Moja pierwsza reakcja - BUAHAHAHAHAHA... Jane robi własną listę osób, którym podał rękę. Szkoda,
że nie jest oblatany jeśli chodzi o technikę, wszedłby na forum i zaoszczędziłby sobie roboty. ;]
Twórcy puścili oczko w stronę fanów - na górze listy jeden z ulubionych podejrzanych Brett Partridge.
Jane bardzo sugestywnie zatrzymał się na tych stronach, czy twórcy chcieli nam w ten spsosób
zawęzić pole spekulacji? Oprócz Bretta jest tam: Ellis Mars, Dean Harken, Jason Cooper, Walter
Mashburn, Vint Molinari, Linus Wagner, Minelli, Towlen Morning, Osvaldo Ardiles.
Sam odcinek raczej zapychacz, zagadka kryminalna średnio interesująca. No i znowu niestety
porażający sentymentalizm - dziewczyna groziłą komuś bronią, ale co tam, zostawmy dzieciaka pod
jej opieką i nie stawiajmy żadnych zarzutów.
I tak dobrze, że jakoś bardziej tego motywu nie pociągnęli. Poza tym wypisywaniem nazwisk PJ zachowuje się normalnie. Sprawa faktycznie trochę sentymentalna, zaserwowano Nam przy okazji kilka scen, ukazujących przyjacielskie relacje PJ-TL, więc nie wiem, co na to fani Jisbon ;]. Jednak uważam, że odcinek fajnie uspokoił sytuację, i za to należy się jakiś minimalny plus bo bałam się, że twórcy mogą pójść w drugą stronę (co się odwlecze, to nie uciecze?).
Co do listy, to raczej wykluczyłabym wszystkich z widocznych stron bo w takie puszczanie oka nie wierzę (red herring?). Spodziewam się natomiast powrotu postaci WM :), także dlatego, że ostatnio bardziej przemawia do mnie Max Winter :P. Zresztą zdaje się, że już przy poprzednim sezonie Heller sugerował, że ta postać powróci (a przynajmniej, że ją lubi). No nic, trzeba czekać - a następny odcinek już za 2 tygodnie ;]
odcinek przeciętny, to w jaki sposób Patrick inspiruje Lisbon do rezygnacji z jej słynnego przywiązania do zasad jest zastanawiające, wystarczy jedno jego zdanie, żeby zaczęła przejmować się losem tego dzieciaka. Ciekawe czy ta agentka z oddziału CBI do spraw gangów zagości dłużej w serialu, może wnieść trochę świeżości bo agenci Rigsby, Cho i usprawiedliwiona Van Pelt, jakoś nudni ostatnio. A co do nazwisk, jakoś nikt z tej listy nie pasuje mi do RJ.
Odcinek jak każdy, dla mnie fajny:) Ale na końcu, na tej liście coś mnie zainteresowało... a mianowicie, widnieje na niej Dean Harken (odcinek Code Red, 16x2), pracownik CDCA (jakaś potężna organizacja mająca dużo więcej pieniędzy niż CBI - tak mówi o niej Lisbon)... scenariusz do odcinka pisał Bruno Heller, a o ile mi wiadomo angażuje się głównie w odcinki ważne dla ogólnej fabuły związanej z RJ. Może to głupie, ale tak tylko pisze. :)
Bardzo słaba zagadka, bardzo ciekawe puszczenie oczka do fanów, ciekawe do czego dojdzie w następnym ofcinku :)
śmieszne było dopytywanie się Lisbon, czy jest w ' książeczce' Jane'a, a te nazwiska to faktycznie spisane " pod fanów" , choć mojego faworyta - Danielsa nie widać.
Ryston Daniels z 18 odcinka pierwszego sezonu. Jest słynnym hipnotyzerem, ma szkołę uczącą wpływać na osobowość, wygląda na inteligentnego, a poza tym Jane w jakiś sposób go uratował przed tą szurniętą asystentką, która zahipnotyzowała Rigsbiego.. Taki Daniels mógł się Patrickowi odwdzięczyć ratując z kolei jego przed tzw. amatorami. Czyli obaj wielcy manipulatorzy zostali zaskoczeni przez tzw. płotki. Podania ręki nie widzieliśmy, ale Lisbon kazała Patrickowi rozwiązać Danielsa, to może wtedy podali sobie ręce, a Lorelei mogła poznać Danielsa na jakiejś terapii i on jej później( jak ją już przekonał do siebie) opowiedział o spotkaniu z Jane.
