Opis zawiera spoilery. Luke Cage ze względu na swoje supermoce miał utrudnione zadanie w dorównaniu Daredevilowi i JJ, ale wydawało mi się że scenarzyści wymyślą jakiś sposób, by nie był on chodzącym czołgiem, którego nie można zatrzymać. Nie znam komiksu, ale liczyłem że będzie jakiś sposób na przynajmniej chwilowe ograniczenie tych jego supermożliwości. Tak się jednak nie stało. W Daredevilu widz zawsze czuje nutkę niepewności i adrenaliny, czy głównemu bohaterowi uda się wypad nocny na miasto. Czy go nie potną, postrzelą, czy nie wpadnie w pułapkę, czy robi dobrze, że wchodzi do fabryki narkotyków strzeżonej przez uzbrojonych ochroniarzy. U Luke'a Cage'a tego nie ma. Wszyscy na jego widok się kitrają i po zabawie. Więc fabuła musiała się skupić na czymś innym. A jak wyszło ostatecznie? To moje zestawienie plusów i minusów:
Plusy:
+główny aktor - Mike Colter z pewnością pasuje do LC. Jest wiarygodny, stara się pokazać motywację swojego bohatera i wycisnąć więcej niż scenariusz mu daje; poza tym, oczywiście, pasuje gabarytowo,
+warstwa techniczna i wizualna serialu jest bez zarzutu. Ciekawa scenografia, dobre ujęcia, dobra reżyseria, przewyższająca głupkowatość sporej częsci scenariusza,
+muzyka, po prostu dobra muza, dobrze dopasowana, a jako że akcja sporo dzieje się w klubie, to jeszcze mamy dodatkowy show w postaci występów artystów w pełni oddających klimat Harlemu,
+serial jest dopełnieniem JJ i DD, ale ma swój własny klimat i styl, przez co mamy coś nowego
+z aktorów i postaci, oprócz głównego, ja wyróżniłbym tylko Alfre Woodard jako Mariah Dillard. Zdecydowanie najbardziej wyrazista i głęboka postać w tym serialu, targana emocjami i wspomnieniami, bardzo dobrze zagrana. Alfre gra osobę ze świata polityki, która marzy o wspaniałym, spokojnym i bogatym Harlemie, a jednocześnie cały czas daje znać o sobie jest prawdziwa natura. Została wychowana w takim środowisku, że nie jest możliwe na dobre się od tego odciąć, poza tym jak się okaże, ona sama tego chyba nie chciała. Dodatkowy plus za najlepszą i najbardziej wiarygodną, zgodną z duchem postaci scenę w tym serialu - zabicie przez nią Cottonmoutha. To było dobre.
Minusy:
-długość i ciekawość fabuły. Serial mógłby spokojnie liczyć, wg mnie, 10 odcinków zamiast 13. A biorąc pod uwagę moce LC, to może i nawet jeden. Odcinek, w którym Misty "przesłuchuje" psycholog czy ktoś tam z wewn. wydziału policji po jej ataku agresji zupełnie do wyrzucenia. Nic nie wnosi i tylko się dłuży.
-Misty Knight. Skoro ją wspomniałem, to od razu ją opiszę. Aktorka dobra, ale postać już nie. Pani Misty jako policjantka jest beznadziejna, mimo że przez cały czas jej przełożona, która ma do niej pretensje o wszystko, mówi jej, że tylko ona jest w stanie to rozwiązać, bo jest debeściak. Otóż nie jest. Fatalnie łączy fakty, wydziera się tylko na niewinne osoby, a mafiozów w ogóle nie ściga i nie przesłuchuje. Na początku kiedy ją poznajemy, jak i zresztą na końcu, widzimy jak przychodzi odpicowana do baru, żeby z poziomy parteru oglądać co dzieje się na drugim piętrze na balkonie. Serio? Czego ona się spodziewała po czymś takim? Że na jej oczach będą handlować bronią, prochami, że będą gadać przez mikrofony, żeby mogła usłyszeć? To tylko oddaje jak kiepsko prowadzi ona swoje śledztwa. I ostatni motyw. Jej wizje. 4 minuty po jakiejś zbrodni dostajemy jej wizje z jej udziałem, z których nic nie wynika. Po prostu po kilku minutach od zbrodni, kamera pokazuje nam jeszcze raz to samo, tylko że z jej udziałem. Poza tym zawsze modnie ubrana, z podciągniętymi rękawami i wyciągniętym cycem.
