Niezależnie od tego, czy traktujemy Evangelion jako arcydzieło, czy nieporozumienie, do dzisiaj ma rzeszę fanów, którzy są skłonni do bronienia rękoma i nogami opus magnum Hideakiego Anno. Minęło ponad 20 lat od zakończenia oryginalnej serii, a mimo to nadal można wdać się w liczne dyskusje na temat pewnych wątków czy teorii. Unikalni bohaterowie, genialna muzyka i poruszane problemy, sprawiają, że Evangelion na stałe wpisuje się w kanon klasyków gatunku, którego nieobejrzenie jest już postrzegane w pewnych środowiskach jako nietakt. Końcówka była analizowana kilkadziesiąt, jak nie kilkaset razy i myślę, że podstawowa umiejętność korzystania z wyszukiwarki pozwoli odpowiedzieć na niektóre pytania, jakie zostawił film. Podobnie jest też z kolejnością oglądania, Google nie boli.
Myślę, że problemem tak niskiej oceny serialu jak i mała popularność jest sam Filmweb. Fakt, że w top100 tego śmiesznego portalu znajdują się takie gnioty jak Avengersi, Spiderman, Bohemian Rhapsody czy (o zgrozo!) Tylko nie mów nikomu, mówi nam o tym jak dalece temu portalowi i użytkownikom do miana poważnych.