Dzięki za wytłumaczenie, wiem już o kim mowa. Jest to jakaś teoria, ale zostaję przy parze Max Winter / Walter Mashburn ;]
Nie przepadam za odcinkami, które jedynie przez chwilę nawiązują do Red Johna... Jedna, końcowa scena to za mało ;-(
Mnie odcinek podobał się. Spokojniejszy i trochę działający na emocje, wzruszający momentami (strasznie szkoda mi było tego zabitego chłopaka i jego siostry i tego ich małego brata).
Cieszyłam się z tego rozwiązania z wycofaniem zarzutów, a były już podobne sytuacje w CBI (też w sprawie jak mała dziewczynka była podejrzana i Lisbon przyprowadziła ją do aresztu chyba i zrezygnowała, a Patrick powiedział do niezorientowanego w niczym urzędnika: "Właśnie był pan świadkiem czegoś pięknego"; plus była kiedyś sprawa z tym chłopcem ciemnoskórym, który obrabował Cho i też oni działali trochę niekonwencjonalnie; nie mówiąc już o tym, że Lisbon doprowadziła do wycofania zarzutów, żeby chronić Patricka w sprawie tego faceta, który włamał się do La Roche'a i nazywał się bodajże Culpepper).
Tak więc, to nie jest chyba tak, że Lisbon tak zawiesiła swoje zasady, bo Patrick tak powiedział. Wprawdzie tak wyszło, że zaraz bezpośrednio po jego słowach wypuściła dziewczynę "tymczasowo", ale widać było, że sama jest przekonana, żeby nie eskalować tych zarzutów wobec Juliany.
Podobało mi się to ocieplenie stosunków Patrick + Lisbon. :))) Może nie było tu takich prawdziwych "Jisbon moments", ale mnie i tak kamień spadł z serca po tym odcinku, kiedy miałam jeszcze w pamięci odcinek z Lorelei. Widać, że Patrick jednak bardzo lubi Lisbon i patrzył na nią ciepło i był dla niej życzliwy. Natomiast nie wiem czemu tak ją wkręcał, że mówiła przez sen. Zastanawiałam się czy będzie jej wmawiał co konkretnego niby powiedziała, ale chyba nie miał tego zamiaru (ogólne nie zdążył).
Fajnie, że dopuścił ją do tworzenia tej listy nazwisk. Podobała mi się taka ich komitywa w samochodzie, jak szukali w głowie tych nazwisk.
Ciekawe, że pojawiła się w tym odcinku Sara, prawniczka. Nie widać było czy Lisbon (i ktokolwiek) wie, że ona i Rigsby nie są razem... Może jeszcze to będzie jakoś pociągnięte.
Ta babka, która zainteresowała się Cho niezbyt mi się podoba. :( Zobaczymy co dalej.
Co do listy Patricka, to ja też zgadzam się, że jest to puszczenie oka do widza. :) Z drugiej strony, ta lista ma jakiś potencjał. Podoba mi się, że w tym odcinku też było coś o Red Johnie, i że w każdym jest coś ostatnio o nim. Tak jak ktoś pisał tutaj (nie pamiętam kto), chyba scenarzyści chcą dać teraz więcej Red Johna, żeby ludzie nie zniechęcili się do serialu. Oby tak było.
Ciekawe są notatki Patricka pod tymi nazwiskami. Dla konsekwencji wciągnął na listę też takie osoby jak Virgil Minelli, choć on na milion procent nie jest Red Johnem.
Oby z tej listy zrobiła się w następnym odcinku jakaś "krótsza lista", i żebyśmy ją poznali.
Zaciekawił mnie ten facet (kompletnie go nie pamiętam kto zacz):
"Vint Molinari,
CBI missing persons
Searched for Kristina Frye
Made no progress"
Teraz on jest dla mnie najbardziej tu interesujący z uwagi na tę Kristinę, bo moim zdaniem ona jest powiązana z RJ.
Hehe, wg jednej z moich (dwóch głównych) teorii Kristinę znał Mashburn i mógł ją łatwo porwać pod pozorem pomocy (prywatny samolot itd.). Przy poznaniu WM zgaduje, że PJ jest mentalistą, stwierdzając, że PJ ma szarlatańskie fluidy, i że jedna z jego żon interesowała się tymi rzeczami.
Też zastanawia mnie ten Molinari - nie pamiętam wątku znikającego agenta CBI. Może ten wpis wyprzedza jakoś pojawienie się tego wątku, a może ma Nam po prostu pokazać, że sytuacja PJ jest dużo gorsza niż widza, bo On faktycznie w ciągu tych kilku lat każdego dnia kogoś nowego powinien spotykać/poznawać - stąd wpis o gościu, którego nie znamy bo go nie było na ekrane. Virgila nie skreślałabym (chociaż PJ za bardzo mu ufa) aż tak kategorycznie (głupsze teorie czytałam), zwłaszcza, że w scenariuszu pierwszego odcinka jakoś tak Go nawet nazwano reddżonowo - RJ Patel (a PJ miał być "Danielem" ;).
