jakieś 7-8 lat temu miałem przyjemność uczęszczać do pewnego fanklubu i rozpocząć trwającą do dziś przygodę z anime/mangą. Jako jedno z pierwszych poszła ówczas na tapetę vampire miyu. pamiętam, że bardzo mnie się wtedy spodobało. tak więc ostatnio zaopatrzyłem się ponownie w tą serię, co by sobie przypomnieć 'o co loto'. To był błąd. Niektórych rzeczy się nie odgrzewa. To co wtedy mnie ujęło, początkującego okultystę, druida, szamana, berserkera, satanistę itp to przede wszystkim był klimat. Teraz ten klimat to jedyne co jeszcze utrzymuje miyu jako tako w kupie. Odcinki są bardzo krótkie, około 20min, łącznie z muzyczką początkową i końcową, a jednak nudzą i to nudzą strasznie. Za dużo tego gadania, właściwie każdy odcinek (wytrzymałem do 10tego) to piętnaście minut wstępu a potem rachu-ciachu. Do tego straszna schematyczność, każdy odcinek jest taki sam, choć jeśli dobrze pamiętam to pod koniec coś tam zaczyna się klarować. Niemniej ile można męczyć widza, tą samą historyjką (jest demon->demon działa->miyu szuka->znajduje->pokonuje) różniącą się tylko rodzajem shinma? Z drugiej strony, miyu to typowo 'babskie' anime (już zapomniałem jak sie konkretnie nazywał ten podgatunek) bohaterkami są przede wszystkim młode dziewczęta uczęszczające do szkółki, stąd ich tematy rozmów nie bardzo mnie przykuwały do ekranu (wręcz przeciwnie). Plusem jest kreska, upływ czasu daje jej status oldschool'owej, oraz klimat - czuć, że to nie jest cukierkowa kraina i wszystko się może zdarzyć, kiedy demon zawita u progu; niestety, durne teksty jakie padają z ust bohaterek (wszystkich) psują tą atmosferę i drażnią, w moim przypadku do tego stopnia, że dalej brnąć w to nie będę bo grozi zwróceniem pokarmu.
Męskiej części widowni nie polecam.