Po wstępnych dwóch sielankowych odcinkach, trzeci już gromadził emocje ale czwarty od początku do końca trzyma kapitalne napięcie, a z perspektywy Candy gdy widz się wczuje jest poezja. Co trzeba oddać że sama Olsen wypada świetnie, a to też niewątpliwe jej duża zasługa. Ostatni raz żeby jeden ep wywoływał emocje o takim charakterze to sobie przypominam najszybciej Black Mirror i 4 sezon z odcinkiem Krokodyl. Człowiek popełnia w jednej chwili dramatyczne decyzje i chcąc to ukryć musi ponownie wtopić się w szarą rzeczywistość i codzienne obowiązki, tak się nie da, a jeszcze małe miasteczko to wszystko uwypukla, czuć zaciśniętą pętle na szyi bohaterki i życie gdzieś w poczuciu naiwności w jakiejś bańce stworzonej w umyśle, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, że to nie miało prawa się wydarzyć.