Link do scenariusza pierwszego odcinka, gdyby ktoś był zainteresowany:
http://www.zen134237.zen.co.uk/Mentalist/The_Mentalist_1x01_-_Pilot.pdf
Molinari to był ten facet z odc. 3x03, który zadzwonił do Jane'a, że mają ślad w sprawie Kristiny. Tylko że wg odcinka był w FBI, a Jane go podpisał pod CBI. Błąd scenarzystów?
Twoja teoria z powiązaniem Mashburna i Frye ma sens. :) Mogła być jego wcześniejszym podbojem nawet, jak wiemy Kristina nie ma oporów przed przelotnymi związkami nawet z nieciekawymi typkami. Mashburn jest tylko ciut za wysoki na RJ, a nawet sporo za wysoki.
Kompletnie tego nie pamiętam, chyba, że chodziło o to nagranie radiowe z Kristiną. Jednak wolałabym, żeby RJ był ktoś bardziej oczywistym niż ów Molinari, ale mniej niż wysoki WM (który zresztą mógłby się jeszcze chociaż z raz w M. pojawić) = np. Max Winter :). Facet ma wszystko (całą swoją historię, bardzo pasującą do wiersza Blake'a, która mówi o symetrii zła i dobra, i wspólnym ich pochodzeniu, w wierszu mowa o sile sprawczej typu Bóg, w Mentaliście - byłaby to osobista tragedia w postaci śmierci żony, która tak czy inaczej zmieniła obu Panów. To też pasuje do historii Lorelei bo kto mógłby w sposób wiarygodny tak nią pokierować, jeśli nie osoba, która rozumie Jej sytuację - bo też ją przeszła. Abstrahując od faktu, że Lorelei wychowana przez matkę, może mieć po prostu kompleks braku ojca. Tak czy inaczej uważam, że RJ powinniśmy poszukiwać po stronie może niejednoznacznych - ale 'ofiar' po przejściach/z przeszłością.), poza charyzmą seryjnego mordercy. Chociaż może to taki typ trochę mściwy, a z powierzchowności taki Mr Brooks. No i prawdę powiedziawszy - były przesłanki żeby Panowie się zaprzyjaźnili. Zresztą wymieli się sporymi uprzejmościami (wycofanie zarzutów przez DA, zasugerowane przez PJ i podarunek w postaci broni, która wiadomo do czego miała PJ posłużyć). Uważam, że to byłoby całkiem przebiegłe rozwiązanie, tym bardziej, że jakoś nikt chyba nie podziela tego typowania, czyli byłby efekt zaskoczenia, ale też i zrozumienia - w najgorszym wypadku 'ex post'.
Nie no, ja polubiłam Maxa Wintera. ;] Jego postać wprowadzała taką nutkę tragizmu - on już dokonał zemsty i odczuł ulgę a Jane nie. W sumie rzeczywiście świetnie by pasował i dałoby się dorobić ideologię dosyć łatwo, ale jedno mi nie pasuje. Między nim a Jane'em nawiązała się taka nić porozumienia, a Lorelei powiedziała "I only wonder why the two of you didn't become life long friends the moment you shook hands", co dla mnie sugeruje albo obojętne relacje, albo nawet lekko nieprzyjazne.
Co do słów Lorelei, dla mnie zabrzmiało to raczej tak, że była między Nimi jakaś pozytywna chemia, ale się rozeszła (w każdym bądź razie long-life to to nie było). W odcinku Max Winter zresztą bardzo ładnie kłamał (o tej rekoncyliacji - to bardzo sekciarskie, może to jest właśnie ta magiczna przykrywka dla całej sieci RJ), i wbijał szpile w PJ - np. jeśli dobrze pamiętam, uwagą, iż nie targnąłby się na mordercę żony, bo ma dla kogo żyć (syn). W obu przypadkach zwyczajnie łgał. Sam fakt, że dał PJ broń, byłby naprawdę demoniczny, gdyby okazało się, że jest RJ. Wówczas okazałoby się, że nawet scena w CH była całkowicie wyreżyserowana, a gość udający RJ, był owieczką, prowadzoną na rzeź. Mi się ta koncepcja nawet podoba, bo na wiele rzeczy i małych i dużych rzuca inne światło. Nie wiem, czy jest prawdopodobna, ale naprawdę mi się podoba, na pewno bardziej niż RJ jest zbzikowany playboy Mashburn, który zwariował od nadmiaru kasy, blazy i dlatego, że narzeczona Go rzuciła (a inni podejrzani, nawet takich powodów nie mają). I czy np. po odcinku z Dudkową, nie można zaryzykować tezy, że odtwórcą roli RJ powinien być jakiś bardziej znany aktor?
