"Mr Robot" to precyzyjnie skonstruowany serial, który w brawurowy sposób odświeżył temat hakerki, idąc z czasem i wykorzystując tematy, które już w 2015 roku mocno nas niepokoiły. Podczas powtórki całości kolejny raz potwierdziło się w moim przypadku (myślę że nie tylko w moim), że oglądanie seriali ciągiem to najlepsze rozwiązanie. OK, jeśli serial jest wielosezonowy, to wiadomo, że trzeba oglądać jeden sezon i czekać na kolejny, ale czekam na moment, aż w końcu wszystkie platformy pójdą śladem Netflixa i będą publikować całymi seriami, a nie systemem tydzień-tydzień.
Ale do rzeczy. Powtórzenie "Mr. Robot" rozwiało moje wątpliwości dotyczące finału. Wcześniej uważałem, że twist z molestowaniem seksualnym Elliota przez ojca w dzieciństwie nie pasuje do całości, bo chciałem wierzyć w historię hakera walczącego z systemem i elitami (czy też crakcera, jak mi ktoś kiedyś powiedział, bo że niby haker to ten "dobry", co pracuje dla służb, policji, a cracker łamie według swoich własnych reguł. Tylko że błędnie zrozumiałem ostatnie odcinki. Historia walki z White Rose, Dark Army "naprawdę" się wydarzyła, z tym że nie brał w niej udziału "oryginalny" Elliot, który bezpiecznie przebywał w fantazji idealnego życia, marząc o byciu cyfrowym mścicielem w czarnej bluzie (dlatego w realu Elliot nosił taką bluzę). Ten drugi takim właśnie był i w całym serialu głównie zmieniał się z Mr. Robotem, parę razy tylko przepuszczając Elliota. O tym, że cała akcja z okradaniem najbogatszych miała miejsce, świadczą wiadomości w TV po przebudzeniu w szpitalu Elliota. Zhanga czy też White Rose znaleźli martwą, Elliot faktycznie przeżył, ona się zabiła, bo ostatecznie nie udała się jej misja. Jej gadanie o alternatywnej rzeczywistości, innym świecie, w którym wszystko może być inne, lepsze, to tylko mylenie tropów, metafora, jak pięknie opowiedzieć o traumie, marzeniach o lepszym świecie, pragnieniu zmienieniu przeszłości, z którą trudno sobie poradzić. Tu konfrontacja White Rose z Elliotem wygrał Elliot (trzymał się tego, że mimo wszystko trzeba iść do przodu w świecie i z ludźmi, takimi, jakimi są, bo innych nie będzie,m i trzymać się tych dobrych rzeczy), choć przez moment dał się nabrać na wersję, że może być inny, lepszy świat. W sumie po części dzięki White Rose doszedł do sedna samego siebie. A potem wszystko sobie uświadomił.
Uświadomił sobie, jak bardzo głęboko było schowane jego prawdziwe "ja", jak mocno pozostałe ukrywały jego traumę, żeby go ochraniać. Ale ostatecznie potwierdziła się prawda gorzka, lecz prawdziwa – nie uciekniesz przed samym sobą, przed swoją przeszłością, przed tym, co trzeba w końcu zrozumieć, choćby jak bardzo było bolesne. Ostatecznie to jedyny "happy end", na jaki nas stać. Nie można żyć wiecznie na kredyt.
Wszystkie postaci drugoplanowe w "Mr. Robot" są napisane bez zbędnej linijki. Każdy ma swoją rolę w fabule i każdy musi ją skończyć tak, by odpowiednio wybrzmiało i pasowało do całości. By wszystkie zależności, związki, powiązania i twisty zgrały się w kompletną historię. Sam Esmail wybitnie rozpisał wszystkie cztery sezony, dbając o każdy szczegół, każdy detal. Pomyłek nie da się uniknąć, ja zauważyłem dwie takie dosyć wyraźne. Pierwsza to torba z płytami Elliota. Skoro był złapany przez policję i wiedzieli, że hakuje ludzi, to przy przeszukaniu jednak sprawdziliby te płyty z tytułami albumów muzycznych. Druga to kiedy Elliot uciekał w odcinku bez dialogów, gdy odepchnął ochroniarza i ruszył na ulicę, zrzucił torbę. Chyba miał tam laptopa, no chyba że wzięła go Darlene. Jeśli miałbym się jeszcze czegoś czepiać, to zbyt nachalnego wrzucania wątków gejowskich/lesbijskich. W przypadku Tyrella, White Rose i nawet Darlene/Dom ma to przełożenie na historię, ale już Angela i Shayla było wątkiem zupełnie zbędnym. Trochę przesadzili w czasach, gdy nadpoprawność polityczna jeszcze nie panosiła się tak jak teraz. OK, między Angelą i Shaylą był tylko pocałunek, ale wydaje mi się, że się nie czepiam i faktycznie za dużo tu tych wszystkich małżeństw homo czy innych, zupełnie zbędnych dla fabuły.
