Niestety ale z dobrego serialu, który potrafił trzymać w napięciu przez każdą sekundę odcinka, stał się rozwlekłym nie wiadomo czym i nie wiadomo o czym. Głównym wątkiem drugiego sezonu stał się związek homoseksualny (OCZYWIŚCIE) oraz poszkodowana przez cały wszechświat mniejszość afroamerykańska (OCZYWIŚCIE). Czyli po prostu zwykła tuba propagandowa. Wywiadów z seryjnymi mordercami jest jak na lekarstwo i odchodzą oni całkowicie na drugi plan. Zastanawiam się jaki był w ogóle sens tego sezonu. O czym myślał Netflix, kiedy go produkował? "Hmm... Mamy serial, który się świetnie przyjął, bo zatrudniliśmy genialnych aktorów, którzy potrafili wywołać gęsią skórkę u widza samym spojrzeniem. Wszyscy uwielbiali oglądać przeprowadzane z nimi przesłuchania. Wiecie co teraz zrobimy? Odstawmy seryjnych morderców na drugi tor, jako wątek główny wsadźmy pokrzywdzoną czarną mniejszość, na której będzie się skupiała cała akcja. Pokażemy światu jak ci źli biali ludzie traktowali czarnych i jakimi byli złymi zwyrolami. Zatrudnimy dużo czarnych aktorów i zrobimy dużo silnych czarnych postaci. TAK! TO JEST TO! I wiecie co jeszcze jest potrzebne? Homoseksualizm. DUŻO. Najlepiej żeby był to drugi główny aspekt serialu. Musimy pokazać jak ciężko się żyje lesbijkom na tym świecie. To nasza misja! I oczywiście jak już jesteśmy przy lesbijkach, to pokażemy też, że wszystkie kobiety były źle traktowane. Oj tak! Ale to będzie dobry serial! A zabójca i śledztwo z nim związane? Aaaa no pojawi się kilka razy raz na jakiś czas, ale to nie jest nasz główny cel. Naszym głównym celem jest dotarcie z naszymi poglądami do jak największej ilości osób, żeby móc je wcisnąć widzowi do gardła, kiedy się tego nie spodziewa! Mamy to!".
Tak to musiało wyglądać, bo nie wyobrażam sobie innej możliwości.