Pomijając odbiegania od treści książki, które jednak było oznaczone na początku filmu nie potrafie zrozumieć zamysłu kostiumograf. Tak jak scenografia, w dużym stopniu oddawała klimat tamtych lat, tak ubrania z kolekcji paryskich projektantów już nie. Bebo (oryginalnie wydaje mi się ze to był Detlef) biega po dworcu w najbardziej znanym modelu sztybletow YSL. Nie mówiąc już o stylizacjach Chrostianne, i właściwie wszystkich pozostałych dziewczyn- nie dość ze często nawet nie z opoki, to widać ze stylista nie zadał sobie trudu odwiedzenia vintage shopow- szkoda, myśle ze efekt byłby znacznie lepszy. Historia napisana na nowo (bo tak ja odbieram), ma kilka dobrze zmontowanych momentów. Nie mniej, emocji które towarzysza podczas oglądania nie można w jakikolwiek sposób porównać do tych, podczas czytania książki.