-"czarne" charaktery. Jejku, jakie to było bezbarwne. Pana "I wear my sunglasses at night" Shadesa lepiej w ogóle pominąć. Aktor grający Cottonmoutha ma jeden sposób na swoją rolę: robi poważną minę, odchyla głowę lekko w bok i delikatnie się uśmiecha mówiąc "my man". No cóż, D. Washington to on nie jest. I dobrze, że ginie w połowie, bo męczący koleś. Zresztą to już domena tego serialu, że bandyci w tym filmie są modnie i elegancko ubrani i są bardzo oszczędni w graniu. Jedyne orzeźwienie przychodzi z chwilą wejścia Diamondbacka, bo ten przynajmniej nie dba, by mieć krawat dosunięty do samej szyi i nie boi się ubrudzić. Ale też bez większych rewelacji. Pod względem antagonistów. rywal JJ pozostaje niedościgniony,
-motyw więzienia. Mogło być fajnie, a wyszła kaszana. Motyw ze złym porucznikiem więzienia, który znęca się nad wieloma więźniami, zwłaszcza nad głównym bohaterem, był wałkowany tyle razy w filmach, że nie sposób to zliczyć. Przychodzi na myśl kino klasy B, a może i C, w postaci filmu "Champion". Tam i tu chodzi o rozgrywanie walk między więźniami. A naczelnik nie może dać odejść głównemu bohaterowi bo na nim zarabia. Serio? Ile on na nim mógł zarabiać, że morduje jak chce w około innych więźniów, żeby tylko LC walczył. Za umieszczanie tych walk w necie pewnie grosze. Poza tym to chyba trochę ryzykowane, czyż nie? A wygrywania w zakładach i innymi strażnikami? To oni po kilku walkach nie zorientowali się, że LC jest najlepszy i dalej obstawiali jego rywali? A nawet jeśli tak, to ile? 20, 50 dolarów? Motywacja naczelnika jest BEZNADZIEJNA.
-dlaczego wszystkie kobiety, które Luke spotyka są młode i ładne? Czemu pani psycholog nie była stara i brzydka, albo pani policjant, itd? Jakby spotkał zakonnice, to pewnie miałaby ze 25 lat, była ładna i przechodziła kryzys wiary.
-Pop. Facet, który jest fryzjerem, kilkanaście, kilkadziesiąt lat wcześniej obił mordy połowie Harlemu, ale teraz nikt nie żywi do niego urazu i wszyscy go kochają. Poza tym scenarzyści próbują nam na siłę w nas wlać tę miłość do Popa i jego miejscówy, byśmy też go żałowali i rozumieli motywację Luke'a. Może tak by było, gdyby Pop nie ginął w pierwszym odcinku i gdybyśmy dłużej go poznali. Bo próba wmówienia nam, że jego zakład fryzjerski był jakąś oazą spokoju i bezpieczeństwa jest nieudana. Dla mnie przez cały serial było to miejsce byłego bandyty, gdzie siedziały same nieroby grające w szachy.
- Sceny walk i załatwianie spraw. Ostatni minus (było ich więcej, ale tutaj pisze o tych największych). Sceny walk nie są tu tak widowiskowe ja w DD, ale to nie musiał być zarzut. W JJ też nie są, ale ze względu na świetnego przeciwnika, liczył się spryt i upór głównej bohaterki. Luke, jak wspomniałem mógł załatwić wszystko szybciej, ale nie chce. Bije bandziorów, ale nie tych najważniejszych. A skądże. Po co ma zbić Cottonmoutha? To by było za proste. Wyginanie pistoletów po którymś razie robi się mało ciekawe. Mając taką moc Luke mógłby zdziałać znacznie więcej, ale albo akurat nie ma ochoty, albo odwagi, albo po prostu wie, że serial ma 13 odcinków i musi uważnie zarządzać ilością pobitych w danym odcinku.
To tyle. Jeśli macie jest ale do tego co napisałem, to piszcie.
Tak na marginesie Claire nie przyjęła zaproszenia na kawę od Matta, ale od Luke'a już tak. Czyżby to był rasizm? Nie wiadomo. Chociaż się domyślam.
