"Jak można nie lubić my little pony!"
My Little Pony jest dla ludzi inteligentnych (potrafiących wyłapywać easter eggi), obeznanych (nie znając się na slangu i kulturze amerykańskiej 75% żartów po prostu nie wyłapiesz- podpowiadam, że niemal w każdym odcinku są nawiązania do narkotyków) i posiadających trochę wiedzy nt. kultury.
Czyli dla mniejszości społeczeństwa. Dzieciaki zobaczą kreskówkę.
Główne zalety MLP z punktu kogoś, kto nie jest brony:
1. Przepiękna animacja. Otóż to- porównując MLP z jakakolwiek inną produkowaną obecnie kreskówką telewizyjną od razu uderza nas dokładna, płynna animacja, żywe kolory i bezbłędny montaż. Wszystko jest po prostu ładne- w porównaniu do obecnego śmiecia ze stajni Hanna-Barbera (Harcerz Lazlo, Mucha Lucha, Kosmiczna Rodzinka anyone? Nic dziwnego, że szlag je trafiał po pierwszym sezonie) MLP ogląda się bez krzywienia, dostarcza wrażeń natury estetycznej.
2. Dubbing. Chyba najmocniejszy atut tej produkcji. Nie jest po prostu odszczekany, odwalony na szybko dla kasy- głosy są świetnie dobrane, skala barw wprowadza spore urozmaicenie (od altu Applejack do sopranu Pinkie Pie). No i aktorstwo- tutaj pokłony przede wszystkim dla Tary Strong (Twilight)- w życiu nie słyszałem jeszcze w kreskówce tak doskonale odegranego zażenowania i złośliwości ze strony całkiem sympatycznej postaci.
3. Portrety psychologiczne, scenariusz i fabuła- o tak. To powrót do najlepszych tradycji kreskówek fantasy (Kuba Guzik niedoścignionym wzorem). Fabuła jest skonstruowana w oparciu o szkielet ciekawych, pogłębionych portretów, jest niejednoznaczna, wielowątkowa, postaci (Księżniczka Luna) są bardzo dynamiczne, wszyscy zmieniają się w ciągu trwania serialu, odkrywając nowe strony swojej osobowości. Po pierwszym odcinku bałem się, czy scenarzyści nie pójdą w stronę prymitywnej fabuły kryształkowej i nie pokuszą się o zrobienie jednowątkowej fabuły z przewidywalnym zakończeniem. Nie- wyszło coś daleko bliższe Kubie Guzikowi właśnie- wielowątkowa, niemal filozoficzna opowiastka o różnych odcieniach zła i dobra w bohaterach.
4. Pozytywne wzorce- to fakt, MLP jest słodkie. Ale nie PRZESŁODZONE. Wyważenie lukru nie drażni, nie irytuje. Autorzy budują wzorce innymi metodami- zamiast propagandowego przesładzania (w myśl zasady z kina lat 50., że kobiece bohaterki nie powodują konfliktów) dają ciekawą alternatywę w postaci działań. O co mi chodzi- podoba mi się tu świat przedstawiony. W przeciwieństwie do innych tego typu kreskówek kuce nie żyją w wesołej hippisowskiej komunie. Nic z tych rzeczy- żyją w uporządkowanym królestwie połączonym liniami kolejowymi, pod światłymi rządami Celestii. Ustrój jest rozumny i liberalny- każdy kucyk MUSI pracować, by przeżyć (uczenie dzieci zasad kapitalizmu- na plus!). Weźmy Applejack i jej tłumaczenia z odcinka trzeciego i czwartego: nie zbiera jabłek z sadów dlatego, że ma taką wizję, tylko po to, by je sprzedać, zainwestować w farmę i jakość życia jej mieszkańców, by potem zebrać jeszcze większe plony i zainwestować jeszcze więcej. Pozostałe postacie- nawet Pinkie musi pracować w cukierni, by wyrobić na jedzenie i czynsz. Wszystko to jest bardzo realne i uczy wartości pracy. Dalsze pozytywne wzorce- kreskówka uczy dzieciaki szacunku do rodziny (nie pamiętam już, która kreskówka wcześniej podejmowała taki temat w taki sposób), przyjaciół, przełożonych itp.