tak się zastanawiam czy w istocie sentymentalizm, może troszeczkę w tej scenie jak chłopiec dziękuje Lisbon za to, że go zostawiła z siostrą, ale nie jest to czułostkowość, natomiast samo zagadnienie modyfikacji zasad przez Teresę najczęściej następuje z inicjatywy Patricka, a w tym odcinku jest to wręcz zaakcentowane. Jakby Lisbon nie chciała w tym względzie Jane'a rozczarować, jakby chciała w pewnym sensie stanąć na wysokości zadania, Patrick powiedział do niej , że wierzy , iż ona wybierze właściwe rozwiązanie. Uważam, że Patrick to robi, by pozostawać po dobrej stronie mocy, ale motywy Teresy nie są dla mnie całkiem klarowne.
Zapowiadano Nam powrót bardziej władczej Lisbon z pierwszych odcinków - coś takiego Nam nawet zaserwowano, trzeba przyznać. Ta scena znowu jednak rozmywa postać Lisbon - ja w poprzednim sezonie, kiedy Ardiles (prokurator?) stwierdza, że to Ona jest problemem - nie Jane, a Stiles, że Jane 'zabiera' Jej zespół/przywództwo. Prawdę powiedziawszy też nie wiem, jak to rozumieć i po co to właściwie było. Może po to, żeby jakość ściągnąć tą prawniczkę, może po to by pokazać, iż Lisbon sama w sobie wciąż jest bardzo pryncypialna (chociaż tak naprawdę już dawno nie jest, równie dobrze sama mogła zwolnić tą dziewczynę), a później wprowadzić ponownie wątek Volkera i pokazać jest te swoje zasady potrafi jednak złamać. Ja obstawiam opcję, iż budują Nam dramaturgię przemiany postaci, na potrzeby zemsty na Volkerze.
Teresa póki Patryk nie poprosił jej o interwencje już zdążyła rutynowo zadzwonić po prokuratora i opiekę społeczną, czyli sama z siebie to ona jedzie torem przepisów, a już fakt gładkiego przyjmowania przez nią podziękowań od rodzeństwa , jako dla siły sprawczej zwolnienia , to jakoś tak trochę groteskowo jak dla mnie wypadło. Miota się nasza Lisbon, chyba masz rację, to jest grunt do jakiejś wolty jej postaci A tak na marginesie przypomniałam sobie scenę z 2 sezonu jak Patrick ją pyta, czy jadą sobie postrzelać na strzelnicę, czyli ona go na policyjną strzelnicę zabiera, bo przecież cywil tam raczej wstępu nie ma , pomaga mu zatem ćwiczyć sztukę władania bronią, interesujace.
Ciekawie to wyszło, ale całkowicie nie rozumiem zapisu "Towlen Morning". Dlaczego Jane nie ma pewności co do tego, że gość nie żyje, skoro zrobili mu nawet sekcję?
No, właśnie, mnie też to frapuje.
@creep - dla mnie scena z Lisbon i strzelnicą ma taki wydźwięk, że Patrick chce po prostu zrobić Lisbon przyjemność i proponuje jej pojechanie do miejsca, w którym ona się odstresuje (bo rozczytał jej potrzeby), a on spokojnie tam na nią poczeka.
Jeszcze ciekawi mnie wprowadzenie do odcinka 5x09 prawniczki Sary, która jest mamą synka Rigsby'ego. Otóż, od odcinka 5x04 nurtuje mnie coś takiego, że Patrick powinien dowiedzieć się, że jednak mylił się w ocenie i źle przewidział, że Sara ucieszy się, że Rigsby jednak żyje i przyjmie go z otwartymi ramionami. Powinien dowiedzieć się, że właśnie po tej akcji nie są już razem i może mógłby spróbować z Sarą porozmawiać, wyjaśnić jej, że to była jego wina i tak dalej.
W ogóle, mnie od dawna już martwi to, że nie widać, żeby Patrick był w jakikolwiek sposób zżyty z kolegami z zespołu, żeby w ogóle z kimkolwiek rozmawiał prywatnie, zauważał, że coś się z nimi dzieje itp.
