Witam. W tym temacie chciałbym podzielić się z Wami pewnymi przemyśleniami na temat serialu M jak Miłość.
M jak Miłość oglądam już bardzo długo, pamiętam nawet, że od 98 odcinka zacząłem przygodę z tym serialem. Niestety, w okolicach 600 odcinka serial zaczął się sypać (niestety nadal tak jest, choć się już poprawiło nieco) - za szybka akcja, gubienie fabuły, denny wręcz scenariusz. Przestałem oglądać, jednak niedawno wróciłem do oglądania, ale tylko tak powierzchownie, przyznam, że oglądam na komputerze i przewijam, bo niektóre wątki są nadal beznadziejne i wychodzi, że z 40 minut można skrócić do dwudziestu, a i tak wszystko się wie, co trzeba wiedzieć.
W ostatnim, jak dotąd, odcinku 710 jest scena końcowa, gdzie Lucjan i Barbara, obchodząc 50-lecie swojego małżeństwa, przeglądają stare zdjęcia swoich dzieci, ich mężów itd... I coś mnie wzięło. Postanowiłem po raz drugi powtórzyć sobie jak to było kiedyś, w pierwszym odcinkach tego serialu.
Powiem tak: ten serial był, na swój sposób "piękny". Genialnie dopasowany podkład dźwiękowy. Najbardziej, aż mnie ciarki przechodzą podoba mi się ten fortepian, ten mroczny, ponury fortepian. Dorównuje mu saksofon, którego już niestety nie ma. Jednak najważniejsze z tego wszystkiego jest to, że scenariusz był znakomity. Ten serial miał sens, była akcja, klarowna i która mogła każdego zaprosić do oglądania.
Teraz coś na temat aktorów grających kiedyś i teraz. Niestety poza paroma wyjątkami dzieli ich wielka przepaść.
Pani Kożuchowska grała kiedyś świetnie, idealnie pasowała do kogoś, kto miał zagrać osobę złą, fałszywą, niemalże bez skrupułów. Teraz - alkoholiczka? Ludzie..., ale o teraźniejszym scenariuszu to potem.
Pana Kuszewskiego od początku lubiłem, grał bardzo przyjemnego człowieka, może nieco frajerowatego, ale mnie się podobał. Teraz - no szczerze powiem, że gra nieco gorzej, ale równie dobrze.
Nie będę wymieniał wszystkich, bo jest ich trochę, może kiedyś jeszcze opiszę, natomiast chciałbym powiedzieć, że generalnie 2 osoby nie zmieniły swojego stylu grania, dobrego stylu grania - Pani Lipowska i Pan Pyrkosz. Grają praktycznie idealnie, najbardziej naturalnie, a to, iż grają tak, że czasami tego wymaga scenariusz to to, że jest on taki słaby.
Na koniec chciałbym powiedzieć być może o najważniejszej rzeczy, czyli o "wyglądzie" tego serialu kiedyś i teraz. Otóż, ja w tym serialu wyznaczam że tak nazwę 3 punkty: śmierć Zenona Łagody, śmierć Krzysztofa Zduńskiego i wypadek Marka Mostowiaka.
Do śmierci Zenona serial nie do końca przedstawiał sielankę. Co więcej, przedstawiał losy ludzi, w których każdy skrywa jakąś tajemnicę, nawet bardzo złą tajemnicę. Dla mnie tak naprawdę ten przedział uświadamia mi jedną rzecz, o której później w serialu przestało się mówić - w rodzinie Mostowiaków NIKT nie jest idealny. Seniorzy, Lucjan i Barbara również nie są świeci - Maria to nie jest biologiczna córka Lucjana i to wiemy... Ale co najbardziej udało mi się zapamiętać - serial był do bólu obyczajowy. Owszem, to jest nadal obyczajowy, ale nieco inny od wszystkich. Jednak początki M jak Miłość były inne, a wszystko to dopełniał ten wspaniały podkład dźwiękowy, którego już nie ma i który już nie powróci...
Teraz przedział od śmierci Zenona do śmieci Krzysztofa. No tutaj już się zmieniało. Fabuła serialu stawała się nieco prorodzinna, owszem, bez przesady, ale taka bardziej radosna, choć oczywiście były smutne wątki. I to był jednej z najlepszych chwil tego serialu.
Następnie przedział po śmierci Krzysztofa do wypadku Marka. Tu się zaczynają schody, bowiem fabuła stawała się coraz bardziej przesładzana, dokładano coraz więcej aktorów, co trochę zmąciło klimat. Owszem, było ok, ale już nie tak dobrze jak kiedyś.
I ostatni przedział jak dla mnie dotąd czyli od wypadku Marka do teraz. I to jest już kompletna porażka tego serialu. Zaczęto kombinować, scenariusz stawał się coraz gorszy, obsada zaczęła się wykruszać. Usunięto (aczkolwiek to jest już mniej ważne) przeplot, obraz filmu staję się mniej płynny, gorzej się ogląda. Jeszcze z najbardziej denerwujących rzeczy - podkład muzyczny, o którym tak dużo piszę. Co za idiota siedzi na stanowisku realizatora dźwięku?? Jak można tak głośno puszczać muzykę, że czasami ZAGŁUSZA dialogi? Nawet pomijam, że pojawiły się nowe motywy muzyczne, które są bardzo słabe, nie dorównujące ani trochę tymi starymi. A jeżeli chodzi już o dźwięk - kolejnym idiotyzmem było dawanie na koniec zamiast świetnej piosenki M jak Miłość gówniany utwór Pani Kozidrak, której nie lubię. Żeby utwór był w porządku, ale nie, trzeba zepsuć...
To chyba tyle. Nie będę się rozpisywał o takich rzeczach jak jeden aktor w dwóch zupełnie innych rolach w filmie, bo to się chyba zdarza w każdym serialu i trochę ciężko tego uniknąć. Ja chciałbym na koniec tylko powiedzieć, że jeżeli jakimś cudem czyta to Pani Łepkowska to chcę podziękować za masę godzin spędzonych przed telewizorem, czekając na odcinek z wielką determinacją co się wydarzy, czekając na nowy sezon przez wakacje. Szkoda jednak, że ten serial stracił taką klasę, jaką miał, bo MIAŁ KLASĘ. Ale zawsze można wrócić do starych czasów, które nam pozostały. I tak chcę zrobić.
P.S. Chcę zaznaczyć, ze wszystko co napisałem to tylko i wyłącznie MOJE ZDANIE.
O tak, kiedyś (bądźmy szczerzy - kilka lat temu) na M jak miłość przed
telewizorem zasiadała cała rodzina. Teraz serial ten jest dla mnie, przykro
mi to stwierdzić, śmieszny. Pomijając "świetną" grę aktorską niektórych
postaci, to fabuła jest po prostu denna. Aktualnie jest to już wyciskanie
na siłę, wymyślanie dziwnych historii.
Serial miał swoją świetność, teraz ludzie dzięki serialom z zachodu
zmienili podejście i oczekiwania.