Wyłapałeś wszystko co najważniejsze:) mi dla odmiany Stoeks i Shades nie przeszkadzali, ale pani radna sprawiała, że miałem chęci wyłączyć ten serial.
W sumie z większością się zgadzam, oprócz oceny czarnych charakterów. Co do shadesa pełna zgoda, był bezpłciowy i mało groźny, ale Cottonmouth? dla mnie zagrał świetnie, był intrygujący, ale scenarzyści postanowili go uśmiercić w połowie sezonu. Szkoda zmarnowanego potencjału, zły czarny gangster, trzęsący dzielnicą, ale mający też swoje problemy, luzacki, pewny siebie, z rozbrajającym drwiącym śmiechem. Mógł został takim Kingpinem Harlemu, mniej ważny, mniej bogaty, działający na mniejszą skalę, ale ciągle groźny i potężny. Po jego śmierci głównymi wrogami Luke'a zostali nijaki i bezbarwny Shades, niezła Mariah Dillard, no i (dla mnie niezwykle irytujący) Willis Stryker. Po kolei; mamy Alvareza zwanego shadesem, może i był komiksowy, ale dla mnie postać słaba, gość któremu Luke naklupał jeszcze zanim dostał supermoce. Można go nazwać drugoplanowym villainem, doradcą tych głównych, czyli mogę go porównać np. z Wesleyem z Daredevila i przy nim grana przez Theo Rossiego postać wygląda licho. Głównym wrogiem Luke'a stał się po śmierci Stokes'a Stryker, dla mnie po prostu źle dobrano aktora, gość go grający zagrał tą postać IDENTYCZNIE jak tą z Boardwalk Empire (polecam zobaczyć) tam też grał gangstera, rzezimieszka, świra, dobrze posługującego się nożem i bronią palną. Miał też te same maniery, ten ciągły złośliwy uśmiech na twarzy - tu zagrał tak samo, ja poczułem deja vu. Po za tym nie podoba mi się jak napisano jego postać, gość jest walnięty, jest czubkiem, wchodzi na spotkanie liderów gangów i rozwala czterech z nich, serio? to jakim cudem taki lunatyk ma dostęp do genialnej broni, mogącej zabić kuloodpornego człowieka? jak zdobył strój bojowy firmy Hammer? (swoją drogą fajne połączenie ze MCU, Hammer to konkurent na rynku zbrojeniowym dla Starka z film Iron Man 2) Kto by chciał robić interesy z człowiekiem, który wchodząc do pokoju robi sztuczkę w której strzela do człowieka? Ja wiem, może się czepiam, ale po prostu mnie się to nie podobało.
Pamiętajmy, że to pierwszy sezon i zapewne LC może mieć jeszcze ciekawszych przeciwników. Masz pytania co do Strykera, i słuszne. Ale co wtedy z takim Jokerem? Jeszcze większy świrus, a podkłada bomby gdzie chce i ludzi ma na pęczki (ciekawe jak ich werbował). Na pewno warto poczekać na ciekawszych przeciwników, oby tylko w Defenders było w tym temacie ciekawie.
W sumie racja z tym Jokerem, nigdy tak o tym nie myślałem, może przez to że film był tak dobry że przymknąłem na to oko ;d? Po za tym jego sztuczka z ołówkiem była o wiele lepsza niż to czym raczył nas Stryker :D No ja też liczę na ciekawych przeciwników w Defenders, tego nie mogą zepsuć.
Scena rozmowy Misty z psychologiem była elementem rozwoju tej postaci. Mnie przypadła do gustu i dlatego wiem, że tak scena akurat była ważna w samoodkrywaniu siebie.
Sam Luke i sposób sportretowania tej postaci jest ciekawy. Nie czytałem komiksów, więc pewnie sporo czerpano stamtąd, jednak mnie intryguje co innego. Psychika sportretowanej postaci o niesamowitych zdolnościach. Inna osobowość w takich warunkach mogłaby podbić świat. On jednak był "psychicznie mały", stłamszony i żył w ciągłym zagrożeniu. Mierzył swoją przestrzeń ulicami i przecznicami, a nie miastami, czy państwami/kontynentami.
Dopiero pod koniec zaczął zyskiwać wewnętrzne poczucie celu oraz potrzebę dążenia do jego realizacji.
Widać również, że budżet tego sezonu nie był obfity. Uważam jednak, że dobrze go wykorzystano :-)