Na przykład, nie widać było, żeby w jakikolwiek sposób próbował pomóc Van Pelt po tym, jak zabiła narzeczonego, który okazał się człowiekiem Red Johna, a to musiało być dla niej ciężkim przeżyciem i kto jak nie Patrick mógłby z nią najlepiej porozmawiać i pomóc jej - z własnej inicjatywy (w końcu w sezonie nr 1 widzimy, że z nią trochę porozmawiał i ośmielił ją do większej asertywności). Po zabiciu O'Laughlina jest wprawdzie scena, w której Van Pelt pyta Patricka o to czy rozmawia ze swoją zmarłą żoną i mówi mu o tym, że widziała ducha O'Lauglina, natomiast ta rozmowa jest jakaś zdawkowa i nie widać, żeby Patrick był zaangażowany, żeby pomóc jakoś Van Pelt.
Albo jak Cho miał ten kłopot, że tak źle się czuł po potrąceniu przez samochód. Nie widać chyba sceny, żeby Patrick choćby go jakoś pocieszył słownie czy zwrócił na to uwagę (nawet na zasadzie: "strasznie Cię potrącił ten samochód, pewnie Cię boli, może weź wolne z pracy i jakoś dolecz się, a w ogóle to dzielny jesteś."). Rigsby zwracał uwagę na ten stan Cho i proponował mu jakieś miejsce, gdzie robią masaże itp. A Patrick jakoś nie, a przecież w pierwszych sezonach pomagał komu się dało, nawet obcym ludziom.
W odc. 5x02 jest scena, w której Cho i Rigsby rozmawiają o tym, że Patrick jest nieswój po tym jak FBI zabrało Lorelei i przemyśliwają, żeby zaprosić go na męski wieczór, żeby mu jakoś poprawić humor, ale nie mają za bardzo śmiałości, bo widzą, jak on się od nich dystansuje.
W pierwszych sezonach podobały mi się fajne sceny na linii Patrick - Cho - Rigsby oraz sceny "po godzinach" z udziałem całego zespołu. Widać, że wszyscy lubili się i byli sobie bliscy. To powinno pogłębić się z czasem, po tym jak byli razem w wielu ciężkich chwilach i pomagali sobie. A już naprawdę powinno pogłębić się po tej akcji z limuzyną, w której niby miał być Red John, a był tam Wainwright. Nie oczekuję, że Patrick miałby ich we wszystko, co robi teraz wtajemniczać (np. w plan porwania Lorelei), bo pewnie jest to niemożliwe, ale mógłby być jakoś cieplejszy dla nich i dostrzegać ich. To przecież wiele nie kosztuje.
Ciekawe dlaczego nie dostrzegł, z tym swoim zmysłem obserwacji, że Rigsby ma kłopoty, że rozstał się z Sarą i samotnie wychowuje małe dziecko. Przecież coś takiego musi być po kimś widać, zwłaszcza po kimś takim jak Rigsby, który ma wszystkie emocje wypisane na twarzy i był taki pełen życia, a teraz na pewno jest zgaszony i te problemy jakoś przejawiają się w jego zachowaniu.
Szkoda mi bardzo tego potencjału przyjaźni Patricka z ludźmi z zespołu, który zarysował się i jakoś zgasł.
A o Sarę to powinien był Rigsby'ego spytać, jak przyjęła to, że on jednak żyje i czy wszystko OK. I docenić ten ogrom poświęcenia z ich strony przy zmontowaniu tej akcji, kiedy tak bardzo narażali się, musieli tyle nakłamać i tyle przejść. Jest scena przed akcją, w której Patrick dziękuje im, że mu pomagają, ale tak jakoś zdawkowo dziękuje (jak to on), przy czym oni mają do niego żal za te 6 miesięcy zerwania kontaktów i mówią, że tak naprawdę to pomagają Lisbon, a nie jemu. Ale już po akcji to przydałaby się, wg mnie, scena, w której oni znów siedzą wszyscy razem i rozmawiają jakoś o tej akcji, Patrick im dziękuje i docenia ich wkład i przy perspektywie przesłuchania Lorelei są jakby w tym wszystkim razem, on im mówi co zamierza, jak ma nadzieję wpłynąć na Lorelei, żeby coś powiedziała itp. Takie zaufanie, otwarcie, bycie razem.
No, coś takiego mi się marzy, tylko nie wiem czy są na to w serialu jeszcze jakieś szanse.
Mogła byś napisać książkę o Mentaliście pewnie jesteś wielką fanką tego serialu .Twoje posty czyta się z przyjemnością.
