Według mnie lepszy niż wersja brytyjska ! o wiele ciekawsi aktorzy i wgl.
Po przeczytaniu na tutejszym forum wielu słów krytyki co do Skins US (praktycznie większość wystawiła negatywną ocenę nawet nie oglądając wersji amerykańskiej - podobnie jak było w przypadku filmu Let me in), postanowiłam, że najpierw obejrzę wersję ze Stanów a dopiero później brytyjską. Jak na razie jestem po trzecim odcinku i wcale nie jest tak tragicznie - wręcz przeciwnie, serial jest ciekawy, a aktorzy mnie nawet przekonują (poza kilkoma wyjątkami).
Moim zdaniem tak ostra krytyka jest przesadzona.
Zgadzam się i powiem od siebie wersji UK nie widziałem, a na US trafiłem przypadkiem, ale sam serial okazał się jednym z lepszych jakie widziałem. Nie mam odnośnika w postaci oryginału, ale US jest git.
Ja też nic nie mam do wersji US. Jest bardzo ciekawa, tak ciekawa, że zarwałem noc i obejrzałem 6 odcinków po kolei. I tak jak mówi Bittersweet88, większość ludzi daje tak niską ocenę, nawet nie obejrzawszy jednego odcinka, od tak bo w opinii publicznej wersja Brytyjska lepsza...
No proszę... bo po forach piszą, że wersja Brytyjska jest lepsza to ja automatycznie mam się z tym zgadzać? Jakby nie było, wersja US jest dostępna w Polsce na MTV, więc chcąc, nie chcąc osoby które wystawiały oceny natknęły się zapewne na nie jeden odcinek. Poza tym już od samej premiery wersji US w Stanach pojawiły się na FW słowa krytyki do tej wersji i zapewne były to osoby, które widziały pilot serialu.
Co do obu wersji to ja wole Brytyjską (oczywiście, nie dlatego, że tak mówi większość - co to, to nie (pomijając także to, że Skins'ów poznałem dopiero zetknąwszy się z wersją amerykańską)) ale jak dla mnie odcinki w porównaniu do wersji US są lepiej zrealizowane, lepsze postacie i do tego jest ostrzejszy niż produkcja MTV.
Maciek i Bittersweet88, piszecie, że ludzie dają niską ocenę nie obejrzawszy jednego odcinka, ale osoby które nie widziały oryginału i nie mają jak tych produkcji porównać dają automatycznie ocenę wyższą... a to w pewien sposób także nie jest dobre.
Bittersweet88, co do "Let Me In" to tutaj mogę się nie zgodzić, widziałem tylko wersję oryginalną, USA nie miałem jeszcze okazji widzieć. Jednak tutaj ocena może też wynikać z tego jak dokładnie film jest oparty na książce (tak jak pisałem wersji USA nie widziałem, książki także nie miałem przyjemności przeczytać - nie wiem nawet czy w PL została wydana - tak więc co do tej wypowiedzi mogę się mylić). PS. Może osoby oceniające wersję USA mają dosyć amerykańskich remake'ów innych filmów?
Oczywiście jest jeszcze szansa was nawrócić <joke> :D US skończyło się po jednym sezonie (szkoda bo byłem ciekawy jak w porównaniu do oryginału wypadną kolejne sezony), więc możecie zapoznać się z wersją UK - z mojej strony jak najbardziej polecam :)
Wersja amerykańska jest tak atakowana, ponieważ jest - nazwę to nieco kolokwialnie - totalnym zerżnięciem oryginalnej wersji brytyjskiej. Z tą jedynie różnicą, że lesbijka Tea z US zastępuje geja Maxxiego z UK. Z powodzeniem. Jest to chyba najlepsza i najświeższa postać w amerykańskiej wersji serialu. O pozostałytch mogę jedynie powiedzieć, że są marną imitacją bohaterów wersji brytyjskiej.
Powiem tak, jestem miłośnikiem Skinsów od pierwszego odcinka. Obejrzałam wszystkie odcinki wszystkich sezonów. Wszystkie postacie są barwne, każda wnosi do skinsowego świata coś od siebie i choć niektórych lubię mniej, innych bardziej, nie ma postaci, której nie lubię. Kiedy usłyszałam, że powstaje amerykańska wersja, pomyślałam sobie: "Obejrzę. Czemu nie. Następny sezon Skins dopiero w styczniu. Zajmę czymś czas oczekiwania". Jak pomyślałam, tak zrobiłam. I byłam wręcz przerażona. Twórcom serialu nawet nie chciało się zachowywać pozorów, że mieli w tym jakiś swój własny wkład twórczej inwencji, bo wszystko prawie co widziałam było, według mnie, tylko żałosną parodią oryginału. Jedynie wątek Tei zdołał mnie wciągnąć, ponieważ było to coś nowego. Co do aktorów grających postacie... Najsłabsza chyba strona serialu. Może gdyby potrafili dodać coś od siebie swoim postaciom, byłoby lepiej. Na tle postaci z wersji brytyjskiej prezentują się gorzej niż szaro i ponuro. Są pozbawieni tego blasku, który otacza ich brytyjskich odpowiedników. Tutaj jednak po raz kolejny pochwalę postać Tei (pomimo że jej brytyjski odpowiednik Maxxie jest jednym z moich ulubieńców).