Przy okazji, może ktoś mi wyjaśni, bo coś przysnąłem albo przegapiłem: kim był ten chłopak, którego Joanna opłacała, ten, którego w końcu zastrzykiem zabił jej ochroniarz. On coś wiedział o zabójstwie dokonanym przez Tyrellla? Czy to był ten, z którym Tyrell spędził noc?
Słówko muszę poświęcić Leonowi, mojej ulubionej pobocznej postaci z serialu. Pojawia się na kilka chwil, a zgarnia ekran swoimi tekstami ("Nikt już, ku**a, nie czyta książek"; "Musiałem zabić pięciu neonazistów. Zasadniczo jestem przeciwny przemocy, ale tu poczułem trochę przyjemności") i akcją, kiedy szlachtuje (większości nawet nie widać!) wspomnianych nazioli albo rozwala w stodole szybkimi strzałami żołnierzy Dark Army. Ciekawy jest też Irving, choć z innego punktu: mianowicie jako gość, który najdłużej wytrwał na liście płac Dark Army (Leon odszedł, też ciekawe, też musiał być mocny, skoro mu pozwolili). Jak mówił w finale trzeciego sezonu, był na miejscu najbliższej osoby White Rose (raczej więc też miał z nią romans emocjonalny) i w porównaniu do innych nie musiał odstrzelić sobie łba. Mógł pozwolić sobie odejść, zrobić przerwę i wrócić do roboty (na co wskazuje jego rozmowa z Dom na lotnisku). W czym tkwił jego "sukces"? Może, jak to pisarz, był cierpliwy i przetrzymywał trudne momenty.
Zdjęcia bywają fetyszystyczne, trochę jak sztuka dla sztuki, ale to działa, bo nie można się nie zachwycić. Te ujęcia z jednej kamery obracającej się tylko razem z akcją, jak zamach na Cisco czy śmierć Joanny (brawurowo odświeżony kawałek Roxette!), te mastershoty, szczególnie cały odcinek ze sprytnymi cięciami, te łapanie postaci w rogu, jakby każdy trzymał tajemnice. Maestria. Wiadomo, że wcześniej było "Breaking Bad", lecz spokojnie można powiedzieć, że "Mr. Robot" zrobiony jest jeszcze inaczej pod kątem technicznym, z dużym zapędem kinofilskim i zabawą gatunkami. No i tak, że w sumie my, milczący obserwatorzy, czujemy się trochę jak kolejna część osobowości Elliota. Podobno też kody, język programowania wyświetlany na ekranach jest prawdziwy, nie znam się na tym, a sztuczki hakerskie w miarę możliwe, więc też warto to docenić.
Wszystkie tematy rezonujące z rzeczywistością za oknem (lub raczej ekranem) wciąż działają i wciąż martwią. Chory i niesprawiedliwy kapitalizm, od którego nie znaleźliśmy jednak wciąż lepszego systemu. Demokracja sterowana przez elity, korporacje depczące człowieka. Bogacze bogaczący się na wyzysku ludzi bez wyjścia. Wielcy ludzie, którzy okazują się nie tak wielkimi, za to zdegenerowanymi. Głupota mas. Epidemia samotności. Sprzedana prywatność poprzez media społecznościowe i kilka kliknięć "zgadzam się". Kupione przez polityków media głównego ścieku. Esmail wykorzystał nawet zmiany polityczne zachodzące na świecie (kandydowanie Trumpa). A nawet zagrożenia atomowe. Wszystko mieści się w "Mr. Robot", serialu, który ostatecznie pozostaje zarazem kameralną opowieścią o wyobcowanym chłopaku, który próbuje odnaleźć (dosłownie) samego siebie.