Bardzo dziękuję za dobre słowo. :)
Mnie faktycznie ten serial bardzo wciągnął, śledzę nowe odcinki co tydzień, a równolegle oglądam ponownie cały serial od początku (jestem teraz w połowie 2-go sezonu). Faktycznie bardzo mnie interesują relacje międzyludzkie w serialu i mam sporo przemyśleń ogólnie "o życiu" na podstawie Mentalisty. :)
Jeszcze nurtują mnie takie sprawy - może to są po prostu przeoczenia scenarzystów, ale może jednak są one istotne i zostaną wykorzystane w dalszych odcinkach. Np. na początku drugiego sezonu Sam Bosco próbuje "rozczytać" Patricka i mówi mu niezbyt przyjemne rzeczy na jego temat. Nie jest to jednak prawdziwe "rozczytywanie" go, tylko Bosco cytuje to, co wyczytał w aktach Patricka. Między innymi wymienia różne "słabości" Patricka, wśród których występuje "strach przed zamknięciem". Dla mnie brzmi to tak, jak gdyby Patrick miał wręcz klaustrofobię. Zastanawia mnie dlaczego nie zostało to w jakikolwiek sposób pokazane później, dla konsekwencji. W serialu nie widać, żeby Patrick odczuwał jakikolwiek strach przed zamknięciem. Jest odcinek, w którym został zamknięty z Lisbon w jakimś kontenerze i wywieziony na meksykańskie pustkowie. I wtedy to właśnie on jest bardziej spokojny niż Lisbon, żartuje i próbuje ją pocieszać, że niedługo zostaną uwolnieni.
Podobnie, w innych odcinkach, wiele razy, podczas akcji, jest gdzieś zamknięty (np. w kostnicy) i zupełnie mu to nie przeszkadza. Jeździ windami itp. A więc, ciekawe dlaczego to zostało powiedziane w filmie, że jest to w jego aktach.
Druga sprawa, która mnie nurtuje jest taka. Otóż, w którymś z odcinków, zaraz po tym, jak pojawił się Wainwright, zaistniał wątek "definiowania psychopaty". Wainwright każe zespołowi przesłuchać jakiegoś podejrzanego i zrobić mu test na to, czy jest psychopatą czy nie. Tego człowieka ma przesłuchiwać Rigsby i Patrick przed tym przesłuchaniem wkręca go, żeby Rigsby zaniepokoił się jakimś nieistotnym pryszczem na czole, sugerując, że może to być coś poważnego, typu nowotwór. W efekcie, podczas przesłuchania Rigsby ciągle dotyka swojej twarzy. Patrick wykorzystuje nagranie z tego przesłuchania pokazując Wainwrightowi, że przesłuchiwany siedzi cały czas nieruchomo, a Rigsby ciągle wierci się i dotyka twarzy i mówi, że "normalny człowiek" ciągle się dotyka, a psychopata nie. Nie bardzo pamiętam ten odcinek, ale może pamiętacie co dokładnie Patrick miał zamiar przez to powiedzieć Wainwrightowi? Czy chodziło o to, żeby Wainwright uwierzył, że ten podejrzany jest psychopatą? Czy żeby w jakiś sposób zdyskredytować test Wainwrighta i powiedzieć mu, że nie ważny test, a ważne jest zachowanie człowieka, jego gesty itp. (tym samym odsunąć od siebie podejrzenie, że - jak sugerował Wainwright - Patrick jest psychopatą)? Jaka jest wymowa tego odcinka: jeżeli Patrick zmanipulował Wainwrighta, żeby uwierzył, że Patrick nie jest psychopatą, to znaczy, że mógł obawiać się, że w testach naprawdę wyszłoby, że jest. Co to w takim razie ma powiedzieć widzowi? Że Patrick tak naprawdę jest psychopatą? To jest naprawdę trochę ciężki wątek, a jednocześnie nie został on później w żaden sposób pociągnięty w serialu (chyba).
Co myślicie?
A możesz przypomnieć jak to co Bosco powiedział brzmiało w oryginale, tzn. po angielsku albo z którego to odcinka?
Co do testu Wainwrighta, dużo mi to dało wtedy do myślenia, a mam wrażenie, że cała kwestia została w dużej mierze zignorowana przez fanów, bo nie zauważyłam, by po emisji odcinka ktoś jeszcze się nad tym zastanawiał.
