charlotte i ją zastrzeli by pomścić śmierć Emmy ... Niestety nie.
To byłoby szokujące i ciekawe , ale w sumie za śmierć Emmy odpowiadali po części wszyscy. Cook - Naraził Ją. Loui - Zabił, a Charlotta - Przez Jej głupotę groziła całej trójcę śmierć. Mi ta Charlota od początku nie przypasowała. Przez nią wszystko się stało.
wow! jestem zachwycona odcinkami z Cook`iem- szkoda, ze wszystkie odcinki nie byly takie wciagajace. mi tez szkoda Emmy - niepotrzebna byla jej smierc w tym serialu
Nie chcecie ogladac smierci pozytywnych postaci to wezcie sie za amerykanskie kino.