Nie wiem... zaznaczę, ze jestem wielkim fanem Marcela. Pierwszy sezon naprawdę dawał nadzieje. Mógłbym go spokojnie ocenić na 8. W ostatnich dwóch odcinkach logika gdzieś tam zaczęła zawodzić, ale to zignorowałem. Postacie drugoplanowe były trochę płaskie ale uznałem, ze przyjdzie czas na ich rozwój. Naprawdę pełen nadziei wszedłem w sezon 2 i dostałem w przysłowiową mordę. Postacie spłaszczono jeszcze bardziej. Tańce, ćpańce, psychodelańce, swawole. I spoko, jeśli miałoby to faktycznie sens i coś wnosiło. Jednak tutaj to był zwykły zapychacz. Nie wnosiło to w zasadzie nic. Gdyby wyciąć psychodeliczne wstawki to treści zostało by na 3 odcinki? Logika łamie się coraz bardziej i przestaje to wszystko mieć sens.
Sypie się jak domki w Czeczeni. Aż trudno uwierzyć. Ciąg przyczynowo skutkowy jest tak naginany do woli autorów, że robi wesołą przećpaną spiralkę. Zasady działania świata zmieniają się nagle kompletnie bez sensu. Nie chce robić spojlerów i tylko dlatego nie wymienię dziesiątek przykładów przez które miałem ochotę to rzucić w ....
Wracając do postaci, to David i Lenny ciągną całe show. Reszta postaci jak już wspomniałem jest płaska jak kartka naprawdę bardzo płaskiego papieru. Sydney i żeńska wersja Keery, to już w ogóle przegięcie. Wywracało mi mózg na lewą stronę jak musiałem je oglądać. Te dwie dziewczyny są tak głupie i odrealnione, ze jak by zebrać ich intelekt i warstwę emocjonalną do kupy to wyszła by nam całkiem dorodna kaczka. Decyzje i "przemiany" bohaterów nie mają żadnej solidnej podstawy. Wszyscy mogli by zapuścić sobie wąsy i być częścią tego chorego komputera. To jakoś tłumaczyłoby czemu są tacy odrealnieni. Pierwszy lepszy narkoman z 40 letnim stażem ma większy kontakt z rzeczywistością i podejmuje bardziej racjonalne decyzje.
Jestem tym wszystkim tak zażenowany, ze mógłbym pisać tą opinię do bladego rana i przez cały kolejny dzień, ale dochodzę do wniosku, że szkoda mi na to więcej czasu.
Jako fan Marvela jestem zażenowany. Nie róbcie sobie tego i nie kontynuujcie po 1 sezonie...