"Na granicy światów" jest dość dziwną pozycją. Z jednej strony mamy dobrze nakreśloną i ukazaną grupkę osób z darem, która zajmuje się nawiązywaniem kontaktu z duchami i demonami, co jednak nie pozostaje bez wydźwięku na ich życiu. Z drugiej jednak strony widzimy tradycyjne podejście do tematu, czyli rozmowy o duszy, światłości, drugiej stronie i uczuciach w typie np. "Dotyku anioła".

Zaletami serialu są kreacje aktorskie zwłaszcza dwóch postaci - Billa Cobbsa pełniącego tu rolę sędziwego mentora pogodzonego ze światem oraz Missy Crider występującej tu w roli młodej kobiety zajmującej się ezoteryką. Kevin J. O'Connor i John Aylward stanowią świetne uzupełnienie ekipy.

Serial potrafi też grać obrazem. Dobrymi przykładami są dla mnie scena walenia w podłogę w odcinku pilotażowym, ręce wynurzające się z blachy w "Souls on board", czy sceny z wieńczącego serię odcinka "Life is for the living".

Największą jednak bolączką serialu jest to, że stoi on gdzieś pomiędzy powielaniem oklepanych schematów, a naprawdę dobrą produkcją. Część widzów z pewnością odrzuci tą formę jako zbyt przewidywalną, ale miłośnicy spokojniejszych klimatów mogą poczuć się bardziej usatysfakcjonowani.

Nie chcę zniechęcać, ale też nie mam zamiaru polecać. Porównanie do "Dotyku anioła" było dość krzywdzące z mojej strony, gdyż bohaterowie są tu mniej jednoznaczni. Coś w tej serii jest.
2,5/5