5. Wisienka na torcie, genius locci, gwóźdź programu etc.- EASTER EGGI. Oto jest to, co tworzy zastępy całkiem dorosłych bronies. Mnóstwo świetnie i umiejętnie wplecionych żartów dla dorosłych, których nie zrozumieją dzieci. Nawiązania do alkoholu, seksu, narkotyków, współczesnej popkultury podane językiem ezopowym- inteligentna gra z widzem, półsłówka i skojarzenia. Pod tym względem MLP to dla mnie nowe Mupety- kreskówka dla dzieci o humorze ewidentnie nie dla dzieci. Przykłady? Twilight doi krowy w stodole (odc 6), a pod koniec męski głos- "zadzwoń chociaż potem, co?", Canterlot leży na granicy Kanady i USA, w miejscu miasteczka Southpark, Pinkie: "Rise and shine, Rainbow Dash!"- rise and shine- the act of masturbating right after waking up, Rainbow: "A simple nod will do." "Nod" znaczy "tia", ale również jest określeniem na stan występujący po zażyciu opiatów, Fluttershy cały czas zachowuje się zgodnie z poleceniami białego królika Angela. W amerykańskim slangu "być pod wpływem białego króliczka"="być pod wpływem kokainy".
I Alicji w Krainie Czarów, która też była nawiązaniem do przeżyć narkotycznych, więc wszystko pasuje.
I Alicji w Krainie Czarów, która też była nawiązaniem do przeżyć narkotycznych, więc wszystko pasuje.
Co do wzroców - nie zgadzam się.
Przesłanie MLP nie jest niczym nowym - tzw. "help others, eat your vegies". Innymi słowy - przyjaźń i pomoc innym nie jest niczym niezwykłym w bajkowej części popkultury. Co druga kreskóka uczy nas tych wartości - troski o słabszych, przyjaźni, słuchania się bardziej dośwaidczonych, szczerości, itp. itd. et cetera et cetera.
Portrety psychologiczne... wait, what ?... Postaci mogą wydawać się skomplikowane, lecz dla mnie nie są. Kierują sie tym co "podyktował rynek", tzn, wartościami, które są mile widziane w tego typu kreskówkach - czyli to co napisłaem powyżej. Bądźmy szczerzy - nadinterpretowanie serialu dla dzieci do lat 10 z kawałkiem jest niewskazane - ponieważ kreskówka dotyczy głównie grupy wiekowej, która powinna sobie te wartości przyswoić by wyrosnąć na normalnych, zdrowych ludzi (i niech im błogosławi każdy bóg który aktulanie mnie słucha). Nie przesadzajmy z tymi interpetacjami, bo skończy się na tym, że Main Six (lub Mane Six, jak kto woli) będzie stawiane na piedestale jako "wzory cnót wszelakich, bez skazy i zmazy", stając obok takich osób jak Martin Luter King, Ghandi, czy Dalajlama.
Co do animacji - zgadzam się w całej rzozciągłości. Jeśli kogoś nie interesuje fabularana otoczka srialu, jego uwagę może zwrócić sposób w jaki "podano serial oczom widza": kolorowo, płynnie i z lekka umownie, słowem - świetnie.
"Portrety psychologiczne... wait, what ?... Postaci mogą wydawać się skomplikowane, lecz dla mnie nie są"
Więc obejrzyj odcinki napisane przez Meghan McCarthy i Larsona jeszcze raz.
obejrzałem. Kilka razy. Nadal nie widzę w postaciach nic skomplikowanego. Nadal uważam nadinterpretację tychże "characters" za zbędną i nieadekwatną do "powagi" serialu.
Kiedy zawodzą oryginalne scenariusze, zawsze warto zagłębić się nieco w fandom (bez ogródek- prawdopodobnie nie zostałbym przy MLP, gdyby nie on). To już konkretny hardcore.
Tu akurat się zgodzę - fani (nie bronies - ich nie mogę znieść (w większości przypadków)) rzeczywiście starają się pogłębić postaci.
Istnieją zasadniczo trzy grupy fanów- common viewers, bronies i cloppers. Ci pierwsi nie zajmują się budowaniem fandomu, a budowli tych ostatnich nie lubimy, więc niestety- za najlepsze i najbardziej wartościowe nalezy uznać prace bronych.
Nie tyle bronych, co tak zwanych przeze mnie "writers" , którzy w mojej wizji tworzą obok "musicians" i "drawers".