Poprzez ten trick z "pryszczem" Rigsby'ego Jane chciał po prostu udowodnić nieefektywność takich metod profilowania. Wiemy, że nie darzy statystycznych metod szacunkiem - np. naigrywał się swego czasu z konsultantki FBI, która tworzyła bazę danych nt. morderców. Jane dowiódł, że facet nie zachowuje się jak normalny człowiek, jest antyspołeczny i jakby oderwany od człowieczeństwa, bo nie przejmuje zachowań innych ludzi. Faktem jest, że dwoje ludzi przebywając ze sobą nieświadomie ujednolica swoje zachowanie, np. idąc razem dostosowują tempo kroku, przejmują nawyki językowe podczas rozmowy. Podejrzany natomiast siedział nieporuszony jak kamień, mimo ze Rigsby mało nerwicy natręctw już nie rozwinął. Czyli miał zerową empatię - przejaw socjopatii. Stąd Jane mówi, że ma sumienie na miarę mięczaków (w sensie bezkręgowców ;).
Nie sądzę, by chciał w tym momencie zmanipulować Wainwrighta co do swojej osoby, bo jeszcze nie wiedział, że Luther będzie go testować.
Osobiście uważam, ze test Wainwrighta nie wyszedł, mylił się w ocenie Jane'a co do kilku punktów. Np. Luther powiedział, że Jane nie odczuwa winy, psychopaci i socjopaci jej nie odczuwają, ale Jane jak najbardziej - wina za to, co się stało z jego rodziną po prostu go przygniata. Równiez w kilku odcinkach, kiedy przeciąga strunę i przysparza cierpienia niewinnej osobie sumienie też go rusza. Co do wyolbrzymionego poczucia własnej wartości - i tak, i nie. Na pewno Jane często sam się poniża, co jest związane z jego winą. Ale również uważa się za sprytniejszego człowieka od większości osób, które spotyka. Moim zdaniem Jane nie jest klinicznym przyadkiem jak to Wainwright orzekł, ale ma skłonności psychopatyczne. Wiele osób się tu pewnie ze mną nie zgodzi, bo Jane karze przestępców, ale ja widzę okrucieństwo w niektórych jego poczynianiach (już dyskutowaliśmy o nich ;) i jakby emocjonalne oderwanie się od sytuacji - np. przy pogrzebaniu żywcem tamtego człowieka. Do tego notoryczne łamanie przyjętych przez społeczeństwo reguł i norm bez względu na konsekwencje.
Dzięki za rozwinięcie o Wainwrighcie, teście na psychopatię i o Patricku. To ma sens, co piszesz i duża to ulga dla mnie, ja też tak myślę (tzn. mam przykłady na to, że Patrick odczuwa całe spectrum uczuć, w tym poczucie winy, zdolny jest też do zachowań bezinteresownych itp.), a więc nie jest psychopatą, a chciał po prostu zdyskredytować ten test, jako taki. Zgadzam się też, że pewne zachowania Patricka są szokujące i na granicy tego, co można uznać za normalne.
Może jednak można złożyć to na karb tego, że jego życie, a zwłaszcza dzieciństwo, było bardzo dziwne i pozbawione struktur i moralnego kierunku. Nie wiadomo czy w ogóle poznał swoją matkę (może zmarła lub porzuciła go jak był bardzo mały), a ojciec prezentował raczej anty-wzorzec moralny, plus całe to życie Patricka upływało w bardzo specyficznej atmosferze, wśród specyficznych ludzi i takich też dziwnych zasad postępowania. Patrick nie zaznał tego, co to znaczy mieć dom. Dopiero z żoną i dzieckiem, przez krótki czas, miał dom. A więc, myślę, że ten jego momentami brak busoli moralnej bierze się właśnie z tego dzieciństwa i młodości, bardziej niż ze skłonności psychopatycznych, choć to też trudno obronić, bo są ludzie, którzy mieli ciężkie i nieustrukturyzowane dzieciństwo, a jednak nie pogrzebaliby żywcem człowieka, nawet monitorując go i wiedząc, że za jakiś czas go uwolnią. A więc, ja zgadzam się też co do tych jego skłonności (że je ma), z tym że dodałabym tę nakładkę w postaci braku wychowania, braku uwewnętrznionych granic.
Zastanawiające dla mnie było co według twórców serialu miał czuć biedny widz, kiedy oglądał scenę z Wainwrightem i jego testem i z tymi wnioskami o Patricku. Przemawia do mnie jednak Twoja interpretacja.
A teraz, co do sceny z Bosco, to jest to scena z odcinka 2x01 (gdzieś w połowie filmu). Rozgrywa się na dachu budynku CBI, gdzie jest ta kantyna. Bosco kupuje sobie hot-doga z kapustą kiszoną i rozmawia z Patrickiem. Patrick chce przekonać Bosco, żeby wtajemniczał go w rozwój śledztwa w sprawie Red Johna, Bosco kategorycznie nie zgadza się na to.
