Kiedy naoglądam się za dużo ambitnego kina, włączam sobie ''Modę na sukces'' i mój mózg momentalnie odpoczywa ;). Największa zaleta- serial funkcjonuje cały czas według jednego schematu, dzięki czemu można go nie oglądać z pięć lat a po paru minutach od włączenia doskonale wiedzieć o co chodzi. Sprawdza się tez doskonale jako lek na bezsenność- góra dziesięć minut i śpisz jak niemowlę. Buduje więzi między pokoleniowe- pysznie się go ogląda razem z babcią, gdy ta z wypiekami na twarzy dopinguje Stephanie w zwalczaniu ,,ty lampudry'' Brooke- ,,No! Tera dopiero ij powie! Powiedz ij Stefani!"
Jest też najbardziej oryginalnym serialem fantasy z jakim się spotkałam, czego tam nie było- od postaci kilkakrotnie powracających zza grobu, przez ludzi osiągających pełną dojrzałość po ośmiu latach od narodzin, do...Taylor Hayes, która przywiązana do kominka, przez miesiąc nie oddawała moczu ani kału, mimo regularnego odżywiania się.
''Moda na sukces'' i jak tu jej nie kochać!? ;)