PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=704472}

Luke Cage

2016 - 2018
6,7 24 tys. ocen
6,7 10 1 24147
5,7 18 krytyków
Luke Cage
powrót do forum serialu Luke Cage

Nie wiem, czy to kwestia dawnej pasji do superbohaterskich komiksów, czy też Netflix robi to naprawę dobrze, ale za każdym razem wpadam w poważny ciąg oglądania, gdy udostępniają kolejny marvelowski serial. „Luke Cage” nie jest wyjątkiem, bo do wtorku obejrzałem wszystkie 13 odcinków z czego większość przez weekend.

Jest to niestety ich najsłabszy serial oparty na komiksach, ale pod kilkoma względami najlepszy. Od pozytywów więc zacznę. Już w pierwszym odcinku widać, że granica tego co dopuszczalne jest stale testowana przez Netflix. Mamy trochę golizny, sporo krwi i brutalności, a słowo „nigga” pada średnio 20 razy na jeden odcinek. W kinowym filmie ludzie z Marvela w życiu by sobie na to nie pozwolili, a przynajmniej jeszcze nie przez najbliższe kilka lat, ekipa odpowiedzialna za serial nie ma jednak takich oporów. I słusznie, nie widzę powodu dlaczego miałoby być inaczej. Od strony finansowej nie robi to żadnej różnicy jaką kategorię wiekową otrzyma serial dostępny w usłudze streamingowej, dlaczego więc nie robić tego dla odbiorcy dojrzalszego? Mam nadzieję, że w powstającym właśnie Punisherze granica zostanie przesunięta nawet jeszcze dalej, bo przecież jak nie w tym serialu to w którym innym?

Luke Cage został stworzony jako odpowiedź na zmiany społeczne i kulturowe w Ameryce drugiej połowy ubiegłego wielu, a zarazem był próbą spieniężenia popularności powstałego wtedy nurtu blaxploitation. Kultura czarnoskórej amerykańskiej społeczności była ważna w komiksie i stanowi największą zaletę serialu. Akcja osadzona jest w Harlemie, w dialogach przewijają się historyczne postacie, a w głośnikach stale goszczą czarne rytmy. Jest soul, r&b oraz oczywiście rap, bardzo dużo rapu. Wszystkie odcinki zatytułowano piosenkami duetu Gang Starr. Na scenie klubu - należącego do serialowego gangstera - występują tacy artyści jak Faith Evans, Raphael Saadiq i Jidenna. A do tego Adrian Younge (odpowiedzialny za soundtrack w „Black Dynamite”) oraz Ali Shaheed Muhammad (A Tribe Called Quest) skomponowali podkład muzyczny zanurzony w klimacie filmów blaxploitation.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że główny bohater jest pozbawiony wyrazu. Nie zrozumcie mnie źle, Mike Colter jest obsadowym strzałem w dziesiątkę, ale nawet charyzmatyczny aktor nie pomoże jeżeli postać jest mało ciekawa. A Cage cierpi na syndrom każdego niezniszczalnego bohatera, odbiorca jest spokojny o jego los, więc nie traktuje poważnie żadnego zagrożenia i problemu z jakim scenarzyści każą się zmierzyć herosowi. Czarnoskóry Superman jest do tego obdarzony nadludzką siłą, więc większość pojedynków jest mało atrakcyjna wizualnie. Cage jest w stanie powalić większość ludzi jednym machnięciem łapy, ewentualnie odepchnąć ich bez większych problemów na odległość kilkunastu metrów, dlaczego więc miałby się bawić w robienie szpagatów, fikołków i zadawać finezyjne ciosy? Można więc zapomnieć o wymyślnych choreografiach z Daredevila, nie miałoby to sensu, skoro do rozprawienia się z łotrem wystarczy jeden „liść” na twarz. Dość znaczące jest, że nerwowo w fotelu można się zawiercić jedynie w połowie serialu, gdy scenarzyści znajdują sposób na tymczasowe osłabienie postaci.

Dość rozczarowująca jest również galeria łotrów, których jest w sumie trójka, ale jeden z nich pojawia się dopiero w drugiej połowie sezonu, więc powiem tylko tyle, że jest przerysowany, słabo poprowadzony i szybko ulatuje z głowy. Obecny od samego początku Cottonmouth (znany z „House of Cards” Mahershala Ali) sprawia wrażenie postaci z potencjałem, ale gdy zaczyna zabijać własnych pomagierów, bo na przykład powiedzieli coś głupiego, to przestajemy traktować go poważnie, podobnie zresztą jak wcielający się w niego aktor, który niemiłosiernie szarżuje, ale mało w tym sensu i przemyślanego warsztatu. Najciekawsza z tej trójki jest chyba Mariah Dilard (Alfre Woodard), którą twórcy próbują kreować na postać skonfliktowaną emocjonalnie, niby dążącą do wprowadzenia pozytywnych zmian w Harlemie, ale z każdą kolejną podjętą decyzją (albo brakiem odpowiedniej reakcji na działania innych) pogrążającą się bardziej w moralnym ścieku w którym od lat egzystuje jej kuzyn. Pomysł zacny, ale słabo wykonany, bo nawet przez moment nie wierzymy, że w postaci rzeczywiście istnieje wewnętrzny moralny konflikt. Nie ma porównania z cudownie niejednoznacznym Wilsonem Fiskiem z „Daredevila”. Z tej nieprzekonującej galerii łotrów w pamięci najbardziej zapada inna postać, sprytny pomagier całej trójki, nieustannie zmieniający fronty, cwaniacko uśmiechnięty, podstępny Shades, zagrany z lekkością - i chyba ze świadomością balansowania na granicy karykatury - przez Theo Rossiego (Juice z serialu „Sons of Anarchy”).

Serial zresztą dość często operuje elementami kina eksploatacji, ale najczęściej objawia się to w formie tragicznie napisanych dialogów, przy słuchaniu których na przemian zgrzyta się zębami i złośliwie rechocze. Ogląda się to jednak z przyjemnością, trzynaście odcinków zlatuje szybko, jest to wprawdzie pulpowa historia, która próbuje udawać coś poważniejszego, ale w sumie tkwi w tym pewien urok. Cage jest niestety zbyt nudną postacią, żeby obdarowywać go kolejnymi solowymi sezonami, ale jeżeli powróci do właściwej mu roli bohatera drugoplanowego, ewentualnie zespoli się go – wzorem komiksowej serii – z Dannym Randem (Iron Fist), którego telewizyjne wcielenie poznamy w przyszłym roku, to jeszcze wyciśnie się z niego coś ciekawego.

http://kinofilizm.blogspot.co.uk/2016/10/luke-cage-pierwszy-sezon.html

Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://www.facebook.com/pages/Kinofilia/548513951865584