I w pewnym momencie jest taki dialog:
- (Bosco) "You're a party entertainer, a clown. Fresh leads? I wouldn't tell you where the bathroom is if your ass was on fire. Do we have a good understanding now?
- (Jane) I understand you. It may take you some time to understand me.
- (Bosco) You are filled in equal parts with self-loathing and self-love. You're addicted to control, you're terrified of confinement." (O to mi chodziło).
... Na to Patrick pyta go czy może powiedzieć którego z Beatlesów Patrick najbardziej lubi (skoro tak dobrze rozczytuje ludzi). Na co Bosco dręczy Patricka przypominając mu o tym, że żona błagała Patricka, żeby porzucił pracę jako medium-oszust, ale Patrick nie chciał, i że do dziś słyszy jej błagania itp.
Patrick mówi wtedy, że to wszystko Bosco wyczytał w jego aktach ("You read the interviews in my case file"), i że to dowodzi jedynie tego, że Bosco umie czytać, i że Patrick jest pod wrażeniem, że Bosco umie czytać.
A więc, moim zdaniem, jest sugestia w filmie, że te wiadomości o Patricku są prawdziwe i on ich nie dementuje. Myślałam, że może po coś to jest dla widza, żeby widz poznał te słabe strony Patricka i np. obawiał się, że Red John zechce je też wykorzystać itp.
A, tutaj nie chodzi o fizyczne zamknięcie. Bosco mówi Jane'owi, że jest uzależniony od poczucia kontroli, a sam nie znosi być kontrolowany. Nie znosi ograniczeń i limitów, które powstrzymywałyby jego wolę. W sumie to odnosi się też do tego, co wcześniej pisałam - Jane nie cierpi podporządowywać się narzuconym regułom.
Hm, mnie wydaje się jednak, że ten zwrot "to be terrified of confinement" jest bardzo dosłowny i w tym wypadku też chodzi o dosłowne znaczenie. Myślę, że tu chodzi wprost o bycie w zamknięciu, w celi, w więzieniu, w ograniczonej przestrzeni, skąd nie ma drogi wyjścia.
Ponadto, Bosco mówi to tak, jakby wymieniał dwie różne, odrębne rzeczy, a nie podawał synonim tego, co powiedział wcześniej. Gdyby chciał właśnie sparafrazować to "uzależnienie od kontroli" podając synonim, to by chyba nie powiedział "panicznie boisz się zamknięcia/ odosobnienia/ ograniczenia", tylko powiedziałby coś w stylu: "you are addicted to control, you don't like restrictions/ objection/ rules" lub nawet mocniej: "you hate restrictions", ale nie użyłby chyba "you are terrified".
Jak dla mnie, powiedzieć o kimś: "he's terrified of confinement" jest jednoznacznie dosłownym zwrotem i oznacza to, że ten człowiek panicznie wprost boi się zamknięcia, odosobnienia, uwięzienia.
Nie wiem co chcieli twórcy osiągnąć poprzez obnażenie największych i najbardziej osobistych sekretów i słabych punktów Patricka przed widzem w wykonaniu Bosco, ale chyba zapomnieli potem o tej scence.
Ja jestem natomiast przekonana, że nie chodzi o znaczenie dosłowne. Sens figuratywny jak najbardziej istnieje. Chociażby Merriam-Webster je wymienia - to confine - to keep within limits, e.g. <I will confine my remarks to one subject>.
I to nie jest jakieś niespotykane użycie, już się z takim spotkałam.
Sama struktura zdania też nam to mówi.
Poza tym nie mamy absolutnie żadnych dowodów na to, że Jane cierpi na jakiś strach przed zamkniętymi pomieszczeniami. A "you hate" jest tylko stwierdzeniem faktu, "you're terrified" natomiast czyni wypowiedź pogardliwą.
Też znam znaczenie przenośne czasownika.
Tu jednak (moim zdaniem) kontekst całej sytuacji (wymienianie po kolei osobistych informacji o Patricku, pozyskanych z jego zeznań, żeby pokazać, że zna się jego słabości) oraz użycie tego słowa jako rzeczownika z "dopiskiem", że Patrick panicznie się tego boi, sprawia, że jest to (dla mnie) takim dosłownym stwierdzeniem faktu, że Patrick boi się zamknięcia.
No, ale nic, każdy może pozostać przy swoim zdaniu. Chyba jedynie native speaker potrafiłby to rozstrzygnąć, a oczywiście najbardziej scenarzyści Mentalisty...