"Nawiedzony Dwór w Bly" to piękna opowieść o miłości i o naszych cieniach. Nawet nie o duchach czy zjawach – po prostu o cieniach. Wydaje mi się, że gdyby powstała niezależnie, a nie jako niepowiązana-kontynuacja serialu “Nawiedzony Dom na Wzgórzu”, to mogłaby zostać lepiej odebrana.
Bo tu bynajmniej nie chodzi o wyskakujące potwory czy dziwne dźwięki nocą. Nawet nie chodzi o postacie bez twarzy. Straszyć ma nastrój, pieczołowicie skonstruowany, i straszyć ma to, z czym zmagają się bohaterowi. A wszystkiemu towarzyszy aura tajemnicy.
Za mocne punkty serialu uznałam to, w jaki sposób jest skonstruowany oraz grę aktorską. Każde wydarzenie z czegoś wynika, nie ma dziur fabularnych, które dręczą nas po zakończeniu seansu, nie trzeba cofać, twórcy nie gmatwają na siłę, a struktura jest przemyślana nawet pomimo tego, że źródeł inspiracji było przynajmniej kilka. A jeżeli chodzi o aktorów, to nie tylko Victoria Pedretti zrobiła na mnie ogromne wrażenie swoim przechodzeniem od paniki, przez stany depresyjne, aż po względny spokój, ale przede wszystkim dzieciaki. Ich teatralność genialnie uzupełnia tę gęstą atmosferę.
Więcej opowiadam tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=9FUTt5dbzR0