Moim zdaniem serial uświadamia nas, że wielokrotnie to my sami tworzymy sobie "zjawy i duchy".
Steve - pisze książki o zjawach, przez co raczej ma wybujałą wyobraźnię i łatwo mu stworzyć projekcję
Shirley - jej "demonem" jest zdrada, kładąca cień na jej nienaganną postawę, uwypukloną nie wzięciem hajsu z tytułu książki
Theo - zmaga się z problemami dziecięcymi, a to dzieci najczęściej wymyślają potwory - po przykładzie tej dziewczynki, każe nam to sądzić, że trauma ubierana jest w sposób jakiejś złej postaci
Luke - ćpun, ćpun jak to ćpun może mieć halucynacje, stąd zjawy
Nelly - jedyna zagwozdka dla mnie, jak macie jakiś pomysł, to chętnie przyjmę. Jedyne co przychodzi do głowy, to delikatność, taka właśnie dziecięca
Hugh - utrata kogoś bliskiego. Tym bardziej, że mówi się, iż utrata ukochanego jest najgorszą stratą dla organizmu pod kątem psychicznym.