Tony kontra Tony. Amerykanin wypada gorzej niż marnie w pojedynku z Brytyjczykiem. Brak błysku w oku, zero arogancji i ignorancji, która brytyjskiemu Tony'emu wychodzi nie sztucznie a mimochodem, jakby aktor grający taki się urodził, a nie tylko grał.
Rudowłosa Michelle z USA kontra Michelle brunetka z UK. Po raz kolejny - klapa. Brytyjska Michelle jest naturalna i ma coś w sobie, podczas gdy amerykańska Michelle przykuwa uwagę widza jedynie wtedy, gdy jest od góry do dołu obwieszona w złocie.
Tea kontra Maxxie. Nie powiem, że pojedynek jest wyrównany, bo Maxxie jest dla mnie postacią kultową. Tea jednak spisuje się nieźle, jest postacią ciekawą, jedyną przynoszącą świeżość.
Cadie kontra Cassie. Tu nie mogę oszczędzić ostrych słów. Cassie jest genialna i zjawiskowa. Dla mnie jest nawet wizytówką Skins. Całego serialu, nie tylko pierwszej generacji. Cadie jest najdziwniejszą postacią amerykańską. Bardzo trudno się na nią patrzy i przez odcinek z nią w roli głównej, szczerze mówiąc, było mi najtrudniej przebrnąć. Nic pozytywnego nie można o niej powiedzieć skoro ma w UK taką konkurencję jaką jest Cassie. Zresztą, jaką konkurencję? O żadnej konkurencji nie może być mowy, bo Cassie promieniuje wszystkim tym, co w Skins kocham najbardziej, podczas gdy jej amerykańska odpowiedniczka wręcz przeciwnie - mam wrażenie, że spadam w jakąś mroczną otchłań rozpaczy, patrząc na jej poczynania na ekranie.
Abbud kontra Anwar. Tragedia. Na pewno nie większa niż w przypadku Caddie i Cassie, ale jednak. Śledząc losy postaci Abbuda, nie mogłam odpędzić od siebie myśli: "Boże, czy z tym aktorem jest coś nie tak, czy jest jakiś - delikatnie mówiąc - niemądry, czy twórcy kazali mu takiego grać?". Najciężej było mi obserwować i tolerować tą postać. Anwar jest dowcipny i chociaż jest napalonym chłopcem, ja go osobiście lubię za jego rozbrajające miny i lekkie, jak na Muzułmanina, podejście do życia. Abbud jest nijaki i w moim odczuciu irytujący.
Stanley i Sid. Ciapa i looser pozostaje takim nawet w wersji amerykańskiej. Muszę przyznać, że Stanley wzbudzał we mnie ciepłe odczucia i chęci zaopiekowania się. Mogę nawet powiedzieć, że był uroczy. To jednak ciągle za mało. Sid to pierwsza liga, a obok niego Stanley wypada jako czwarto-, no może jak trzecio-ligowiec.
Daisy i Jal. O Daisy nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Nie wiem czy dlatego, że jej odpowiedniczka Jal nie jest jakąś postacią, która wyzwala fajerwerki w moim sercu, czy dlatego, że po prostu Daisy okazała się postacią zupełnie przeciętną.
Chris i Chris. Chris jest chyba moją ulubioną postacią męską (mówię tu o wersji brytyjskiej oczywiście). Mogłabym pisać o nim poematy. Nie przedłużając, powiem tylko, że amerykański Chris niczym nie zdołał wyprowadzić mnie z równowagi, nie zbezcześcił mojej ulubionej postaci, aczkolwiek patrzyłam na niego z wielką obojętnością i bez specjalnych uczuć.
Eura i Effie. Tutaj mogłabym zacząć używać brzydkich słów, ale że obowiązuje mnie kultura słowa, postaram się w najbardziej kulturalny sposób przelać moje uczucia na klawiaturę. Effie jest postacią tajemniczą, magiczną i ma tak bogatą osobowość, że nie byłam w stanie tak na prawdę poznać jej do końca. Patrząc na Eurę mam wrażenie, że jest to postać wykreowana na upośledzoną umysłowo.
Tyle na ten temat do powiedzenia mam. Zachęcam do obejrzenia brytyjskich Skinsów, ale nie dlatego, że były pierwsze, że są oryginałem, ale dlatego, że jest to wersja, która wyprzedza wersję amerykańską o lata świetlne. Barwna, wzburzająca w sercach falę uczuć w każdej niemal minucie, nie dająca widzowi innego wyboru, jak tylko taki, żeby pokochał bohaterów i ich świat całym sercem.
W 100% zgadzam się z Tobą- dancerka. Chciałam napisać coś podobnego, ale nie ma sensu żebym się powtarzała ;) I żeby nie było, że jestem ślepo zapatrzona w wersję UK, a nawet nie oglądałam US, bo oglądałam- nawet cały sezon i wydaje mi się, że bardzo dobrym rozwiązaniem byłby spin-off z Teą. Tak, żeby aktorzy grający w Skins US też się pokazywali, ale nie mieli znaczących ról.
exactly, przyznam ze skinsów UK oglądam z lekkim dystansem, bo taki lajfstajl wydaje mi się conajmniej pusty, ale skinsów brytyjskich sie lepiej ogląda, jest klimacik, są inspiracje, a tutaj odgrzewany, amerykański, ciężkostrawny kotlecik, w dodatku niektóre sceny żywcem ściągnięte od brytyjczyków, ŻAL!