"Jak nie zachwyca, jak zachwyca"? Sezon szósty powinien być sezonem wieńczącym całokształt serialu "Skins". Jestem pod wrażeniem koncepcji zastosowania klamry kompozycyjnej, którą tworzy śmierć Grace i narodziny dziecka Mini i Alo. Naprawdę, odcinki te stanowią jakiś przekaz, którego nie dostrzegłam w sezonie 3 i 4. Generacja 1 to klasyk, więc z nim nie należy nawet dyskutować. Osobiście po objerzeniu sezonu szóstego poczułam swego rodzaju katharsis. Fabuła zostaje pięknie zamknięta. Fakt, tęskno później za skinsami. Ale, na Boga, to koniec ! Nie powinno być więcej odcinków !
To faktycznie jedyna generacja, o ktorej można powiedzieć, że zakończenie w jakiś sposób zamyka wątki - w pozostałych mamy w wątkach kilku postaci bardzo otwarte zakończenia, nie dające żadnych odpowiedzi (co też ma swój urok).
W 3 generacji nie podobało mi się mnóstwo rzeczy - niektóre odcinki były nudne, inne miały kosmicznie dziwną fabułę, nie mieli pomysłu na historie dla niektórych bohaterów, a to, co zrobili z Frankie w 6 serii naprawdę wołało o pomstę do nieba - zupełnie nielogiczny, nieprzekonujący rozwój postaci. Ale mimo to, wolę 3 generację od 2 - była dużo prawdziwsza i dużo bardziej przywiązałam się do bohaterów. Również reakcje paczki po śmierci Grace były bardzo prawdziwe i wzruszające.
Zdecydowanie najbardziej polubiłam Alo i Mini, zarówno razem, jak i jako osobne postaci - on był przezabawny ale fantastycznie dojrzał pod koniec, ona to przykład naprawdę ciekawego rozwoju postaci - bo wbrew początkowym pozorom, okazała się jedną z najsilniejszych osób w całym Skins.
A ostatnia scena ostatniego odcinka jest absolutnie piękna i poruszająca - takich emocji właśnie brakowało mi w serialu od czasów pierwszej generacji. Mogło mi się w tych dwóch ostatnich seriach nie podobać mnóstwo rzeczy, ale zamknięcie historii wyszło im idealnie.